Świeckie osoby pełnią rolę kapelanów w szpitalach i odwiedzają osadzonych w więzieniach. Towarzyszą duchowo odprawiającym rekolekcje ignacjańskie. Doradzają młodym kobietom i mężczyznom w rozeznawaniu ich powołania. Dlaczego towarzyszenie duchowe nie miałoby stać się oficjalną posługą w Kościele uroczyście ustanawianą podobnie jak lektorat czy akolitat, które są dostępne od niedawna również dla kobiet?
Kiedy pojawiają się projekty zmian, zawsze należy spodziewać się zamieszania, sprzeciwu, nawet sabotażu. Nie inaczej ma się rzecz z ruchem synodalnym, który ma być sposobem odnowy Kościoła, jaką podejmuje papież Franciszek. Z twierdzeniem, że odnowa jest potrzebna, zasadniczo zgadzają się wszyscy, ale wiele kontrowersji wywołuje to, co chcemy odnawiać i jakimi środkami. Gdy chodzi o sprawy ważne, zawsze dochodzi do jakiegoś zderzenia przekonań i odnosi się to również do Kościoła. W tego typu konfrontacji trzeba strzec się skrajnych stanowisk, które zwykle są jednostronne.
Wydawałoby się, że w kwestii świętości trudno o nową perspektywę. Mamy w Kościele nawet specjalną uroczystość, w której oddajemy cześć wszystkim świętym, także tym, których nie ogłoszono w drodze kanonizacji czy beatyfikacji. A jednak okazuje się, że można spojrzeć na sprawę z jeszcze jednej strony.
Dzieje się tak w modzie, w architekturze, czasami w sztuce. Wraca moda retro, stare, dobrze sprawdzone wzorce. Dzieje się tak też w religii i duchowości. Okazuje się, bowiem, że to, co było dobre kiedyś, może być przydatne i owocne także teraz.
Jakiś czas temu podzieliłam się z pewnym duchownym moim marzeniem, by finanse Kościoła na poziomie diecezji były transparentne, publikowane w formie raportu dostępnego dla wszystkich diecezjan - podobnie, jak ze swoich finansów rozliczają się różne poważne i mądrze zarządzane świeckie organizacje zajmujące się niesieniem dobra.
Mamy dziś w Kościele naprawdę sporo wydarzeń dla małżonków, organizowanych po to, by pomagać umacniać więź małżeńską czy przezwyciężać kryzysy. Problem jest jednak taki, że potrzebujący wsparcia małżonkowie dowiadują się o nich z internetu. Albo od znajomych. Nie z kazania, nie z konfesjonału, nie od księdza. Gdyby za płomiennymi kazaniami o nierozerwalności sakramentalnych małżeństw poszły też komunikaty o dobrych praktykach i miejscach oraz wspólnotach, które małżeństwa wspierają, byłaby większa szansa, że Kościół zacznie się ludziom kojarzyć z miejscem, w którym można uratować swoje małżeństwo.
Pod koniec października zakończył się w Rzymie Synod o synodalności. Było to wydarzenie bez precedensu, bo jeszcze nigdy obrady synodalne nie były aż tak rozciągnięte w czasie. Bo przecież najpierw dyskutowaliśmy na poziomie parafii i diecezji, potem był etap kontynentalny i dwie sesje w Rzymie. W debatach synodalnych wybrzmiewały różnorakie tematy. Wielu wieszczyło rewolucję doktrynalną. Zniesienie celibatu, święcenia kobiet, itd. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Synod się skończył.
Obchody święta niepodległości w małej, kaszubskiej parafii. Patrzę na tłumy, poczty sztandarowe, młodzież ze szkoły mundurowej. Jednak mój wzrok przyciąga głównie kilkanaścioro dzieci, które wychodzą na środek kościoła. Wyśpiewują pieśni patriotyczne, zachwycając zgromadzony tłum swoim zaangażowaniem i profesjonalizmem. W oczach starszych parafian widać łzy wzruszenia, w moich dumę. Wśród tych dzieci znajduje się mój ośmioletni syn, który całym sercem angażował się w śpiew. Co więcej, on miał świadomość tego co i dlaczego wyśpiewuje.
Chyba dla wszystkich nas zaskoczeniem było mianowanie abpa Adriana Galbasa na metropolitę warszawskiego. Jednak jeszcze większym zaskoczeniem jest ton komentarzy, jaki tej nominacji towarzyszy. Wydawać by się mogło, że wszyscy się ucieszą, Warszawa dostaje przecież dobrego biskupa – tymczasem dni mijają, a tu nie milkną głosy krytyczne. Czy słusznie?
Czy polski patriota musi być katolikiem? A czy katolik w Polsce musi być patriotą? Takich pytań jest więcej. Nie powinny pozostać bez odpowiedzi, jeśli poważnie traktuje się sprawę miłości Ojczyzny.
Dostrzec, zrozumieć, właściwie ocenić i komentować, być łagodnym i miłosiernym. Opis rzeczywistości i wydarzeń w wielu dziedzinach życia, ocena ludzi i społeczności z tym związanych jest u nas ‘lata świetlne’ oddalona od tego ciągu logicznego, który opisałem. Co się z nami dzieje, że każdy musi być skrytykowany, przypisując mu najgorsze intencje? Dlaczego nie jesteśmy w stanie dostrzegać dobra, które jest wokół nas, a to, co negatywne czy jakoś problematyczne chwytamy w lot?
Oglądam nagranie, w którym abp Adrian Galbas żegna się ze swoją diecezją. Oglądam je kilka godzin po opublikowaniu, gdy trwa jeszcze pierwszy szum wokół tej decyzji – i porusza mnie jego widoczny smutek.
Armia północnokoreańska wysyła na pomoc Rosji swoich żołnierzy. To jakby przyznanie się Kremla, że nie daje sobie rady z podbojem Ukrainy. A może po prostu bardziej im się opłaca poświęcić obcych, niż posyłać na front kolejnych obywateli Federacji Rosyjskiej?
Jakiś czas temu uwagę przynajmniej części społeczeństwa skupiła sprawa krakowskiego Radia Off i jego audycji w całości wykreowanej przez silnik sztucznej inteligencji. Zbiegła się ona z tym, że "google mapy" nie będą już nas kierować na południe głosem Jarosława Juszkiewicza... I chociaż wciąż nie brakuje entuzjastów zawrotnej rewolucji technologicznej, jaka ma miejsce w związku z wykorzystaniem tzw. sztucznej inteligencji, to nieuchronnie zaczynamy na własnej skórze odczuwać, że od lat spychane na margines wątpliwości natury etycznej przynoszą pierwsze bolesne pokłosie.
Za nami uroczystość Wszystkich Świętych i dzień zaduszny. Wielu z nas wybrało się na cmentarze, odwiedzając tych, których nie ma już fizycznie z nami. W tym roku na Kaszubach było wyjątkowo zimno i wietrznie, co w jakiś sposób nie wspierało i tak często bolesnych wspomnień. Gdy przechodziłam z dziećmi przez cmentarz jeden z moich synów obrał sobie za cel ustawianie przewróconych przez wiatr kwiatów na wszystkich mijanych pomnikach, drugi szedł zamyślony w ciszy. Pomyślałam, że są tak bardzo sobie bliscy, a tak różnie przeżywają bycie w tym miejscu…
Kościół powszechny zdaje sobie sprawę ze znaczenia komunikacji we współczesnym świcie. Świadczy o tym m.in. istnienie Dykasterii ds. Komunikacji. Dowodzą tego także dotyczące komunikacji marzenia papieża Franciszka.
Początek listopada z roku na rok staje się okazją do ponownego zatrzymania się, przyjrzenia się swojemu życiu, czasami przewartościowania różnych rzeczy, nabrania perspektywy, ale też powrotu do rzeczywistości, jaka jest, a nie tej, która by mi się marzyła. Nie, to nie jest nostalgia klimatów zaduszkowych, choć odwiedziny cmentarza i bliskich mi ‘postaci’ na Rakowicach w Krakowie mają z tym wiele wspólnego.
Ostatni raz słyszałem kazanie o piekle w latach 80-tych, kiedy byłem w szkole podstawowej. Przyznaję, że misjonarz ludowy (jezuita), który mówił o mękach piekielnych, trochę mnie rozśmieszył, ale mimo tego jest to jedno z nielicznych kazań, które pamiętam do dzisiaj po tylu latach. Potem nigdy nie spotkałem się z tym tematem. Chyba, że jakoś na marginesie podczas rekolekcji ignacjańskich, ponieważ temat piekła był bardzo ważny dla św. Ignacego.
To nie zmarli potrzebują zapalonych zniczy. To my, żywi, ich potrzebujemy. To paradoks: śmierć uwalnia nas od posiadania rzeczy, więc ich posiadanie przejmują za nas inni.
Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich opublikowała w tych dniach pierwszy raport roczny, w którym podsumowała działania Kościoła w zakresie ochrony małoletnich i dorosłych bezbronnych przed wykorzystywaniem seksualnym. Raport jest odpowiedzią na prośbę Franciszka wyrażoną w 2022 r. podczas spotkania z członkami Komisji. W obszernym dokumencie podsumowano dotychczasowe działania Kościoła w zakresie ochrony małoletnich, tak na poziomie Kurii Rzymskiej, jak i w poszczególnych Kościołach lokalnych. Wskazano także obszary, w których konieczna jest dalsza intensywna praca.
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}