Dostrzegać osoby, rozumieć, właściwie oceniać i być wspaniałomyślnym
Dostrzec, zrozumieć, właściwie ocenić i komentować, być łagodnym i miłosiernym. Opis rzeczywistości i wydarzeń w wielu dziedzinach życia, ocena ludzi i społeczności z tym związanych jest u nas ‘lata świetlne’ oddalona od tego ciągu logicznego, który opisałem. Co się z nami dzieje, że każdy musi być skrytykowany, przypisując mu najgorsze intencje? Dlaczego nie jesteśmy w stanie dostrzegać dobra, które jest wokół nas, a to, co negatywne czy jakoś problematyczne chwytamy w lot?
Tylko kilka przykładów z naszego ‘kościelnego podwórka’. Papież Franciszek odwiedził w domu kilka dni temu chorą, niedługo po jej wyjściu ze szpitala, włoską polityk Emmę Bonino. To była senator, minister spraw zagranicznych Włoch, Komisarz UE, znana polityk z partii radykalnych i lewicowych. Na Franciszka spadło wiele krytyki, bo to przecież zwolenniczka aborcji i ateistka, choć jednocześnie walcząca z ubóstwem i wykluczeniem społecznym, ale to raczej pomijamy. Druga rzecz to to, że Watykan zaprezentował maskotkę Roku Jubileuszowego 2025, nazwaną ‘Luce’ – od ‘światła’ w języku włoskim. A jakże, została ‘zjechana z góry na dół’, bo amorficzna (nie wiadomo czy to dziewczyna czy chłopak; jej projektanci byli zaangażowani ponoć w jakieś ‘produkty erotyczne’, a nawet nadane imię kojarzy się niektórym nie ze światłem a z diabłem-lucyferem!) i jakaś ‘nieeuropejska’ ta maskotka – obca nam kulturowo. Może w Azji byłaby OK (Japonia ponoć będzie przeszczęśliwa), ale dla innych wydaje się być ‘dziwaczna’.
Stamane, con enorme sorpresa e piena di emozione, Sua Santità mi ha fatto una graditissima visita.
— Emma Bonino (@emmabonino) November 5, 2024
Di Papa Francesco emerge sempre l’aspetto umano straordinario. Già dai presenti che ha voluto donarmi, un meraviglioso mazzo di rose e dei cioccolatini.
Sono rimasta molto… pic.twitter.com/8ldZ3K9Gwn
Kiedy o tym słyszę, jako żywo przychodzi mi na myśl, że Jezus był krytykowany za to, że do ‘grzeszników poszedł w gościnę’, że bratał się z celnikami, a jednego nawet zrobił apostołem. Wiedział, że Judasz był ‘złodziejem’, a mimo to do końca mówił mu ‘przyjacielu’. Albo kiedy Jezus spotkał przy studni Jakubowej Samarytankę, kobietę, która miała już kilku mężów, ale ten obecny nie był jej mężem, nie zabronił jej, aby była Jego świadkiem wobec ludzi z miasteczka. Czy późniejsze dzieje św. Piotra, kiedy Duch Święty nakazał mu pójść do poganina Korneliusza, by go ochrzcić. Bracia pochodzenia żydowskiego byli tym zgorszeni, gromiąc go: „poszedłeś do pogan i jadłeś z nimi”.
Co się z nami dzieje, że łatwiej wierzyć plotkom i pomówieniom niż budować w sobie przestrzeń wyrozumiałości i łagodności? Z pewnością, łatwość dzisiejszej komunikacji, jej szybkość nie pomagają. Nie jest prosto zatrzymać się, uspokoić oddech i myśli, nabrać perspektywy i wtedy dopiero próbować coś robić, jakoś reagować. W dobie współczesnej zwykle ten lub medium, które pierwsze opisuje jakieś wydarzenie wyznacza trendy, narzuca – powiedzielibyśmy dzisiaj – ‘narrację’. Ale pośpiech w relacjach międzyludzkich, w ocenach zachowań innych, nie jest nigdy dobrym doradcą.
Św. Ignacy był realistą. Wiedział, że pewne rzeczy w komunikacji między ludźmi wymagają umiejętności i ‘praktyki’. Nieporozumienia się zdarzają, pomyłki także. Jesteśmy ludźmi. Także tego, co prowadzi do zrozumienia innych musimy się uczyć i ćwiczyć w tym. Ignacy umieścił tę zasadę w Ćwiczeniach Duchowych, jako tzw. ‘założenie wstępne’ – praesupponendum – czyli: ‘raczej ocalić zdanie bliźniego niż je potępiać’, precyzować, ‘pytać, jak ktoś coś rozumie’, jeśli trzeba, ‘poprawiać z miłością’, a jeżeli to jest za mało, szukać ‘wszelkich środków stosownych’, żeby ktoś dobrze rozumiał i ocalił siebie (swoje człowieczeństwo, miłość bliźniego, nagrodę niebieską).
Bardzo dzisiaj potrzebujemy takich narzędzi, aby uporządkować nasz społeczny, a także wewnątrzkościelny dyskurs. Zbyt często zamiast komunikacji i zrozumienia mamy napięcia i podziały. Jesteśmy zainteresowani nie tyle prawdą, co tym, byśmy ‘ja’ i ‘moja grupa’ mieli decydujące zdanie. Niestety, często nie dzieje się tak, bez szukania własnych korzyści – ze szkodą dla innych.
Prawdziwe chrześcijaństwo to łagodność i miłość. Chrześcijaninem jest ten, kto okazuje miłosierdzie, służy, bierze krzyż na swoje ramiona. To nie jest ‘pobożne gadanie’, ale program życiowy. Trochę o nim zapomnieliśmy okładając się po głowach swoimi ‘racjami’. Dlatego nie rozpędzajmy się w domysłach i oskarżeniach. Odrzućmy medialny napór na natychmiastową i skoncentrowaną na krytyce reakcję na wszystko. Dajmy sobie czas na uspokojenie, nabranie dystansu i odpowiedniej perspektywy. Uczmy się dostrzegania osób, rozumienia, właściwego oceniania czy komentowania, i bycia wspaniałomyślnym.
Skomentuj artykuł