Dlaczego Kościół mówi: NIE
Czy ktoś w Polsce słyszał jakiś poważny głos wychodzący ze strony Kościoła, który domagałby się likwidacji cywilnych małżeństw i rozwodów? Nie. Dlaczego? Ponieważ Kościół akceptuje autonomię prawa państwowego i rozumie, że na terenie naszego kraju żyje sporo ludzi, które nie utożsamiają się z katolickim nauczaniem. Skąd więc tak wielka rezerwa wobec wprowadzenia pewnych prawnych udogodnień dla związków osób o tej samej płci?
Stwierdzenia mówiącego, że Kościół nie może zgodzić się na jakąkolwiek formę legalizacji związków partnerskich osób homoseksualnych, ponieważ zachowania homoseksualne są czymś złym, nie da się obronić. Wszak w myśl katolickiej nauki życie w związku cywilnym bez kościelnego ślubu lub cywilny rozwód również są na cenzurowanym. Nikt jednak nie kwestionuje tego, że polskie prawo pozwala na jedno i drugie.
Musi więc być silniejszy argument. I jest. Jakiekolwiek zalegalizowanie związków jednopłciowych będzie uderzeniem w tradycyjnie pojęte małżeństwo oraz w rodzinę. Nawet jeśli ewentualna ustawa dotyczyć będzie tylko osób i tak żyjących poza Kościołem czy też na jego obrzeżach, to symbolicznie państwo da sygnał dla większości katolików nie do zaakceptowania i mówiący, że istnieje legalna alternatywa wobec związku kobiety i mężczyzny.
Polskie państwo też woli legalne związki kobiety i mężczyzny. Im daje możliwość brania wspólnego kredytu czy też wspólnego rozliczania się z urzędem skarbowym. Ostatnio zaproponowane przez ministerstwo finansów zmiany w ulgach podatkowych również faworyzują małżeństwa, im przyznając większe ulgi na dzieci. Tu pary po ślubie górują też nad niezalegalizowanymi związkami heteroseksualnymi.
Katolik XXI wieku nie ma tu łatwego zadania. Z jednej strony jest nauka Kościoła o aktach homoseksualnych jako "obiektywnie nieuporządkowanych", z drugiej wezwanie do traktowania osób homoseksualnych "z szacunkiem, współczuciem i delikatnością" (KKK 2358). Kościół nakazuje unikania wobec gejów i lesbijek jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji, a jednocześnie zabrania wprowadzania praw zrównujących ich związki z małżeńskimi. Tkwimy więc pomiędzy delikatnością a zakazem, jedni bliżej temu pierwszemu, inni drugiemu i staramy się pogodzić naukę naszego Kościoła - Matki z tym, jak traktujemy naszych homoseksualnych znajomych.
A ci są przecież obok nas, lubimy ich, rozmawiamy z nimi, odwiedzamy się, wzajemnie sobie "lajkujemy" na Facebooku. Czyli co? Mój szacunek, delikatność i brak dyskryminacji muszą skończyć się w miejscu, gdzie znajoma para lesbijek ze stałego związku chciałaby być w szpitalu dopuszczana do poufnych informacji? Chyba brakuje tu jakiegoś prawa.
Skomentuj artykuł