Nowy biskup warszawski: promocja czy zdrada?

Nowy biskup warszawski: promocja czy zdrada?
Fot. episkopat.pl

Chyba dla wszystkich nas zaskoczeniem było mianowanie abpa Adriana Galbasa na metropolitę warszawskiego. Jednak jeszcze większym zaskoczeniem jest ton komentarzy, jaki tej nominacji towarzyszy. Wydawać by się mogło, że wszyscy się ucieszą, Warszawa dostaje przecież dobrego biskupa – tymczasem dni mijają, a tu nie milkną głosy krytyczne. Czy słusznie?

Tak zwane „zaślubiny z diecezją”

Jeśli jest ślub, to musi być i miłość. A jeśli miłość się skończy, i przynajmniej z rozsądku nie da się już być razem, to w grę wchodzi separacja lub rozwód. Niestety, na tym właśnie polega nieszczęście stosowania zbyt uwznioślonego języka, do czego zwłaszcza teologia ma niezwykłe skłonności. Zresztą w Kościele nie jest to jedyny przykład takich poetyckich porównań. Mówi się na przykład, że relacja między biskupem a księżmi powinna być jak relacja ojca z synem, a w rzeczywistości często jest tak, że „ojciec-biskup” nawet nie zna swoich „dzieci”, a „syn-ksiądz” wstydzi się „ojca”. Albo z upodobaniem mówi się o „rodzinach zakonnych”, a tak naprawdę nic w tym stylu życia nie przypomina życia rodzinnego, chyba że porównamy się do rodzin wysoce patologicznych. Być może więc nadszedł czas, aby zrezygnować z pewnych określeń, które nie tylko, że są nieprecyzyjne, ale wręcz mylące. Przecież nikt, nawet my, księża, nie traktujemy tych określeń poważnie, a jak widzimy to w obecnej sytuacji, są one kolejnym z powodów do krytykowania Kościoła, na co on – akurat w tej sytuacji – wcale nie zasłużył. Ceremonia ingresu nowego biskupa do katedry jest celebracją bardzo uroczystą, a nawet dość „nadętą”, ale nie bierze się to znikąd, stanowi ona zwieńczenie długiego procesu selekcji i weryfikacji kandydatów, którzy byliby w stanie objąć taką odpowiedzialność. Najważniejszy jest ten proces.

Nominacja biskupa to przede wszystkim strategia

Proces wyboru biskupa to nie tylko wytypowanie możliwych kandydatów, ale także zebranie sporej ilości opinii na ich temat. Dlaczego tak dużo opinii? Bo to daje większą gwarancję, że gdyby były sprawy dobrze ukryte, ktoś w końcu napisze prawdę. A chodzi tu nie tylko o kwestie wiary, które akurat w tym przypadku powinny być czymś oczywistym, ale także o sprawy moralne, a w końcu – i to wcale nie jest najmniej ważne – o zdolności związane z zarządzaniem ludźmi i diecezją. Biskupem jest się do końca życia, stąd nie powinno tu być miejsca na pomyłkę. Do tego dobrze byłoby odrzucić tych, którzy wprawdzie mogliby zostać biskupami, ale wcale tego nie chcą, oraz tych, którzy bardzo chcą, ale nie powinni nimi zostać. Już w pierwotnym Kościele bardzo dbano o te kwestie, czego dowodem są zalecenia św. Pawła dla Tytusa: „Biskup bowiem winien być człowiekiem nienagannym, niezarozumiałym, nieskłonnym do gniewu, nieskorym do pijaństwa i awantur, nie chciwym brudnego zysku, lecz gościnnym, miłującym dobro, rozsądnym, sprawiedliwym, pobożnym, powściągliwym, przestrzegającym niezawodnej wykładni nauki” (Tt 7, 9). Ponieważ biskupa wybiera się dla konkretnej diecezji, dlatego to właśnie perspektywa jej potrzeb jest tym, co od samego początku weryfikuje ten proces. Analogicznie, kiedy do objęcia jakiejś diecezji typuje się biskupa, który już posiada odpowiednie doświadczenie, w grę wchodzą przede wszystkim jego osobiste zdolności w odniesieniu do konkretnych potrzeb tej konkretnej diecezji.

„Il Papa vuole” – Papież tego chce

Taki przydomek za czasów rzymskich miał ponoć kard. Dziwisz, umiejętnie usuwając się w cień. Tak samo jednak efekty poszukiwania nowego biskupa komunikuje nuncjusz: kiedy dzwoni albo rozmawia z kandydatem, mówi, że „Ojciec Święty tego sobie życzy...”. Ale tu jest mały problem. Bo choć my w Polsce dokładnie wiemy, co to diecezja katowicka, a co gliwicka, a także wiemy, że Sosnowiec to nie Śląsk, to już papież Franciszek nie ma o tym bladego pojęcia. Ktoś musi mu przygotować odpowiedni materiał do podpisu i ktoś musi odpowiednio doradzić. Może więc rozrywający szaty komentatorzy powinni mieć raczej pretensje do obu naszych kardynałów, z których jeden w Watykanie mieszka, a drugi jest konsultorem Dykasterii ds. Biskupów? No i w końcu pozostaje jeszcze sprawa zgody samego zainteresowanego, który uwierzy albo i nie, że „il Papa lo vuole”.

W tym wszystkim dla mnie osobiście najbardziej niepokojące jest coś zupełnie innego. Mianowicie pytanie, czy rzeczywiście nie da się na czele diecezji postawić kogoś z lokalnych księży? W sumie to nie wierzę, że nawet w słynnej na całą Polskę diecezji sosnowieckiej nie znalazłoby się kilku sprawiedliwych. Takie „importowanie” biskupa z daleka rzeczywiście przypomina raczej szukanie odpowiedniego managera niż pasterza.

Czy Galbas jest “nijaki”?

Ale myliłby się ten, kto by myślał, że na tym skończą się lamenty. Bo kiedy już w komentarzach wyczerpie się temat niestosowności przerzucania biskupów między diecezjami, to wtedy można wytoczyć jeszcze jeden „argument”. Otóż podobno nie wiadomo, jakiej partii politycznej Galbas przyklaskuje, na kogo głosował i jakie ma poglądy. Nie wiadomo, czy osoby LGBT chciałby postawić po swojej prawej i lewej stronie, czy też wyśle je na wieczne potępienie. Nie wiadomo, czy jego marzeniem jest koncelebrowanie mszy z nowo wyświęconą na księdza kobietą? Niektórzy politycy w ogóle nie wiedzą, kim on jest!

Ogarnijmy się. To, co komentarze takie przedstawiają jako wadę, w rzeczywistości jest niemałą zaletą. Bo choć nowo mianowany metropolita w tym miejscu z pewnością nie będzie w stanie odizolować się od świata polityki, to jeśli konsekwentnie nie da się wciągnąć w jej wir, jeśli do końca nie będzie wiadomo, jakiej partii przyklaskuje (albo jeśli w ogóle takie przyklaskiwanie będzie miał w głębokim poważaniu), jeśli do końca pozostanie sługą Ewangelii, to w końcu to będzie najważniejsze. Za to będziemy go lubić, szanować, i kto wie, może nawet Warszawie zazdrościć. Powodzenia, biskupie!

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Jan Twardowski

Czego szukam? Komu daję się w życiu prowadzić?
Kogo przypominam? Jakim jestem chrześcijaninem?
Kim jestem?

Ksiądz Jan Twardowski jest mistrzem w zadawaniu pytań tak prostych, że aż skomplikowanych. W swojej książce stawia nas...

Skomentuj artykuł

Nowy biskup warszawski: promocja czy zdrada?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.