"Trzeba działać już. Idziemy do Aleppo" [WYWIAD]

"Trzeba działać już. Idziemy do Aleppo" [WYWIAD]
Anna Alboth / Karol Wilczyński

Anna, Polka mieszkająca w Berlinie, postanowiła zrobić coś więcej dla umierających Syryjczyków. Organizuje marsz do Aleppo. Dołączyły do niej już setki osób.

To nie pierwsza akcja Anny. W zeszłym roku podjęła się zbiórki śpiworów dla uchodźców, których fala dotarła do Berlina, w którym mieszka z rodziną. Skończyło się tak, że udało się zebrać tysiące rzeczy, a do jej mieszkania trafił Syryjczyk, Akil.

Teraz, po rozmowie ze znajomymi Syryjczykami i zapoznaniu się z katastrofą humanitarną w niektórych miastach Syrii, zdecydowała się na tę niezwykłą akcję. Miała dosyć tego, że jedyną reakcją na jaką było nas stać, były... reakcje na Facebooku.

"Pierwszy konwoj Facebook'owych lajków dotarł do Aleppo" - jeden z wpisów udostępnionych przez Annę (fot. facebook.com)

«Nauczono nas, by poddawać się wojnie. Nauczono nas, by bać się tych, którzy są potężni i pociągają za sznurki. Przekonano nas, byśmy brali stronę tych "dobrych" i oskarżali tych "złych". By akceptować podziały między ludźmi na tych "lepszych" i "gorszych". Na tych, którzy mogą spać bezpiecznie w swoich łóżkach i na tych, którzy muszą ratować swoje życie. "Tak po prostu musi być" - wmówiono nam» - czytam na stronie wydarzenia.

Co? Do Aleppo? Ale przecież tam jest wojna. Gdy tylko usłyszałem o akcji organizowanej przez Annę, pomyślałem, że to szaleństwo. Sen, który nigdy się nie spełni. Marzenie ludzi, którzy jeśli rzeczywiście wejdą do Syrii, skończą jak krucjata dziecięca. Tragicznie.

Dlatego zadzwoniłem do Anny wczoraj późnym wieczorem, gdy dzieci poszły już spać i zapytałem o rzeczy, które przecież od razu wywołują pytania. Warto zobaczyć, jak ona widzi marsz do Aleppo.

Przeczytaj wywiad:

Karol Wilczyński, DEON.pl: Czytając o marszu do Aleppo i wiedząc o twoich dzieciach, narzuca się jedno pytanie - co z nimi zrobisz? Zabierasz dzieci ze sobą, czy zostawiasz je w domu?

Anna Alboth: Na początku idą z nami, a potem wracają do szkoły. Termin rozpoczęcia marszu - 26 grudnia - nie jest przypadkowy. Wtedy dzieciaki mają wolne przez tydzień. Potem będziemy dzielić się obowiązkami - raz ja będę z dziećmi, a raz Tom. Moja mama też idzie z nami, więc logistycznie damy radę.

A gdzie zamierzacie nocować?

Plany są różne. Może w szkołach, może przy kościołach, w prywatnych domach. Mamy sztab koordynatorów, którzy ustalają, gdzie będzie dało się zostać na noc. Liczą odległości i możliwości noclegów. Wiem, że jest sporo osób, które wiedząc o naszym marszu nas zapraszają. Niektórzy też zamierzają spać w namiotach.

Czy to, że wpadłaś na ten pomysł, było wywołane jakąś konkretną sytuacją? Jak to wymyśliłaś?

Podejrzewam, że gdybym siedziała i myślała, to bym tego nie wymyśliła. Miałam poczucie, że pewnych myśli i doświadczeń było już za dużo. Że miarka się przebrała.

To znaczy?

Byłam w ośrodku dla uchodźców u znajomych, w Berlinie. Syryjska rodzina zaprosiła mnie na kolację i jak to bywa, zaczęło się spokojnie: rozmowy o jedzeniu i zabawy z dziećmi. Ale w którymś momencie zaczęli mi pokazywać zdjęcia: "to jest ktoś, kto umarł wczoraj", "a ten człowiek zmarł przedwczoraj".

Wieczorem siadłam przy komputerze, chcąc pooglądać sobie filmy prosto z Aleppo, poczytać informacje, które przychodzą z Syrii. Poprzez znajomych uchodźców mieszkających w Berlinie, poznałam też ich rodziny, które zostały na miejscu. Siedziałam i oglądałam to wszystko i... szlag mnie trafiał. Wtedy rzuciłam ten pomysł w formie takiego pytania retorycznego: "A co by było, gdybyśmy poszli?"

I okazało się, że naprawdę chcecie iść? Dojść do Aleppo?

No tak, naprawdę. W ciągu kilku godzin, od kiedy rzuciłam ten pomysł znajomym, odezwało się do mnie kilkadziesiąt osób, które poznałam w ramach różnych akcji, o których wiem, że mogę na nie liczyć i którym ufam.

Ich wsparcie i słowa, w tym od mojej mamy, utwierdziły mnie, że ten pomysł jest tak szalony, że aż ma szansę zadziałać. Potem były kolejne rzeczy, które wskazały, że warto. Na przykład moment przyjęcia kolejnej grupy uchodźców w Berlinie, którzy byli bardzo poruszeni tym, że ktoś naprawdę chce wyjść spoza swojej strefy komfortu i coś zrobić. No a potem odbiór ludzi w Aleppo, którzy od razu powiedzieli, że "nie ma nic silniejszego od nadziei" i że dawno tak dużej dawki nadziei nie dostali.

Kiedy wpadłaś na ten pomysł? Kiedy to się wydarzyło?

Półtora tygodnia temu.

Wow.

Bo trzeba działać już. Należałoby wychodzić już dziś, a najlepiej lecieć. Bardzo długo na ten temat dyskutowaliśmy w ekipie organizatorów, ale zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy nawet znaleźli nieco mniejszą grupę osób, która byłaby gotowa iść już dziś, to mogłoby to nie wzbudzić odpowiedniego zainteresowania mediów. A uwaga świata jest potrzebna, by ta akcja miała sens.

Czy organizatorzy, o których mówisz, to jest jakaś fundacja, organizacja, czy też po prostu zebraliście się ze znajomymi? Wiem o licznych akcjach, które robiliście dla uchodźców w Berlinie.

Dzięki temu, co działo się w zeszłym roku, zbudowałam sieć ludzi, którzy byli w to zaangażowani i którym ufam. Większość z nas jednak nie jest formalnie zorganizowana, choć prosimy rozmaite organizacje o pomoc, np. w zakresie szkoleń. Nie są one jednak naszymi patronami, a nasza akcja nie jest związana z żadną z organizacji. Idziemy po prostu z białymi flagami.

Wiem, że to pytanie może zabrzmieć dziwnie, ale wśród naszych czytelników ta tematyka wywołuje emocje. Dlaczego nie boisz się uchodźców?

Bo mam szansę ich poznać. Wydaje mi się, że lęk i agresja wynika najczęściej z braku wiedzy i z braku doświadczenia. Mam ten przywilej, że poznałam wielu uchodźców w Berlinie. Dopuściłam ich do siebie bardzo blisko, bo zamieszkali u mnie w mieszkaniu.

Bardzo ważne jest też podejście do nieznajomego. Co robię, gdy spotykam obcego człowieka? Czy myślę o tym, że jest obcy, czy o tym, że może będzie moim przyjacielem? Czy myślę o tym, że jest kimś złym, że zrobi mi krzywdę, czy może o tym, co możemy razem dobrego zrobić?

Sądzę, że aby myśleć o kimś źle, ten ktoś musi sobie naprawdę na to zasłużyć.

I rozumiem, że mieszkający u ciebie uchodźcy sobie na to nie zasłużyli? Nie żałowałaś, że zaprosiłaś ich do siebie na stałe?

Nigdy, ani sekundę. Od września 2015 roku mieszka z nami Akil, Syryjczyk. W tym czasie stał się naszą rodziną. W tej chwili to nie jest już gość, ale ktoś bliski, którego sprawy wszyscy razem przeżywamy. Gdy Akil siedzi w kuchni i odbiera telefony z Aleppo, to dotyka nas to wszystkich.

Cieszę się, że te pytania i obawy, które mają ludzie w Polsce, ja mogę rozwiać od razu. Mogę mieć odpowiedź z pierwszej ręki, od razu. "Hej, a dlaczego ty nie walczysz w Syrii?", "Dlaczego zostawiłeś dzieci po drodze?", "Dlaczego przypłynąłeś do Niemiec sam?" - niektórzy muszą szukać odpowiedzi samemu, ja otrzymuję je od znajomych Syryjczyków.

*  *  *

Anna Alboth jest blogerką i dziennikarką. Prowadzi znanego bloga podróżniczego - The Family withouth Borders.

W tej chwili na wydarzeniu na Facebooku udział w marszu zadeklarowało ponad 850 osób, wydarzenie zobaczyło już 21 tysięcy. Do marszu można przyłączyć się nawet na jeden dzień.

"To czas działania. Nie możemy siedzieć przy laptopach i nie robić nic. Nie możemy pić naszej late i nie robić nic. Mamy dosyć klików i smutnych czy zszokowanych emotikonek na fejsie. Mamy dosyć pisania, że to okropne i że nie da się nic zrobić.

Idziemy do Aleppo. Z Niemiec do Aleppo prowadzi tzw. szlak uchodźczy, my nim idziemy po prostu w drugą stronę.

Nauczono nas, by poddawać się wojnie. Nauczono nas, by bać się tych, którzy są potężni i pociągają za sznurki. Przekonano nas, byśmy brali stronę tych "dobrych" i oskarżali tych "złych". By akceptować podziały między ludźmi na tych "lepszych" i "gorszych". Na tych, którzy mogą spać bezpiecznie w swoich łóżkach i na tych, którzy muszą ratować swoje życie. "Tak po prostu musi być" - wmówiono nam.

Ale nie będziemy już tego przyjmować. Nie możemy już na to przyzwalać. Chcemy odrzucić naszą bezsilność.

Dlatego idziemy do Aleppo".

Obejrzyj wideo (w języku angielskim), na którym Anna tłumaczy, dlaczego podjęła decyzję o marszu do Aleppo:

*  *  *

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Trzeba działać już. Idziemy do Aleppo" [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.