Czy w Krakowie, mieście od dziesięcioleci ogarniętym obsesją pamięci, można jeszcze tę pamięć poszerzać? Gdzie są granice naszej pamięci zbiorowej? Z tym frapującym problemem postanowili zmierzyć się autorzy tej książki. Bo nie jest to na pewno kolejne studium poświęcone dziejom Krakowa.
Historia i pamięć to dwie różne kwestie. Konrad Myślik i Barbara Zbroja - -wytrawni znawcy dziejów Krakowa - postanowili istotnie poszerzyć naszą wspólną pamięć o tym niezwykłym mieście. Bo pamięć zbiorowa to artefakt, który codziennie na nowo konstruujemy, mimo iż ludzie twierdzą, że istota ich tożsamości jest niezmienna. Ta praca nie tylko odkrywa przed nami - w duchu konstruktu lieux de memoire Pierre'a Nory - nowy katalog krakowskich miejsc pamięci, ale i wzbogaca naszą kulturę pamięci.
Dla krakauerów ta książka jest przy tym zarazem ucztą i prowokacją. Autorzy świadomie "zapomnieli" bowiem o miejscach, które w tradycyjnej społecznej konstrukcji miasta składają się na jego mit. Nieznany portret Krakowa łamie stereotyp starej stolicy Polski, której wizerunek budujemy często wyłącznie poprzez przestrzeń miasta średniowiecznego. Ta kwestia to również ciągle istotne ograniczenie pamięci i tożsamości wielu prawdziwych krakauerów. Bo w Krakowie "idę do miasta" ciągle oznacza, że w drodze na Rynek Główny przekraczamy linię Plant! Autorzy wyprowadzają więc nas "za miasto" i przekonują, iż Kraków "extra muros" to inny Kraków, ale Kraków.
Wędrówka po kolejnych kartach książki to swoista flanerie "przez czas i przestrzeń". Baudelaire'owska postać flaneura - spacerowicza i detektywa - została przez nasz duet autorski przeniesiona z tłocznych bulwarów Paryża la belle epoąue nie tylko na zewnątrz Plant, ale i poza rogatki Krakowa. U flaneura "triumfuje radość obserwowania". Myślik i Zbroja swoją radość obserwowania rozumieją przede wszystkim jako "czytanie miasta". Lektura odbywa się poprzez wnikliwą analizę niezwykłego zestawu archiwalnych fotografii pracowicie zebranych przez parę autorską. Idea spaceru pozwala w tym wypadku nie tylko odkrywać kolejne warstwy krajobrazu kulturowego Krakowa, ale i zrozumieć jego zmienność.
Choć miasto jest zjawiskiem nieskończonym i niemożliwym do całkowitego "ogarnięcia", to zaprezentowany w książce materiał fotograficzny pozwala czytelnikowi nie tylko poszerzyć pamięć o Krakowie lat 1894-1945, ale i budować wielowymiarowy obraz tego niezwykłego miejsca na ziemi w czasach przełomu. Bo przełomem była dla krakowskich kołtunów i filistrów nie tylko Młoda Polska, ale i nowoczesność rozumiana w szerszym wymiarze cywilizacyjnym. Kraków pierwszej połowy XX wieku otwierał się na nowoczesność z zaciekawieniem. Równocześnie "wylewał się" na nowe terytoria.
W tym tkwi też wartość tej pracowicie skonstruowanej książki. Nie tylko przełamuje ona dotychczasowy kanon i przywraca miejsca wymazane z naszej pamięci, ale trafnie maluje różnorodnośći wielowymiarowość miasta.
Nieznany portret Krakowa to opowieść o przenikaniu się różnych światów: tradycji i postępu, miasta i przedmieścia. Autorzy tej książki identyfikują miejsca o szczególnej odrębności, wydobywają problem "miasta w mieście" i uświadamiają nam skalę skoku, jaki wykonał modernistyczny Kraków w ciągu pół wieku. To również opowieść o "meblowaniu miasta". Książka opowiada nie tylko o wielkiej architekturze, ale i zwraca uwagę na znaczenie małej architektury dla kształtowania krajobrazu kulturowego. Autorzy fundują nam powrót do Krakowa poszukującego swej nowej tożsamości - miasta sprzed lekcji totalitaryzmu, uniformizacji i urbanizacji. To książka pisana miłością i erudycją. Detektywistyczne analizy zamieszczone w obszernych komentarzach do fotografii to także pomnik erudycji autorów oraz popis ich pisarskiego kra-somówstwa. Konrad Myślik i Barbara Zbroja swym "portretem nieznanego Krakowa" nie dość, że wpisują się w długą i bogatą historię miłośnictwa tego niezwykłego miasta, to przy tym otwierają jego nowy rozdział!
Jacek Purchla
1. Willa Rożnowskich
."i gdyby nie napis na osłonie koła łopatkowego parowca: "Światowid", to krajobraz można byłoby ulokować w niemieckiej lub brytyjskiej rzeczywistości. Baczne oko miłośnika architektury dostrzeże szybko, że mamy tu do czynienia z kaprysem historycznym właściciela "zameczku", bo wieża ma... za duże okna, które w żaden sposób nie nadawałyby się do obrony, zapewniały natomiast piękny widok. Budowli takich w dziewiętnastowiecznej, romantycznej Europie naprodukowano co niemiara, a ich sztandarowym przykładem i niedoścignionym wzorcem (jeśli szacować miarą trwonienia pieniędzy) były poczynania króla Ludwika II Bawarskiego, który w swej łaskawości zechciał nieomal przewrócić budżet Bawarii, żądając coraz to nowych kwot na swoje zamkowe pomysły. Ale nie mamy wątpliwości, że Bawarczycy kochają za to swojego Wittelsbacha do dziś. Historyzujące wille zamkowe na przełomie XIX i XX wieku stawiali też w okolicy Krakowa najlepsi architekci, by uczynić zadość ambicjom przybywających tu ziemian, a także i osób "świeżo" uszlachconych.
Zakotwiczony na naszym obrazku parowiec "Światowid", z banderą Rzeczypospolitej na rufie, oczekuje na przyjęcie gości - być może delegacji. Dekoracja statku i stan liści na drzewach pozwalają nam sądzić, że było to Święto Niepodległości, 11 listopada 1926 roku.
Za nazwą tego pięknego statku kryje się jeszcze jeden przejaw przedsiębiorczej promocji w wykonaniu Mariana Dąbrowskiego. Właściciel, wydawca i redaktor "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", a z czasem całego ogromnego koncernu wydawniczego, niejeden raz występuje w tej książce. Jednym z wydawanych przez "Ikaca" tytułów był (od 1924 roku) ilustrowany dodatek "Światowid". Parowiec widoczny na fotografii zapewne nieprzypadkowo nosi tę samą nazwę. Jego rodzicami chrzestnymi (po zmianie nazwy i wcześniejszej przebudowie z towarowego parowca "Płock") zostali: małżonka Mariana, Michalina Dąbrowska, a wraz z nią prezydent RP Stanisław Wojciechowski. Uroczystość odbyła się 8 maja 1925 roku w Krakowie (data nieprzypadkowa - Dzień św. Stanisława i związana z nim coroczna procesja z Wawelu na Skałkę), a statek poświęcił ks. Adam Stefan Sapieha, biskup krakowski.
"Światowid" służył krakowskiej żegludze do lat pięćdziesiątych XX wieku, wożąc wycieczkowiczów przez śluzy na Dąbiu i Przewozie aż do Niepołomic. Z relacji naocznych świadków wiemy, że koła łopatkowe robiły na młodzieży męskiej ogromne wrażenie.
Stojący w tle wspomniany niby-zameczek zajmowany był przez rodzinę ziemiańską z Poznańskiego, legitymującą się znanym w Wielkopolsce nazwiskiem - Rożnowscy herbu Nowina ze Skoków. Nie mamy wątpliwości, że willa powstała tu ze względu na wspaniały widok na Wawel. Została wybudowana w 1891 roku dla Michała Józefa Rożnowskiego. Kontraktem z 24 października 1893 roku willę odkupił od niego Wojciech (Adalbert) Rożnowski, syn Dezyderego i Emilii z Przyłuskich. Wojciech przybył do Dębnik z Gniezna wraz z żoną Marią z Łempickich, córką Henryka i Stanisławy. Maria była skromną szlachcianką z rodziny trzymającej majątek Trzciana w dzisiejszej gminie Świlcza pod Rzeszowem. Urodziła się nieopodal Trzciany, w Bratkowicach. W Dębnikach urodziła Wojciechowi Rożnowskiemu dwoje dzieci: w 1897 roku Izabelę (nazywaną również Idą), a w 1899 roku - Edwarda. Maria owdowiała w 1904 roku. W tym też roku willa przeszła na własność jej małoletnich jeszcze dzieci. Prowadzona przez wdowę polityka wynajmów sprawiła, że w domu, wymienianym w spisach jako położony przy ul. Zamkowej, w 1909 roku mieściła się. destylarnia wódek. Na podstawie decyzji ck Namiestnictwa we Lwowie, z 28 sierpnia 1911 roku, cała posiadłość Rożnowskich została wywłaszczona "(...) dla robót ochronnych, celem zabezpieczenia przed powodzią (...)". Możemy sądzić, że decyzja ta zapadła wbrew woli Rożnowskich, bowiem - po licznych odwołaniach rodziny -skarb państwa przejął ich realność dopiero 25 lipca 1924 roku.
W 1921 roku Maria Rożnowska wraz z synem Edwardem mieszkała przy ówczesnej ul. Wolskiej (dziś - Piłsudskiego) 28, czyli w kamienicy sąsiadującej z narożnym domem Pod Śpiewającą Żabą. Izabela w 1916 roku wyszła za mąż za Michała Habla, późniejszego kapitana Wojska Polskiego, i zamieszkała w Białej.
Ta część dziejów familii Rożnowskich skrywa aż trzy tajemnice: historia rodziny nie podaje, jakoby Dezydery Rożnowski ze swoją małżonką Emilią w ogóle mieli syna Wojciecha - choć podają to Teki Dworzaczka z Biblioteki Kórnickiej. Ponadto, dwoje dzieci, o których mowa, zostało ochrzczonych razem - w kościele św. Józefa w Podgórzu. Izabela miała wtedy ponad dwa lata, a Edward właśnie się narodził. Było to zdarzenie w tamtych czasach bardzo rzadkie - z racji dużej śmiertelności niemowląt chrzczono je możliwie szybko po urodzeniu. Po trzecie, jedna czwarta realności przeznaczona została w wieczyste, dożywotnie użytkowanie dla tajemniczej Marii z Chriańskich-Grabińskich Rożnowskiej. Policznych przepychankach sądowych (budynek często bywał zastawem pożyczkowym) Rożnowscy zostali wywłaszczeni, by po ugodzie zadowolić się kwotą (o równowartości) 164 168 koron.
Ten piękny w proporcjach, acz niefortunnie usytuowany obiekt zniknie z krajobrazu Krakowa jeszcze przed II wojną światową. Zdecydują względy inżynierii wodnej, co oznacza - mówiąc krótko - zagrożenie powodziowe. Jedno z prezentowanych w tej książce zdjęć przedstawia resztki fundamentów po rozebranej już willi.
2. Willa Rożnowskich podczas powodzi - 1926 rok
Willa wymienionych już wcześniej Rożnowskich stała w miejscu znanym doskonale nie tylko krakowianom. Ale wielu z nas nie przyszłoby to do głowy.
Cypel Dębnik, który w tej części był niekiedy nazywany Rybakami, ulokowany był po wewnętrznej stronie zakrętu Wisły pod Wawelem. Odpowiedzialnym za budowę (służących nam do dziś) bulwarów wiślanych Kazimierza i Podgórza był Roman Kajetan Ingarden, Radca Dworu i ck budowniczy. Prowadząc stałe badania wysokości wód powodziowych Wisły, nie krył, że ukształtowanie wysokiej skarpy dębnickiej znacznie zwiększa zagrożenie powodziowe Krakowa. Wody podczas powodzi spiętrzały się w zwężeniu pod Wawelem tak znacznie, że ich poziom potrafił być od 90 do 120 cm wyższy od średniego poziomu powodzi w Krakowie. To stale zagrażało wałom w pobliżu pl. Na Groblach i niosło ze sobą niebezpieczeństwo wtargnięcia Wisły do miasta, co się w XIX i XX wieku niejednokrotnie zdarzało. Ujście Rudawy znajdujące się pod samym nieomal Wawelem, w linii ul. Retoryka, mocno przyczyniało się do spełnienia tej groźby. Sytuacja poprawiła się dopiero po przekopaniu koryta Rudawy wprost pod klasztor Norbertanek.
Jakże to zatem możliwe, by w tak nieprzemyślanym miejscu ulokować dom? W tej budowie, niczym w soczewce, skupiają się zdarzenia i namiętności tamtych czasów, których nie dostrzegamy, spoglądając na zwykłe zdjęcie.
Jest rok 1891. Dębniki, w których zamieszkali przybyli z Poznańskiego Rożnowscy, nie są częścią Krakowa, ale oddzielną gminą leżącą w powiecie wielickim. Twórca przyszłego, tak zwanego Wielkiego Krakowa, Juliusz Leo, nawet nie jest jeszcze prezydentem. Tuż obok Wawelu, będącego w tym czasie austriackimi koszarami, ale w INNEJ GMINIE, powstaje budynek, który musimy uznać za historyzujący wyraz pychy - i lekceważenia stosunków wodnych. Istniał nie dłużej niż czterdzieści siedem lat - czy warto było budować go na tak krótko? Trudno będzie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. 10-15 lat po roku budowy willi powstały co najmniej dwa projekty przełożenia podwawelskiego koryta Wisły w inne miejsce. Każdy z tych wariantów czynił z Dębnik wyspę, a z zakola rzeki pod Wawelem - ślepy kanał służący do kotwiczenia barek. I każdy z tych wariantów pozwoliłby ocaleć willi Rożnowskich. Inwestorem był Michał Józef Nowina-Rożnowski, który nabył parcelę od Anieli Łotockiej, posiadającej ten grunt od 1884 roku, która przejęła go po Janie Nepomucenie Bellicy.
Na naszej zimnej i słotnej fotografii z lata 1926 roku, wykonanej z dłuższym nieco czasem naświetlania (co zdradza ruch mas wody), widać porządną powódź pod Wawelem, bo to właśnie tu ulokowana była nasza willa. Nie jest ona już własnością Rożnowskich. W niepodległej Rzeczypospolitej budynek stał się własnością instytucji państwowej, a mianowicie Powiatowego Zarządu Dróg Wodnych.
Trzy sczepione ze sobą galary tworzą pomost, którym można się dostać do budynku. Przejście po kładce widocznej z prawej strony nie jest już bezpieczne. Nie pomogło nawet obciążenie kładki brukowymi kamieniami i pęd Wisły zaraz ją porwie. Przez wyłamane przęsło drewnianego ogrodzenia urzędnicy, flisacy i żołnierze już zapewne wynieśli i wywieźli na taczkach z zagrożonego budynku na dębnicki brzeg wszystko co należy. Posłużyły im do tego deski ułożone na galarach. Zrobiono nawet wyłom w betonowej balustradzie bulwaru. Tymczasem w tle, pod samym Wawelem, zbity tłum gapiów wygląda niczym żywopłot; taki sam szpaler stoi na wałach, pod Basztą Złodziejską, ale tego już Państwo nie dostrzegą. Dożywająca swoich dni willa Rożnowskich stoi na czymś w rodzaju wysepki, oblana zewsząd wodami powodzi. Ma już z pewnością zalane wodą piwnice, a może i osłabione fundamenty.
3. Widok z cypla dębnickiego
W roku wykonania tej fotografii Stany Zjednoczone przystąpią do I wojny światowej, którą wtedy nazywano Wielką Wojną. W Rosji wybuchnie (czy też raczej - zostanie "wybuchnięta" przez niemiecki wywiad wojskowy) rewolucja bolszewicka. Nikt już nie lęka się obecności armii rosyjskiej na przedpolach Krakowa, jak w 1914 roku. Nastaje właśnie wczesna wiosna 1917 roku. Fotograf ulokował swoją kamerę na cyplu z willą Rożnowskich. Na fotografii widać budynki i obiekty w części nieistniejące.
Tuż przy widocznym z lewej strony starym moście Dębnickim stoi zwierzyniecka stacja kolei cyrkumwalacyjnej. Powstała na podstawie projektu wykonanego w Wiedniu, w listopadzie roku 1886. Na prawo odeń - budka stacji wodowskazowej.
Ceglany budyneczek na prawo od wodowskazu to Rogatka Zwierzyniecka, urząd miejskiej akcyzy, w którym pobierano opłaty od towarów wwożonych do miasta. Rogatkę zrealizowano w 1893 roku według projektu Stefana Żołdaniego, znanego głównie z projektów szkół krakowskich. Na prawo od dachu rogatki, na ostatnim planie widoczna jest ściana oficyny Żeńskiej Szkoły Przemysłowej, projektu Jana Zawiejskiego, stojącej do dziś przy ul. Syrokomli 21. Na prawo od okien I piętra rogatki jest widoczny łamany dach polski dworku Pod Pawiem, stojącego na miejscu zajmowanym dziś przez Dom Handlowy JUBILAT. Czy ktokolwiek pamięta jeszcze, dlaczego ten wątpliwej urody blok tak się nazywa? To pamiątka dwudziestopięciolecia PRL-u. Nazwa przetrwała kilka fal tak zwanej dekomunizacji, stanowiąc nie najgorszy symbol głębokiej niewiedzy dekomunizatorów o dziejach PRL-u. Na lewo od rogatki widoczna jest - stojąca na dalszym planie (północno-wschodni narożnik ul. Syrokomli i Morawskiego) - rozpoczęta budowa istniejącego do dziś budynku przy ul. Syrokomli 11. Obiekt został zaprojektowany przez Józefa Chmielewskiego jako dwupiętrowa neobarokowa kamienica, na zlecenie doktorostwa Wrzosków w 1914 roku. Wtedy też rozpoczęto jego realizację. W chwili wykonania tej fotografii Adam Wrzosek był już od roku profesorem w Warszawie, wykładając tam historię medycyny. To pewnie z tych powodów budowa jego krakowskiego domu została wstrzymana. Na naszej fotografii mury sięgają I piętra nad wysokim parterem, a od strony późniejszej ul. Morawskiego widać (dzięki cieniowi rzucanemu na południową ścianę) nawet oszalowany i podbity stemplami balkon. Otwory okienne zastawiono cegłami bez zaprawy.
Na Wiśle parowiec "Dunajec" z kołem łopatkowym pozwalającym na stosunkowo płytkie zanurzenie (65 cm!). Aż trudno w to uwierzyć, ale kadłub tej historycznej jednostki istnieje do dziś. Służy za bazę firmy szkoleń żeglarskich Academia Nautica i kotwiczy w Zegrzu Południowym. Parowiec zbudowano w Lin-zu, w 1903 roku, by następnie przewieźć go (w częściach, koleją!) do stoczni Zieleniewski w Krakowie. Tam też został złożony. Na lewo od "Dunajca" długie cienie pod wyciągniętymi na brzeg galarami każą nam się domyślać pustej przestrzeni pod ich płaskimi dnami. Czy są właśnie remontowane? Być może smołowane od spodu, a cieśle uzupełniają brakujące elementy poszycia. Na prawo od miejsca zakotwiczenia "Dunajca" widoczne jest ujście kolektora Rudawy. W latach 1907-1911 główne koryto rzeczki skierowano przekopem obok klasztoru Norbertanek wprost do Wisły. Pośrodku planu rozległy teren ogrodzony wysokim sztachetowym płotem - to Miejskie Zakłady Ceramiczne. Pod widocznymi zadaszeniami wspartymi na szeregach drewnianych słupów mieści się suszarnia elementów betonowych, odlewanych na miejscu w formach, zapewne z dodatkiem piasku wydobywanego z Wisły. W linii sztachet widoczna budka strażnika placu.
Na prawym skraju fotografii kamienica stojąca do dziś w narożniku ul. Retoryka i Wygoda. A jasna fasada z dwoma ryzalitami to kamienica przy ul. Kossaka 6. Powstała w 1870 roku dla państwa Wiktorii i Aleksandra Heurteux, według projektu Jacka Matusińskiego. Jej obecny wygląd jest efektem dobudowy dwóch kondygnacji w 1923 roku. Nad lewym ryzalitem widoczny jest szczyt budynku istniejącego do dziś, ostatniego w północnej pierzei ul. Wygoda.
4. Powódź przy moście Dębnickim - 1931 rok
Nawet wprawne oko krakowianina może nie poradzić sobie z odpowiedzią na proste pytanie: co to jest? A raczej, by być bliższym prawdy: co to było? Część tego krajobrazu opisujemy Państwu przy okazji widoku na pogłębiarki, które pod Wawelem "przenoszą" koryto Wisły w inne miejsce. Starsze o dwadzieścia jeden lat od widoku pogłębiarek (1938 rok) jest ujęcie z cypla dębnickiego obok willi Rożnowskich przedstawione na poprzedniej stronie. Ono wprowadza nas w szczegóły okolic podwawelsko-zwierzynieckich, zupełnie inaczej wtedy zabudowanych.
Ale mimo tej podpowiedzi niektórzy z Państwa mogą potrzebować wskazówek... Co my tu widzimy na drugim planie? Ano - rogatkę. To nie jest jedyna rogatka, którą Państwu w tej książce prezentujemy. Tymczasem świat wokół rogatek się zmienia, a w ich sąsiedztwie powstają na przykład nowoczesne modernistyczne kamienice. Ta przy pl. Kossaka 1 - projekt Stefana Landsbergera z 1931 roku -sąsiaduje z Urzędem Akcyzowym Zwierzynieckim, który jest opisany w innym miejscu. Od rogatki oddziela nas przystań Wojskowego Klubu Wioślarskiego, powstała w 1925 roku, sześć lat przed wykonaniem tego ujęcia. Poziom Wisły sięga do samej galerii klubu, i to nie dla wygody wioślarzy - jesteśmy świadkami powodzi we wrześniu 1931 roku, pokazanej też na następnym zdjęciu. Panowie oficerowie - tu w cywilu - doglądają przystani w obawie przed jej uszkodzeniem. Mają - i owszem - powody do zmartwienia, bo gdyby tak (nie daj Boże) powódź zniosła baraczek, to nie wiadomo, do kogo można by się zwrócić o odszkodowanie. Panowie oficerowie w grudniu 1924 roku uzyskali pozwolenie na ulokowanie swojego klubu, które było ważne przez... trzy lata. "(...) 1 XI 1927 roku przystań winna być rozebrana i z parceli gminnej usunięta" - głoszą dokumenty zatwierdzające projekt budynku. Otwarcie klubu nastąpiło dopiero 30 maja 1926 roku. Ale respektujmy rzeczywistość polityczną: w 1926 roku przewrót majowy zmienia nieco usadowienie i wpływy korpusu oficerskiego na drabinie wpływów urzędowych. A poza tym nie każdy urzędnik - nawet w praworządnej II Rzeczypospolitej - odważy się nakazać Panom Oficerom rozebranie ICH, a zatem WOJSKOWEJ przystani.
Na tej fotografii są też dobrze widoczne gotowe wyroby betonowe, wytwarzane przez Miejskie Zakłady Ceramiczne, między innymi dla potrzeb rozbudowywanej kanalizacji. Kamienica projektu Landsbergera jest właśnie w budowie. Balkony od strony pl. Kossaka pokrywane są powszechnie stosowanymi wówczas tynkami zwanymi "terrabona", które dotrwają do naszych czasów, stanowiąc jeszcze jeden dowód wyższości dawnego budownictwa nad współczesną tandetą. O jakość prac dba z pewnością inwestor, a jest nim Herman Wasserberger, przemysłowiec i właściciel pierwszej w Polsce łuszczarni ryżu Polsko-Gdański Przemysł Ryżowy "Polryż Kraków". To właśnie w budowanej kamienicy przy pl. Kossaka 1 znajdzie siedzibę "Polsko-Gdański Przemysł Ryżowy Sp. z ogr. odp.". A przy niej "...Centralne biuro komisowej sprzedaży ryżu wszelkich gatunków z łuszczarni na obszarze Rzeczpospolitej Polskiej i Wolnego Miasta Gdańska". Państwo Amelia i Herman Wasserbergerowie znani byli w krakowskiej społeczności żydowskiej z łożenia znacznych kwot na cele dobroczynne. W 1937 roku, po śmierci małżonki, Herman ufundował duży i nowocześnie urządzony oddział ambulatoryjny przy szpitalu żydowskim przy ul. Skawińskiej.
Kosztowny remont, któremu poddana została ostatnio kamienica Wasserbergerów, spospolitował rasę budynku, zmienił podziały okien dające urok fasadzie, dodał piętro, które z kolei zepsuło proporcje bryły. Takie czasy.
Jakkolwiek każda powódź przyciąga uwagę reporterów i dokumentalistów, to musimy zauważyć, że nawet w naszej pracy, obejmującej przecież niespełna pięćdziesiąt lat dziejów miasta, powodzie w Krakowie pojawiają się często. Oznacza to, że były stałym i poważnym kłopotem. Mimo znacznych kwot kierowanych na ochronę i modernizację miasto co rusz musiało likwidować skutki zalania, nie mogąc zlikwidować ich przyczyn.
Skomentuj artykuł