Co łączy wyrok w Watykanie i podpis Prezydenta RP?
Gdy w Watykanie ogłaszano wyrok skazujący na więzienie jednego z kardynałów, w Polsce przewodniczący KEP wyrażał niezadowolenie z podpisania przez Prezydenta ustawy dotyczącej finansowania in vitro. Obie sprawy łączy coś istotnego.
Tuż przed „niedzielą radości” tegorocznego Adwentu w Watykanie zapadł wyrok w procesie określanym przez wiele (zwłaszcza włoskich) mediów, jako „proces stulecia”. Akt oskarżenia obejmował kardynała, który był wysokim rangą urzędnikiem Stolicy Apostolskiej, dziewięć innych osób oraz kilka firm. 16 grudnia br. okazało się, że wspomniany hierarcha, czyli kard. Giovanni Angelo Becciu, został skazany przez trybunał Państwa Watykańskiego na ponad pięć i pół roku więzienia. Jeszcze tydzień wcześniej obserwatorzy i komentatorzy procesu spodziewali się, że wyrok będzie wyższy – siedem lat. Jednak po ogłoszeniu wyroku obrona zapewniła o jego niewinności i zapowiedziała odwołanie.
W Polsce wyrok watykańskiego wymiaru sprawiedliwości nie wzbudził wielkiego zainteresowania. Być może dlatego, że uwagę zainteresowanych przykuły krajowe wydarzenia na linii Kościół-państwo. W piątek, 15 grudnia, opublikowano list przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisława Gądeckiego do Prezydenta RP Andrzeja Dudy, zawierający apel o zawetowanie ustawy nowego parlamentu dotyczącej finansowania procedur in vitro z budżetu państwa.
Gdy Polacy w sobotę się obudzili, usłyszeli, że prezydent jeszcze poprzedniego dnia podpis pod ustawą złożył. Co prawda zapowiedział inicjatywę ustawodawczą, wspierającą różne metody leczenia niepłodności, ale pozostało wrażenie drastycznej nieskuteczności głosu przedstawiciela Kościoła w bardzo istotnej dla obywateli kwestii. Paradoksalnie wzmocnił je komentarz metropolity poznańskiego, wygłoszony już po podpisaniu ustawy. Przypomnijmy, że dla jednego z telewizyjnych kanałów informacyjnych abp Gądecki powiedział: „Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy o podpisaniu ustawy o finansowaniu in vitro wskazuje na niezrozumienie całego problemu i wygląda tak, jakby to było pójście za głosem tłumu, bez oglądania się na kwestie bioetyczne”. Trudno powiedzieć, czy po takich słowach Andrzej Duda poczuł się napomniany jako katolik czy dotknięty jako najwyższy przedstawiciel państwa polskiego.
Trudno się dziwić, że na takim tle Polaków umiarkowanie zainteresował wydany w Watykanie wyrok, nawet jeśli wśród skazanych znalazł się kardynał. Niektórym jego nazwisko zapewne kojarzy się z bardzo poważnymi, obejmującymi czyny pedofilskie, oskarżeniami pod adresem innego purpurata, australijskiego duchownego kard. George’a Pella, któremu papież Franciszek powierzył istotne zadania w Stolicy Apostolskiej. To nazwisko kard. Becciu pojawiało się w związku z niejasnym przepływem z Watykanu do Australii dużych sum, które nie bardzo wiadomo czemu służyły.
Dla polskiego katolika rozgrywki i intrygi w Watykanie to sprawa odległa i niewarta przesadnej uwagi. Nazwiska pojawiające się w związku z „procesem stulecia” zdecydowanej większości z nich nic nie mówią. A sama sprawa jakiejś kamienicy w Londynie, która okazał się nietrafioną inwestycją, jest mniej zajmująca niż to, co się dzieje z pieniędzmi składanymi w niedzielę na tacę.
A jednak jest coś, co łączy wyrok wydany w Watykanie po osiemdziesięciu sześciu rozprawach i nieskuteczny list przewodniczącego KEP do Prezydenta RP. Obydwie sprawy rozgrywają się na styku Kościoła z przyziemną, „skrzeczącą pospolitością”. Obie mogą smucić, ponieważ pokazują dobitnie, że działanie na tym polu może przynosić poważne niepowodzenia, gdyż nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków ludzkich decyzji.
Główny bohater watykańskiego procesu, abp Giovanni Angelo Becciu, kardynałem został stosunkowo niedawno – w czerwcu 2018 r. Mianował go papież Franciszek. W związku z tym pojawia się pytanie, dlaczego do tej nominacji doszło. Panuje dość powszechne przekonanie, że kolegium kardynalskie to kościelna elita elit. Zakłada się, że to ludzie poza wszelkim podejrzeniem. Wszak to oni dokonują wyboru kolejnych następców św. Piotra i wybierają ich ze swego grona. Nie jest łatwo przyjąć do wiadomości, że papieżem może zostać ktoś mający pospolite przestępstwa na sumieniu. To smutne, ale prawdziwe.
Szef watykańskich mediów, znany dziennikarz Andrea Tornielli, w komentarzu po ogłoszeniu wyroku skazującego kard. Becciu i innych osób, położył nacisk na sprawiedliwość procesu, poszanowanie wszelkich przysługujących oskarżonym gwarancji oraz na to, że „Stolica Apostolska i Państwo Watykańskie posiadają niezbędne «przeciwciała» umożliwiające wykrycie potencjalnych nadużyć czy nieprawidłowości”. Inaczej mówiąc, akcentował przyziemną i doczesną sprawność kościelnych instytucji. To znaczący sygnał, dotyczący przyszłości Kościoła w działaniach na styku ze „skrzeczącą pospolitością”.
Znaczącym sygnałem jest też podpis polskiego prezydenta pod ustawą dotyczącą finansowania in vitro, złożony w dniu, w którym pojawił się ze strony Kościoła bardzo mocny głos na ten temat. Zdaniem przewodniczącego KEP prezydencki podpis wskazuje na niezrozumienie całego problemu, na to, że jego istota nie dotarła do „świadomości chrześcijańskiej”. „Być może to jest za szybko. Być może potrzeba więcej czasu, żeby wytłumaczyć i tego pozytywnego rezultatu się spodziewać” – zastanawiał się abp Gądecki, gdy ustawa była już podpisana. Jednak trudno uciec od pytania, w jaki sposób Kościół w Polsce wykorzystał osiem lat obowiązywania innego rozwiązania prawnego tej kwestii. Dlaczego nagle okazało się, że tak liczne środowiska, w tym wielu katolików, chcą wspierania procedury in vitro z podatków wszystkich obywateli? Może za bardzo uwierzyliśmy w skuteczność doczesnych, przyziemnych rozwiązań prawnych i zaniechaliśmy upowszechniania wiedzy, a przede wszystkim kształtowania sumień?
Zarówno głośny proces w Watykanie, jak i sprawa in vitro w Polsce pokazują, że Kościół w działaniach obejmujących sferę doczesną, niejednokrotnie chętnie przejmuje przyziemny, jak mawia papież Franciszek, „światowy” sposób myślenia i działania. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Skomentuj artykuł