Patriotyzm w czasach tik-toka. Tylko autorytet może wpłynąć na innych
Obchody święta niepodległości w małej, kaszubskiej parafii. Patrzę na tłumy, poczty sztandarowe, młodzież ze szkoły mundurowej. Jednak mój wzrok przyciąga głównie kilkanaścioro dzieci, które wychodzą na środek kościoła. Wyśpiewują pieśni patriotyczne, zachwycając zgromadzony tłum swoim zaangażowaniem i profesjonalizmem. W oczach starszych parafian widać łzy wzruszenia, w moich dumę. Wśród tych dzieci znajduje się mój ośmioletni syn, który całym sercem angażował się w śpiew. Co więcej, on miał świadomość tego co i dlaczego wyśpiewuje.
Gdy jakiś czas temu wspominałam na łamach DEON.pl o bł. księdzu Popiełuszce i naszej "przyjaźni" z błogosławionym, dostałam masę różnych wiadomości. Większość z nich przepełnione było wyrzutami i bólem: "a bo wy młodzi! Co wy wiecie o komunizmie, co wy wiecie o walce o wolność, co wy wiecie o tym co to znaczy być patriotą?". W pewnym momencie przelała się we mnie gorycz, usuwałam te wiadomości mechanicznie, bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Co wiemy? Dużo wiemy. Choć pokazujemy to w inny sposób niż ci, którzy za naszą wolność walczyli na innych polach, niż my dziś.
Jak postrzegamy niepodległość?
Różnie postrzegamy dziś walkę i troskę o ojczyznę. Inaczej patrzy na nią moja babcia, która była przesiedlona i wędrowała przez całą Polskę. W inny sposób mój tata, który żył "za komuny", a w innym świetle ja, bo choć urodziłam się przed upadkiem ZSRR - nic z tego czasu nie pamiętam. W odrębny sposób patrzą moje dzieci, dla których to "tylko" opowieści. Czy moja babcia ma prawo mieć pretensje do prawnuków, że święto niepodległości przeżywają inaczej niż ona? Czy prababcia może dziś powiedzieć do nich, że oni nic nie wiedzą i nie mają prawa się wypowiadać? Nie. Owszem, oceniać jest łatwo. Zobaczyć różnice w podejściu do wolności, dbania o wspólne ojczyste dobro, czy kultywowanie tradycji i chęć do poznawania historii - to przychodzi dość szybko. Mamy różne doświadczenia, więc i przeżywanie jest odmienne. Nie można jednak zarzucać młodym, że nie żyją taką samą czcią i pamięcią jak starsi. Nie powinno się zarzucać dzisiejszej młodzieży, że ona taka nijaka wobec ojczyzny, wszak nie wiemy jak ta młodzież by się zachowała, gdyby np. wybuchła dziś wojna. Może nam się dziś wydaje, że młodzi uciekliby w popłochu. Tego jednak nie wiemy i obyśmy nie mieli okazji sprawdzać.
Patrzeć na to, co łączy
Zamiast szukać różnic, być może warto zobaczyć co nas łączy? Poznanie swojej historii jest bardzo ważne. Cieszę się z młodszego syna, który dobrowolnie i z radością wziął udział w patriotycznym wystąpieniu. Cieszę się też ze starszego dziecka, którego fascynuje historia współczesna i ma o niej dużo większe pojęcie niż ja. Co byłoby jednak, gdyby nie było w nich tej fascynacji? Czy mam prawo mieć o to pretensje? Jeśli tak, to myślę, że tylko do siebie… Wszak łatwo jest mówić, że ta współczesna młodzież jest taka czy siaka, ale co robimy by to zmienić - poza narzekaniem? Czy jest w nas otwartość na konfrontację? Czy jesteśmy w stanie wysłuchać czym dla nich jest ojczyzna, mimo że ich spojrzenie może być diametralnie różne od naszego? Czy mamy prawo wymagać od nich współodczuwania, gdy tak naprawdę dla nich to tylko część historii, podobnie jak chrzest Polski wieki temu? Czy mamy prawo, czy może zadanie… No właśnie.
Myślę o moim młodszym dziecku. Dla niego wyjście przed tłum ludzi i stanięcie w centrum zainteresowania to ogromne wyzwanie. Mimo to bardzo tego chciał. Nie dlatego, że jest ogromnym patriotą, a miłość do ojczyzny jest głównym tematem naszych rozmów. Zrobił to, bo został zaproszony przez ludzi, którym bardzo ufa. Po prostu. Dzieci, młodzież, ale też my dorośli - jesteśmy w stanie dużo zrobić dla ludzi, którzy są dla nas ważni, którzy są jakimś autorytetem. Nie inaczej było tutaj. Zaproszenie przyszło, więc i odpowiedź była konkretna.
Siła autorytetu
Jeśli chcemy by nasze dzieci kochały ojczyznę, przestańmy im zarzucać miałkość i bylejakość. Stańmy się dla nich autorytetem! Niech nie słowa, ale postawy pociągają. Cała reszta może wyglądać jak mało istotne tło, ale to tylko zasłona. W świecie, w którym relacje zastępuje świat wirtualny, młodzi bardzo chętnie przyjdą do tych, dla których będą ważni, będą wysłuchani. Jeśli pozwolimy im przyjść na ich warunkach, jeśli nam zaufają... To jest trudne zadanie. Można przecież mówić wiele o miłości do ojczyzny, a nie pokazywać tego czynem - choćby przez prosty, choć trudny, szacunek do drugiego człowieka. Wtedy ojczyzna staje się pojęciem abstrakcyjnym, gdy nie ma miłości w relacjach na co dzień. Tylko autorytet może wpłynąć na innych. Zróbmy wszystko, byśmy sami stawali się wzorem dla młodzieży. Wtedy nie będą im potrzebne kolejne gwiazdy tik-toka. Wtedy przyjdą do prababci posłuchać o jej historii.
Skomentuj artykuł