Kardynał Dziwisz o Synodzie Biskupów

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
kard. Stanisław Dziwisz

Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem roku 2012 w Kościele był zakończony trzy tygodnie temu Synod Biskupów, poświęcony "nowej ewangelizacji dla przekazu wiary chrześcijańskiej". Synod rozpoczął się 7 października, a już cztery dni później, dokładnie w 50. rocznicę rozpoczęcia Soboru Watykańskiego II, zaczął się w całym Kościele Rok Wiary. Jak wiemy potrwa on nieco ponad rok, bo zakończy się w uroczystość Chrystusa Króla, 24 listopada 2013 roku.

W Kościele powszechnym narastała świadomość konieczności pogłębionej refleksji nad stanem wiary w kontekście potężnych wyzwań, przed jakimi stajemy we współczesnym świecie. Jednym z tych wyzwań jest rozpowszechniający się sekularyzm, czyli pewna koncepcja życia człowieka i społeczeństwa, w której zasadniczo nie ma miejsca dla Boga. Sekularyzm nie stawia pytania o Boga, nie szuka odniesienia do transcendentalnej rzeczywistości. Zamyka człowieka i społeczność w obrębie doczesności. Sekularyzm nie walczy z Bogiem, jak czynił to wojujący ateizm wpisany w panujące ideologie XX wieku. Człowiek dotknięty sekularyzmem urządza sobie życie na własną rękę. Nie odczuwa potrzeby utrzymywania osobistej relacji z Bogiem, wyrażającej się w modlitwie i życiu sakramentalnym. Nie szuka prawdy i oparcia w słowie Bożym. Jego wiara obumiera.

Taki stan ducha dotknął wielu chrześcijan na całym świecie, w krajach mających korzenie chrześcijańskie, także w Polsce. Chociaż ci ludzie przyjęli sakrament chrztu, uczestniczyli w katechezie, przystąpili do I Komunii, a nawet przyjęli sakrament bierzmowania, na jakimś etapie skończyła się ich przygoda z Chrystusem i Kościołem. Tych ludzi nie widzimy w naszych kościołach. Często pozostają przez całe lata anonimowi, choć ujmowani są w statystykach mieszkańców parafii. Może jeszcze trafiają do nas przy okazji zawierania ślubu lub uczestnictwa w ślubach i pogrzebach swoich bliskich i przyjaciół.

Synod zastanawiał się, jak dotrzeć do tych ludzi, co może poruszyć ich serca, jak przemówić do nich, by otwarli się ponownie na przyjęcie Ewangelii. Powiedzmy od razu, że Synod nie wniósł nowych treści teologicznych. Nie to było jego zadaniem. Był to Synod bardzo duszpasterski. Uwidocznił on i podkreślił ogromną potrzebę nowej ewangelizacji - nie w treści, ale w formie, aby ukazać piękno oblicza Chrystusa, Ewangelii i Kościoła.

Jak wiemy, dojrzały, pogłębiony i uporządkowany owoc pracy Synodu otrzymamy w postaci posynodalnej adhortacji Ojca Świętego. Na to musimy poczekać. Stało się jednak zwyczajem, że każdorazowy Synod kieruje do Ludu Bożego swoje orędzie, aby w ten sposób odpowiedzieć na pragnienie poznania choć w zarysie spraw, którymi się zajmował. Również ostatni Synod pozostał wierny tej tradycji. Trudno oczywiście streszczać ten zwięzły dokument, bo sam w sobie już stanowi kompendium problematyki związanej z nową ewangelizacją. Zasygnalizuję tylko kilka spraw, i to w formie fleszów, z minimalnym komentarzem.

Jako obraz rzeczywistości, do której skierowana jest nowa ewangelizacja, wybrano postać Samarytanki z pustym dzbanem przy studni, gdzie siedzi Jezus. Symbolika jest czytelna. Człowiek współczesny często nosi pusty dzban wiary. Ale przecież nie zamiera w nim pragnienie "wody żywej". Trzeba pomóc mu spotkać Tego, który jako jedyny zaspokoi to pragnienie.

Podobnie podkreślono fundamentalną rolę parafii. Dzieło ewangelizacji nie jest zadaniem jednego człowieka w Kościele. Jest zadaniem wspólnoty. Jan XXIII zwykł nazywać parafię "fontanną w wiosce", z której wszyscy mogą zaczerpnąć. Rola parafii jest nie do zastąpienia, a decydującą w niej rolę ma kapłan - ojciec i pasterz swego ludu. Jeden z uczestników Synodu nazwał parafię "uśpionym olbrzymem". Rodzi się więc pytanie, jak go obudzić i wciągnąć do dzieła ewangelizacji. W dzisiejszej parafii jest miejsce dla mniejszych wspólnot i ruchów, aby poczucie przynależności do wspólnoty było rzeczywiste, a nie rozpływało się w anonimowości wielu naszych parafii, zwłaszcza większych. Podczas spotkań w małych grupach - circuli minores - podjąłem problem otwarcia się parafii na ruchy i stowarzyszenia, ale również na ich współpracę z parafiami pod kierunkiem biskupa.
Oddzielne wyzwanie to młodzi w Kościele. Poświęcamy im wiele czasu. Pomyślmy tylko o katechezie, angażującej nasze znaczne siły, a także o różnych formach duszpasterstwa młodzieżowego Czy owoce są proporcjonalne do naszych wysiłków? Młodzież to nie tylko przyszłość Kościoła. To jego teraźniejszość.

Do kolejnych wyzwań zaliczyć należy dialog Kościoła ze współczesną kulturą, a także jego obecność w środkach przekazu, które mają przemożny wpływ na mentalność dzisiejszego człowieka, na kształtowanie jego postaw.

Zasygnalizowałem tylko niektóre sprawy związane z obradami Synodu, nie wspominając o wielu innych i ważnych. Świadczy to o wielkim bogactwie przemyśleń, doświadczeń i treści, jakie zebrał Synod.
Na zakończenie chciałbym nawiązać do tego, co powiedziałem w moim wystąpieniu w auli synodalnej. Chciałem, żeby uwadze Synodu nie umknęła sprawa miłosierdzia Bożego w dziele ewangelizacji współczesnego świata. Jest to - uważam - szczególne doświadczenie Kościoła Krakowskiego, którym możemy i powinniśmy się dzielić.

Jedno jest pewne. Nie wystarczy wiedza. Nie wystarczą dokumenty, nawet najlepsze i przemyślane, a mamy ich sporo. Nie wystarczą nasze struktury kościelne, nawet najbardziej imponujące. One same w sobie nie dotkną jeszcze serca człowieka. Szczególnym znakiem naszych czasów jest to, że Kościół przemawia dziś bardziej skutecznie, gdy dzieli się orędziem o Bożym Miłosierdziu. Wydaje się, że to orędzie najbardziej porusza serce człowieka zamkniętego w sobie, uwikłanego w grzechu i pozornie samowystarczalnego, ale przecież szukającego sensu życia i śmierci oraz motywów nadziei. Cor ad cor loquitur. Serce miłosiernego Boga przemawia do serca człowieka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kardynał Dziwisz o Synodzie Biskupów
Komentarze (3)
NN
nikomu nikogo
19 listopada 2012, 12:53
Właśnie tak sobie myślę, że jak człowiek na serio bierze to co napisane w Piśmie Świętym, to co wskazują święci i jak chce się żyć Bogiem tak na codzień, w każdej sytuacji to człowiek staje się kosmitą w swoim środowisku. To przykre i smutne a jednak nic w tym nowego, czyż dokładnie tego nie obiecał Jezus... niezrozumienie, drwiny, obmowy, być radykalnym kosztuje sporo ale nie być radykalnym to nie być wcale.....
19 listopada 2012, 10:44
Problem jeste jeden. Z Boga nic konkretnego nie ma. Takie jest myślenie. Dopóki Jego Ekscelencja nie zacznie wskrzeszać ludzi i uzdrawiać razem bp. Rysiem to raczej Bóg nie wejdzie na poważnie do horyzontu cywilizacji. Jest sporo uzdrowień za przyczyną Boga i pośrednictwem świętych, więc nie o to tu chodzi. Mamy obecnie taką sytuację, że wiarę chce sie zastąpić rozumem, a ten jest ułomny. Głównym problemem jest to, że KK nie potrafi zatrzymać młodych ludzi, po bierzmowaniu następuje pożegnianie z KK. To jest podstawowy problem i jego rozwiązanie jest sprawą najpilniejszą. Dobrym krokiem jest katecheza przygotowująca do bierzmowania w parafii, a nie w szkolach. Teraz trzeba się zastanowić, jak zatrzymać młodzież przy parafii po bierzmowaniu.
W
wierny
18 listopada 2012, 19:43
Problem jeste jeden. Z Boga nic konkretnego nie ma. Takie jest myślenie. Dopóki Jego Ekscelencja nie zacznie wskrzeszać ludzi i uzdrawiać razem bp. Rysiem to raczej Bóg nie wejdzie na poważnie do horyzontu cywilizacji. Jest ona satanistyczna i szatan tam czyni rzeczy nadzwyczajne. Więc dopóki wierni oprócz cudów nie będą mieli bardzo konkretnych charyzmatów pomocnych np. w pracy zawodowej to nie mamy o czym nawet dyskutować. Mamy być jako wierni o wiele lepsi niż sataniści. Wtedy dopiero Katolicyzm będzie mógł nawiązać dialog z cywilizacją. Samo słowo jest pustosłowiem, musi mieć moc i być powszechne jako słowo z mocą zarówno wśród kapłanów jak i wiernych. Dopiero wtedy cywilizacja będzie się rozwijać w kierunku cywilizacji miłości. Jeśli dodamy, jak u patriarchy Henocha, możliwość uzyskania już tutaj na ziemi nieśmiertelności to wtedy już nie będzie żadnych przeszkód w działaniu Ducha Świętego w ludziach. Ale taki przykład ma płynąć najpierw od nas.