Bioetyczny labirynt: NaProTECHNOLOGIA

Radio Watykańskie

Naszym gościem będzie kard. Stanisław Ryłko, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich, który opowie o Afrykańskim Kongresie Laikatu. W felietonie bioetycznym ks. Piotra Kieniewicza tym razem będzie mowa o naprotechnologii. A na wstępie aktualności, w tym wiadomość o śmierci kard. Martiniego.

Współczesna cywilizacja nie rozumie płodności. Boi się jej i od niej ucieka. Kwestia dzieci postrzegana jest zazwyczaj w kategoriach pragnień dorosłych (wcale niekoniecznie pozostających ze sobą w związku małżeńskim). Jeśli chcą mieć dzieci, to niech mają. Jak nie wychodzi - wówczas in vitro. Ale poza tą - dosyć wyjątkową - sytuacją, kiedy para stara się o poczęcie, dziecko jest postrzegane jako "wpadka" a nawet zagrożenie.

Trudno się dziwić, że swoistym smutnym standardem jest akceptacja antykoncepcji, zarówno w odniesieniu do mentalności, jak i stosowanych środków - mechanicznych i hormonalnych, a gdy ona zawiedzie - wówczas także aborcja. Płodność w tej mentalności jest zatem niewygodną, choć niekiedy użyteczną przypadłością, którą należy wziąć w ryzy, kontrolując ją i tłumiąc.

W NaProTECHNOLOGII płodność jest postrzegana całkowicie odmiennie. Traktowana jest jako stan normalny i pożądany, będący szczególnym sygnalizatorem zdrowia kobiety: najpierw w zakresie jej zdolności prokreacyjnych, ale także szerzej - zdrowia w ogóle. Zachodzące w ludzkim ciele procesy należy oczywiście znać i rozumieć, ale nie po to by je ujarzmić, ale by w odpowiedzialny sposób traktować własne ciało, zdając sobie sprawę z możliwych konsekwencji podejmowanych działań. Innymi słowy płodność traktowana jest jako wyzwanie dla człowieka, dla małżeństwa; jest darem i zadaniem - jak mawiał Jan Paweł II.

 [-polacco_2_20120831_212452.mp3-]

To całkowicie odmienna od nastawienia większości filozofia medycyny prokreacyjnej, która szuka przyczyn chorób, aby je usunąć i przywrócić stan fizjologicznego zdrowia. Paradoks polega na tym, że NaProTECHNOLOGIA nie wprowadza nic nadzwyczajnego poza zastosowaniem standardów praktycznie wszystkich innych działów medycyny do obszaru ginekologii i położnictwa: troski o zdrowie pacjenta, unikania działań szkodliwych, proporcjonalności interwencji... To są elementarne założenia etyczne medycyny, będące jednocześnie fundamentem dla jej profesjonalizmu. Założenia w zasadniczym nurcie współczesnej ginekologii praktycznie nieobecne.

NaPro, jak w skrócie mówi się o NaProTECHNOLOGII, narodziło się w USA z fascynacji młodego wówczas studenta medycyny Thomasa Hilgersa encykliką "Humanae vitae" autorstwa papieża Pawła VI. Zarysowana tam wizja małżeńskiej miłości zainspirowała go do poszukiwań naukowych środków umożliwiających zastosowanie metod rozpoznania płodności w życiu małżeństw i w praktyce ginekologicznej. Były to jednak poszukiwania naznaczone rozpoznaniem prawdy o darze płodności, poszukiwania od samego początku przebiegające wbrew antykoncepcyjnie i aborcyjnie nastawionym trendom w ginekologii.

Z pomocą swojej żony i zaprzyjaźnionych pielęgniarek i położnych Dr Hilgers - już jako lekarz - opracował ustandaryzowaną metodę obserwacji symptomów płodności, która jednocześnie stała się punktem wyjścia dla zaawansowanej diagnostyki i terapii. W ten sposób praca jego zespołu zaowocowała powstaniem dwóch gałęzi jednego drzewa. Pierwszą gałęzią jest metoda obserwacji, a ściślej zintegrowany system opieki nad płodnością oparty o Model Creighton (nazwa pochodzi od uczelni, na której pracuje Dr Hilgers).

Drugą gałęzią jest system diagnostyczno-terapeutyczny, określany mianem NaProTECHNOLOGY, czy jak przyjęło się niekiedy mówić w Polsce: NaProTECHNOLOGII. Nazwa ta jest skrótem od słów Natural Procreative Technology, czyli technologia naturalnej prokreacji i jakkolwiek zdaje się brzmieć cokolwiek skomplikowanie, w prosty sposób wyraża logikę metody. Chodzi o zastosowanie nowoczesnej technologii, by przywrócić prawidłowy, fizjologiczny stan płodności, zgodny z naturą ludzkiego ciała.

Jakkolwiek prace nad opracowaniem Modelu Creighton i powiązanych z nim metod diagnostyki i terapii ginekologicznej trwały od polowy lat 80. XX wieku, NaProTECHNOLOGIA na rynek medyczny weszła w praktyce w 2005 roku, gdy pojawił się liczący ponad 1200 stron podręcznik Dra Hilgera: "Medyczna i chirurgiczna praktyka NaProTECHNOLOGII". Niemal natychmiast wzbudził on zainteresowanie tych lekarzy, którzy szukali drogi praktykowania ginekologii ukierunkowanej na życie i płodność. Problem był w tym, że samo przeczytanie podręcznika nie wystarcza, by móc zastosować wypracowane przez Hilgersa standardy.

W NaProTECHNOLOGIĘ trzeba się wdrożyć, podobnie zresztą w system opieki nad płodnością według Modelu Creighton, a to oznacza, że proces dydaktyczny jest przysłowiowym wąskim gardłem dla ich rozwoju. A jednak, jakkolwiek może to brzmieć dziwnie, twórcy NaProTECHNOLOGII nie chcą zrezygnować z tego wąskiego gardła, z ogromną pieczołowitością dbając o jakość kształcenia kolejnych grup instruktorów i lekarzy. Trudno im się jednak dziwić. Przecież właśnie chęć pójścia na łatwiznę, niejako "na skróty" stanęła u podstaw obecnego kryzysu ginekologii. W NaPro na łatwiznę się nie chodzi, bo jeśli pacjent ma być zdrowy, to należy go badać i leczyć porządnie, co często zajmuje czas i niemało kosztuje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bioetyczny labirynt: NaProTECHNOLOGIA
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.