Francja się budzi
W ubiegłym tygodniu Zgromadzenie Narodowe, czyli izba niższa francuskiego parlamentu, ostatecznie zaakceptowało projekt małżeństw dla wszystkich. Wprowadza on nie tylko możliwość zawierania małżeństw cywilnych przez pary jednopłciowe, ale też daje możliwość by adoptowały one dzieci na tych samych prawach, co pary dwupłciowe. Jeśli Rada Konstytucyjna (odpowiednik naszego Trybunału Konstytucyjnego) nie zgłosi zastrzeżeń, nowe prawo wejdzie w życie w czerwcu.
Sytuacja, która wydawałaby się wskazywać na upadek tradycji i katolickiej tożsamości Francuzów, ma jednak pewne elementy pozytywne. Zatem gdy już przełkniemy gorzką pigułkę w postaci wspomnianej ustawy, weźmy głęboki oddech i spróbujmy je dostrzec.
Od dawna wiadomo, że ludzie chętniej jednoczą się przeciwko czemuś istotnemu niż w poparciu dla czegoś ważnego. Największe tłumy gromadzą marsze i akcje skierowane przeciwko przemocy, ograniczeniom wolności, złej polityce rządzących itp. Przy tej okazji protestujący umacniają się w swoich przekonaniach a ich tożsamość klaruje się, dojrzewa.
Tak też jest teraz we Francji. Propozycja wprowadzenia małżeństw dla wszystkich nagle zmobilizowała szerokie siły społeczne, które zjednoczyły się w proteście przeciwko zmianie zbyt daleko posuniętej. Istotny jest tu fakt, że podłoże protestów przeciwko małżeństwom dla wszystkich wcale nie jest przede wszystkim religijne, a Kościół wcale nie jest ich organizatorem. To, co się dziej dziś we Francji, to ruch oddolny, społeczny. Jeśli podczepiają się pod niego politycy i partie, to tylko dlatego, że zwietrzyli łatwy łup zdobycia poparcia.
Miliony ludzi wyszło w ostatnich miesiącach na ulice wielu francuskich miast. Takich tłumów nie widziano od lat. Rozkręciły się niezwykle popularne facebookowe akcje. A prawie 15 tysięcy burmistrzów z całego kraju zadeklarowało, że jeśli projekt ustawy wejdzie w życie, to oni będą odmawiać udzielania ślubu parom homoseksualnym lub podadzą się do dymisji. To bardzo ważna deklaracja, bo we Francji to właśnie burmistrzowie lub ich zastępcy udzielają ślubów cywilnych.
Ta sprawa mocno podzieliła Francuzów. Jeśli ok. 60 procent społeczeństwa faktycznie popiera małżeństwa dla par jednopłciowych, to już "tylko" 49 proc. chciałoby dać im prawo do adopcji. A więc w tej drugiej kwestii układ sił rozkłada się pół na pół.
Jeśli polskiego czytelnika, a szczególnie katolickiego, mogą te cyfry szokować, to skupmy się na tej drugiej połowie, która zmobilizowała się przy okazji projektu małżeństw dla wszystkich. Wygląda to tak, jakby duch tradycji nagle w milionach Francuzów odżył. Postawienie ich przed trudną do zaakceptowania kwestią sprawiło, że zaczęli jednoczyć się, rozmawiać, gromadzić i na nowo odkrywać swoją tożsamość. Nikt nie nazywa jej wprost chrześcijańską ale na tym etapie nie ma takiej potrzeby. Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na bardziej podstawowe pytania.
Kim jesteśmy i skąd pochodzimy, jakie są nasze korzenie? Kim byli nasi ojcowie i dziadkowie, za co umierali nasi przodkowie? Jakie są nasze pryncypia? I dokąd nas prowadzi bezkrytyczne hołubienie wartości naczelnych Republiki: wolności, równości i braterstwa? Z tymi pytaniami obudzili się po wieloletniej błogiej drzemce Francuzi i chciejmy wierzyć, że na samych pytaniach nie poprzestaną.
Ciekawe, że to przebudzenie dotyka również samych osób homoseksualnych. Kilka miesięcy temu powstała organizacja Homovox, która zrzesza francuskich gejów i lesbijki, sprzeciwiających się nowemu prawu. Bardzo szybko urosła w siłę i dziś jest jedną z najpopularniejszych w tym środowisku. Szefowa organizacji Nathalie de Williencourt mówi wprost, że większość homoseksualistów wcale nie chce prawa do adopcji dzieci i małżeństw dokładnie takich samych jak te dla par dwupłciowych. - Przede wszystkim nie chcemy być traktowani tak jak osoby heteroseksualne, bo faktycznie jesteśmy inni. Nie chcemy równości ale sprawiedliwości - mówi Williencourt.
Ja wiem, że to wszystko mało i nie tak, jakbyśmy to sobie wymarzyli. Ale chrześcijaństwo to jest religia, która zaczęła się od czegoś tak małego jak ziarno gorczycy. Papież Franciszek, gdy nie tak dawno komentował fragment Ewangelii o uczniach z Emaus, powiedział o nich słusznie, że "im bardziej narzekali, tym bardziej zamykali się w sobie: nie dostrzegali przed sobą perspektyw". A przecież perspektywy są, także dla Francji.
Skomentuj artykuł