Wigilijne tradycje mają głęboki sens duchowy. Nie zaklinajmy nimi rzeczywistości
Co powinno znaleźć się w chrześcijańskim domu na wierzchołku odświętnie ubranej choinki? Aniołek, ozdobny czubek czy gwiazda? Co symbolizuje kolorowy łańcuch wijący się wśród zielonych gałązek i dlaczego trzeba spróbować każdej wigilijnej potrawy?
Odnoszę wrażenie, że większość młodych Polaków nie zna bogatej niegdyś symboliki obchodów Świąt Bożego Narodzenia. Pojawiające się w największych dziennikach publikacje nie pomagają w odkryciu chrześcijańskiego znaczenia rodzinnych tradycji kultywowanych przez naszych pradziadków i prababki. Wielu areligijnych autorów powraca do wierzeń z epoki przedchrześcijańskiej, gdy świętowano Szczodre Gody, podczas których niepewną przyszłość można było wywróżyć, a pomyślność wymusić magicznymi gestami.
Jaki dziś nastolatek chciałby słuchać wciąż tej samej historii o Maryi i Józefie, o dziecięciu które było dobrym Bogiem i o królu Herodzie, który był tym złym. Święta jak święta. Nic nowego pod zakrytym chmurami słońcem. Katolickie pisma przypominają słowo w słowo, jak modlić się przed wigilijną kolacją i zachęcają do włożenia sianka pod obrus. W kościołach odprawiane są pasterki, a opłatki, łamane wszędzie i przez wszystkich, należą do szeroko pojętej narodowej kultury. Symbolika tego gestu wykracza daleko poza religijną tradycję i do niczego nie zobowiązuje. To jedynie gest kurtuazji będący w dobrym tonie w każdym zakładzie pracy. Zwyczaj, który usprawiedliwia życzenia, jakie pracodawca składa pracownikom.
Dlaczego trzeba spróbować każdej wigilijnej potrawy?
Ostatnio zaprosiłem na spotkanie w Europejskim Centrum Komunikacji i Kultury osoby, które chciały porozmawiać o zapomnianych tradycjach obchodów Bożego Narodzenia. Przyszło ponad 20 osób. Zaczęliśmy od prostowania przeinaczonych interpretacji chrześcijańskich zwyczajów.
„Zanim w Wigilię złożyliśmy sobie życzenia i zasiedliśmy do stołu, ojciec szedł do zwierząt w oborze i zanosił im kolorowe opłatki – wspomina jedna z uczestniczek. Dopiero potem rozpoczynaliśmy świętowanie”. Ta chrześcijańska tradycja nie ma nic wspólnego z dobrą wróżbą. Nie zapewnia bydłu zdrowia i płodności. Nie dlatego dzielimy się opłatkiem ze zwierzętami, aby przemówiły do nas ludzkim głosem, jak opowiadano kiedyś dzieciom. Włączamy je w świąteczne obchody Bożego Narodzenia, bo jak wierzymy, były obecne w grocie betlejemskiej.
W wiejskiej zagrodzie całe otoczenie radowało się z Bożego Narodzenia. Drzewa w sadzie potrząsano wołając: już Wigilia! To piękny gest podkreślający, że cała natura świętuje. Nie tylko człowiek. Nie ma w tym żadnego zabobonu. Wystarczy nadać takim gestom chrześcijańskie znaczenie. Na stole pojawia się 12 potraw, a nie jak chcieli poganie: nieparzysta liczba dań. Liczby parzyste przynosiły według nich pecha. Liczba 12 ma nam przypominać dwunastu apostołów. Chociaż niektórzy stawiają 9 potraw. Jednak nie uzasadniają tego dawnym przesądem, bo liczba 9 jest również wzięta z Biblii i odnosi się do dziewięciu chórów anielskich.
Pamiętam, jak babka nam mówiła, że należy spróbować każdej wigilijnej potrawy, ale nie dlatego, że ominie nas w nadchodzącym roku tyle przyjemności, ilu potraw nie skosztowaliśmy – bo taki zabobon był rozpowszechniany – lecz z szacunku do wszystkich Bożych darów, jakie daje pole, sad, las i rzeka. Kluczowym daniem jest ryba. Nie dlatego że zapowiada płodność, ale dlatego, że była symbolem chrześcijan zanim jeszcze stał się nim krzyż. Greckie słowo ΙΧΘΥΣ (ryba) to skrót od słów „Jezus Chrystus Boga Syn Zbawiciel”.
Zanim zjawiła się choinka
Od ponad stu lat naszym świętom towarzyszy choinka symbolizująca drzewo życia. Na jej wierzchołku umieszczamy oczywiście sześcioramienną gwiazda Dawida, ewentualnie gwiazdę z ośmioma ramionami, przypominającą nam o ośmiu błogosławieństwach (por. Mt 5,3-12). Zanim choinki trafiły do naszych domów, wieszano u sufitu podłaźniczkę ubraną w ozdoby zrobione z opłatków i z papieru. Wieszano także jabłka, orzechy, ciastka i złocone nasiona lnu. Jedną z ozdób był papierowy łańcuch symbolizujący więzi między członkami rodziny, przyjaciółmi i znajomymi. Podłaźniczka była niewielką górną częścią świerka, jodły lub sosny przymocowaną do sufitu czubkiem w dół, a swoją nazwę zawdzięcza podłaźnikom, pierwszym gościom, którzy przychodzili z podłazami, czyli życzeniami i zielonymi gałązkami. Mimo, że podłazy i podłaźniczka wywodzą się ze starosłowiańskiego obrzędu mającego przynieść domowi dobrobyt, chrześcijanie nadali jej swoje znaczenie: gość w dom, Bóg w dom.
Po co zostawiamy puste miejsce przy stole?
Kolejne sprostowanie, jakiego nie może zabraknąć w przywracaniu świętom chrześcijańskiego charakteru, to wyjaśnienie ewangelicznego sensu dodatkowego talerza na wigilijnym stole. Zanim wyrugowano z polskiej tradycji kult zmarłych, ten dodatkowy talerz stawiano dla członka rodziny, który odszedł „w zaświaty” w ostatnim roku. Tam, gdzie ten zwyczaj przetrwał do naszych czasów, kładzie się na tym dodatkowym talerzu kawałek opłatka dla zmarłego lub zmarłej. Z tej zamierzchłej tradycji wziął się również współczesny zabobon mówiący, że jeśli ubogi wędrowca odwiedzi nas podczas wigilii i zajmie miejsce u stoły przy przygotowanym dodatkowym talerzu, to następnego roku zabraknie kogoś z najbliższej rodziny.
Dla katolików miejsce to jest zarezerwowane dla Chrystusa, który może w każdej chwili nawiedzić nas pod postacią ubogiego, głodnego, zbłąkanego lub uciekającego przed wojną czy prześladowaniami. Taki niespodziewany gość jest zawsze błogosławieństwem dla wszystkich domowników. Gość w dom, Bóg w dom.
Na spotkaniu o zapomnianych tradycjach wspominaliśmy z nostalgią ruchome szopki bożonarodzeniowe, które pokazywały Boże Dziecię rodzące się pośród naszej codzienności. Niewiele takich szopek przetrwało. Zakończyliśmy stwierdzeniem, że zbyt mało opowiadamy najmłodszym o chrześcijańskiej symbolice potraw, gestów, słów i przedmiotów towarzyszących nam w świętowaniu Bożego Narodzenia. Warto to zmienić.
Skomentuj artykuł