Dlaczego Zachód nienawidzi sam siebie? Można to uznać za przejaw patologii
Jeśli w naszych krajach ktoś znieważy wiarę Izraela, słusznie zostanie ukarany. Podobnie się dzieje w przypadku znieważenia Koranu i przekonań religijnych islamu. Kiedy jednak chodzi o chrześcijan i to, co jest im drogie, oto wolność wypowiedzi jawi się natychmiast najwyższym dobrem, którego ograniczenie byłoby zagrożeniem dla tolerancji i wolności. Ratzinger dodaje tu obserwację, która często wraca w tym okresie w jego wypowiedziach: „Kryje się tutaj jakaś nienawiść Zachodu do samego siebie, co jest zjawiskiem dziwnym i co można uznać za przejaw patologii” - pisze Elio Guerriero w biografii Benedykta XVI "Świadek Prawdy".
Europa, jej źródła i jej wartości
28 listopada 2000 roku Ratzinger jest w Berlinie, gdzie wygłasza krótką, ale wymowną konferencję na temat obecnych i przyszłych duchowych fundamentów Europy. Punktem wyjścia rozważań kardynała jest konstatacja, że „Europa to nie kontynent, który można by zamknąć w kategoriach geograficznych. Jest to pojęcie kulturowe i historyczne”. U źródeł tego, co dziś tworzy Europę, jest rzymskie imperium, które przyjęło chrześcijaństwo. Na Zachodzie, po zdobyciu południowego brzegu Morza Śródziemnego przez Arabów, uformowało się Święte Imperium Rzymskie, zainaugurowane koronacją cesarską Karola Wielkiego w noc Bożego Narodzenia 800 roku. Poza regionami północnego brzegu Morza Śródziemnego, które teraz stanowią limes, czy też południową granicę nowego państwa, obejmuje ono terytoria starożytnej Galii, Germanii i Brytanii. Na Wschodzie, gdzie imperium rzymskie z siedzibą w Bizancjum nieco dłużej opierało się inwazji islamu, dokonało się podobne przesunięcie ku północy, na kraje słowiańskie.
Te dwa obszary, wyróżniające się łaciną i greką, stworzą europejski kontynent. Łączy je Biblia, myśl patrystyczna i monastycyzm. Istnieje też element zdecydowanie je odróżniający: w Bizancjum Kościół i cesarstwo zdają się niemal zlane w jedno, losy imperium i prawosławia są ściśle zjednoczone. Na Zachodzie przeciwnie – tam, gdzie Konstantyn porzucił starożytną stolicę imperium, by osiedlić się w Bizancjum, kształtuje się dwupodział władzy: cesarz i papież mają różne i rozdzielone prerogatywy. Nie tylko często zajmują różne stanowiska, ale już począwszy od IV wieku rozwija się idea dwóch ośrodków władzy, tak oto sformułowana przez papieża Gelazjusza I pod koniec V wieku: „W sprawach życia wiecznego chrześcijańscy cesarze potrzebują kapłanów (pontifices), ci zaś z kolei na gruncie doczesności podporządkowują się rozporządzeniom cesarskim”.
Początkowo zasada rozdziału dwóch ośrodków władzy była przyczyną niekończących się walk i dysput związanych z tendencją obu władz, by podporządkować sobie tę drugą. Ponadto wraz z upadkiem Konstantynopola w 1453 roku naszkicowany tu układ został poddany kolejnym przeniesieniom i korektom. Dokonuje się rozpad starożytnego Bizancjum, a jednocześnie ta druga Europa, aż dotąd charakteryzująca się językiem i myślą grecką, zyskuje swe nowe centrum w Moskwie, która rozszerza swoje granice coraz bardziej na wschód. W szczytowej fazie renesansu język i kultura grecka wzbogacają myśl zachodnią, zaś na Wschodzie coraz większy wpływ ma język i kultura słowiańska. Stulecie później także łacińska część Zachodu doznaje głębokiej transformacji. Najpierw, w czasie protestanckiej reformacji, duża część Niemiec odrywa się od Rzymu. Następnie, po odkryciu Ameryki, podział Europy na część łacińsko-katolicką i germańsko-protestancką przenosi się także do Nowego Świata.
Ostateczny zwrot dokonuje się na przełomie XVIII i XIX wieku wraz z rewolucją francuską, kiedy to odrzucono sakralne fundamenty historii, która odtąd będzie zależeć od rozumności i woli obywateli. Religia i wiara w Boga, uznane za domenę sentymentów, tracą swoje dotychczasowe znaczenie. W konsekwencji zostają ogłoszone sprawą prywatną, która nie powinna ingerować w bieg życia publicznego. Po raz pierwszy powstaje państwo czysto świeckie, w którym obywatele dzielą się na laików i katolików, agnostyków i wierzących. Ratzinger widzi w tym nowy rodzaj schizmy, wewnętrznego podziału Starego Kontynentu i mieszczących się na nim państw, którego powagę dostrzegamy dopiero teraz.
Ostatnim etapem dziejów Europy wydaje się dominacja cywilizacji techniczno-przemysłowej i umiędzynarodowienia handlu. Ten model rozciągnął się nie tylko na Amerykę, ale zakorzenił się także w krajach Afryki i Azji. Tu jednak Ratzinger zauważa paradoksalny i dramatyczny synchronizm. W momencie niemal uniwersalnego rozpowszechnienia swego modelu życia Europa zdaje się sparaliżowana wewnętrznie, tak mocno dotknięta w swym układzie krążenia, że potrzebuje nieustannych przeszczepów religijnych i kulturowych z innych kontynentów. Jednak coraz to nowe przeszczepy powodują gwałtowną utratę jej tożsamości. Dlatego konieczny jest powrót do korzeni, uznanie praw, które nie są dziełem legislatora ani nie mogą być ustanowione w powszechnym głosowaniu, ale należą do każdego człowieka i wypływają z samego źródła jego godności i wolności.
Tak więc, konkluduje Ratzinger, nikt nie może negować tego, że godność człowieka i fundamentalne prawa, które z niej wynikają, muszą uprzedzać jakiekolwiek polityczne rozstrzygnięcia. Wspomnienie koszmaru nazistowskich zbrodni jest najlepszym ostrzeżeniem. W bardziej nam współczesnych czasach manipulacje genetyczne, aborcja, handel organami ludzkimi i inne formy ataku na ludzkie życie od jego początków również wzywają do uznania wartości moralnych związanych z godnością człowieka i uniezależnionych od decyzji politycznych. Stąd paląca konieczność odzyskania więzi pomiędzy rozumem i religią, przezwyciężenia laicyzmu na rzecz harmonijnej współpracy wierzących i niewierzących.
Dlaczego Zachód nienawidzi siebie samego?
Ostatnia kwestia podjęta przez Ratzingera w jego berlińskim wystąpieniu dotyczy poszanowania religii chrześcijańskiej w społeczeństwie zachodnim. Kardynał wychodzi od stwierdzenia: jeśli w naszych krajach ktoś znieważy wiarę Izraela, słusznie zostanie ukarany. Podobnie się dzieje w przypadku znieważenia Koranu i przekonań religijnych islamu. Kiedy jednak chodzi o chrześcijan i to, co jest im drogie, oto wolność wypowiedzi jawi się natychmiast najwyższym dobrem, którego ograniczenie byłoby zagrożeniem dla tolerancji i wolności. Ratzinger dodaje tu obserwację, która często wraca w tym okresie w jego wypowiedziach: „Kryje się tutaj jakaś nienawiść Zachodu do samego siebie, co jest zjawiskiem dziwnym i co można uznać za przejaw patologii”.
To właśnie orędownicy kulturowego pluralizmu, ci sami, którzy okazują pełnię zrozumienia dla wartości pochodzących z innych kontynentów, w naszej historii widzą tylko to, co jest godne pogardy i destrukcyjne. Kulturowy pluralizm przeistacza się w odrzucenie z pogardą tego, co jest u nas wielkie, czyste i święte. Brak szacunku do wiary chrześcijańskiej niesie ze sobą także pogardę wobec tego, co jest święte dla innych. Nieprzypadkowo europejska radykalna laickość nie jest znana w innych kulturach, niosących w sobie przekonanie, że w świecie bez Boga nie ma przyszłości. Karta praw podstawowych może więc być znakiem, że Europa znów poszukuje swojej duszy i duchowych wartości. Wierzący chrześcijanie winni być w tym procesie kreatywną mniejszością, wnieść swój udział w dzieło odnajdywania przez Europę tego, co w jej dziedzictwie najlepsze, by mogła służyć całej ludzkości.
Skomentuj artykuł