Ochroniarz i dozorczyni

Ochroniarz i dozorczyni - Andrzej Madej OMI
Andrzej Madej OMI / Wydawnictwo WAM

- A po co ta rewolucja?

- Po to, żeby nie było bogatych.

- A ja myślałam, żeby nie było biednych.

DEON.PL POLECA

Dialog z rosyjskiego filmu

Wstęp

Tytuł książki dużo lepiej brzmiałby po rosyjsku: Ochrannik i smatritielnica. W słowach tych bowiem kryje się treść głębsza aniżeli w ich polskim tłumaczeniu. Ochroniarz i dozorczyni są zawodami swojskimi, raczej niewzbudzającymi lęku. Natomiast smatritielnica to niezupełnie zwyczajna dozorczyni. Jak tłumaczy autor, dosłownie wyraz ten oznacza "patrzącą, pilnującą, obserwującą", a w praktyce sowieckiej jeszcze coś więcej: "obserwującą wszystko i wszystkich, piszącą sprawozdania, a nawet donosy". Podobnie rzecz się ma z ochrannikiem: chodzi tu o kogoś, kto nie tylko strzeże, ale jest kimś w rodzaju tajniaka, współpracownika służby bezpieczeństwa, który zawsze i wszędzie musi czuwać, bo "wróg czyha". Tych dwoje, ochrannik i smatritielnica, stanowiło nieodłączny element codziennej rzeczywistości komunizmu. Paradoksalnie ci, którzy z definicji byli powołani do służby człowiekowi, stawali się dlań zagrożeniem.

Autor prezentowanej Czytelnikowi książki to Andrzej Madej OMI, znakomity i niegdyś bardzo w Polsce znany duszpasterz, bliski współpracownik ks. Franciszka Blachnickiego, szaleniec Boży, poeta. Jego wrażliwość i niezwykłą, fotograficzną wręcz spostrzegawczość poznaliśmy już wcześniej dzięki swoistemu dziennikowi, pisanemu na każdym niemal etapie jego misjonarskiej drogi. Dwa ostatnie zbiory tych zapisków, Dziennik pisany nad Dnieprem oraz Pod otwartym niebem - dziennik pisany nad brzegiem pustyni, powstały w krajach b. ZSRR, na Ukrainie i w Turkmenistanie, gdzie ojciec Madej duszpasterzuje już od lat dwudziestu. I dlatego ma do opowiadania o "człowieku sowieckim" tytuł szczególny.

Istotną cechę jego tekstów stanowi połączenie celnie i krótko opisanego zdarzenia, sytuacji, człowieka − z refleksją odsyłającą do Ewangelii. Dotyczy to również tej książki: ważnej, bo niosącej wiedzę o komunizmie widzianym z perspektywy zwyczajnego mieszkańca Związku Sowieckiego (czy też obywatela PRL). Z jednej strony pokazuje ona szkody, jakie komunistyczny system poczynił w człowieku; z drugiej: ocala najdrobniejsze nawet przejawy godności w homo sovieticus, utrwala pamięć o cierpieniu i cichym bohaterstwie prostych ludzi, budzi nadzieję na odrodzenie i pojednanie.

A nadzieję tę ojciec Andrzej czerpie z przekonania, że: "Historia nas poraniła, miłość i prawda nas uzdrowią".

Maria i Janusz Poniewierscy

Pozwólcie, że się przedstawię

Ukształtowały mnie następujące sprawy i wydarzenia: wspólna modlitwa każdego wieczoru w rodzinnym domu, piesze pielgrzymki do Częstochowy, rekolekcje oazowe, lata spędzone w seminarium duchownym - niższym i wyższym.

Ważnym dniem był dla mnie 16 października 1978 roku, kiedy ministrant przyniósł do ołtarza kartkę, na której było napisane: "Jan Paweł II z Krakowa". Uczestniczyłem w pogrzebach kardynała Stefana Wyszyńskiego, Jerzego Popiełuszki i Romana Brandstaettera.

Miałem szczęście mieć światłych nauczycieli i profesorów w seminarium duchownym i na uniwersytetach w Rzymie, Krakowie i Lublinie.

Los podarował mi wiele pięknych spotkań, o jakich nie mogłem nawet marzyć.

Spustoszenie Winnicy Pańskiej

Kościół spustoszony przez swoich wrogów rozpoznał się w ikonie winnicy:

"Czemu zniszczyłeś jej ogrodzenie, a wszyscy przechodnie zrywają jej grona?

Spustoszył ją dzik leśny,

Zniszczyła ją polna zwierzyna.

Odnów nas, Boże, spójrz z nieba i zobacz!

Nawiedź tę winnicę!

Utwierdź tę, którą zasadziła Twoja prawica.

I syna człowieczego, którego umocniłeś dla siebie.

Spalili ją ogniem i wykarczowali..."

por. Psalm 80

I

Szaro, banalnie, ciężko...

Kilka obrazków z dzieciństwa

Przed naszą stodołą stoi komornik. Słyszę płacz mamy. Mają nam zabrać młockarnię. Na podwórzu coraz więcej ludzi. Czekam, kiedy to się skończy.

Po szóstej lekcji idę zazwyczaj pod piekarnię. Tłum ludzi kłębi się przed okienkiem, które nie chce się otworzyć. Mówią, że będą sprzedawać po jednym bochenku. Ja miałem kupić dwa.

Wracam do domu z tym świeżym, pachnącym chlebem i skubię go po drodze.

Błoto na placu GS-u. Chłopi w długich gumowych butach. Nieogoleni. Komu udało się sprzedać świnie, idzie od razu z kwitami do banku. Potem z pustymi klatkami wraca do domu. Bywało i tak, że świni nie udało się sprzedać.

Kiedyś widziałem, jak traktor ciągnął klatkę na świnie, w której przykucnął jakiś chłop z papierosem w ustach.

PS Amerykański dziennikarz po wizycie w Polsce Ludowej zatytułował swój artykuł: "Szaro, banalnie, ciężko...".

"Precz z cudem!"

Ludzie słyszeli, że ikona Maryi w katedrze lubelskiej roni łzy. Partia miała kłopot, bo na miejsce cudu ciągnęły tłumy.

Mój ojciec też chciał się tam dostać. Akurat wyruszała z gminy ciężarówka do Lublina. Ktoś ze znajomych mówi do taty: "Siadaj, zawieziemy cię".

Gdy już dojeżdżali do miasta, ludzie na ciężarówce rozwinęli plakat: "Precz z cudem!".

Prawo, a nie przywilej

Wolność religijna nie jest przywilejem, który może być udzielony (lub nie) przez władzę polityczną.

Wolność jest darem samego Boga dla człowieka, jest prawem człowieka, którego drugiemu człowiekowi nie wolno naruszyć.

Powtórzmy: wolność nie jest z nadania ludzi!

Uświadamiali nam to pasterze Kościoła: to nie my, wierzący, powinniśmy prosić partię o łaskę w tej tak ważnej, poniekąd najważniejszej, sprawie.

Nikt nie ma prawa odbierać człowiekowi tego, co zostało mu podarowane przez Stwórcę.

Pierwsza katecheza

Byłem małym chłopcem. Rodzice powiedzieli mi: "Nie wierz komunistom. Wierz Kościołowi, który mówi prawdę!".

Z tymi słowami ruszyłem do szkoły i w całe swoje życie.

Nikt nigdy nie podważył we mnie tych słów, tego niewzruszonego przekonania.

Wyrzucenie religii ze szkół

Lekcje religii mieliśmy w szkole. Aż tu słyszymy, że od przyszłego roku ksiądz już nie będzie mógł uczyć nas w szkole.

Mój tato poszedł do powiatu i pyta:

- Dlaczego mój syn nie może mieć lekcji religii w szkole?

- Co, ksiądz pana nasłał? - usłyszał w odpowiedzi.

"A bramy piekielne..."

Na moim życiu zaważyło jedno spotkanie.

Kilku chłopów z naszej wsi szło do kościoła, wśród nich byliśmy mój ojciec i ja. Miałem pięć, może sześć lat. Chłopi rozmawiali ze sobą podczas tej prawie pięciokilometrowej drogi. Nie rozumiałem, o czym tak rozprawiają.

W serce zapadło mi wtedy jedno zasłyszane wówczas zdanie: "a bramy piekielne go nie przemogą...".

Do dzisiaj te słowa są najjaśniejszą lampą na mojej życiowej ścieżce.

"Z serca"

Uczono nas, że byt kształtuje świadomość.

Trzeba było usłyszeć słowa Chrystusa, by nie dać się zwieść ideologii.

Jezus mówi: "Nic, co wchodzi do człowieka z zewnątrz, nie może go splamić, lecz co wychodzi z człowieka, to go plami (...). Z wnętrza serca ludzkiego pochodzą złe myśli..." (Mk 7, 18. 21).

Lato 1972

Pierwsza podróż poza granice Polski Ludowej. Wyjeżdżam na trzy lata na "zgniły Zachód".

Długie rozmowy w biurze paszportowym. Pozyskiwanie dolarów. Kontrole celne w pociągach.

I oto jestem na Zachodzie.

Na ulicach kolorowo. Ludzie uśmiechają się do mnie, przez otwarte okno pociągu podają kawę, której aromatu nie zapomnę chyba do śmierci.

Radosne głosy sprzedawców na słonecznych dworcach Italii.

Wszyscy zadają mi to samo pytanie: "Czy można już wyjechać z Polski bez problemu?".


Zawstydzenie

Nigdy nie pogodziliśmy się z ideologią, która została nam narzucona. Na dziesiątki sposobów ludzie chcieli zamanifestować swą niezależność od reżimu: czytali "zakazanych" autorów, jeździli do odległych kościołów; ktoś dał kwit na cegłę dla parafi i, ktoś inny paczkę kawy swojemu katechecie. Milicjanci często darowywali duchownym opłatę za mandaty: "Proszę księdza, jak by to wyglądało, żeby eksministrant brał pieniądze od swojego proboszcza!".

Kilka "trudnych" przymiotników

Na kursie zatytułowanym "Jak stać się Amerykaninem?" uciekinierom z Kuby wyjaśnia się sekrety życia w społeczeństwie obywatelskim: "Tutaj musisz być poważny, czysty, zadbany, odpowiedzialny, zorganizowany, pracowity, pilny, zdeterminowany...".

To dopiero początek długiej listy przymiotników.

Przyjdzie nauczyć się ich tym, którym udało się szczęśliwie dopłynąć na przepełnionych ludźmi łodziach do amerykańskiego brzegu.

W miasteczku Mejszagoła

Niedaleko Wilna, w Mejszagole, żył ksiądz Józef Obrębski. W marcu 2011, trzy miesiące przed śmiercią, skończył 105 lat. Nigdy nie zapomnę spotkania z nim w 1988 roku. "Wiele jest serc, które czekają na Ewangelię" - te słowa powtarzał sobie, nawet przebudziwszy się nocą.

Pewnego wieczoru powiedział do mnie: "Wiesz, w niektórych ludziach zabito miłosierdzie... To najgorsze, co zostawiają po sobie sowieckie czasy".

Świadectwo Aleksandra

Gdy propaganda ateistyczna walczyła z chrześcijaństwem, to z czym walczyła: z religią czy magią? Tylko ten, kto nie znał Boga, mógł powiedzieć, że religia jest "opium dla ludu".

Mieliśmy w naszej wspólnocie niewidomego, który po swym nawróceniu pisał pieśni.

Mówił: "Mój mózg nigdy nie pracował tak intensywnie jak teraz, gdy uwierzyłem w Jezusa".

"Komuno, wróć!"

Przestraszyliśmy się wolności. Trzeba było nagle wziąć o wiele więcej odpowiedzialności − przejawić inicjatywę, ryzykować, wybierać, decydować...

Co za wyzwanie!

Ksiądz profesor Józef Tischner z Krakowa nazwał to doświadczenie "nieszczęsnym darem".

Nie byliśmy wychowywani do wolności. W niewoli żyło się prościej. Teraz łatwiejsze życie przedkładamy nad godniejsze. Tęsknimy za czosnkiem, cebulą i mięsem, o które w "Egipcie" było łatwiej. Od ponad 20 lat słucham tęsknot za "domem niewoli".

Kiedyś nawet stąd, z Aszchabadu, napisałem o tym samemu profesorowi Leszkowi Kołakowskiemu. Uspokoił mnie słowami, żebym się nie obawiał, gdyż ten reżim już nie wróci.

Mamy krótką pamięć. Trwoży mnie fakt, że do dzisiaj wielu obywateli byłego ZSRR, a także członków społeczeństw, które były pod wpływem ideologii leninowskiej, nie wie, na czym polegało zło tego zbrodniczego systemu i jak smutnym dziedzictwem nas obarcza.

A są i tacy, którzy uporczywie pielęgnują dobre mniemanie o czasach gwałcenia praw człowieka i poniżania jego godności.

"Owce bez pasterza"

Na ulicach wsi i miast spotyka się grupki młodych, którzy wałęsają się do późnych godzin. Nie uczą się, nie pracują, nie czytają... Aż przeraża duchowe i moralne ubóstwo niektórych z nich. Nikt tak nie litował się nad nędzą człowieka jak Jezus: żal Mu było ludzi, którzy żyli "jak owce bez pasterza".

Zainteresowała Cię ta pozycja? Sięgnij po nią.

Migawkowe refleksje ukazują prawdę i dobro, jakie rozświetlają wnętrze człowieka. Pomagają w ciemnościach zła odnajdywać drogę do rodzinnego domu. O dar światła prawdy i dobra człowiek walczy nawet wtedy, kiedy walczy o co innego. Rozmowy, jakie ojciec Madej prowadzi z wszystkimi bez wyjątku ludźmi, dają temu świadectwo. W tych rozmowach okazuje się, że gloryfikowanie nienawiści i walki wszystkich z wszystkimi, a wpajanie pogardy dla tego, co jest najważniejsze w życiu, dla daru, jakim człowiek jest i jakim powinien się stawać, skazane jest od samego początku na klęskę.

Z posłowia

Ochroniarz i dozorczyni - Andrzej Madej OMI - zdobądź własny egzemplarz!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ochroniarz i dozorczyni
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.