Świadectwo nawróconego narodowca
Byłem narodowcem, lecz pewnego dnia spotkałem Jezusa - pisze do mnie były członek Młodzieży Wszechpolskiej, opowiadając o swoim nawróceniu. Do opisania swojej historii zachęciła go lektura felietonu "Naród nie jest Bogiem", który ukazał się na portalu DEON.pl tuż przed Świętem Niepodległości.
"Gdy dołączyłem do Młodzieży Wszechpolskiej uważałem się za praktykującego, całkiem prawowiernego katolika i zamierzałem zmienić świat. Należało wywalić obecne elity, bo to MY mamy rację. Byłem w Młodzieży Wszechpolskiej dwa lata. W tym czasie zdążyłem piastować kilka ważnych funkcji".
Pomijam szczegóły, bo - jak pisze Grzegorz (imię zmienione) - boi się o siebie, gdyby został zidentyfikowany.
"Byłem pełen nienawiści - kontynuuje. Nienawidziłem ludzi o odmiennej orientacji seksualnej, a także przedstawicieli różnych nacji. A Kościół? Jako Polak-Katolik stałem oczywiście na straży prawowierności. Nasza religia jest narodowa, więc musi wieść wszędzie prym".
"Ogólnie mówiąc zawsze chodziło o ideologię, a nasz czas w rzeczywistości mijał na imprezach ostro zakrapianych alkoholem. Czasem w różnych dziwnych i mało przyjemnych lokalach. Kto nie pił odchodził szybko do lamusa i nie miał szans na zrobienie kariery w strukturach. Mówiło się o koleżeństwie, o tym jak to jesteśmy wobec siebie lojalni i wspieramy się przeciwko systemowi etc. Właściwie wszystkie inicjatywy robione były kompletnie spontanicznie. Niektórzy byli podczas akcji zwyczajnie skacowani i większość pomysłów była czystą improwizacją z ułańską fantazją. Generalnie - czy się udawało czy nie - po akcji można było się napić i poczuć, że się żyje. W końcu oddało się coś dla idei i sprawy. A potem była zabawa. Nie ujmując jednak, robiliśmy pewne dobre rzeczy: zbieraliśmy pieniądze i dary dla rodzin, oddawaliśmy krew. Owszem, było i tak. Każdy ma dobre serce".
W dalszych słowach pisze Grzegorz, że "bycie w organizacji daje poczucie pewności, daje za darmo łatwą prawdę, utwierdza w przekonaniu, że to my mamy rację, a oni - czyli prawie wszyscy - jej nie mają".
Co się wydarzyło, że Grzegorz odszedł z organizacji?
"Głównym powodem moich zmian wewnętrznych była akcja podczas "Golgota Picnic". Oczywiście jak zwykle - kompletnie niezorganizowana. Wparowaliśmy w kilku na spryciarza do lokalu. Tamtejsze wydarzenia, które są opisane w mediach, w tym przeze mnie na jednym z portali, doprowadziły do tego, że kilka dni po akcji miałem mieszane uczucia i nieswojo się czułem. Potem były wakacje, podczas których oddaliłem się od "ekipy". Po powrocie z nich, w październiku, trafiłem na katechezy Drogi Neokatechumenalnej. Kilka tygodni później ogłosiłem odejście. Na katechezach dowiedziałem się o co chodzi w chrześcijaństwie, że to nie jest jakaś fasada, ale konkretna relacja, konkretny krzyż, konkretne życie. Zrozumiałem także, że idea zaprowadzenia porządku poprzez stworzenie nowej struktury, w którą wierzyłem, to w gruncie rzeczy marksizm, z którym paradoksalnie walczyłem".
Gdy Grzegorz odszedł z organizacji, stracił wielu znajomych, a nawet przyjaciół. Dla dawnych kompanów przestał istnieć.
"Pyta ojciec w felietonie - pisze były narodowiec w swoim długim liście - jak dotrzeć do tych młodych ludzi? Powiem tak - a czy to ma sens? Moi ex-koledzy potrafią nazwać papieża Franciszka lewakiem, osądzić go i wrzucić do wora. Ale jak powie coś co "nam pasuje" to jest już autorytetem". Dalej opowiada mi Grzegorz o realizowanych przez MW planach "wkręcania" się w duszpasterstwa i wspólnoty katolickie, by pozyskiwać nowych członków. Liczył się każdy człowiek.
"Bardzo bym chciał, by moi ex-koledzy przestali innych nienawidzić, tak jak ja przestałem. Ale myślę, że jedynie Bóg może ich zmienić, bo po ludzku jest to raczej niemożliwe".
Na koniec Grzegorz przeprasza mnie, że tak długo pisze, ale czuje potrzebę podzielenia się swoją historią. Zwierza się, że kiepsko się czuje ze swoją przeszłością i do dziś pokutuje za zło, które czynił, a szczególnie ciąży mu piętno antysemityzmu.
Obiecałem mu towarzyszyć modlitwą. Będę także modlił się za jego ex-kompanów, by spotkali Jezusa i doświadczyli Jego przebaczenia.
Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"
Skomentuj artykuł