Dlaczego Liban?

Mieszkańcy Bejrutu, chrześcijanie i muzułmanie na wspólnej mszy zorganizowanej z okazji wizyty Benedykta XVI w Libanie (fot. EPA/Nabil Mounzer)

Dlaczego właściwie Benedykt XVI - człowiek dźwigający na swych ramionach dziewiąty już krzyżyk - jedzie do Libanu? Odpowiedź na to pytanie jest dosyć prosta. Papież pielgrzymuje na Bliski Wschód przede wszystkim po to, by mieszkańcom tej części świata osobiście przekazać orędzie pokoju i nadziei.

A jest ono tam dziś szczególnie potrzebne: wszak Liban sąsiaduje z Syrią i Izraelem… Warto też pamiętać, że to właśnie w Libanie ma swą siedzibę szyicka "partia Boga" Hezbollah.

Bezpośrednim powodem papieskiej pielgrzymki (14-16 września) jest pragnienie ogłoszenia w Libanie adhortacji apostolskiej Ecclesia in Medio Oriente. Dokument ten stanowi owoc Synodu Biskupów, który dwa lata temu odbył się w Rzymie i był poświęcony sytuacji Kościoła na Bliskim Wschodzie. Zdaniem specjalistów, zarówno w adhortacji, jak i w libańskich przemówieniach Benedykta XVI wiele miejsca zajmować będzie wezwanie katolików różnych obrządków (na tym terenie działa bowiem aż siedem Kościołów katolickich: sześć patriarchatów wschodnich i Kościół łaciński) do jedności i współdziałania. Przewiduje się także, iż Papież zaapeluje o dialog ekumeniczny i o dialog międzyreligijny (z muzułmanami). Oraz że pokaże chrześcijanom sens ich obecności w społeczeństwach o większości islamskiej (lub - tak jak w Izraelu - żydowskiej). Z kolei muzułmanie będą mogli się przekonać, że Zachód nie jest wcale taki bezbożny, jak skłonni są czasem myśleć.

Jak przewiduje bp Krzysztof Nitkiewicz, który do niedawna pracował w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, Ojciec Święty powie tamtejszym chrześcijanom: "Jesteśmy z wami (…), nie bójcie się, nie zostawimy was samych. Upominamy się o wasze prawa, będziemy was wspierali, jesteście bliscy naszemu sercu. Wytrwajcie w waszym świadectwie". "Wytrwajcie", pomimo (z ludzkiego punktu widzenia całkowicie zrozumiałej) pokusy emigracji.

DEON.PL POLECA

Katoliccy mieszkańcy Bliskiego Wschodu - określał ich rolę dokument roboczy Synodu Biskupów z roku 2010, a Papież zapewne to powtórzy - powinni być "mniejszością aktywną, niezamykającą się w getcie, prowadzącą działalność edukacyjną i charytatywną nie tylko na rzecz chrześcijan", po prostu: dającą świadectwo Ewangelii. Winni również promować "pozytywną świeckość" w teokratycznych w dużej mierze państwach tej części świata.

Liban to - dodajmy - bardzo dobre miejsce do ogłoszenia takiego orędzia. Jest on bowiem państwem w pewnym sensie wyjątkowym: ma zapisaną w konstytucji "równowagę" religijną. I tak: w 128-osobowym parlamencie połowa mandatów zagwarantowana jest chrześcijanom, a połowa muzułmanom. Według klucza wyznaniowego obsadzane są również najwyższe stanowiska państwowe: prezydentem jest zawsze chrześcijanin (maronita), z kolei muzułmanie pełnią funkcje: premiera (sunnita) i przewodniczącego zgromadzenia parlamentarnego (szyita). Co więcej, Liban to jedyny kraj arabski, w którym niedziela jest dniem wolnym od pracy. I jedyny taki kraj, w którym muzułmanin może - bezkarnie! - przyjąć chrzest; w innych państwach arabskich byłby z tego powodu prześladowany.

Wiedząc to wszystko, trudno się dziwić, że - w obliczu nieustannego zagrożenia wojną, terroryzmem islamskim i instrumentalizacją religii - papież Jan Paweł II mówił o Libanie, iż nie jest on zwykłym państwem, ale "świadectwem i przesłaniem" dla całego Bliskiego Wschodu.

Swoją drogą: to chyba nie przypadek, że Benedykt XVI jedzie do Bejrutu w katolickie święto Podwyższenia Krzyża. Tak jakby chciał pokazać nam wszystkim, że ostatnim słowem Boga nie jest śmierć. Że nawet poprzez krzyż - narzędzie cierpienia i śmierci (o których wiele mogliby powiedzieć mieszkańcy tej części świata) - prześwieca światło nadziei.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego Liban?
Komentarze (6)
N
Nohur
15 września 2012, 18:15
Oglądam właśnie relację z Libanu (obraz na włoskim kanale TV, dźwięk z Radia Maryja - jedyna dostępna dla mnie możliwość. Zwykle nie słucham RM, ale za tę transmisję z całego serca dziękuję. Słuchać Ewangelii śpiewanej po arabsku - to dopiero przeżycie!). Dobrze, że Benedykt XVI jest wśród tak doświadczanych chrześcijan, a my możemy włączyć się w ich modlitwę i pragnienie pokoju. Cedry Libanu podobno symbolizują królestwo niebieskie. Oby stały się także symbolem realnego procesu religijno-społeczno-politycznego w tym kraju. 
K
kate
15 września 2012, 08:37
To, co scala chrześcijan i muzułmanów to nienawiść do Izraela. Jak się rozmawia z ludźmi, to nawet dziwi ten fakt poparcia zwykłych ludzi dla Hezbollahu (mówię o chrześcijanach!). Uważają, że ich politycy nic nie robią (a polityków różnych opcji mają doskonałych, kształconych zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na rodzimych uniwersytetach, w tym jezuickim św. Józefa: 1/3 studentów to muzułmanie), żeby zwalczyć Izrael, że tylko Hezbollah się moze z nim rozprawić. Liban jak na warunki bliskowschodnie to czysta liberalna demokracja, ale właśnie demokracja iluzoryczna: siła nabywcza ludzi zalezy od pieniędzy przesyłanych do Libanu ze Stanów Zjednoczonych od rodzimej emigracji. Reszta dochodu to "szemrane interesy" - pranie pieniędzy bliskowschodnich szejków. Liban tak długo będzie wolny, jak długo na to pozwolą sąsiednie kraje. Jak wybuchnie wojna z Izraelem, los Libanu będzie przesądzony i nie sądzę, aby na coś zdała się wtedy pomoc amerykańska. A chrześcijanie? Uważam, że to był ostatni dzwonek, aby papież tam pojechał. Nasłuchałam się wiele słow krytyki od chrześcijan w Libanie i w Syrii na temat papieskiej polityki bliskowschodniej - że są zostawieni sami sobie, że brakuje inicjatyw ekumenicznych, że na poziomie episkopalnym brakuje dialogu, itp. Teraz, kiedy w Syrii jest wojna domowa, to los tamtejszych chrześcijan (a i chrześcijan z Iraku, bo przecież do Syrii uciekli w czasie wojny z Husajnem) jest tragiczny. Trzeba się o nich upomnieć i na drodze dyplomatycznej pomóc. Chodzi też o pomoc humanitarną. Podsumowując: najlepiej zrobimy modląc się za naszych braci na Bliskim Wschodzie i wspierając ich materialnie, jeśli tylko możemy
K
kate
15 września 2012, 08:35
Myślę, że każdy kto jeździ regularnie do Libanu, a Polaków tam jak morze (stara wojenna emigracja, nowa lat 80., loty z Warszawy regularne dwa razy w tygodniu, stale obecni w Bejrucie nasi celebryci - Wojewódzki, Piróg, wiadomo: najlepsze dyskoteki na Bliskim Wschodzie, mnóstwo biznesmenów, głównie handel: bielizna, skóra, samochody) wie, że to już nie ten sam kraj zwany kiedyś w latach 50. "Szwajcarią Bliskiego Wschodu". Wojna libańska zrobiła swoje (Bejrut jeszcze nie odbudowany), a rosnące wpływy Hezbollahu, który opanował praktycznie całą południową część kraju to kolejny powód, aby mówić, że siedzi się na beczce prochu. Zresztą na południu trwa cały czas ostrzał artyleryjski z Izraela i giną ludzie, więc pokój to iluzja.
G
gwanunig
14 września 2012, 14:53
@Maximilianus Trzeba stwierdzić, że zadziwiająca jest w Libanie ta konstytucyjnie zagwarantowana "równowaga religijna". I to, że w 128-osobowym parlamencie połowa mandatów zagwarantowana jest chrześcijanom, a połowa muzułmanom też zdumiewa, biorąc pod uwagę, że islam wyznaje 55% Libańczyków, a chrześcijaństwo 38%. Ciekawe, jak te odgórnie ustalone podziały w parlamencie sprawdzają się "w praniu", czyli ogólnie rzecz ujmując, jak wygląda tzw. praktyka ustrojowa. Też się nad tym zastanawiam. Przy okazji: ciekawą rzecz powiedział osttanio cytowany przeze mnie bp Nitkiewicz. Jego zdaniem, libańscy chrześcijanie stanowią "klej" scalający różne grupy etniczne, religijne i społeczne. I dalej: "Gdyby zabrakło chrześcijan, załamałoby się państwo i skończyłoby się prawdopodobnie na budowie państwa teokratycznego". Być może zatem oddanie im aż połowy miejsc w parlamencie jest czymś w rodzaju handicapu - próbą ich przekonania, żeby w Libanie pozostali i mieli wpływ na jego kształtowanie? To zresztą bardzo interesująca równowaga, w której przewagi nie ma ten, kto dysponuje większą siłą fizyczną. Chodzi bowiem o uszanowanie dwóch kultur, które to państwo współtworzą. Tak gwoli ścisłości, to konstytucję libańską wprowadzali Francuzi, którzy od XIX w. wspierali maronitów w regionie. Poza tym, w 1932 roku, chrześcijanie stanowili jeszcze większość w kraju (i do końca wojny domowej mieli większość w parlamencie). I stąd ta obecna równowaga sił, która nie odzwierciedla zmian demograficznych, ale to, że chrześcijanie zwykle bardziej i więcej zajmowali się rządami (po upadku Imperium Osmańskiego). Niestety cały ten system powoduje też, iż religia jest bardzo rozpolitykowana, czy inaczej - chętnie przez polityków wykorzystywana. Ale pytanie, czy na Bliskim Wschodzie da się tego uniknąć? Polityka taka, jak wszędzie - bardziej przecież chodzi najczęściej o własne "korzyści", niż o "własne" wierzenia...
J
janusz.poniewierski
14 września 2012, 11:36
@Maximilianus Trzeba stwierdzić, że zadziwiająca jest w Libanie ta konstytucyjnie zagwarantowana "równowaga religijna". I to, że w 128-osobowym parlamencie połowa mandatów zagwarantowana jest chrześcijanom, a połowa muzułmanom też zdumiewa, biorąc pod uwagę, że islam wyznaje 55% Libańczyków, a chrześcijaństwo 38%. Ciekawe, jak te odgórnie ustalone podziały w parlamencie sprawdzają się "w praniu", czyli ogólnie rzecz ujmując, jak wygląda tzw. praktyka ustrojowa. Też się nad tym zastanawiam.  Przy okazji: ciekawą rzecz powiedział osttanio cytowany przeze mnie bp Nitkiewicz. Jego zdaniem, libańscy chrześcijanie stanowią "klej" scalający różne grupy etniczne, religijne i społeczne. I dalej: "Gdyby zabrakło chrześcijan, załamałoby się państwo i skończyłoby się prawdopodobnie na budowie państwa teokratycznego". Być może zatem oddanie im aż połowy miejsc w parlamencie jest czymś w rodzaju handicapu - próbą ich przekonania, żeby w Libanie pozostali i mieli wpływ na jego kształtowanie? To zresztą bardzo interesująca równowaga, w której przewagi nie ma ten, kto dysponuje większą siłą fizyczną. Chodzi bowiem o uszanowanie dwóch kultur, które to państwo współtworzą. Namawiam wszystkich: obserwujmy tę pielgrzymkę (na ile pozwolą na to polskie media - polecam KAI,  która wysłała do Libanu swojego korespondenta). A ludzi religijnych proszę o modlitwę w intencji papieża Benedykta XVI.   
13 września 2012, 21:56
Trzeba stwierdzić, że zadziwiająca jest w Libanie ta konstytucyjnie zagwarantowana "równowaga religijna". I to, że w 128-osobowym parlamencie połowa mandatów zagwarantowana jest chrześcijanom, a połowa muzułmanom też zdumiewa, biorąc pod uwagę, że islam wyznaje 55% Libańczyków, a chrześcijaństwo 38%. Ciekawe, jak te odgórnie ustalone podziały w parlamencie sprawdzają się "w praniu", czyli ogólnie rzecz ujmując, jak wygląda tzw. praktyka ustrojowa.