Niezawodny święty Antoni uratował mojego syna
Święty Antoni Padewski to bardzo ważna osoba w moim życiu, choć nie pamiętam, kiedy moje zainteresowania skupiły się właśnie na tym świętym. Tak piękna postać spodobała się również mojemu synowi i obrał sobie św. Antoniego za patrona w sakramencie bierzmowania. Nigdy nie przypuszczałam, że będę w tym świętym szukać ratunku, ale tak właśnie się stało.
Dorastając, mój syn zszedł na złą drogę, wplątał się w kłopoty i pewnego dnia po prostu zniknął! Bardzo się bałam, że leży gdzieś pijany i grozi mu niebezpieczeństwo albo że został pobity w porachunkach i ledwo żywy czeka na moją pomoc. Miałam w tym czasie maleńkie dziecko, które urodziło się z wadami i musiałam się nim opiekować. Byłam po rozwodzie i mąż nie przejmował się dziećmi, bo akurat zrobił sobie wolne od rodziny.
Nocami nie spałam i albo się modliłam, albo chodziłam po parkach, szukając syna, żeby nie zamarzł, albo szukałam go na brzegu rzeki, ale nigdy nie dopuszczałam myśli, że nie żyje, tylko tę, że potrzebuje pomocy.
Toczyłam różne rozmowy ze św. Antonim, a to łagodne, a to wściekłe, że nie dopilnował podopiecznego. Zdawałam sobie sprawę, że jestem bliska obłędu.
Mijały lata, syn nie dawał znaku życia, a ja byłam przygwożdżona do maleństwa, które walczyło o życie. Zdesperowana pomyślałam, żeby napisać do Padwy, i tak zrobiłam. Mianowicie poprosiłam znajomą władającą dobrze językiem włoskim i ona przetłumaczyła mój list, a ja wysłałam go na chybił trafił.
Nie spodziewałam się odpowiedzi, a jednak moje zdumienie nie miało granic, gdy odezwał się kustosz sanktuarium i obiecał modlitwę. Czas mijał, nasza korespondencja biegła tym już utartym torem tłumaczenia, a syna ani śladu! W poszukiwaniu jakiegoś cudownego obrazu błąkałam się nawet po Polsce; trafiłam do Poznania, aby tylko otrzymać od Świętego łaskę znalezienia syna.
Moje maleństwo było chore, śmiertelnie zmęczone i głodne (specjalna trudno dostępna dieta) i z Poznania wróciłam zawiedziona. To był już trzeci rok poszukiwań mojego pierworodnego. Wiedziałam, że św. Antoni nie da mu zginąć, ale nieobecność dziecka - nawet pełnoletniego - powoduje spustoszenie w mózgu matki.
Ty powiesz w owym dniu: Wychwalam Cię, Panie, bo rozgniewałeś się na mnie, lecz Twój gniew się uśmierzył i pocieszyłeś mnie. Oto Bóg jest zbawieniem moim! Będę miał ufność i nie ulęknę się, bo mocą moją i pieśnią moją jest Pan. On stał się dla mnie zbawieniem! (Iz 12, 1-2)
Faktycznie syn przepadł jak kamień w wodę. Mimo to w mojej jaźni trwało światło - św. Antoni. Wreszcie stał się cud! Policja deportowała syna do kraju z Holandii, gdzie był faszerowany narkotykami, aby bezwolnie służył mafii.
Nie poznawałam własnego dziecka: był brudny, wrzeszczał po nocach: "Gdzie jestem?", "Uciekajmy" itp. Okazało się, że wraz z kolegą wzięli pożyczki na ucieczkę z kraju. Przygoda była fajna, ale krótka, bo trzeba było zarabiać na życie, lecz nie znam szczegółów, bo nigdy nie chciał mi mój chłopak o tym opowiedzieć.
Dziękowałam św. Antoniemu, że żyje, ale nie był to koniec kłopotów. Syn był alkoholikiem, awanturnikiem i człowiekiem, który przysparzał mi codziennie tyle bólu, że inni chyba przez całe życie takiej dawki nie dostali. Musiałam być wobec niego twarda, bo walczyłam o zdrowie jego małej siostrzyczki i o niego jakby za niego.
Wyrzuciłam go z domu. Radził sobie doskonale na ulicy, i to kilka lat, a ja po nocach schodziłam do piwnicy, aby okryć pijane ciało mojego syna albo podrzucić mu coś do jedzenia. Miałam tego dość, ale nie ustępowałam, aż stał się drugi cud, ale dopiero wtedy, kiedy obraziłam się na św. Antoniego i powiedziałam, że nigdy już się do niego nie zwrócę, bo zbyt długo błagam go o ratunek dla syna.
Z niewiadomych powodów mój syn poszedł na odwyk, a potem zadeklarowany obibok i chuligan poszukał pracy, znalazł dziewczynę, która podprowadziła go do sakramentu spowiedzi i zmiany życia, a teraz czekam na sakrament małżeństwa, który niebawem oboje przyjmą.
Zawdzięczam więc św. Antoniemu odnalezienie dziecka Bożego, choć czasem z powybijanymi zębami, złamanym nosem, z nożem w brzuchu czołgającego się po posadzce, ale zawsze jednak odnalezionego żywego. Zbyt mało ufamy św. Antoniemu, gdy wzywamy go na pomoc.
Modlitwa za wstawiennictwem św. Antoniego:
Święty Antoni, wielki nasz Patronie, proszę Cię pokornie,
abyś z wysokości swej chwały wejrzał na mnie
i przyszedł mi z pomocą.Ty pomagasz wszystkim, którzy wzywają Twego
pośrednictwa i proszą o opiekę. Nie odrzucaj i moich
ufnych próśb, ale wspomagaj mnie w moich troskach
i kłopotach. Twoi czciciele znają twe skuteczne
wstawiennictwo w odnalezieniu rzeczy zgubionych,
ochronie przed złodziejami, opiece nad podróżującymi,
niesieniu ulgi w cierpieniu chorym, biednym
i zakłopotanym. Z ufnością błagam, spraw, abym
dzięki Twej opiece miał zawsze silną wiarę, pracował
nad poprawą życia i pomnożeniem łaski uświęcającej.Polecaj mnie Najświętszej Maryi, Matce Bożej,
której zawdzięczasz szczególną pomoc w pracy dla
zbawienia ludzi. Ty wiesz, jak słaby i nędzny jestem,
wiesz najlepiej, jakie zło zewsząd mnie otacza i jak
bardzo potrzebuję Twej pomocy.Proszę Cię, święty Antoni, abyś mnie wspomagał
w życiu i kierował ku dobremu Bogu. Wspieraj wszystkich,
którzy zwracają się do Ciebie w swych potrzebach
i troskach. Niech wszyscy odczuwają Twoją opiekę
i doznają Twej pomocy, wielbiąc Boga Ojca i Syna,
i Ducha Świętego. Amen.
Skomentuj artykuł