Katolik szuka niczego

To dla wielu temat nieco wstydliwy. Katolik często nie lubi trwonić czasu. Mówi, że trzeba spędzać go pożytecznie. Działać, angażować się, organizować. Czasu w końcu mamy niewiele, nie należy on do nas, więc im więcej pożytku z niego wyniknie, tym większa nasza zasługa po śmierci. Spalanie się w działaniu zasługuje na pochwałę.

Kiedy jednak katolik zakłada rodzinę, zaczyna odczuwać konflikt. Rodzina, choć ogólnie pożyteczna, wymaga działań całkowicie niepożytecznych. Jest taki czasownik angielski, który z korporacji wchodzi do życia prywatnego i odgrywa w nim coraz większą rolę. Jest więc "to schedule", czyli zaplanować coś, wpisać sobie w kalendarz. Każda z tych czynności musi mieć swoje uzasadnienie. Ponieważ w pracy skedulujemy coraz bardziej, chodzimy na kursy "zarządzania czasem" i jesteśmy w tym coraz bardziej precyzyjni, to trudno, żeby w życiu pozaroboczym nie było widać tego skutków.

Zwykle to idzie w jedna z dwóch stron. Pierwsza droga, to życie pozarobocze jako totalna balanga - moment, w którym wszystko z człowieka opada, a presja skedulowania musi zostać utopiona w wódce i przy głośnej muzyce.

DEON.PL POLECA

Druga to życie pozarobocze ujęte jako przedłużenie pracy, tak samo skedulowane, uporządkowane, pod jarzmem pożyteczności. A więc, owszem, jest rodzina, ale ma ona swój kalendarz. Szkoła i zajęcia pozaszkolne. Wyznaczony czas na odrabianie lekcji - męczarnia. Szczoteczkowanie dwie i pół minuty. Czas na sen.

Gdzieś w tym wszystkim - niezależnie od tego, która z dróg człowiek wybiera - zaczyna brakować czystej i bezinteresownej potrzeby pobycia ze sobą. Tym, którym wydaje się to stwierdzenie banalne, proponuję argumentację znacznie wznioślejszą. Kiedyś, prowadząc zajęcia z metafizyki, często słyszałem pytanie, czemu ona służy. Więc na co jest metafizyka? Ja zawsze mówiłem, że na nic.

Metafizyka jest na nic i dlatego warto ją uprawiać. Coś, co do niczego nam się nie przyda, wymaga szczególnej uwagi. Kto nie wierzy, niech sięgnie po Arystotelesa. W tym okazujemy się ludźmi, że potrafimy zdobyć się na robienie czegoś, co niczemu służy. Kiedy uprawiamy metafizykę, trwonimy czas.

Podobnie jest z życiem rodzinnym. Wymaga ono od nas, abyśmy nauczyli się odrzucać tę wstrętną myśl, że wszystko, co robimy powinno czemuś służyć. Że czas w rodzinie musi być podporządkowany zadaniom, ściśle ujęty w kalendarz, najlepiej spisany w outlooku albo w google’u. Przeklęcie uporządkowany. Nie, w dużej mierze, ten czas ma niczemu nie służyć.
Nie możemy mówić, że spędzamy czas z zoną lub dziećmi, żeby poprawić z nimi relacje. Nie możemy mówić, że karmienie piersią jest po to, by dziecko lepiej rozwinęło się emocjonalnie.

Że…, bo…

Jest zupełnie inaczej. Spędzamy z kimś czas, bo spędzamy. Karmimy, bo karmimy. Jesteśmy tu i teraz, i nigdzie indziej.
Dlaczego? Bo taka jest miłość, po prostu. Ja wiem, że to morał na poziomie wpisu do zeszytu nastolatki, ale nic na to nie poradzę.

Zresztą, gdyby to był aż taki banał, nie mielibyśmy problemu z jego realizacją. Kiedy jednak podejmiemy próbę wymazania ze swojej głowy wszystkich "bo" i "po to", zaczynają się schody.

Proponuję zacząć od tego, że w kalendarz wpiszemy następujące pozycje:

Godz. 18.00 - nie pytam, po co.
Godz. 20.00 - trwonię czas z najbliższymi.
Godz. 22.00 - czytam książkę po nic.

Ktoś powie: no dobrze, ale skoro to jest czas katolika, to gdzie tu miejsce na modlitwę. To ja odpowiem, że czas na modlitwę jest w każdym z tych punktów. Najlepsza modlitwa jest przecież taka, która jest po nic. Nie po to, żebyśmy się lepiej czuli i byli bardziej uduchowieni. Nie po to, żebyśmy załatwili na boku jakiś interes.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Katolik szuka niczego
Komentarze (11)
M
Marcin
8 marca 2012, 09:12
 Również dziękuję za ten tekst. Od iluś lat nie potrafię przeżywać wolnego czasu, odpoczywać, bo "zawsze jest coś do zrobienia". A jak już odpoczywam, to próbuję temu nadać jakiś "użyteczny" sens. A ten tekst wyjaśnia mi, co powinienem z tym zrobić. Dziękuję :):):)
M
Marcel
5 marca 2012, 14:43
http://www.youtube.com/watch?v=E3IMyfwQQs8
S
sosnal
5 marca 2012, 13:33
 jest tak jest tak. Pamiętam jako dzieciak, że czas fajnie marnotrawiło sie na imprezach rodzinnych (lata 80). Teraz nikt nie ma na to czasu, albo sie nie opłaca :). W ładne bagno dalismy sie wpędzić :)
PD
pogoda ducha
5 marca 2012, 10:57
Nie poznaję swojej gemby strzaskały mnie zmarscki zetlały mi zęby Ale sie uśmiychom od ucha do ucha Toreckami łocków i pogodą ducha
A
~anula
5 marca 2012, 07:44
 To nie jest "po nic" - to jest bycie DLA...  a nie tylko życie POD siebie - żeby z satysfakcją zamknąć dzień z wypełnieniem wszystkich punktów oczekiwań z karteczki... Dla mnie - ten tekst - to łaska dnia. Byłoby dobrze, gdybym mogła przeczytać go na początek każdego kolejnego w tym tygodniu. Jakże łatwiej byłoby wtedy moim najbliższym... Dziękuję.
Z
ZOFIAG
4 marca 2012, 19:03
Dzięki! Miałam takie pozucie winy, że jestem zbyt mało "pedagogiczna" dla swoich dzieci. Trzeba robić to...bo dziecko....Trzeba robić tamto....A ja.... a to nie mam czasu, a to nie lubię tego czy tamtego, a to moje dzieci wcalę się nie poddają tej pedagogice... Teraz rozumiem co znaczy mądra wolność rodzicielska. UFFF!!! Zdjął mi Pan ciężar ponad moje siły. Myślę, że od dzisiaj będę mamą mniej sflustrowaną i być może mniej zgoszkniałą. DZIEKI!
M
mamuśka
3 marca 2012, 20:24
Dziękuję.Spędziłam 9 lat "marnując"czas  dla  trojga moich cudownych  dzieci i nie żałuję ani chwili.
M
młotek
3 marca 2012, 19:28
super, w sumie to trochę odpowiada na moje aktualne pytania i zmartwienia. Dzięki
N
Nisa
3 marca 2012, 18:32
 Felieton "pierwsza klasa", jak mawiała śp. jedna znajoma.  I to: "Najlepsza modlitwa jest przecież taka, która jest po nic."  - W duchu czuje się jak ona służy wlaśnie czemuś..
E
er
3 marca 2012, 15:46
uff dzieki
W
wredna
3 marca 2012, 08:52
jak dla mnie, dobre... Życze sobie i każdemu, takiej postawy bezinteresowności, marnotrawiania czasu "po nic" i próby szukania "niczego" Ale życzę, żeby to było też- w jakimś określonym porządku...