Jak ograniczyć ilość rozwodów?

Jak ograniczyć ilość rozwodów? (fot. flickr.com/ by Caucas')
KAI / ad

Rozwód jest silnym przeżyciem emocjonalnym. W psychologii traktowany jest jako jedno z najbardziej stresujących wydarzeń życiowych. W Polsce mamy nie tylko coraz mniej dzieci, ale coraz więcej wychowywanych jest tylko przez jednego rodzica.

Kampanię, która ma uwrażliwić na problem rozpadów związków małżeńskich podjęła Fundacja Mamy i Taty. Ma ona ogromne znaczenie ponieważ negatywne skutki rozwodów są dzisiaj niedoceniane. Upowszechnia się wzór łatwego i tzw. kulturalnego rozwodu, który ma być dobry na trudności wspólnego życia. Media nierzadko z aprobatą mówią o rozwodach, ukazując znane postaci, które kolejny raz się rozwiodły. Fundacja przygotowała specjalne spoty telewizyjne i stronę internetową (www.rozwodprzemyslto.pl).

DEON.PL POLECA

Gwałtowny wzrost rozwodów

W Polsce dynamicznie rośnie liczba rozwodów. Jak podaje GUS w 2003 r. udzielono 49 tys. rozwodów, zaś w 2009 r. - 72 tys. rozwodów oraz 3,5 tys. separacji. Skutki jakie one powodują powinny skłaniać do rozważenia tych działań społecznych i prawnych, które mogą sprzyjać zmniejszeniu skali tego zjawiska. Na ten kierunek wskazują nawet kraje tak liberalne jak Norwegia czy Wielka Brytania, które wprowadzają specjalne programy dla małżonków starających się o rozwód, by lepiej zrozumieli jego skutki, w tym szczególnie dla ich dzieci. Czynią to dostrzegając także negatywne skutki ekonomiczne rozwodów dla budżetów swoich państw.

Jako przyczyny rozkładu pożycia małżeńskiego od lat niezmiennie wymienia się niezgodność charakterów, niedochowanie wierności małżeńskiej, nadużywanie alkoholu, naganny stosunek do członków rodziny. Zjawisko rozwodów wykazuje różne nasilenia w zależności od środowiska, poziomu wykształcenia, grupy społecznej, wieku, liczby dzieci itd. Większość wyroków rozwodowych zapada z powództwa mieszkańców miast, przy czym obserwuje się stałą prawidłowość: im większe miasto, tym większa liczba rozwodów.

Procesy dezintegracji rodziny obejmują obecnie wszystkie generacje małżeństw - zarówno młodych, jak też par o dłuższym okresie wspólnego pożycia. Coraz rzadziej przeszkodą do rozwodu jest wychowywanie małoletnich dzieci.

Niebezpieczne skutki rozwodu

Rozwód jest silnym przeżyciem emocjonalnym. W psychologii traktowany jest jako jedno z najbardziej stresujących wydarzeń życiowych. Wynika to z kilku źródeł: następuje rozbicie i zerwanie więzi rodzinnych, przyjacielskich, pojawia się osamotnienie. Towarzyszy temu poczucie winy i żalu, uczucie lęku, załamuje się też dotychczasowy styl życia. Często wiąże się to z pogorszeniem warunków bytowych.

Z badań prowadzonych nad stresem związanym z procesem rozpadu małżeństwa i rodziny oraz rozwodem wynika, że wiąże się on z wieloma problemami natury zdrowotnej. Okazuje się, że osoby rozwiedzione - w porównaniu z osobami pozostającymi w związkach małżeńskich - częściej zapadają na choroby somatyczne, są częściej hospitalizowane, częściej sięgają po alkohol i nadużywają go. Częściej również wykazują zaburzenia psychiczne i emocjonalne.

Rozbicie wspólnoty małżeńskiej utrudnia, a czasem uniemożliwia realizowanie podstawowych funkcji rodziny. Poważną, negatywną konsekwencją rozwodu małżonków, jest narażenie dobra i interesów małoletnich dzieci. Rozpad rodziny może paraliżować dziecko, wyzwalać postawę bierności, apatii, izolacji wobec rówieśników i dorosłych, czasem tworzy postawę buntu, niechęci i żalu do rodziców. Bywa, że dziecko przestaje liczyć się z opinią rodziców, z ich nakazami i zakazami.

Dramat rozbitej rodziny

Rodziny rozbite znajdują się w dość specyficznej sytuacji. Nie jest to bowiem sytuacja, w której ojca albo matki w ogóle brak. Rodzice są, ale osobno. Fakt ten stwarza dość skomplikowane układy pomiędzy rodzicami, a dziećmi. Niektóre matki próbują z tego układu wyeliminować ojca. Zdarza się to nie tylko w skrajnych przypadkach (np. ewidentnej przemocy wobec członków rodziny). Bywa, że rodzice prowadzą swoistą wojnę o dziecko po to, by się na sobie odegrać za doznane krzywdy i rozczarowanie. Urazy z tym związane zostają na całe lata.

Nowy związek to nowe problemy. Często pojawia się wtedy osłabienie zainteresowania dzieckiem z pierwszego małżeństwa. Zdarza się, że nowy współmałżonek jest zainteresowany osłabieniem więzi męża albo żony z poprzednią rodziną, z dzieckiem, które nie jest ich wspólnym.
Dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców doświadczają wielu problemów w relacjach w swoich związkach i nowo założonych rodzinach, często mają kłopoty z podjęciem decyzji o małżeństwie.

Jak ograniczyć ilość rozwodów?

Mimo tak dramatycznych skutków rozpadów związków małżeńskich nie mówi się o nich dostatecznie wiele i nie podejmuje wszelkich możliwych działań zaradczych. Nie został np. zrealizowany pk. 6 Deklaracji w Sprawie Polityki Rodzinnej przyjętej przez Rząd i Episkopat Polski 19 listopada 2008 r. Mówi się w niej o pilnej potrzebie przeciwdziałanie kryzysom i rozpadowi rodzin. Uznaje za niezbędne wsparcie małżeństwa, poprzez rozwój poradnictwa rodzinnego i przygotowanie młodzieży do założenia rodziny. Jako ważne zadanie wskazano poprawienie prawa rodzinnego, m.in. poprzez zwiększenie roli mediacji pomiędzy małżonkami, co miałoby przyczynić się do rozwiązania problemów w małżeństwie.

Mimo to warto zastanawiać się jakie działania w zakresie polityki społecznej i prawa mogłyby wpłynąć na zmniejszenie liczby rozpadów związków małżeńskich. Oto kilka propozycji w tym zakresie.

1. Należy wyraźnie powiedzieć, że wychowanie przez oboje rodziców jest podstawowym prawem dziecka. Dziecko wychowywane przez samotnego rodzica w wyniku rozwodu, to dziecko ograniczone w kontaktach z drugim z nich. A nikt nie zastapi taty i mamy. Oboje są niezbędni. Prawo to powinien eksponować Rzecznik Praw Dziecka, media, programy edukacyjne, w tym w zakresie przygotowania do życia w rodzinie, prowadzone w szkołach.

2. Konieczne jest upowszechnianie wiedzy o różnorodnych skutkach rozwodów i separacji.

3. Trzeba porzucić nierówne traktowanie małżonków wspólnie wychowujących dzieci z samotnie wychowującymi dzieci. Państwo powinno przyjmować rozwiązania sprzyjające trwałości małżeństw, a nie ich rozpadom. Wysokie zasiłki udzielane jeszcze kilka lat temu rodzinom ubogim, pod warunkiem samotnego wychowywania dzieci, spowodowały falę rozwodów i separacji by nabyć to uprawnienie.

Nadal mamy sporo rozwiązań zachęcających do rozwodów i dyskryminujących małżonków wspólnie wychowujących dzieci. Należą do nich np. możliwość wspólnego rozliczania podatków z dziećmi, ale tylko przez samotnie wychowujących dzieci. W wielu gminach stosuje się pierwszeństwo dla samotnych w przyjmowaniu ich dzieci do przedszkoli, co nierzadko zachęca do życia w konkubinatach, by korzystać z tej preferencji. Pamiętajmy, że inwestując w samotne wychowanie dzieci, zachęcamy do takiego sposobu życia.

4. Warto rozwinąć profesjonalne formy poradnictwa rodzinnego i małżeńskiego, które powinny być zdecydowanie bardziej dostępne niż obecnie. Powinny ono prowadzić profilaktykę, terapię oraz poradnictwo rodzinne i małżeńskie.

5. Należy ograniczyć możliwość rozwodu zaraz po zawarciu małżeństwa. Obecnie pozew o rozwód można złożyć już kilka tygodni po zawarciu małżeństwa. Zasadne jest rozważenie wprowadzenia ograniczenia tej możliwości (np. pozew byłby możliwy dopiero po 1 roku trwania małżeństwa).

6. Trzeba również rozważyć wprowadzenie obligatoryjnej mediacji w sprawach o rozwód, małżonków mających małoletnie dzieci. Może powinien być to warunek złożenia pozwu o rozwód. W 2005 roku nierozważnie wykreślono z procedury rozwodowej posiedzenia pojednawcze. Sprzyjały one ponownemu przemyśleniu decyzji o rozwodzie. W ich wyniku wiele małżeństw wycofywało pozwy o rozwód. Miały je zastąpić mediacje, które jednak wykorzystywane są bardzo rzadko. Jeśli już poszliśmy w kierunku mediacji, to powinny one być powszechniejsze i obowiązkowe, gdy małżonkowie mają małoletnie dzieci. Być może jej odbycie powinno być warunkiem złożenia pozwu o rozwód.

W Polsce mamy nie tylko coraz mniej dzieci, ale coraz więcej wychowywanych jest tylko przez jednego rodzica. Spróbujmy powstrzymać ten fatalny trend.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak ograniczyć ilość rozwodów?
Komentarze (27)
?
????
28 października 2012, 00:00
Właśnie skończył się Synod Biskupów, który wystosował Orędzie do ludu Bożego, w którym nie ma ani słowa o rozwodach. Więc po co publikować na katolickich portalach artykuły, z których wynika, że Kościół się troszczy o trwałość małżeństw i widzi potrzebę przeciwdziałania rozpadom rodzin? W Orędziu biskupów nie ma mowy o małzeństwach, tylko mówi się o rodzinie jako "związku mężczyzny i kobiety" ( co nie jest tożsame z małżeństwem, bo związek to szerokie pojęcie). Rzeczywiście! "rodzina jako związek mężczyzny i kobiety" - czy ktoś to źle przetłumaczył?????????????? gdzie jest małżeństwo i to sakramentalne , bo w KOŚCIELE KATOLICKIM ?!?! Co się dzieje?!?!?!
D
dotrzymajslowa.pl
27 października 2012, 23:54
Rozwód to lekcja życia, której nie powinieneś dawać swojemu dziecku – to lekcja, która uczy, że w relacjach między ludźmi nie ma nic trwałego, pewnego, stałego. Rozwód to również skutki krótkoterminowe: Jak pokazują badania, statystycznie dzieci rozwiedzionych rodziców: •są bardziej agresywne w stosunku do nauczycieli i rodziców (1), •są bardziej depresyjne (2), •mają więcej problemów z nauką (3), w czym mieści się także przerywanie nauki, porzucanie szkół (4), •cierpią na większe problemy emocjonalne niż ich rówieśnicy z pełnych rodzin (5), •są bardziej skłonne do zachowań destrukcyjnych – więcej z nich jest diagnozowanych i leczonych z ADHD (6), •są dwa do trzech razy częściej kwalifikowane przez szkoły do pomocy psychologicznej (7), •są częściej hospitalizowane, także ze względu na problemy psychiatryczne (8). Rozwód to także rzadko uświadamiane skutki długoterminowe. Badacze diagnozują skutki rozwodu, które ujawniają się dopiero w życiu dorosłym dzieci, których rodzice się rozwiedli. Statystycznie dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców: •jako nastolatkowie wcześniej angażują się w aktywność seksualną, mają więcej partnerów seksualnych (co za tym idzie – wyższą zachorowalność na choroby weneryczne) (9), •zarówno w okresie dojrzewania, jak i w dorosłości mają więcej dzieci pozamałżeńskich niż osoby z rodzin pełnych (10), •częściej uznają aborcję za rozwiązanie problemu niechcianego dziecka poczętego z przypadkowym partnerem (11), •w 25% jako nastolatkowie (w porównaniu z 9% nastolatków z rodzin pełnych) sięgają po alkohol lub/i narkotyki przed ukończeniem 14 roku życia (12), •aż w 85% sięgając po alkohol lub/i narkotyki uzależniają się od nich zanim ukończą 17 rok życia (w porównaniu z 24% nastolatków z rodzin pełnych) (13), •uzyskują niższe wykształcenie, mniejszy prestiż zawodowy i gorzej zarabiają niż dorośli z rodzin pełnych (14), •dorastając w stabilnej rodzinie porozwodowej osiągają podobne wyniki w nauce jak dzieci z żyjących w ubóstwie rodzin pełnych (15), •jako dorośli mężczyźni trzykrotnie częściej doświadczają myśli samobójczych niż mężczyźni z rodzin pełnych (16), •jako dorosłe kobiety o 83% częściej doświadczają myśli samobójczych niż kobiety z rodzin pełnych (17), •mają dwukrotnie wyższe prawdopodobieństwo wystąpienia zawału niż u osób z rodzin pełnych (nawet gdy bierze się pod uwagę wpływ takich czynników jak ogólny stan zdrowia, otyłość, palenie papierosów, konsumpcja alkoholu itp.) (18), •rzadziej wstępują w związek małżeński i częściej się rozwodzą (19), •doświadczają poważniejszych i częstszych problemów psychicznych niż ludzie wychowani w rodzinach pełnych.
B
ble
27 października 2012, 22:29
Właśnie skończył się Synod Biskupów, który wystosował  Orędzie do ludu Bożego, w którym nie ma ani słowa o rozwodach. Więc po co publikować na katolickich portalach artykuły, z których wynika, że Kościół się troszczy o trwałość małżeństw i widzi potrzebę przeciwdziałania rozpadom rodzin? W Orędziu biskupów nie ma mowy o małzeństwach, tylko mówi się o rodzinie jako "związku mężczyzny i kobiety" ( co nie jest tożsame z małżeństwem, bo związek to szerokie pojęcie).  Dalej jest mowa, że ta rodzina "... cieszy się ona poparciem ze strony Kościoła, polityki i społeczeństwa. .." Jedyną troskę okazali biskupi osobom rozwiedzionym, żyjącym w związkach partnerskich i tych, które ponownie zawarły małżeństwa cywilne, "... ale Pan ich nie opuścił, Kościół zaś jest domem, który przyjmuje wszystkich...."   Czy w ten sposób Kościół chce zapobiegać rozwodom?
AX
Autor X
27 października 2012, 20:47
Ciąg dalszy wypowiedzi. Zwykli ludzie czerpią przykłady z ludzi, którzy "powinni" wykazywać się głęboką wiarą, ale skoro Ci ludzie dają taki, a nie inny przykład... To skoro powyższe kategorie osób mogą się zachowywać w ten sposób to zwykli ludzie będą pozwalać sobie na to samo. Kolejną rzeczą jest to, że niektórzy ludzie są skłonni do kłamstw, oszustw przedmałżeńskich - co dalszej kolejności rzutuje na trwałość małżeństw, bądź pociąg do szybkich i łatwych pieniędzy. Kobiety, które zachodzą w ciąże z bogatymi mężczyznami i posiadają później przeróżne roszczenia. Czy to wina zróżnicowania pod względem majątkowym ludzi??? Ale przecież każdy ma wolność wyboru, zagwarantowaną przez konstytucję. Ludzie niestety nie kierują się miłością w wyborze przyszłego małżonka tylko rozumem ( o ile można to tak nazwać ) bądź nawet podstępem. A przyszły małżonek ma to tolerować do końca życia, że został oszukany i wykorzystany??? Czy może jako chrześcijanin przebaczyć i żyć dalej z osobą, która go okłamała, oszukała??? Czy życie w samotności jest również bojkotowane przez religię? Kiedyś również posiadałam głęboką wiarę, udzielałam się w ruchach katolickich, od dłuższego już czasu wyzbyłam się naiwności. Mówicie o małżeństwach niesakramentalnych, kościół je toleruje - dlaczego??? Odpowiedź jest bardzo prosta - "nie długo nie miałby kto dawać na tacę w kościele", ludzie nie brali by ślubów, nie chrzciliby dzieci, nie gościliby księży po kolędzie etc. Kościół jest korporacją, która tylko zmienia strategię rynkową i przystosowuje się do wymagań rynku aby utrzymać swoich klientów. Jest to moja opinia na ten temat. Posiadam opinię osobistą - więc nazwicie mnie heretykiem. Dobrze, że to nie średniowiecze - bo spalilibyście mnie na stosie, albo pławili w beczce.
AX
Autor X
27 października 2012, 20:46
Wszystko co zostało przeczytane przeze mnie na tej stronie to jakaś żałosna farsa. Całe zagadnienie można przedstawić w dość obrazkowy sposób mianowicie, wyobraźcie sobie jabłko, które zgniło już dawno w środku ale nikt tego nie zauważył  ( przecież nie widać tego na zewnątrz ), ale gdy jabłko gnije z zewnątrz staje się to bardzo widoczne. Niech kościół zacznie od zreformowania swoich struktur - mówię o np. księżach, który ukrwają swoje dzieci z gosposiami na plebaniach, o księżach, który współżyją z kobietami lekkich obyczajów, co ciekawsze znam nieformalny przypadek jeszcze z lat 80 gdy ksiądz o mały włos rozbiłby rodzinę, ponieważ spłodził dziecko z cudzą żoną, za to mąż był wyrozumiałym mężczyzną dziecko uznał i zaspokoił się pieniędzmi, które dostał w zamian za milczenie; zakonnice które "zrzucają" habit bo okazuje się, że są w ciąży, księża molestujący dzieci na plebaniach, co najciekawszy przypadek z lat 90 to zakonnica, która dokonała aborcji. Teolożki i teolodzy którzy również należą do grupy "rozwodzących się" , teolożki które najpierw zachodzą w ciąże, a dopiero później wychodzą za mąż z różnych pobudek.
N
Nn
3 sierpnia 2012, 08:57
Potrzebny jest dobry <a href="https://plus.google.com/107824609130211562717/">psycholog, Kielce</a> są miastem, gdzie jest wielu takich specjalistów.
K
katolik
19 grudnia 2011, 12:56
Jestem katolikiem wiernym Tradycji. Wierzę we wszystko, co Bóg objawił i przez Kościół Katolicki (przedsoborowy) podaje do wierzenia. Kim jest heretyk? Jak mawiał w XVII wieku bp Jakub Bossuet, heretyk to „człowiek mający osobiste opinie” w kwestii wiary. Kościół przez 2000 lat zwalczał „osobiste opinie”, które rodziły się w opozycji do Kościoła (poganie) lub w jego wnętrzu (heretycy). Dzisiaj przede wszystkim telewizja wychowuje ludzi, ale czy ktokolwiek może się zbawić przez telewizję? Oczywiście, że nie, więc dlatego miliony dusz pędzą szeroką drogą prowadzacą do zguby i wpadają do piekła jak deszcz, przy całkowitej obojętności i bezradności „Kościoła” posoborowego.
F
franek
19 grudnia 2011, 12:41
Katolok pisze Sytuacja jest z roku na rok coraz gorsza. Już samo przypomnienie dzisiejszym ludziom o porządku moralnym wywołuje publiczne wybuchy wściekłości. Z kazania biskupa Bernarda Fellay’a FSSPX. Sytuacja jest bez wyjścia. Czy Ty jesteś wierzący? Czy dla wierzącego są sytuacje bez wyjścia? Czemu podpisujesz się katolik? Jak taki smutas może zachęcić kogokolwiek do wiary?
L
link
19 grudnia 2011, 01:02
Jeśli chce się ograniczyc ilość rozwodów, to Kościół musi się obudzić i zrewidować swoje działania w kwestii tzw. "małżeństw niesakramentalnych". Duszpasterstwo dla tej grupy ludzi nie powinno usypiać ich sumień, tak jak to się obecnie dzieje co wyraźnie napisał ks.M.Dziewiecki: "...prowadzą duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych w taki sposób, że jest to raczej tworzenie im „duchowego” komfortu trwania w chorobie, a nie stanowcze mobilizowanie ich do zdrowienia, czyli do tego, by powrócili do krzywdzonego małżonka..." Zamiast poświęcać czas i pracę duszpasterzy na działania, które nie prowadzą do nawrócenia, a utrwalają rozbicie małżonków, lepiej przekształcić je w duszpasterstwa będące pomocą dla małżeństw SAKRAMENTALNYCH w kryzysie. <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html</a>
Z
zamiast
18 grudnia 2011, 19:40
Jeśli chce się ograniczyc ilość rozwodów, to Kościół musi się obudzić i zrewidować swoje działania w kwestii tzw. "małżeństw niesakramentalnych". Duszpasterstwo dla tej grupy ludzi nie powinno usypiać ich sumień, tak jak to się obecnie dzieje co wyraźnie napisał ks.M.Dziewiecki: "...prowadzą duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych w taki sposób, że jest to raczej tworzenie im „duchowego” komfortu trwania w chorobie, a nie stanowcze mobilizowanie ich do zdrowienia, czyli do tego, by powrócili do krzywdzonego małżonka..." Zamiast poświęcać czas i pracę duszpasterzy na działania, które nie prowadzą do nawrócenia, a utrwalają rozbicie małżonków, lepiej przekształcić je w duszpasterstwa będące pomocą dla małżeństw SAKRAMENTALNYCH w kryzysie.
K
kwiryna
31 sierpnia 2014, 22:36
Masz rację . Mi , np , brakuje jakiegoś umocnienia w małżeństwie. Duszpasterstwo dla małżonkow praktycznie nie isnieje u nas , na prowincji. Znikąd wsparcia , a nie każdy poradzi sobie sam . Parafia to sztuczna wspólnota , ludzie się nawet nie lubią , zazdroszczą sobie i obmawiają ; co to za wspolnota. Radź sobie katoliku sam ; weź KKK do ręki i sobie radź , dinozaurze. A duszpasterze?Czasami mam wrazenie ,że oni owszem -troszczą się - ale o swoje dusze , swoją wygodę i mile spedzony czs ; tak to u nas wygląda - a wokół dusze slabną , giną w samotności bo proboszcz ma swoje sprawy.
K
katolik
18 grudnia 2011, 15:49
Sytuacja jest z roku na rok coraz gorsza. Już samo przypomnienie dzisiejszym ludziom o porządku moralnym wywołuje publiczne wybuchy wściekłości. Z kazania biskupa Bernarda Fellay’a FSSPX.  Sytuacja jest bez wyjścia.
AT
autor tekstu
18 grudnia 2011, 11:28
Dlaczego tutaj nie podano autora powyższego tekstu?!?! AUTOR: Antoni Szymański *** Antoni Szymański, senator VI kadencji, socjolog, członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski. <a href="http://ekai.pl/analiza/x44331/jak-ograniczyc-ilosc-rozwodow/?page=2">http://ekai.pl/analiza/x44331/jak-ograniczyc-ilosc-rozwodow/?page=2</a>
DM
dwa miliony dzieci
18 grudnia 2011, 11:21
W wyniku orzeczeń o rozwodach dzieci z rozbitych rodzin mamy jakieś 2 mln.
OS
Obudź się!
18 grudnia 2011, 11:19
to nie koniec swiata! Gorzej. Plaga rozwodowa nadal trwa. Należy sie obudzić! Niestety, ale <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201150-ddrr.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201150-ddrr.html</a> Dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców powiedzą najwięcej o tym, jak rozstanie dwojga najbliższych ludzi wpłynęło na ich psychikę i życie. Bo dzieci dorosłych, którzy właśnie teraz podejmują decyzję o rozwodzie, jeszcze nie wiedzą, jakie spustoszenie poczyni rozwód rodziców w ich małym świecie i z jakim skutkiem wedrze się w ich dorosłe życie.
MS
modlić się
5 sierpnia 2011, 19:36
Jak ograniczyć ilość rozwodów? M.innymi: modlić się za potrzebujących.
P
polonopitek
4 sierpnia 2011, 20:09
Jeszcze raz: Ilość rozwodów należy ograniczyć ograniczeniem liczby małżeństw.
P
polonopitek
4 sierpnia 2011, 20:08
Ilość rozwodów należyć ograniczeniem liczby małżenstw.
DD
dotrzymaj danego słowa
4 sierpnia 2011, 18:34
<a href="http://www.reklama.pl/news/rusza-kampania-spoleczna-majaca-zapobiegac-rozwodom,215">http://www.reklama.pl/news/rusza-kampania-spoleczna-majaca-zapobiegac-rozwodom,215</a>
R
rozwody...
4 sierpnia 2011, 18:08
odbywają sie co godzinę w sądach cywilnych. Diabeł rządzi.
M
muszka
28 lipca 2011, 17:37
 Zadne kursy przedmalzenskie nie naucza czlowieka, jak byc dobrym partnerem... Dobrym partnerem=dobrym czlowiekiem uczymy sie byc od dziecka - pod wplywem szkoly, rodzicow, rodziny, spoleczenstwa. Olbrzymie znaczenie wydaje sie tu miec wplyw zachowan, jakie obserwujemy (i bardzo czesto nawet nieswiadomie nasladujemy) u rodzica tej samej plci. Czesto teoretyzujemy sobie - "nigdy nie bede sie tak zachowywac jak moja matka" a potem w praktyce lapiemy sie na tym, ze powielamy schematy z wlasnej rodziny.  Rozwod powinien byc juz absolutna ostatecznoscia, a juz szczegolnie jesli zaangazowane w taki emocjonalny balagan sa niewinne zupelnie istoty, czyli dzieci. Czesto jednak, pary unikaja potwierdzenia problemow przez dlugi czas i nie poszukuja rady czy pomocy u terapeuty. Stan rzeczy natomiast pogarsza sie z roku na rok, rany coraz glebsze, przepasc pomiedzy partnerami rowniez i stopniowe ochlodzenie kontaktow zmienia sie czesto w nienawisc, zal, a to juz bardzo trudno naprawic. Trwanie w takim zwiazku trudno nazwac korzystnym dla kogokolwiek - malzonkow czy dzieci. To jasne, ze rozwod bedzie bolesny dla wszystkich zaangazowanych, ale to nie koniec swiata! 
Jadwiga Krywult
28 lipca 2011, 07:45
Mam nadzieję, że nikt nie wprowadzi niektórych propozycji przedstawionych w artykule i na przykład nie zlikwiduje możliwości rozliczania się z podatku samotnych matek z dziećmi. Przecież chyba każdy wie, że takie osoby mają dużo mniejsze dochody niiż pełne rodziny, a więc każda ulga finansowa dla nich jest jak najbardziej uzasadniona. Jest druga strona medalu: ludzie żyją w konkubinacie i wykorzystują nienależną ulgę, czyli oszukują i żerują m.in. na tych małżonkach, których dochody wcale nie są większe.
K
ktoś
27 lipca 2011, 19:09
Mam nadzieję, że nikt nie wprowadzi niektórych propozycji przedstawionych w artykule i na przykład nie zlikwiduje możliwości rozliczania się z podatku samotnych matek z dziećmi. Przecież chyba każdy wie, że takie osoby mają dużo mniejsze dochody niiż pełne rodziny, a więc każda ulga finansowa dla nich jest jak najbardziej uzasadniona. Czy też możliwość zapisania dziecka do przedszkola ułatwia matce podjęcie pracy. Nie można karać samotnych rodziców za to, że porzucił ich drugi małżonek. Bo tak wyglądają te 'propozycje', które jakoby miałby ograniczyć liczbę rozwodów. Może lepiej byłoby skuteczniej postarać się, by porzucający rodziny ojcowie (najczęściej to oni odchodzą do innego partnera) nie mogli bezkarnie unikać płacenia alimentów?
M
magnezjusz
27 lipca 2011, 18:37
do wal_0, już tak nie sprowadzaj wszystkiego do seksu, bo przecież w małżeństwie inne sprawy są  o wiele ważniejsze, jak chociażby umiejętność komunikacji, słuchania, kompromisu, uzgadniania priorytetów. Kursy przedmałżeńskie bywają różne. Czasem są prowadzone przez małżeństwa przy współpracy z księżmi. Wtedy są ciekawsze. Ale mnie się zdaje, że problem jest poważniejszy. Wielu młodym parom wydaje się, że nie potrzebują jakiegoś specjalnego przygotowania, że przecież jakoś to będzie, jakoś się ułoży samo. A potem się okazuje, że nie potrafią ze sobą rozmawiać tylko gdaczą, szczekają do siebie, mruczą, bo nawet nie wiedzą, jak powinni rozmawiać. Gdyby nie ta konieczność papierka, to pewnie nikły procent zdecydowałby się na jakąś formę przygotowania. I pewnie, że kurs wszystkiego nie załatwi, ale może dać jakiś dobry impuls.
K
kkk
27 lipca 2011, 17:48
~magnezjusz A co z przygotowaniem do małżeństwa? O tym już prawie nic. W większości wypadków ogranicza się ono do zaliczenia przynudnego kursu przedmałżeńskiego. A po ślubie, małżonkowie też niewiele znajdą w Kościele, poza sakramentami, bo takie duszpasterstwo dodatkowe jest "niedochodowe", albo nie wiadomo, co z małżeństwami robić. Całkowicie się zgadzam. Nie wiem, jak jest w innych miejscach, ale w  DIECEZJI EŁCKIEJ psychologiczna pomoc rodzinie ze strony Kościoła praktycznie nie istnieje.
MD
Marek D
27 lipca 2011, 16:53
@magnezjusz: masz rację, często młodzi czują "piętno" odbycia kursu, na którym pewnie ksiądz będzie im przynudzał o seksie - takie opinie słyszę wśród znajomych. Czasem są one prawdziwe, ale najczęściej nie. Wszystko zależy od tego, jakie ogólnie mają podejście do spraw wiary i Kościoła. Szkoda tylko, że nikt z nich nigdy nie mówi głosem, że może dowiem się rzeczy istotnych o małżeństwie, które pomogą mi budować mój związek.
M
magnezjusz
27 lipca 2011, 15:23
A co z przygotowaniem do małżeństwa? O tym już prawie nic. W większości wypadków ogranicza się ono do zaliczenia przynudnego kursu przedmałżeńskiego. A po ślubie, małżonkowie też niewiele znajdą w Kościele, poza sakramentami, bo takie duszpasterstwo dodatkowe jest "niedochodowe", albo nie wiadomo, co z małżeństwami robić.