Przekleństwo współczesnego świata. Niektórzy nazywają je "ekskrementem diabła"

(fot. shutterstock.com)
Andrzej Krajewski

Diabeł niewątpliwie działa w świecie, mieszając tak, by było w nim jak najmniej dobra. Ale takiego rozwoju sytuacji nikt się nie spodziewał - na czele z politykami. Początkowa radość zamieniła się rozpacz.

Przeczytaj fragment książki Andrzeja Krajewskiego "Krew cywilizacji. Biografia ropy naftowej":

DEON.PL POLECA

"Ropa to ekskrement diabła" - oznajmił tuż przed śmiercią Juan Pablo Pérez Alfonso, były minister energetyki, który negocjował niegdyś w Bagdadzie warunki przystąpienia Wenezueli do OPEC. Los okazał się dla niego łaskawy i polityk zmarł tuż przed początkiem lat 80.

Nowa dekada przyniosła Wenezueli nieustający ciąg nieszczęść. Wszystko przez to, że Saudowie zwiększyli wydobycie, wspierając krucjatę przeciw uzależnionemu od surowców Związkowi Radzieckiemu. Gdy sowieckie imperium dotknęła z tego powodu gospodarcza katastrofa, zaabsorbowany nią świat nie zwracał większej uwagi na to, że podobne problemy dewastują Wenezuelę.

"Petropaństwo" ma to do siebie, że potrafi jedynie zwiększać wydatki socjalne. Natomiast gdy cena ropy spada, nie potrafi "zacisnąć pasa", bo to grozi społecznym buntem. Jednocześnie nie umie znaleźć innych źródeł dochodów. Południowoamerykańskim sposobem na wyjście z tej kwadratury koła jest przeważnie wojskowy pucz.

Wiedząc o tym, prezydent Luis Herrera Campíns uciekł w kreatywną księgowość, zaciąganie zagranicznych kredytów oraz wprowadzenie podwójnego kursu boliwara.

Wenezuelska waluta posiadała kurs tzw. urzędowy, służący do opłacania importu towarów "ważnych gospodarczo", oraz rynkowy, dla zwykłych obywateli. Firmy zaczął obowiązywać przydział dewiz wydzielanych przez ministerstwo finansów. W efekcie rosło bezrobocie, a ok. 60 proc. ludności znalazło się poniżej progu ubóstwa. Wokół stolicy kraju Caracas rozrastały się dzielnice slumsów. Po pierwszych masowych zamieszkach rząd wprowadził rygorystyczną kontrolę cen towarów, by powstrzymać podwyżki. Poszczególne resorty ustalały, ile mogą kosztować maksymalnie nawet trumny, kostki lodu czy filiżanka kawy w kawiarni. Próby zamrożenia cen nie powstrzymały inflacji przekraczającej 80 proc. w skali roku. Za jej sprawą realne dochody ludności spadły o dwie trzecie.

Marzący o powrocie bogatych lat 70. obywatele w 1988 roku ponownie wybrali na prezydenta przywódcę z poprzedniej dekady, Carlosa Andrésa Péreza. Ku zaskoczeniu wyborców, rozpoczął on urzędowanie od zaordynowania krajowi neoliberalnych reform, niewiele różniących się swą drastycznością od planu Balcerowicza. Wenezuelczycy okazali się jednak o wiele mniej cierpliwi od Polaków.

Kiedy 27 lutego 1989 roku rząd podniósł ceny biletów komunikacji miejskiej, mieszkańcy slumsów wylegli na ulice Caracas. Ich protest przerodził się w powszechne grabienie sklepów. Wkrótce to samo zaczęło się dziać w innych miastach kraju.

Gdy policja zupełnie straciła kontrolę nad wydarzeniami, prezydent Pérez posłał przeciwko tłumowi wojsko. Od kul zginęło wedle komunikatu rządu dwustu czterdziestu sześciu uczestników zamieszek. Opozycja twierdziła, że śmierć poniosło nawet dwa tysiące osób. Bezwzględnie pacy kując opór społeczny, Pérez utrzymał władzę i mógł kontynuować reformy. W roku 1990 Wenezuela po raz pierwszy od dekady odnotowała wzrost PKB. Mimo to prezydent nie odzyskał popularności. Realizacja jego planów kosztowała zbyt wiele wyrzeczeń, a w armii pojawił się nowy kandydat na caudillo.

* * *

Pytanie, co przyniosła światu ropa naftowa i jak może wyglądać przyszłość bez niej, musiało dręczyć Johna D. Rockefellera w ostatnich latach jego życia. W 1933 roku ogłosił nawet, że jej amerykańskie złoża wyczerpią się całkowicie do roku 1940. Głosząc nadejście zmierzchu epoki nafty, ponownie stał się prekursorem wyprzedzającym swoje czasy. Wówczas prognoz "Dusiciela z Cleveland", którego dni chwały dawno minęły, nikt nie traktował poważnie, ponieważ nic nie zapowiadało, aby taka katastrofa miała szybko nadejść. Spodziewać się jej zaczęto dopiero trzy dekady później, kiedy liczba ludności na świecie błyskawicznie wzrosła z dwóch do czterech miliardów.

Pod koniec marca 1968 roku odbyła się w Rzymie konferencja naukowa, sfinansowana przez właścicieli koncernu motoryzacyjnego Fiat. Fundacja rodziny Agnelli zaprosiła specjalistów od demografii, polityków, ekonomistów, socjologów etc., żeby opracowali raport na temat zagrożeń, jakie niesie ze sobą eksplozja demograficzna. Minęło trzydzieści dni gorących dyskusji, a uczestnikom wielkiej burzy mózgów nie udało się uzgodnić treści wspólnego dokumentu.

Wówczas przemysłowiec Aurelio Peccei uznał, że pracować efektywnie da się jedynie w dużo węższym gronie. Zaprosił więc pięciu wybranych przez siebie naukowców do domu. Tam postanowili, że założą stowarzyszenie o skromnej nazwie Klub Rzymski.

Pod wodzą szkockiego chemika Aleksandra Kinga przez trzy lata pracowali nad wykazaniem, w jakim czasie, z powodu wzrastającej konsumpcji, wyczerpią się kluczowe dla cywilizacji przemysłowej surowce. Opublikowany w 1972 roku przez Klub Rzymski raport zatytułowany Granice wzrostu zapowiadał, powołując się na skomplikowane modele matematyczne, iż nadciąga prawdziwy Armagedon. Najpierw, do 1987 roku, miały zniknąć zasoby srebra, rok później miało zabraknąć cyny. Najfatalniej prezentował się w raporcie rok 1990. Wówczas, wedle Klubu Rzymskiego, światowe złoża ropy naftowej definitywnie miały się stawać jedynie wspomnieniem. Kilka miesięcy później podobny los miał spotkać - wedle Granic wzrostu - całą cywilizację. Przy czym autorzy zaznaczali, iż tworząc matematyczne modele, odrzucali te najbardziej pesymistyczne.

Raport Klubu Rzymskiego, przetłumaczony na trzydzieści języków, sprzedano w dwunastu milionach egzemplarzy. Stał się bestsellerem i jedną z najchętniej czytanych prac naukowych w dziejach. "Gdybym miał w jednym zdaniu zdefiniować, jaki cel ma nasz Klub, powiedziałbym, że jest nim rebelia przeciwko samobójczej ignorancji naszego gatunku" - deklarował Aurelio Peccei.

Wkrótce apokaliptyczna wizja nieodległej przyszłości wywarła olbrzymi wpływ na sposób myślenia rządzących elit. Bardzo pomogli w tym Arabowie, inicjując zaledwie kilka miesięcy po ukazaniu się Granic wzrostu pierwszy kryzys naftowy. Lepszą akcję promocyjną trudno było sobie wyobrazić.

* * *

Dowiedz się więcej o ropie naftowej, polskich szejkach i o tym, czy czeka nas "naftowy armagedon". "Krew cywilizacji. Biografia ropy naftowej" dostępna tutaj >>


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przekleństwo współczesnego świata. Niektórzy nazywają je "ekskrementem diabła"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.