Katolicyzm a katolickość

(fot. unsplash.com)

Tak jak można być militarystą, nie będąc żołnierzem, tak można walczyć w imię katolicyzmu, nie będąc katolikiem.

„Izmy” różnego rodzaju raczej nam się negatywnie kojarzą, choć bywały sobie przeciwstawiane: socjalizm a liberalizm, komunizm a faszyzm, marksizm a tomizm… We wzajemnej krytyce posługiwano się terminem „ideologia”. „Panslawizm” brzmiał imperialnie, lecz „ideologia panslawistyczna” dużo groźniej.

Może warto zapytać się, jak wolelibyśmy, by o wspólnocie katolickiej mówili jej krytycy: „katolicyzm” czy „ideologia katolicka”. „Ideologia katolicka” brzmi obraźliwie. Ale i „katolicyzm” to jednak „izm”. W czasach, w których coraz więcej krytykujemy i wysłuchujemy krytyk (m.in. wobec Kościoła), dobrze zwrócić uwagę na dobór słów.

Ks. Tomáš Halík w książce „Odkrywanie wspólnoty. Wiara w czasach pandemii koronawirusa” uwrażliwia na rozróżnienie między katolicyzmem a katolickością. Katolicyzm wg niego to «ślepa uliczka kontrkultury, która negatywnie odgradza się od otaczającego ją świata». Można powiedzieć, to jedna ze stron w „wojnie kulturowej”. Nie tylko wrogo patrzy na to, co poza nim, ale i wewnątrz Kościoła potępia „obce wpływy” (nawet gdy są to „wartości chrześcijańskie”), dlatego że i inni zajmują się nimi na poważnie. Natomiast katolickość to «chrześcijaństwo rozumiane jako uniwersalna propozycja, która nie utożsamia Kościoła z twierdzą otoczoną przez wrogów, lecz postrzega go jako „sakrament”, czyli znak jedności, do której powołana jest cała ludzkość». Takie rozumienie wymaga otwarcia, «cierpliwości, szacunku i gościnności, a nie „sprowadzania inności do tego, co nasze”». Inaczej «ulegamy pokusie prozelityzmu, tryumfalizmu i totalitaryzmu».

DEON.PL POLECA


Tak jak można być militarystą, nie będąc żołnierzem, tak można walczyć w imię katolicyzmu, nie będąc katolikiem lub nie będąc upoważnionym przez władze kościelne. Mnożą się organizacje niekościelne (tzn. niezatwierdzone przez instytucję kościelną) lub nawet formalnie odłączone od Kościoła, które czynią się obrońcami „prawdziwego” katolicyzmu. Wystarczy popatrzeć na billboardy, wg których Jezus nie mógłby urodzić się w brudnej stajni. Mimo że są poza strukturami katolickimi, to jednak nie mają nic wspólnego z katolickością, bo katolickość, «przekraczając granice instytucji kościelnych, jest uniwersalną propozycją drogi życiowej, wykraczającą poza granice kultur, religii, klas społecznych i płci».

Lecz jednocześnie pamiętajmy, że nie każdy lubi być nazywany ukrytym katolikiem, czyli nieświadomym lub niedobrowolnym członkiem Kościoła. Chyba lepiej mówić o wspólnocie kościelnej jako o znaku, do którego się odnosimy (bo widzimy, jak „oni się miłują, nawracają”), o zaczynie, o świetle, o soli… potrzebnych do przemiany.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Katolicyzm a katolickość
Komentarze (2)
JL
Jerzy Liwski
25 października 2020, 14:19
Można też być jezuitą nie będąc katolikiem...
AS
~Antoni Szwed
25 października 2020, 13:27
"Chyba lepiej mówić o wspólnocie kościelnej jako o znaku, do którego się odnosimy (bo widzimy, jak „oni się miłują, nawracają”), o zaczynie, o świetle, o soli… potrzebnych do przemiany." Miłość nie jest fenomenem ludzkim, lecz Boskim. Są Dwa Przykazania Miłości. Najpierw jest absolutna miłość Boga, a potem bliźniego. Jeśli zatem w Ewangelii mówi się o miłości, o nawróceniu, o "soli", to zawsze jest to w opozycji do tych, którzy nie miłują, nie nawracają się, nie są "solą". A zatem akcentuje się RÓŻNICE. Owszem, przesłanie Chrystusa jest dla całej ludzkości i zadaniem Kościoła katolickiego jest nawracanie, stopniowe, wiek po wieku owej ludzkości. To zaś nie sprowadza się do jakiegoś politycznego braterstwa ludzkości. To element komunistyczny, nie chrześcijański. Nie jest tak, że sierp i młot można dokleić do krzyża Chrystusa (patrz: podarunek prezydenta Chaveza dla Franciszka). NIE MOŻNA łączyć symboliki chrześcijańskiej z z symboliką komunistyczną.