Czas niezłomności i dobra

(fot. www.solidarnosc.gov.pl / J. Żołnierkiewicz / Wikimedia Commons)
"Przewodnik Katolicki"

"To był jeden z najbogatszych okresów mojego życia kapłańskiego. Pozwolił mi zrozumieć, że praktykowanie Ewangelii we wspólnocie daje tę potężną siłę, która jest zdolna przeciwstawiać się i zwyciężyć w konfrontacji z drakońskim prawem, niesprawiedliwą władzą państwową, świetnie zorganizowaną Służbą Bezpieczeństwa, ZOMO i milicją".

Tak o działalności Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego we Wrocławiu mówi jego kapelan ks. Andrzej Dziełak. Komitet powstał niemal natychmiast po 13 grudnia 1981 r. Skupiał przede wszystkim osoby świeckie: w sumie ponad 200 współpracowników, którzy pod opieką abp. Henryka Gulbinowicza zbierały informacje o represjonowanych i udzielały pomocy materialnej, lekarskiej i prawnej internowanym i ich rodzinom, zamieszkałym na terenie archidiecezji wrocławskiej. Bez pomocy biskupów, proboszczów i wikarych oraz zakonników i sióstr zakonnych z terenu Dolnego Śląska ich działalność byłaby niemożliwa. Podczas stanu wojennego Komitet swoją różnoraką opieką objął kilka tysięcy osób.

Trudne zadanie

DEON.PL POLECA

"Taka była odpowiedź Kościoła na ogłoszenie stanu wojennego oraz napływające z zagranicy dary, które przychodziły imiennie na kurię, Caritas czy duszpasterstwa akademickie" - wyjaśnia dr hab. Zbigniew Jakubiec, jeden z przewodniczących Komitetu. "Trzeba je było zagospodarować, przeznaczyć dla konkretnych osób potrzebujących pomocy". Z panem Jakubcem spotykam się w barokowym budynku przy pl. Katedralnym 4, potocznie nazywanym "Czwórką", gdzie w latach 80. i 90. mieściła się siedziba Komitetu. Dziś działa tu kilka organizacji religijnych i wspólnot, mieści się poradnia rodzinna i siedziba archidiecezjalnego Radia Rodzina. "Tu, na tym korytarzu, rozgrywały się wydarzenia ciekawe, a można by rzec, także dramatyczne. Żywiołowe działanie na początku, setki pomysłów" - wspomina mój rozmówca. Potem powstawały sekcje opieki nad internowanymi i ich rodzinami oraz nad więźniami politycznymi i ich rodzinami, sekcja pomocy błyskawicznej, łączników (współpraca z księżmi w dekanacie), dyżurów (spotkania z interesantami), pomocy prawnej, procesowa (obrona więźniów politycznych w sądach), pomocy medycznej, finansowa, magazynowa, transportowa, wakacyjna - w takich m.in. kierunkach działał w latach 80. Arcybiskupi Komitet Charytatywny.

Wiadomości z więzienia

"Zwykle otrzymywałam parę adresów i jechałam do rodzin poszkodowanych, aby powiadomić je o możliwości otrzymania pomocy prawnej, często już z paczkami żywnościowymi" - wspomina na kartach książki pt. Arcybiskupi Komitet Charytatywny Zofia Karpińska, działaczka sekcji pomocy błyskawicznej. "Czasem okazywało się, że jest potrzebne wsparcie w postaci leków, odzieży, interwencji lekarskiej (…). Spotykałam się z różnymi nastrojami; niekiedy żony represjonowanych były przygnębione, a dzieci wystraszone, w większości jednak kobiety dzielnie organizowały sobie życie i nie dawały się pognębić".

"Pojawienie się nawet z niewielką paczuszką czy lekarstwem dawało poczucie, że internowany członek rodziny nie jest osobą «trędowatą», a jego bliscy mogą liczyć na pomoc Kościoła i społeczeństwa - tych wszystkich ludzi, którzy myślą podobnie, choć nie dotknęły ich jeszcze represje" - wyjaśnia ks. Dziełak. Informacje o tym, gdzie przetrzymywano konkretnego internowanego, docierały do Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego najczęściej za pomocą tzw. grypsów. Przywoził je ktoś z odwiedzających więzienie lub życzliwych funkcjonariuszy więziennych. Czasem grypsy były tak małe, że po zwinięciu można je było schować w uchu. Zawierały informacje o autorze, jego kolegach z obozów, a także podejmowanych akcjach, jak np. o podjęciu głodówki protestacyjnej przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego (gryps z 28 maja 1982 r. z Nysy Kłodzkiej).

Interwencje arcybiskupa

Przedstawiciele Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego powiadamiali za pośrednictwem proboszczów m.in. rodziny, do których miał przyjść komornik, by zająć majątek w odwecie za działalność konspiracyjną członka rodziny. Informacje zebrane o represjonowanych służyły także abp. Gulbinowiczowi w podejmowaniu interwencji w sprawie represjonowanych przez władze. Czynił to wielokrotnie, m.in. w sprawie internowanych dwojga rodziców 4-letniego dziecka, które pozostało bez opieki, czy trzech profesorów, cierpiących na poważne schorzenia. To dzięki interwencji abp. Gulbinowicza został zlikwidowany obóz internowania w Kamiennej Górze, zorganizowany w fatalnych warunkach bytowych, w barakach filii hitlerowskiego obozu pracy Gross-Rosen. Komitet służył informacjami o warunkach bytowych, możliwościach odwiedzin i tym, jak dotrzeć do oddalonych o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów obozów, w których przebywali represjonowani. W czasach gdy nie było internetu, a dostęp do telefonów i możliwość uzyskania tego typu informacji były ograniczone, a niekiedy wręcz niemożliwe, stanowiło to ogromną pomoc dla rodzin.

Skuteczność

Komitet tworzył swego rodzaju siatkę na terenie Dolnego Śląska. Ogromną rolę odgrywała w niej parafia. Pan Jakubiec wspomina, że świeccy, mieli od biskupa wrocławskiego Adama Dyczkowskiego glejty, które uprawniały ich do przeprowadzania wywiadów z proboszczami na terenie diecezji. "Pytaliśmy, ilu na jego terenie jest internowanych i ilu skazanych, czy zorganizowano pomoc dla nich i ich rodzin, a jeśli nie - jakie są tego przyczyny. Dzięki temu mogliśmy działać w sposób zorganizowany na różnych poziomach" - mówi. "Najtrudniejszy moment naszej pracy [sekcji pomocy błyskawicznej - przyp. aut.] przypadł po demonstracji 31 sierpnia 1982 r." - pisała we wspomnieniach Barbara Netreba z sekcji pomocy błyskawicznej. "Władze pragnęły całkowicie utajnić dane o zabitych i rannych i personel szpitala otrzymał najsurowszy zakaz udzielania jakichkolwiek informacji. W ciągu dwóch dni odwiedziłyśmy wszystkich rannych i ich rodziny, a także rodzinę zabitego Kazimierza Michalczyka. Interwencji przede wszystkim wymagał najciężej ranny chłopiec Darek, który na skutek wielu postrzałów miał uszkodzone nerwy i niewładną nogę. Dzięki pomocy kilku ofiarnych lekarzy udało się umieścić chłopca w szpitalu specjalistycznym, gdzie przeprowadzone operacje umożliwiły mu z czasem normalne chodzenie".

"Kościół w stanie wojennym - podobnie jak wielokrotnie w historii naszego narodu - okazał się jedyną instytucją, na której można się było oprzeć. Udostępniał struktury, kanały informacji, pomieszczenia na działalność i magazyny" - podkreśla dr hab. Zbigniew Jakubiec.

"Według mojej oceny pomoc ofiarom stanu wojennego w istniejącej wówczas w Polsce sytuacji mogła iść tylko przez organizację kościelną, gdyż było to jedyne miejsce niezależne, rodzaj azylu - zauważa ks. Andrzej Dziełak. Co prawda księża i niektórzy działacze świeccy z Arcybiskupiego Komitetu byli nękani przez SB, jednak nie doprowadzono do wstrzymania działalności. Po latach okazało się też, że wszyscy zaangażowani w dzieło byli "czyści" - nikt nie współpracował z komunistyczną władzą. "To był czas, kiedy bardzo się doświadczało ludzkiego dobra. W tym nieszczęściu, jakim był stan wojenny, wszyscy stanowiliśmy jedność. Wartości, na których się opieraliśmy, nie podlegały dyskusji. Ufaliśmy sobie. Warto podkreślić, że w tym czasie dzięki Kościołowi doszło do przełamania tragicznych doświadczeń z czasów UB. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że większość osób odwracała się od rodziny, w której były polityczne aresztowania, w obawie, by nie zostać posądzonym o współpracę. W latach 80. komunistom nie udało się już zastraszyć ludzi. Okazało się, że władza jest bezsilna, bo - mimo że ludzie jako ludzie są bardzo różni - jest Kościół, który pomaga" - dodaje dr hab. Zbigniew Jakubiec.

Podczas pisania korzystałam z książki Arcybiskupi Komitet Charytatywny we Wrocławiu, praca zbiorowa pod red. Zofii Dillenius, Wrocław 1997.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czas niezłomności i dobra
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.