Kardynał Martini a homoseksualizm
Śmierć kard. Carlo Marii Martiniego to ważne wydarzenie w życiu Kościoła powszechnego. Zaświadczył o tym sam Benedykt XVI w telegramie kondolencyjnym, podkreślając zasługi byłego abpa Mediolanu dla całego Kościoła.
Jednak niektórzy, wyciągając wypowiedzi Kardynała z szerszego kontekstu, próbują go zdyskredytować, ośmieszyć i zaliczyć do ukrytych wrogów Kościoła, rozmontowujących go od środka. Najbardziej smutne jest to, pomijając brak szacunku dla zmarłego, iż nie próbują zrozumieć, co rzeczywiście Kardynał miał na myśli, lecz powtarzają obiegowe opinie i półprawdy, by mieć pożywkę dla swoich lęków. To jest wykwit mentalności, która działa zgodnie z zasadą "dajcie mi winnego, a ja znajdę paragraf"
Kamieniem obrazy stała się, między innymi, cytowana wszędzie wypowiedź Kardynała z jego ostatniej książki "Credere e conoscere" - ("Wierzyć i poznać"). W ścisłym sensie jest to liczący 84 strony wywiad z kard. Martinim, przeprowadzony w tym roku przez znanego włoskiego chirurga Ignazio Marino. Wśród wielu kwestii, o które Marino pyta, pojawia się również sprawa ludzkiej seksualności.
Rzekomo w tym rozdziale, jak wyraził się jeden z polskich portali religijnych, Kardynał "wyraża sprzeciw wobec nauczania Kościoła w sprawie związków homoseksualnych". Po czym portal przytacza zupełnie wyrwane z kontekstu zdanie zmarłego abpa Mediolanu: "Nie jest niczym złym, że zamiast przypadkowych stosunków między mężczyznami, ludzie wchodzą w związki bardziej stabilne". Oburzeni komentatorzy na różnych forach internetowych, powołując się na dość skąpą informację prasową i luźne fragmenty z książki, twierdzą, że Kardynał sprzyja stosowaniu antykoncepcji (prezerwatyw), promuje parady gejowskie, próbuje zdewaluować wartość małżeństwa na rzecz związków partnerskich.
Zadałem sobie trochę trudu i znalazłem w Internecie angielskie tłumaczenie wspomnianego fragmentu z ostatniego wywiadu z kard. Martinim: (Nie mam podstaw, aby wątpić w jego autentyczność. Ponieważ nie dysponuję włoskim oryginałem, z konieczności odwołam się do tego przekładu. Po przeczytaniu tego fragmentu nie znajduję tam ani jednego zdania, które w jakiś sposób podważałoby naukę Kościoła w kwestiach ludzkiej seksualności. Trzeba również uwzględnić fakt, iż abp Mediolanu nie tyle wypowiada się na temat nauki Kościoła, ale próbuje odpowiedzieć na pytania, jak dzisiejsze państwa, w których mieszkają także ludzie niewierzący lub podzielający inne wartości, powinny regulować prawnie niektóre nowe zjawiska. Mając na względzie ludzką wolność i słabość (co Kardynał również podkreśla w wywiadzie) nie można osobom kategorycznie zabronić życia w związkach partnerskich.
Odnośnie rzekomej "promocji" antykoncepcji kardynał Martini mówi w ten sposób:
"Z pewnością użycie prezerwatywy może w pewnych sytuacjach być mniejszym złem. Chodzi tutaj o szczególną sytuację małżonków, spośród których jeden małżonek jest zarażony AIDS. Każdy jest zobowiązany do ochrony drugiego współmałżonka, który z kolei powinien być zdolny do ochrony siebie".
Kiedy Marino przechodzi do drażliwej dzisiaj kwestii homoseksualizmu, kardynał kontynuuje:
"Trudno jest w kilku słowach powiedzieć coś na ten temat, ponieważ dzisiaj, zdobył on, zwłaszcza w kilku krajach Zachodu, publiczne znaczenie i uczynił swoimi roszczenia, które należą do grup mniejszościowych lub tych, którzy sądzą, iż takimi są i którzy szukają społecznego uznania. Stąd możemy zrozumieć (niekoniecznie akceptować) (podkreślenie DP) niektóre wysiłki, które na pierwszy rzut oka wydają się przesadzone. Myślę, na przykład, o takich wydarzeniach jak parady gejowskie, które mogę usprawiedliwić jedynie przez fakt, że w tym szczególnym momencie historii istnieje dla tych ludzi potrzeba samoafirmacji, zamanifestowania wszystkim ich istnienia, nawet jeśli się to wydaje zbyt prowokujące".
W wywiadzie Marino zwraca uwagę, że w dzisiejszym świecie nie możemy zignorować obecności związków tej samej płci. Są one po prostu faktem. Postuluje również, przy zachowaniu roli tradycyjnej rodziny, jakiś rodzaj prawnego uznania tych związków przez państwo. I pyta, dlaczego Kościół Katolicki stawia tym zmianom taki opór. Na co Kardynał odpowiada w ten sposób:
"Uważam, że rodziny należy bronić, ponieważ ona rzeczywiście stabilizuje i utrzymuje trwałość społeczeństwa, a także spełnia fundamentalną rolę, jaką jest wychowanie dzieci. Ale nie jest złem, aby zamiast przypadkowego współżycia homoseksualnego, dwie osoby miały jakiś stopień stabilizacji i dlatego w tym sensie państwo mogłoby również ich wesprzeć. (…) Myślę jednak, że para homoseksualna, jako taka, nigdy nie może być całkowicie zrównana z małżeństwem".
Kardynał mówi również, iż wyobraża sobie przyjaźń między osobami tej samej płci, lecz "jeśli ma ona być rozumiana jako seksualny dar (z siebie), wówczas nie można tej drogi, jak sądzę, postawić na równi ze szczęśliwą rodziną. Ta ostatnia ma wielką i niekwestionowaną wartość społeczną". Kardynał uważa więc, że jakaś forma legalizacji związków partnerskich będzie musiała być przeprowadzona nie dlatego, że jest to wielkie dobro dla społeczeństwa, ale dlatego, iż trudno tego tym ludziom kategorycznie zabronić w dzisiejszym państwie.
Przyznaję jednak rację niektórym przeciwnikom, iż argumentacja Kardynała Martiniego bywa dość subtelna, chwilami używa on skrótów myślowych, co wymaga wnikliwej refleksji i zastanowienia. Wybrane wypowiedzi mogą rzeczywiście wprowadzać w błąd tych, którzy przyzwyczaili się do czarno-białej interpretacji rzeczywistości, przesyconej dualizmem i dążeniem do uproszczenia tego, co wcale takie proste nie jest.
Starając się zrozumieć wypowiedzi Kardynała, sądzę, iż kieruje się on zasadą, w myśl której należy rozróżniać między tolerowaniem a przyzwoleniem na jakąś złą sytuację. W Ewangelii św. Mateusza, kiedy mowa o miłości do nieprzyjaciół, Jezus stawia za wzór samego Boga: "Ojciec sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5, 45). Czy to zdanie oznacza, że Bóg akceptuje zło i niesprawiedliwość? Z pewnością nie, ale najprawdopodobniej jakoś je znosi w swoim miłosierdziu, skoro nasz świat ciągle istnieje. Gdyby więc uwzględnić oskarżenia niektórych oburzonych wypowiedziami Kardynała, wtedy Jezus musiałby "zmodyfikować" swoje zdanie i wyrzucić z niego "złych" i "niesprawiedliwych".
Po drugie, Kardynał wypowiada się tutaj w kategoriach mniejszego zła. Podobnie jak nieco wcześniej o stosowaniu prezerwatywy. Martini wychodzi z założenia, iż często musimy, niestety, w pewnych sytuacjach i przez jakiś czas wybierać między większym a mniejszym złem. Przypomina mi się historia św. Augustyna. Jego matka, św. Monika, nie tylko modliła się, opłakiwała życie swojego syna, ale wiedziała, że trzeba stopniowo doprowadzić syna do chrztu. Najpierw chciała, żeby młody Augustyn związał się z jedną kobietą, najlepiej żoną, co matce wydało się lepsze, choć jeszcze nie idealne, niż przelotne związki z licznymi prostytutkami. Ostatecznie uznała, że Augustyn powinien skończyć studia i przez długie lata tolerowała jego związek z jedną konkubiną, z którą on się jednak rozstał, bo była niewolnicą. Św. Monika nie dopuściła również do przedwczesnego chrztu swego syna, bo uznała, że nie jest on na to jeszcze gotowy.
Myślę, że podobnym duchem kierował się w swojej wypowiedzi o homoseksualistach zmarły Kardynał Martini.
Skomentuj artykuł