Co dalej z kursami przedmałżeńskimi? Zapraszam do dyskusji

(fot. youtube.com)

Uważam, że ten temat powinien być poddany dyskusji. Jesteśmy Kościołem, wszyscy. Nie widzę powodu, dla którego sama dyskusja na ten temat miałaby odbywać się tylko w środowisku księży.

Chyba zresztą sami księża tego nie chcą. Sam od lat prowadzę kursy, ale wychowałem już tysiące młodych osób również w duszpasterstwie akademickim. Wielu parom błogosławiłem na ślubie, wiele osób w moim środowisku w sensie szerszym przygotowywało się do ślubu. Żyję blisko ludzi, znam ich. Widzę, co działa. Chciałbym się włączyć do tej dyskusji.

W Polsce i na świecie trwa proces reorganizacji kursów przedmałżeńskich czy też szerzej, duszpasterskiego przygotowania do sakramentu małżeństwa. Projekt dotyczy wielu osób. Jest to także obszar duszpasterski, w którym nie ma jedynie słusznych rozwiązań.

DEON.PL POLECA

1. Jak zrodziła się idea reorganizacji przygotowania do ślubu

Z mojego dość pobieżnego rozeznania wynika, że wszystko zaczęło się niedawno. Otóż, jak wiadomo, Kościół w Irlandii przeżywa obecnie bardzo duży kryzys. Kościół w tym kraju miał stosunkowo dużą władzę nad społeczeństwem, dominował, a nie służył. Ale ta dominacja została przełamana, w dużej mierze w związku ze skandalami pedofilskimi w Kościele. Ludzie przestali chodzić do kościoła, nie kwapią się do przyjmowania sakramentów.

Spadła też liczba ślubów kościelnych. Okazało się równocześnie, że jest mniej ślubów, ale więcej osób zwraca się z prośbą o uznanie nieważności sakramentu małżeństwa. Takie dane zaczęły spływać do Watykanu. W dużej mierze dotyczyło to krajów zachodnich, choć oczywiście nie znam pełnych danych. Takie dwa kryzysy w jednym.

2. Drugi etap - interpretacja

W Watykanie pojawiła się potrzeba zinterpretowania tych danych. Sprawą zajął się również Papież Franciszek. Jak rozumiem, dla Papieża kwestie duszpasterskie są ważne, a nawet kluczowe. Zawsze był i wciąż chce być blisko ludzi. Musimy również pamiętać, że Argentyna jest krajem raczej postkatolickim. Kościół, podobnie jak w Hiszpanii, był tam blisko władzy, a często daleko od ludzi.

Wydaje się, że dla Papieża kryzys w Irlandii jest typiczny. To właśnie na podstawie doświadczeń z takich krajów jak Irlandia czy Argentyna zaczęto szukać rozwiązań. Nigdy nie słyszałem o jakichkolwiek analizach robionych w Polsce. Oczywiście, liczba spraw dotyczących uznania nieważności małżeństwa w Polsce wzrosła, ale przy ogólnej liczbie ślubów wciąż jest to jedynie margines.

3. Diagnoza

Spada liczba ślubów, zwiększa się liczba spraw związanych z prośbą o uznanie nieważności małżeństwa. Jak to rozumieć? Po prostu: ludzie wciąż są katolikami, ale nie radzą sobie w związkach. Trzeba im pomóc. W czym? W przygotowaniu do ślubu, czyli do związku. Przeczytałem ostatnio bardzo fajne sformułowanie, użyte bodajże przez Papieża: przygotowanie do ślubu to katechumenat.

Trzeba zatem rozbudować samo przygotowanie do ślubu, aby katolickie śluby były udane czy też bardziej udane. Trudno z tym dyskutować. Sam dużo nad tym pracuję i uważam, że obecnie jakość wielu związków "woła o pomstę do nieba". Dzisiaj najczęstsza definicja ślubu brzmi: ślubuję ci, że będę z tobą tak długo, jak będzie mi dobrze. Ludzie chcą od siebie brać, a niekoniecznie dawać. A to musi rodzić zranienia, ból i cierpienie.

4. Co jest objawem, a co przyczyną?

No właśnie. To w całej tej dyskusji jest najważniejsze. Bo leczenie objawowe niewiele wniesie. Więc kilka słów na ten temat. Bo zmieniło się wiele, ale najbardziej:

a. Zmieniła się sama formuła związku. Do niedawna małżeństwo było sformalizowaną formą życia społecznego. Mąż i żona mieli swoje role społeczne. Od wieków było wiadomo, jak to ma funkcjonować. Co więcej, było dużo form nacisku społecznego, aby ten formalizm wyegzekwować. Choćby instytucja dziedziczenia i niewielkie możliwości, by samemu się dorobić. Obecnie jednak nie ma takiego nacisku finansowego, a co za tym idzie - społecznego. Gdy ktoś się buntuje, spokojnie może zacząć nowe życie i to gdziekolwiek na świecie. Dzisiaj związki zbudowane są na bazie potrzeb i pragnień, a nie społecznych obostrzeń. Czyli - to, co kiedyś było złego w związkach, ale trzeba było ukrywać, dzisiaj po prostu związki rozwala. To nie jest czas dla formalnych związków, a takimi Kościół się przez wieki pasjonował.

b. Druga fundamentalna zmiana dotyczy pracy nad sobą. Według mnie, to podstawowy warunek udanego związku: umiejętność pracy nad sobą. Życie jest trudne, jest wiele problemów. Jeśli ktoś nie umie się dostosować, nie umie pracować nad sobą, nie ma szans. Na dłuższą metę nie wytrwa w związku. Według mnie, to jest podstawowy problem katolickich małżeństw, które się rozpadają.

Jeszcze 20, 30 lat temu bycie katolikiem to była ciężka praca nad sobą. A teraz panuje lajcik. Kazania są ogólne, katechezy to raczej walka o przetrwanie. Formacja, prawdziwa formacja, pozostała w nielicznej grupie rodzin i w różnych formach duszpasterstwa. Chociażby u mnie: nieskończona liczba ślubów, praktycznie nie ma rozwodów. W innych duszpasterstwach podobnie.

c. Nigdy praca nad związkiem nie jest ważniejsza od pracy nad sobą. Jak ktoś jest niefajny, to chociażby nie wiem ile pracował nad związkiem, wciąż będzie niefajny. Od wielu lat pracuje z ludźmi nad jakością ich procesów rozwojowych. A jak już się rozwiną, są fajni, to bez problemów zbudują udany związek. Z drugiej strony, widziałem to wiele razy, rozbudowana religijność bez ciężkiej pracy nad sobą daje efekt wielkich życiowych rozczarowań. Wielkie słowa, ale jeszcze większe tragedie.

5. Co dalej?

Mam prostą zasadę: działam bez dogmatów. To znaczy, że najpierw badam, a potem, metodą prób i błędów odkrywam, który kierunek działania jest właściwy. Tak uczyłem się pomagania. Tak uczyłem się pracy ze studentami czy ludźmi biznesu. Bo moje założenia być może są słuszne, ale w teorii. A ważne, co działa w praktyce.

Uważam, że w polskim Kościele potrzebna jest dyskusja i poszukiwanie nowych form pracy z młodymi ludźmi, w tym z narzeczonymi. To są inni ludzie i potrzebują czegoś innego. Chciałbym do takiej dyskusji zaprosić. Czuję się też jej częścią. Załóżmy, że jeszcze nie wiemy, jak to ma wyglądać. To, co było, już było. A jak powinno być teraz?

Ks. Jacek WIOSNA Stryczek - twórca programów społecznych: Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości, Prezes Stowarzyszenia WIOSNA, publicysta biznesowy, autor książki "Pieniądze w świetle Ewangelii". PR-owiec i happener, wieloletni duszpasterz akademicki

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co dalej z kursami przedmałżeńskimi? Zapraszam do dyskusji
Komentarze (14)
12 kwietnia 2018, 15:57
IV> Czy nie brakuje na nich takich tematów takich jak KOMUNIKACJA w związku, tematu takiego jak SŁUCHANIE AKTYWNE ? I żeby to nie były tylko „pogadanki” a może nawet ćwiczenia. Słyszę też pozytywne głosy o tych kursach ale jest ich znacznie mniej. Zatem można! I dlaczego by nie wprowadzić tych programów, praktyk prowadzenia w innych parafiach, aby program kursu/materiały/ćwiczenia nie były od przypadkowych osób. W tym miejscu - moje polecenie Pani dr Katarzyny Grunt-Mejer. Jest to Doktor z Uniwersytetu Warszawskiego. Miałam szczęście kiedyś brać udział w jednym z jej kursów nt. „Gry świadome i podświadome w bliskich związkach” temat w ogóle nie związany z powyższym tematem, było na nim dużo literatury stricte z psychologii, na kursie było wiele par a miejsca na niego bardzo szybko zapełniały się. W szybkim skrócie – kurs ten dużo uświadamiał, otwierał oczy na wiele spraw – związanych z komunikacją, słuchaniem. Myślę, że zaangażowanie Pani Doktor w ten projekt, zaproszenie jej do dyskusji, o ile wyrazi taką chęć, może przynieść wiele cennych spostrzeżeń oraz poleceń. Zatem Ewangelizacja, to co przekazywał nam Jan Paweł II, rozmowy, ale również wszystko co to czego mogło zbraknąć w domu rodzinnym. Jeden program dla parafii, podzielony na konkretne bloki, prowadzony nie przez przypadkowe osoby ale dobrze do tego przygotowane. Z pozdrowieniami, Czytelniczka:)
12 kwietnia 2018, 15:56
III> Jeśli zatem Ksiądz zajmuje się tym tematem to dlaczego by nie poruszać takich tematów już na lekcjach religii, czy na innych przedmiotach w szkole, które mogły by programem takie tematy obejmować? Nie wiem jak aktualnie wyglądają lekcje Religi w szkole w liceum, ale ja z moich zajęć (jakieś 15 lat temu) pamiętam tylko jeden temat – a propos Miłości, Związków. Pamiętam również że ten temat wywołał duże poruszenie na zajęciach, kiedy to na innych zajęciach klasa była raczej mało aktywa. Wniosek jest też taki że Młodzi chcą podejmować rozmowy na ten temat. Zaś co do samego tematu kursów przedmałżeńskich, jak przygotować młodych dobrze do ślubu i do tego co potem? Kiedy ten grunt nie był dobrze przygotowany w domu rodzinnym, w szkole edukacja też kuleje? Od moich znajomych również słyszę głosy że na tych kursach to są takie „pogadanki” żadnych konkretów. Potem po krążących takich opiniach na temat kursu w parafii młodzi sami nie są pozytywnie do nich nastawieni, a od naszego nastawienia dużo zależy. Przychodzi na taki kurs para po wielu mało pozytywnych opiniach i  traktuje go jako jeden z obowiązków do zaliczenia przed ślubem, a nie jako czas dodany o coś wartościowego.
12 kwietnia 2018, 15:56
II> Statystki na temat rozwodów również nie nastrajają pozytywnie. Słyszymy, że „teraz takie mamy czasy” że młodzi są wygodni, zamiast starać się naprawić relację za szybko rezygnują z niej, a może nie wiedzą jak sami za to zabrać się, jak ze sobą dobrze rozmawiać i żeby te rozmowy były owocne? Sami nie wiedza jak za to zabrać się, a pójście np. do poradni czy do psychologa – wiemy że to jest trudne dla par. Jak to komuś obcemu mielibyśmy mówić o swoich problemach? Piszę to na podstawie moich obserwacji. Pary przez wiele lat kłócą się cały czas o te same sprawy, które moim zdaniem mogłyby być już dawno ustalone/wyjaśnione. Jedno – drugiemu stale to samo zarzuca, zamiast porozmawiać na spokojnie i dać szanse powiedzenia jakie są moje potrzeby, potrzeby dzieci. Kuleje KOMUNIKACJA. Kuleje UMIEJĘTONOŚĆ SŁUCHANIA, SZCZEREJ ROZMOWY. A przy tych wszystkich kłótniach/rozmowach są zawsze dzieci, które są bardzo bystre i słuchają jak rozmawiają  ze sobą ich rodzicie.
L
luciaklusek
12 kwietnia 2018, 15:53
I> Mocno kibicuje, aby projekt zakończył się sukcesem. Tekst jest dość długi ale mam nadzieję że do przebrnięcia:) przede wszystkim w całym tym projekcie chciałabym polecić, zaprosić do dyskusji świetną Panią dr Katarzynę Grunt-Mejer. Moim zdaniem „przygotowywanie gruntu”, edukacja oraz rozmowy powinny zacząć się już w liceum. Młodzi ludzie co raz wcześniej wchodzą w relacje i związki. A dlaczego w liceum, w szkole? Dom rodzinny - może i są rodzice którzy podejmują się rozmów z dziećmi na temat związków, komunikacji, ale nie oszukujmy się w wielu rodzinach tych rozmów nie ma. Rodzice zajęci są pracą, myślą o tym aby zapewnić dzieciom oraz sobie byt, zapominając o sprawach najistotniejszych etc. A pewnie każdy psycholog powie, że już nawet okres wczesnego dzieciństwa jest to kluczowy moment w kształtowaniu naszego charakteru, osobowości.
AK
Anna K
22 marca 2018, 00:28
4. Wniosek. Idealnie byłoby, gdyby nie kończyło sie na kursach przedmałżeńskich, ale gdyby przy kościołach młode (i starsze) małżeństwa mogły korzystac z opieki psychologa właśnie wtedy, gdy pojawiają się trudności. By mogły przychodzić na warsztaty z psychologii relacji, z wychowywania dzieci, by mogły korzystac z indywidualnych konsultacji czy grup wsparcia.  By to sie stało normalne, a nie wstydliwe.
AK
Anna K
22 marca 2018, 00:25
1. Przede wszystkim "kursy przedmałżenskie" są bardzo potrzebne, bo to jedyna forma przygotowania młodych ludzi. Nie ma świeckich form przygotownia przed zawarciem związku, szkoła nie podejmuje takich tematów (może pojedyncze lekcje wychowawcze, ale to działanie sporadyczne, poza tym wychowawcy nie są odpowiednio przygotowani. "Wychowanie do życia w rodzinie" nie jest obowiązkowe, zresztą tu panują różne koncepcje. Poradniki psychologiczne nie są popularne na tym etapie związków, zresztą patrząc na poziom czytelnictwa w Polsce obawiam się, że i tak niewiele osób by po nie sięgnęło. 2. Poziom prowadzonych zajęć - przede wszystkim powinny je prowadzić osoby dobrze przygotowane, doświadczone, mówiące o konkretach, małżonkowie z doświadczeniem, psycholog, socjolog. To nie może być dyktowanie na zajęciach przepisów prawa kanonicznego i tym podobne praktyki! 3. Problem trwałości małżeństw związany jest z wychowaniem młodych ludzi - lub raczej jego brakiem. Czego się wymaga od młodzieży? Z moich obserwacji wynika, że niewiele. Rodzice i szkoła przejmują odpowiedzialność za wszystko, w przypadku złych ocen rozlicza się nauczyciela i rodziców, a nie ucznia. Chroni się od pracy w domu, w szkole, od konsekwencji własnych błędnych decyzji, usuwa spod nóg wszelkie przeszkody. Ma się uczyć, a resztę załatwią inni. Jak tacy ludzie mają potem poradzić sobie z trudnościami w małżeństwie? W rodzinie? Oczekują opieki, uwielbienia, a nie własnego wysiłku. I drugi aspekt - wzrasta ilość młodzieży z rodzin rozbitych, niepełnych, bez wzorców, ze słabą psychiką. Ich wejście w małżeństwo też jest bardzo trudne. Oni sami potrzebują pomocy, zwiazek nie leczy ich automatycznie.
21 marca 2018, 18:54
Czasem wystarczy, żeby się kochać i być ze sobą, no i oczywiście znaleźć się w odpowiednim czasie, w samolocie: [url]https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,3119,co-wydarzylo-sie-miedzy-papiezem-a-para-w-samolocie.html[/url]
KK
Kamila Klara
18 marca 2018, 22:17
Według mnie przygotowanie do małżeństwa powinno wymagać dużo większego zaangażowania i dłuższej, wieloaspektowej formacji. Warto pokazać przygotowującym się do ślubu jaki w ogóle chrześcijaństwo ma pomysł na związek. Dlaczego taki a nie inny. Pokazać piękno czekania do z seksem do ślubu, nie mieszkania razem, ochrony życia jako wartości które są dobrem dla ludzi a nie kajdanami. Formacja mogłaby obejmować w ogóle rozwój życia duchowego przyszłych małżonków  i budowanie osobistej relacji z Bogiem, pełnym miłości. Dla wielu z nich Bóg utożsamiany jest z Kościołem instytucją, podobną do rządu państwa, któremu nie można ufać. Rozwijanie osobistej relacji z Bogiem oraz pogłębianie tożsamości płciowej to według mnie świetny pomysł. Do tego można dołączyć elementy wiedzy psychologicznej. Każdy z nas jest  w jakiś sposób zraniony, i wchodzenie w małżeństwo bez świadomości siebie, „przepracowania” ma później najbardziej destrukcyjny wpływ na małżeństwo. Elementy komunikacji, np. podstawy NVC mogą niezwykle ułatwić małżonkom później życie. Dlaczego tak? Wydaje mi się, że obecnie wiele osób przygotowujących się do sakramentu małżeństwa to tacy „letni katolicy”. Niby wierzą , że gdzieś tam jest Bóg, ale mają swój sposób na życie, nierzadko są wręcz wrogo nastawieni do Kościoła, ale gdzieś wewnętrznie wierzą, że sakrament coś daje, albo też przyjmują go bo taka jest tradycja. Wydaje mi się, że Kościół, pozwala takim parom załatwić niezbędne formalności, nie robiąc przeszkód, nie badając za bardzo ich świadomości, wiary, zaangażowania. Co wkrótce kończy się zwiększeniem statystyk o rozwodach. Przygotowania do kapłaństwa trwają kilka lat, a przy małżeństwie mamy raptem weekendowy kurs, spotkanie lub dwa z księdzem i spowiedź. To właściwie formalność.Potrzeba rozbudowanej formacji, budowania świadomości, wsparcia. Nawet jeśli część par się zniechęci, małżęńśtwa które zostaną zawarte będą miały większą szansę na przetrwanie. Pozdrawiam Kamila
MR
Maciej Roszkowski
18 marca 2018, 14:00
W spotkaniach przedmałżeńskich przydał by się udział osób o długim szczęśliwym stażu małżeńskim. Osób, które na właściwym poziomie intelektualnym potrafiły by powiedzieć co i dlaczegoi im się udało i, co bardzo ważne jak radzili sobie z trudnościami
MA
Marian a
17 marca 2018, 22:09
Duża część księży, przynajmniej tych, których poznałem, przed rzeczywistością dnia codziennego i odpowiedzialnością za rodzinę zwyczajnie uciekła do seminariów. Czego takie gamonie mogą nauczyć kogokolwiek?   
D
demokracja.net
17 marca 2018, 20:24
W Polsce co roku, około 25% małżeństw się rozwodzi , natomiast z kapłaństwa rezygnuje 5,5 % księży .  Tak duża dysproporcja w zmianach decyzji może wynikać z tego, że trudniej jest być małżonkiem niż  księdzem ;-)  lub z procesu rozeznawania drogi lub osoby, z którą zawierany jest związek. Skoro prawdą jest, że „Dzisiaj najczęstsza definicja ślubu brzmi: ślubuję ci, że będę z tobą tak długo, jak będzie mi dobrze.”, to może sugerować, że Sakrament Małżeństwa nie jest poważnie taktowany przez szkoleniowców przedmałżeńskich, księży i samych małżonków – odwaga, szczerość i pogłębiona wiedza psychologiczna mogą wnieść więcej światła. ( a dla Wszechwiedzących „Tak uczyłem się pracy ze studentami czy ludźmi biznesu”, to dodatkowo przyda się zrozumienie czym jest i jak używać statystyki opisowej;)
K
k.jarkiewicz.ign
17 marca 2018, 13:23
1) związek-miłość-małżeństwo to dziś komponenty rozdzielne, nie wspólne. Ludzie trwają w małżeństwie latami, choć ani się nie kochają, ani nie są w związku, mając wiele pozamałżeńskich relacji. Tak działa pragmatyka życia, która dla starszego pokolenia jest wygodna, dla młodszego już nie. Większość wyklucza z tej triady małżeństwo zachowujac jedynie związek i miłość. Małzeństwo jawi się jako zbyt trudne, wymagające i archaiczne (nie na te czasy). Małzeństwo sakramentalne wymaga poza tym rozpoznania powołania, a tu zaczynają się schody, bo jak się jest de facto niewierzącym to trudno o relacje z Bogiem. Zostają tylko relacje z Kościołem i ciężar wymagań 2) model przygotowania do małżeństwa aktualnie obowiązujący jest wynikiem soborowych ustaleń co do istnienia w małzeństwie relacji jednocząco-rodzicielskich oraz przyjęcia personalistycznego modelu człowieczeństwa. Człowiek miał być naturalnie zdolny do rozpoznania powołania i do odpowiedzenia na nie decyzją ostateczną. Dziś to jest podważane: wiele osób późnej dojrzałości nie wie,co ma w życiu robić, idą za rozwiazaniami impulsywnymi i odpowiadają jedynie za doraźne własne działania. Nakładają sie obecnie modele powołaniowe: wiele osób chce być celibatariuszem i mieć dzieci, inni chcą być małzonkami, ale bez dzieci. Osobisty rozwój nie wiążą z powołaniem,ale tym, by się lepiej urządzić w świecie,mieć lepsze życie,być bardziej szczęśliwym. Pytanie czy Kościół ma trwać przy modelu przygotowań,który de facto się wyczerpał, czy przyjąc nowy model,gdzie jedynie się pracuje nad rozwojem duchowym wiernych, przerzucając na nich przygotowanie do  małżeństwa. To by upraszczało wiele spraw, ale kończyło sakramentalność małzeństwa. Uroczystości w kościele miałyby tylko religijną oprawę bez ich wymiaru sakralnego
Zbigniew Ściubak
17 marca 2018, 10:09
Drogi księże Jacku... 1. "Mam prostą zasadę: działam bez dogmatów" - ryzykuje ksiądz wiele. 2. "Zmieniła się sama formuła związku." - niech się ksiądz zlituje i sięgnie do źródeł i odniesie się, choćby sam przed sobą, do nich. Źródła? "Pkt 5 Instrukcji J. Eminencji Księdza Kardynała Prymasa o używaniu nowego rytuału." - publikacja: Miesięcznik Kościelny dla archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej nr 4, Poznań marzec 1929. 3. Formuła małżeństwa się zmieniła, bo przestało ono być strukturą herarchiczną oraz naturalną. Taką było przez tysiące lat, do lat 20 wieku XX. W czasach naturalnych hierarchię w związku kształtowała bezwzględna przewaga i ewentualnie agresja fizyczna mężczyzn. W czasach religijnych, hierarchia ta została zachowana, ale złagodzona i brała się z przyjmowania hierarchii jako religijnie uzasadnionej (Bóg->król->mąż/ojciec->żona/matka->dziecko). W KK postanowiono wprowadzić "demokrację" w związkach, czyli od 1929 r. małżeństwo ma być "demokratyczne" i nadal trwałe nierozerwalnie. Takiej struktury społecznej nie było i nie będzie. Nie będzie struktury trwałej i jednocześnie nie posiadającej hierarchii. W sytuacji, gdy hierarchia nie jest ustalona "z góry", dochodzi do jej ustalania samodzielnie. Powoduje to niekończące się konflikty, bo sa próby dominacji jednej strony nad drugą albo ustalenie hierarchii wskutek przemocy, generalnie psychicznej, bo fizyczna jest zakazana, albo wegetatywny zaprawiony rezygnacją stan będący kaleczeniem obu stron. Pozytywne przypadki też się zdarzają, jak zawsze w naturze, wyjątki potwierdzają przeciwną do nich regułę.
Z
zbyszeks
17 marca 2018, 10:09
4. Żadne kursy przedmałżeńskie nie zmienią stanu rzeczy tj. wzrastającej nietrwałości małżeństw, bo nie w jakości kursów jest przyczyna, a w - uwolnionym reformą małżeństwa - egoiźmie (często skrywanym pod maską religijności - ja dobrze chcę) oraz żądzy dominacji. Kursy nic nie dadzą również daltego, że zachowanie i odczucia ludzi w małżeństwie są całkowicie różne od tych, przed małżeństwem. Inne środowisko, inne mechanizmy się włączają. Walka duszpasterska z egoizmem też nic nie da, bo płynąć kajakiem pod prąd można określoną ilość godzin, potem... wiadomo. 5. Dokonaliście zmiany (patrz pkt 2), to przychodzą skutki.To co było, "to se ne vrati", ale będziemy "zamawiać rzeczywistość", może krzywdząc przy okazji ludzi. Trwałość małżeństwa to wielki skarb. To prawdziwe środowisko dla dzieci. To prawdziwe środowisko dla ludzi. Ale może trzeba odnieść się do braci prawosławnych, u których małżeństwo nie konstytuuje przysięga i stosunek seksualny jak w KK, ale miłość i gdy miłości nie ma, to nie ma małżeństwa. Ale można też potępiać w czambuł tych złych - w potępianiu jesteśmy wytrenowani i do potępiania zostaliśmy wychowani - i trwać przy jedynie świętej i niewzruszonej nauce, która została zmieniona m.in. dekretem - patrz pkt2.