Tutaj można uratować swoje małżeństwo. Albo nadać mu nowy blask

Tutaj można uratować swoje małżeństwo. Albo nadać mu nowy blask
Fot. Kyle Bearden / Unsplash

Mamy dziś w Kościele naprawdę sporo wydarzeń dla małżonków, organizowanych po to, by pomagać umacniać więź małżeńską czy przezwyciężać kryzysy. Problem jest jednak taki, że potrzebujący wsparcia małżonkowie dowiadują się o nich z internetu. Albo od znajomych. Nie z kazania, nie z konfesjonału, nie od księdza. Gdyby za płomiennymi kazaniami o nierozerwalności sakramentalnych małżeństw poszły też komunikaty o dobrych praktykach i miejscach oraz wspólnotach, które małżeństwa wspierają, byłaby większa szansa, że Kościół zacznie się ludziom kojarzyć z miejscem, w którym można uratować swoje małżeństwo.

Miniony weekend spędzałam na intensywnym umacnianiu mojej relacji z mężem. To taka specyfika Ruchu Spotkań Małżeńskich, że niezależnie czy jesteś parą animującą, czy uczestniczącą "w dialogach" po raz pierwszy - podczas rekolekcji wszyscy pracujemy intensywnie nad własnym małżeństwem. Wróciłam jak zawsze uradowana wspólnie przeżytym czasem i ogromnie wzruszona tym, jak niewiele Panu Bogu trzeba, by zadziały się wielkie cuda. Po głowie krążą mi trzy myśli.

W kryzysie relacji często wystarczą proste środki, a my szukamy wielkich rozwiązań

Po pierwsze, Naaman (2 Krl 5). Kojarzycie człowieka, prawda? Trędowaty wódz wojska króla Aramu przybył do proroka Elizeusza, by ten uzdrowił go z choroby. Ten "przepisał" siedem kąpieli w Jordanie, a pacjent się zirytował, że to przecież nic trudnego i o mało co nie straciłby szansy na ratunek. I myślę, że to jest bardzo często historia o nas i o naszych relacjach. Problemy miewamy wszyscy, a więzi międzyludzkie to mają do siebie, że się lubią plątać.

Sęk w tym, że zamiast usiąść nad supełkiem i się nim zająć, często naszą energię skupiamy na poszukiwaniu warunków optymalnego rozwiązania, obliczamy zawiłe algorytmy i pielgrzymujemy od jednego do drugiego specjalisty od supełków. Nie zrozumcie mnie źle. Są takie węzły, których się nie da rozwiązać bez profesjonalnego wsparcia, ale gros problemów, które narastają latami w naszych relacjach, da się rozwiązać, wykorzystując całkiem proste środki. Trzeba tylko chcieć z nich skorzystać i uwierzyć, że da się budować szczęśliwe małżeństwo bez abonamentu u czołowych psychoterapeutów w kraju.

Ludzie chcą walczyć o swoje małżeństwo

Po drugie, Kananejka (Mt 15, 21-28). Ta, co to usłyszała od Jezusa: "Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a dawać psom". Kiedy jeździmy na "dialogi dla małżeństw" zawsze z ogromnym szacunkiem przyglądam się parom przyjeżdżającym na takie rekolekcje. Wiele z nich ma odwagę podjąć to ogromne ryzyko zawalczenia - często po raz nie wiadomo który! - o swoje małżeństwo. Tak! Ryzyko! Bo przecież nierzadko to małżeństwa, które patrząc na swoją relację widzą albo zgliszcza, albo ogromne mury, a jednak są skłonne spróbować czegoś, co nie daje żadnych gwarancji, że stanie się cud.

Ile razy jestem na tych weekendach, tyle razy spotykam pary, przed którymi mam ochotę klękać. Bo albo on niewierzący, a ona religijna, a jednak są na rekolekcjach razem we wspólnej misji, by zbliżyć się do siebie. Albo przyjeżdża para w separacji, która wie, że po ludzku dla nich szansy już nie ma, ale "chcą jeszcze spróbować z Jezusem". Albo małżeństwo ze złożonymi papierami rozwodowymi, gdzie ona dała się uprosić na przyjazd i choć poprosiła o osobny pokój, to przez dwa dni słucha z uwagą, co mąż próbuje jej powiedzieć. Oni wszyscy ryzykują rozczarowanie, (kolejny) zawód, (kolejną) stratę. Oni często cieszą się naprawdę z okruchów wzajemnej życzliwości. Oni są w tej postawie niesamowicie odważni. I absolutnie godni naśladowania.

Jest w internecie, nie ma na kazaniu

Po trzecie, "Z internetu". To najczęstsza odpowiedź, jaką słyszę, gdy podpytuję uczestniczące "w dialogach" pary, skąd dowiedziały się o weekendach dla małżeństw prowadzonych przez nasz ruch. Kolejną grupę stanowią ludzie, których skusiły pozytywne opinie dotychczasowych uczestników. Zdarza się też, że ktoś stwierdzi: trafiłam, trafiłam na wasz plakat "przez przypadek". Wszystkie te odpowiedzi w dzisiejszych czasach wydają się najzupełniej typowe. A jednak kłuje mnie, że nie pada wśród nich: "Od księdza". "W konfesjonale". "Z kazania". I myślę, że to jest jakiś obszar do zagospodarowania w duchu synodalnym.

Mamy dziś naprawdę sporo wspólnot, rekolekcji, wydarzeń, które adresowane są dla małżonków, organizowanych po to, by pomagać umacniać więź małżeńską czy przezwyciężać kryzysy. Problemem jest jednak docieranie do potrzebujących. Nie każdy proboszcz skrupulatnie drukuje plakaty o wydarzeniach mających miejsce na terenie diecezji i nie przy każdej parafii znajdziemy doradcę rodzinnego. Ale im częściej za płomiennymi kazaniami o nierozerwalności sakramentalnych małżeństw pójdą komunikaty o dobrych praktykach, o miejscach, ruchach czy spotkaniach, które małżeństwa wspierają, tym większa szansa, że Kościół zacznie się ludziom kojarzyć przede wszystkim z miejscem, w którym można coś zbudować i umocnić. Taka "etykietka" mogłaby do nas, chrześcijan, przylgnąć, prawda? Nie tylko dla dobra jedności małżeńskiej, lecz dla całego społeczeństwa.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Betty Drescher, John Drescher

Każdy dzień to okazja, żeby pokochać na nowo

Jedną z najtrafniejszych definicji miłości wypowiedział ktoś, kto miał za sobą wiele lat małżeństwa: „Miłość jest tym wszystkim, przez co się razem przeszło”.

John i Betty Drescherowie...

Skomentuj artykuł

Tutaj można uratować swoje małżeństwo. Albo nadać mu nowy blask
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.