"Kara" dla Lemańskiego
Ukarano ks. Lemańskiego. Już nie ma być proboszczem lecz kapelanem w ośrodku dla, powiedzmy, dzieci i młodzieży z problemami.
Co to za kara? - mógłby ktoś spytać. Przecież już nie będzie miał na głowie całego balastu spraw administracyjnych i organizacyjnych. Będzie mógł spokojnie oddawać się temu, co najbardziej lubi, czyli posłudze duszpasterskiej. Ma przed sobą ciekawe wyzwania, wręcz eksperymentalną pracę w bezpośrednim kontakcie z młodymi ludźmi o nietuzinkowych wymaganiach. Niejeden gorliwy i inteligentny kapłan chętnie zamieniłby się z ks. Lemańskim.
Inni westchną, że jednak odizolowuje się go od dotychczasowych przyjaciół. Miał wielu swoich "fanów" w parafii. Musi się przeprowadzić, oddalić od tych, którzy go wspierali. Będzie pracował dla mniejszej grupy ludzi. Ale czy jest to wielkim problemem w dobie nowoczesnej komunikacji? Wystarczy być mobilnym, jak się nas zapewnia w reklamach.
Nie wykluczam tego, że motywacje przełożonych karzących swoich podwładnych mogą być niezbyt szlachetne, nieraz złośliwe. Ktoś być może chce się odegrać. Bywa. Życie nie jest czarno-białe. Motywacje władzy bywają "zmieszane". Ale patrząc na przypadek ks. Lemańskiego, warto sobie uzmysłowić szczególną rolę proboszcza we wspólnocie Kościoła. I tu nie chodzi mi "tylko" o to, że dla księży diecezjalnych utrata probostwa to trochę obciach, jakby zdegradowanie.
Proboszcz w Kościele naprawdę należy do pionu władzy. Jest papież, potem biskupi ordynariusze, stojący na czele diecezji, a następnie proboszczowie. Inni kapłani i biskupi nie mają takiej władzy. Natomiast ci odpowiadają za konkretne wspólnoty. I do zakresu tej odpowiedzialności należy nie tylko dyrygowanie, organizowanie, gromadzenie funduszy, reprezentowanie itp. lecz także NAUCZANIE. Ordynariusz czy proboszcz oczywiście sam nie głosi wszystkich kazań i nie prowadzi lekcji religii w szkole. Ale to on posyła nauczających, to on odpowiada za to, kto został posłany i co głosi. Temu służy m.in. tzw. misja kanoniczna. To jest istotny element władzy.
Moim zdaniem w karze wymierzonej ks. Lemańskiemu nie chodzi o to, by go poniżyć, by napiętnować w oczach opinii społecznej. Chodzi o to, by nie sprawował władzy, by przestał pełnić rolę proboszcza (oczywiście czym innym jest tzw. władza sakramentalna). Ten, który jest jego przełożonym, czyli biskup ordynariusz (w tym wypadku bp Hoser) nie chce brać odpowiedzialności za to, jak swoją władzę sprawuje jego proboszcz (w tym wypadku ks. Lemański). Wiele wskazuje na to, że chodzi o głoszone publicznie poglądy bioetyczne. Biskup nie może brać odpowiedzialności za to, że człowiek głoszący takie poglądy (tzn. dziwne, niezrozumiałe, odbiegające od zwykłego nauczania Kościoła) będzie mógł odpowiadać za nauczanie na terenie swojej parafii w sposób godny zaufania. Pod tym względem od proboszcz więcej się wymaga niż od zwykłego księdza, zwłaszcza księdza naukowca szukającego różnych nowych sposobów na wyrażenie trudnych zawiłości teologicznych czy etycznych. Bo czym innym jest nauczanie akademickie, a czym innym parafialne. To pierwsze winno eksperymentować i wyznaczać nowe, ciekawe kierunki myślenia, to drugie winno być godnym zaufania kierunkowskazem dla ludu Bożego.
Niełatwo połączyć te dwie powinności. Bycie profesorem akademickim z prawdziwego zdarzenia i jednocześnie dobrym ordynariuszem lub proboszczem nie zawsze się udaje (boję się napisać, że rzadko). Pewnie dlatego w konsekwencji ks. Lemański został tak właśnie "ukarany".
Oby to jego cierpienie nie poszło na marne. Obyśmy jako Kościół nauczyli się rozróżniać, doceniać i właściwie używać charyzmatów naszych sióstr i braci.
Skomentuj artykuł