Kilka myśli o dopuszczaniu

ks. Artur Stopka

"Słuchając niektórych spośród byłych księży lub zakonników, mam wrażenie, że nie powinni nimi zostać" - powiedział kilka dni temu w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Tomasz Wiścicki. "Ja miałam to samo wrażenie, patrząc na niektórych z naszych wikarych w ostatnich latach" - skwitowała sucho tę wypowiedź jedna z moich znajomych.

Zrobiło mi się chłodno. Ponieważ tą krótką uwagą owa parafianka gwałtownie przeniosła dyskusję ze sfery analizowania odejść z kapłaństwa na bardzo szerokie pole "jakości" katolickich duszpasterzy w naszym Kościele. Idąc tą drogą, w pewnym momencie dochodzi się do pytania, ilu spośród aktualnie pracujących w Kościele duchownych nigdy nie powinno otrzymać święceń. W stosunku do ilu aż prosi się o przypomnienie (choć poniewczasie) wskazania św. Pawła z Pierwszego Listu do Tymoteusza "Na nikogo rąk pośpiesznie nie nakładaj"?

Tomasz Sekielski w swym nowym programie "odkopał" głośną pół roku temu sprawę księdza, któremu na plebanii urodziło się i zmarło dziecko. Ujawnione okoliczności tego wydarzenia już wtedy wydały mi się przerażające. Zadałem sobie wówczas trochę trudu i poszperałem w Internecie, aby ustalić to i owo na temat głównego bohatera całej historii. Nie tylko znalazłem dość stare (sprzed kilku lat) zachwyty jakichś nastolatek nad zaletami omawianego duchownego, ale także dowiedziałem się, że spokojnie pełni posługę za wschodnią granicą jako "misjonarz". Pierwsza myśl, jaka mi wtedy przyszła do głowy, brzmiała: "Co z oczu, to z serca". Mimo takiej rejterady w ironię nie zdołałem wtedy jednak uniknąć zdziwienia.

Dlaczego więc bez zdziwienia oglądałem to, co na temat tego księdza pokazała w zeszłym tygodniu telewizja? Dlaczego bez zdziwienia przyjąłem decyzje podjęte przez władze kościelne wobec tego człowieka po emisji programu? Jedyne, co mi w związku z tymi decyzjami towarzyszyło, to pewne zniecierpliwienie i zawód, że tak późno.

Odpowiedź jest prosta. Wtedy, gdy sprawa pierwszy raz zaistniała w mediach, niemal od razu w tyle mojej głowy pojawiło się pytanie: "Czy on w ogóle powinien być księdzem?". Nie tylko w sensie stanu aktualnego. Także w sensie pytania, czy należało na niego biskupie ręce nakładać.

Ilekroć mam okazję uczestniczyć w uroczystości udzielania święceń prezbiteratu, jako mrożący krew w żyłach dialog, przeżywam rozmowę biskupa z księdzem, który przedstawia kandydatów (z moich doświadczeń wynika, że najczęściej jest to rektor seminarium). Usłyszawszy od niego prośbę: "Czcigodny Ojcze, święta Matka, Kościół, prosi, abyś tych naszych braci wyświęcił na prezbiterów", biskup pyta: "Czy wiesz, że są tego godni?". W odpowiedzi słyszy: "Po zbadaniu opinii wiernych i po zasięgnięciu rady osób odpowiedzialnych za ich przygotowanie zaświadczam, że uznano ich za godnych święceń".

Co prawda ten tekst zawarty jest w stosownej księdze liturgicznej i można go po prostu odczytać, ale w moich uszach nigdy nie brzmi on jak czcza formułka. W moim odbiorze ten, kto te słowa wypowiada, bierze na siebie wobec całej wspólnoty Kościoła niesłychaną odpowiedzialność. Chociaż, jak zwrócił mi kiedyś uwagę jeden znajomy rektor, z tego sformułowania nie wynika wcale, kto tak naprawdę podjął decyzję. "Uznano" jest formą bezosobową...

Tomasz Wiścicki w cytowanym wywiadzie zauważył: "Księdzem nie zostaje się tak po prostu, z ulicy. Nie wszyscy zostają dopuszczeni do święceń. W tym celu trzeba przejść całą formację właśnie po to, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo takich problemów". To bardzo mądre słowa. Nie jesteśmy w stanie ze stuprocentową skutecznością dopuszczać do kapłaństwa tylko tych, którzy "są tego godni". Ale możemy i powinniśmy z coraz większą starannością i troską minimalizować prawdopodobieństwo pomyłek. Wydaje mi się, że jedną z dróg do osiągnięcia tego celu jest zwiększenie roli parafii i wiernych świeckich w przygotowaniu kandydatów do święceń. Między innymi po to, żeby potem nie słyszeć takich opinii, jak mnie zdarzyło się usłyszeć niedawno od pewnej parafianki o młodym księdzu, który rzucił sutannę: "Ja widziałam, że on się nie nadaje na księdza. Widziałam, jak się zachowywał i w liceum i gdy przyjeżdżał z seminarium…".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kilka myśli o dopuszczaniu
Komentarze (55)
P
poldek34
27 stycznia 2013, 17:13
Księże, owszem jakość formacji jest bardzo ważna i ma na celu nie wyeliminowanie tych, którzy się nie nadają ale pomóc im w rozpoznaniu swojego powołania życiowego. Bo problemem nie jest "Zważenie kto się nadaje" ale problemem jest rozpoznanie "kto do czego się nadaje". Druga ważna rzecz o której nigdy nie słyszę z ust ani rektorów ani biskupów ani proboszczów, to odpowiedzialność za powołanie. Przecież rodzice oddają swoje dzieci na służbę Kościołowi i Kościół powinien czuć się odpowiedzialny nie tylko za ich powołanie ale także za zbawienie. Stąd też, mam wrażenie, że kapłani odchodzą ale poprzez zaniedbanie innych braci Kapłanów. Odejcie nigdy nie dokonuje się "od razu". W domu widać, kto odstaje od wspólnoty, chodzi na "kominki" na miasto i późno wraca, kto opuszcza się w gorliwości i ma kryzys oraz jak sobie z nim radzi.. . Jestem ciekaw ile jest takich wspólnot które potrafią pomóc takiemu Księdzu a nie udawać, że nic się nie dzieje. A jak pierdutnie, że dany Ksiądz ma kobietę i dziecko wszyscy się dziwią.. ????? Obawiam się, że duchowni nie są za siebie odpowidzialni w wystarczającym stopniu, tak aby sobie pomagać, napominać i dawać do zrozumienia, że nie są dla siebie obojętnie. Ciekaw jestem czy na to zwraca uwagę także Biskup. Na to, by księża sobie pomagali, czuli za siebie odpowiedzialność, i podawali sobie rękę - zamiast udawać, że "nic się nie dzieje". Biskup jest także odpwoiedzialny - nie tylko przed Bogiem, ale także przed rodzicami za to, jak troszczy się o powołanie swoich podwładnych. Wszak wielu przychodzi do Kapłaństwa z ideałami. Jednak po święcenia kosztując "praktyki" się wypala, traci wiarę, szuka wsparcia poza kolegami Kapłanami na "zwenątrz" lądujac w objęciach "troskliwej parafianki.." .
samo życie
26 stycznia 2013, 14:20
Myślę, że warto jeszcze przy okazji tego okropnego wydarzenia zaapelować do kobiet następująco: Kobiety i dziewczyny, nie "umawiajcie się" nigdy ani z księżmi, ani z mężami i ojcami. Przecież to nie są "kawalerowie do wzięcia", to są osoby "zajęte", które wybrały już swój stan: kapłański lub małżeński. Jeśli chcecie być szczęśliwe nigdy nie wiążcie się z "zajętymi" mężczyznami i nie dajcie się traktować jak "szmaty". Uwierzcie, że przykazanie "nie cudzołóż" naprawdę chroni nas przed samymi nieszczęściami! To jeden z bardzo ważnych drogowskazów do szczęścia! Współżycie seksualne ma sens i daje szczęście tylko i wyłącznie w małżeństwie, nigdy poza. Dobrego dnia i szacunku dla siebie i innych życzę zawsze. ... Częściowo zgadzam się z tobą. Przypadek z poznańskiej plebanii powinien być ostrzeżeniem dla kobiet księży w jaki sposób mogą zostać przez nich potraktowane. Rana w psychice pozostanie do końca życia u kobiety. Księża ślubowali Bogu i nie powinni zawracać w głowie kobietom, skoro zdają sobie sprawę  z tego , że i tak porzucą tę kobietę. Od księdza wymaga się więcej.
T
troska
26 stycznia 2013, 14:13
Ładna mi to "misyjna działalność Koscioła", jeśli na "misje" na Ukrainie wysyła się zwykłego przestępcę w sutannie. Ksiądz Biskup zamiast ukarać duchownego, albo od razu odsunąć od pełnienia posług kapłańskich, pozwala na to, by siał nadal zgorszenie. ... należy również zadać pytanie czym Ukraińczy "zasłużyli sobie na TAKIEGO DUSZPASTERZA"? Podsyłając im takiego "księdza" nie ma się co dziwić, że nas nie lubią i mają złe zdanie o nas.Czy wszyscy kiąża są zsyłani na misje za jakieś wykroczenia w karaju?
W
wierny
26 stycznia 2013, 11:20
Warta propagowania jest wobec powyższego inicjatywa systematycznej modlitwy parafian w intencji swoich kapłanów tzw.Margaretka. Dar serca i miłości, nieustanne dziękczynienie Bogu za dar ich kapłaństwa, konkretna pomoc duchowa...wszystko to dźwiga słabych.Bóg sam wystarcza! Wówczas zaczyna się doświadczać jedności w Duchu św., bo jedni drugich ciężary noszą, a Pan jest wierny!
W
wierny
26 stycznia 2013, 10:54
Bóg jeden widzi niestałość i zmienność serca człowieka.Przełożony ma przypominać,że wszyscy jako obywatele odpowiadamy z kodeksu karnego.Świadomość wyłączenia z odpowiedzialności karnej zbyt często stanowi mentalną ucieczkę delikwentów, oni są niedojrzali jako obywatele, zbyt pewni siebie i własnej bezkarności. Skąd bierze się ich pewność? Odpowiem,że ze złej praktyki i zamiatania pod dywan przez ich przełożonych dostrzeganych win. Są te winy traktowane wyłącznie w kategoriach moralnych z błędnym oddzieleniem od odpowiedzialności przed obowiązującym prawem cywilnym.Brak elementarnego poczucia uczciwości,źle pojęte dobro Kościoła aż do momentu kompromitacji.Pobłażliwi biskupi mający pod opieką infantylnych , choć czasem nawet utytułowanych chłopców. Żal patrzeć...a broń Boże uczestniczyć w tych wydarzeniach...
W
wstyd
26 stycznia 2013, 10:29
Ładna mi to "misyjna działalność Koscioła", jeśli na "misje" na Ukrainie wysyła się zwykłego przestępcę w sutannie. Ksiądz Biskup zamiast ukarać duchownego, albo od razu odsunąć od pełnienia posług kapłańskich, pozwala na to, by siał nadal zgorszenie.
NW
nie ważne kto
26 stycznia 2013, 09:40
Myślę, że warto jeszcze przy okazji tego okropnego wydarzenia zaapelować do kobiet następująco: Kobiety i dziewczyny, nie "umawiajcie się" nigdy ani z księżmi, ani z mężami i ojcami. Przecież to nie są "kawalerowie do wzięcia", to są osoby "zajęte", które wybrały już swój stan: kapłański lub małżeński. Jeśli chcecie być szczęśliwe nigdy nie wiążcie się z "zajętymi" mężczyznami i nie dajcie się traktować jak "szmaty". Uwierzcie, że przykazanie "nie cudzołóż" naprawdę chroni nas przed samymi nieszczęściami! To jeden z bardzo ważnych drogowskazów do szczęścia! Współżycie seksualne ma sens i daje szczęście tylko i wyłącznie w małżeństwie, nigdy poza. Dobrego dnia i szacunku dla siebie i innych życzę zawsze.
Paweł Bęben
24 stycznia 2013, 18:51
@tak Nie jestem w stanie pojąć jak kapłan, czy biskup wierząc w Boga i wiedząc, że jest On ich przełożonym przed którym zdadzą sprawę po śmierci, mogą poprzez źle pojętą solidarność zawodową być zgorszeniem dla wiernych. Czy nie boją się jak ich zachowanie oceni sam Bóg? Czy przyjmie ich tłumaczenie, że działali w interesie Kościoła? Jak? Przez zakłamanie, przez taką wyrozumiałość, która niszczy i winnych i ofiary? ... człowiek tylko widzi cząstkę prawdy - z jakiejś perspektywy, a Bóg ma pełen wgląd. więc myślę że nie ma co "straszyć" Panem Bogiem, bo On sobie poradzi. zna nasze serca
T
tak
24 stycznia 2013, 15:18
Nie jestem w stanie pojąć jak kapłan, czy biskup wierząc w Boga i wiedząc, że jest On ich przełożonym przed którym zdadzą sprawę po śmierci, mogą poprzez źle pojętą solidarność zawodową być zgorszeniem dla wiernych. Czy nie boją się jak ich zachowanie oceni sam Bóg? Czy przyjmie ich tłumaczenie, że działali w interesie Kościoła? Jak? Przez zakłamanie, przez taką wyrozumiałość, która niszczy i winnych i ofiary?
M
Misham
24 stycznia 2013, 13:39
Rację ma również Ostry pisząc o bierności przełożonych Kościoła. Wielu z tych duchownych można było uratować gdyby w porę otrzymali właściwą pomoc przełożonych. Niestety w wielu problematycznych kwestiach władze Kościelne nie są w stanie podjąć radykalnych decyzji na czas, czym niszczą i dotkniętych problemem duchownych i dobry obraz Kościoła w oczach wielu wiernych. Niesłynne zamiatanie spraw pod dywan czy niezauważanie problemów dopóki nie obtrąbi ich prasa niepotrzebnie stanowi pożywkę dla wszelkiej maści przeciwników wiary jak i pozostawia znaczny niesmak i zmieszanie wśród wielu członków tegoż Kościoła. Czy brak zdecydowanej reakcji na zło w strukturach kościelnych nie jest grzechem zaniechania? Trudne to na pewno decyzje i pewnie nie wśród wszystkich popularne, ale przecież od kogo jak nie od pasterzy wierni maja oczekiwać światła przykładnego życia? A za to w dużej mierze odpowiedzialni są ci, którzy prowadzą pasterzy.
M
Misham
24 stycznia 2013, 13:22
Pewnie jest coś w tym co pisze poniżej pilot. Wielu z przyszłych duchownych nie jest wychowywanych do życia w świecie, więc nie jest przygotowanych na jego niebezpieczeństwa a przecież prędzej czy później większość z nich musi w nim pracować. Zapewne część z nich odpadłaby w czas gdyby miała możliwość. Odcięci od świata murami seminarium nie są w stanie skonfrontować rzeczywistości swojego powołania z prozą życia i jego pokusami. Nie każdy może być księdzem tak jak nie każdy nadaje się na nauczyciela lub żołnierza. Nie każdy księdzem być musi, kto myśli, że chciałby nim być. Kłopot polega na tym, że odizolowanie potencjalnych księży od świata nie pomaga w podejmowaniu decyzji o zrezygnowaniu z wyświęcenia, a decyzja ta na pewno nie jest łatwa.
E
etyk
24 stycznia 2013, 13:17
Ez 33,12: A ty, synu człowieczy, mów do swoich rodaków: Sprawiedliwość nie uratuje sprawiedliwego, gdy popełnia występek, a bezbożność nie doprowadzi bezbożnego do upadku, gdy się odwróci od swojej bezbożności. Lecz i sprawiedliwy nie może żyć, gdy grzeszy.
P
pilot
24 stycznia 2013, 09:26
Moim zdaniem do seminarium powinno przyjmować się ludzi po licencjacie jakichkolwiek studiów wyższych. Na to miejsce nauka seminaryjna mogłaby być skrócona np. do 4 lat. Dodatkowo dałbym klerykom więcej swobody - wolny czas po zajęciach do 21:00, nieograniczoną możliwość wychodzenia na miasto w tym czasie, co drugi weekend wolny. To spowodowałoby, że klerycy zachowywaliby się dojrzale, spontanicznie i można by rozpoznać, który ma powołanie. Studia przed seminarium dały by im możliwość  poznania samodzielnego życia i dodatkowo mieliby jakiś zdobyty zawód w razie gdyby się okazało, że nie mają powołania można by ich usunąć bez większego problemu. Obecna sytuacja w seminarium jest taka, że klerycy są traktowani jak dzieci i tak się właśnie zachowują. Są ciągle pilnowani przez prefektów, w wielu seminariach dostają brom do herbaty, środowisko zamknięte powoduje, że zachowują się jak w programie typu "Bar" - ciągłe obgadywania tworzenie się podgrup przeciwnych, a jak kończą seminarium są spuszczani jak psy z łańcucha. Piszę to z własnego doświadczenia bo otarłem się o polskie i niemieckie seminarium i muszę powiedzieć, że niemieccy klerycy pomimo, że pod pewnymi względami są może słabsi od naszych, to jednak są o wiele bardziej dojrzali w odniesieniu do własnego powołania, może też dlatego, że ksiądz w Niemczech stosunkowo nie ma tak dobrej posady jak w Polsce.
O
Ostry
24 stycznia 2013, 07:02
Myślę, że ten artykuł nie uwzględnia jednego czynnika: czasu i działania duchowego. To trochę tak, jakbyśmy mogli jednoznacznie zawyrokować o przydatności do kapłaństwa a priori na 50 lat wprzód. I odwrotnie, jeżeli po iluś latach ksiądz odejdzie - to znaczy, że od początku się nie nadawał tylko "sito" go przepuściło. Wpadamy tutaj w pewien determinizm z którym mnie osobiście trudno się zgodzić. A może "błąd" Kościoła, jeżeli tak można powiedzieć, nie został popełniony w chwili święceń, tylko wiele lat później? Przez biskupa, proboszcza lub inne osoby które były przełożonymi danego duchownego, kierownikami duchowymi i nie zadziałali, nie pomogli... Czy powołanie po prostu jest lub go nie ma? A może może się zmarnować? Było, ale zostało zaprzepaszczone? W takim ujęciu nie musiało być błedu  przy święceniach. Człowiek ma wolną wolę - ksiądz również. A dlaczego nie przeniesiemy tej analizy na małżeństwo? Rozwiódł się - to znaczy nie powinien był wogóle przystępować do tego sakramentu. Czujemy, że gdzieś pomiędzy są lata pracy z Chrystusem, lub pracy bez Niego...
K
kate
23 stycznia 2013, 23:50
Uff, ks. Artur w tak krótkim tekście zawarł tyle problemów, że aż trudno odpowiadać: co do jednego - chyba trzeba przeprowadzić gruntowną rewizję przygotowania do kapłaństwa i ośrodków, które swoim autorytetem poświadczają, iż kandydaci mogą święcenia otrzymać. Seminaria narodziły się dopiero po soborze trydenckim, więc moze rzeczywiście czas skończyć z ich wyłacznością - niech będzie możliwość zgłaszania kandydatów do świeceń ze wspólnot życia chrześcijańskiego, z niezależnych ośrodków formacyjnych, z parafii, itp. To rzeczywiście się już nie sprawdza - model formacji oderwanej od realnego życia, zamknięty w murach instytucji, która może wykształcać typ zachowań pozornych (poprawnych zewnętrznie), dalekich od rzeczywistego życia wiarą. Taki kandydat "czuje oddech" jedynie swoich przełożonych, nie wiernych, z których wychodzi, do których idzie. Nie czuje z nimi żadnego realnego związku, tylko formalny, zadaniowy. O ile wpisze się w rolę, jest OK, ale jak nie - zaczyna się lawina w dół. Nie wydaje mi się jednak, aby to był podstawowy problem Kościoła dziś - formacja kapłanów. Najważniejsze jest pytanie o wiarę - czy w Kościele wciąż jest ona obecna w przepowiadaniu, czy już tylko "mielemy" słowa Dobrej Nowiny
K
katrin
23 stycznia 2013, 22:33
Kochani, ja jestem gleboko poruszona tymi historiami, odejsciem eks-dominikanina i poczynaniami tych, ktorzy plugawia sutanne. Chwala Panu, sa cudowni i godni kaplani...Jest inicjatywa "Duchowej Adopcji Kaplanow"... Ja uderzylam sie w piersi i juz otaczam modlitwa tego Dominikanina, ktorego wiara i sluzba przywrocila moja dusze do zycia. Wiem, jak wazny jest jego trud, juz kilkanascie lat, jak ide droga, chociaz zdarza mi sie sromotnie upasc...Modlmy sie za kaplanow...
NW
nie ważne kto
23 stycznia 2013, 22:18
Człowieku, co Ty piszesz, może artykuły Ci się pomyliły, brak mi słów. Jeśli nie widzisz wielkiej mądrości i troski o Kościół Ks. Artura Stopki, w powyższym i wcześniejszym artykule, to tylko można współczuć. Proponuję przemyślenie i przeproszenie za ten kłamliwy wpis, który zresztą zgłaszam do moderacji - za obraźliwy.
S
serkan
23 stycznia 2013, 21:36
księdzu Arturowi łatwo przychodzi szafowanie różnych wyroków na innych księży (niedawno podobnie "pojechał" po eks-dominikaninie) - moim zdaniem to nie jest postawa "godna" księdza. a jakby tak księdza nie "uznano" za godnego?
J
ja
23 stycznia 2013, 21:03
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.... 
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 20:44
A może taki jest plan Pana Boga, by wreszcie potrząsnąć tymi, którzy funkcjonują za daleko od rzeczywistości dnia codziennego księży diecezjalnych, chodzi mi o biskupów i innych hierarchów, którzy schowali problem pod dywan i udawali, że go nie ma. Taka sytuacja nie zrobiła na nich żadnego wrażenia? To oni ponoszą cywilną odpowiedzialność za całe zło. I może trzeba było tego (szkoda, że za cenę życia dziecka), by się obudzili i wyspowiadali ze swoich zaniedbań przed Kościołem. Dzisiejszy wyrok dla biskupa Piotra J. za jego "wyczyn" też jest pokłosiem chowania problemów dotyczących chorego na alkoholizm człowieka. Trzeba leczyć chory Kościół, zaczynając nie od nas, wiernych,ale od góry! ... tak to jest jak z duchownych robi się Boga, później rozgoryczenie pozostaje...
M
MariA
23 stycznia 2013, 20:27
A może taki jest plan Pana Boga, by wreszcie potrząsnąć tymi, którzy funkcjonują za daleko od rzeczywistości dnia codziennego księży diecezjalnych, chodzi mi o biskupów i innych hierarchów, którzy schowali problem pod dywan i udawali, że go nie ma. Taka sytuacja nie zrobiła na nich żadnego wrażenia? To oni ponoszą cywilną odpowiedzialność za całe zło. I może trzeba było tego (szkoda, że za cenę życia dziecka), by się obudzili i wyspowiadali ze swoich zaniedbań przed Kościołem. Dzisiejszy wyrok dla biskupa Piotra J. za jego "wyczyn" też jest pokłosiem chowania problemów dotyczących chorego na alkoholizm człowieka. Trzeba leczyć chory Kościół, zaczynając nie od nas, wiernych,ale od góry!
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 19:07
@hania jak poczytasz to nie tylko problem celibatu był poruszony
H
Hania
23 stycznia 2013, 18:26
W komentarzach wszystko sprowadzone  jest do celibatu. Czy rzeczywiście w tym tkwi  zasadniczy problem? Świat protestancki nie ma celibatu i nie ma się nic lepiej. Powołań mniej, kościoły zamienione na puby, muzea itp. Żenic się można, rodzinę mieć też, a chętnych jak na lekarstwo.  Radykalizm choć trudny stanowi atrakcję.
T
telewidz
23 stycznia 2013, 17:47
dobrze, że T. Sekielski 'odkopał" tę BULWERSUJĄCĄ sprawę i mam nadzieję, że będzie z tego jakiś efekt. I dalej nie da się zamieść pod dywan. Brawa dla redakcji, która się tym zajęła a współczucia dla ofiar tego "księdza".
T
Tomek
23 stycznia 2013, 17:46
Drogi księże Arturze,  czy uważasz, że Pan Bóg pozwoli na wyświęcenie kogoś, kogo On nie chce? Czy uważasz że coś się dzieje bez powodu?  Jeśli został wyświęcony, to znaczy że Pan Bóg tego chciał. Nie bez znaczenia że jest to Sakrament, a zatem wiążą się z tym szczególne łaski. To że ten ksiądz czy drugi wszystko zmarnował, zlekceważył, nie docenił tego Daru, który otrzymał, zaczął chodzić po bagnach, aż wreszcie wpadł głeboko i wszyscy się o tym dowiedzieli, to już inna sprawa. Nie ma księży straconych, pod warunkiem, że ktoś chce poprawy, nawraca się, widzi swoją nędzę, stara się poskromić żądze, zerwać z nałogiem, odciąć się od Zła, które go trawi, usidła czy miota. Pan Bóg wcześniej czy później pomoże, podźwignie, uleczy albo da siłe dźwigania tego ciężaru. Z tych doswiadczeń ksiedza, pozwoli pomagać i rozumieć tych, którzy mają podobny problem. Natomiast jeśli ksiądz latami trwa w grzechu i beztrosko nic sobie z tego nie robi, przyjmuje maski, choduje pyche, lekceważy Pana Boga i traktuje jak powietrze, to przychodzi taki czas, że się zsuwa po równi pochyłej, no i wreszcie przychodzi bęc. Jeśli to tylko nałogi i jest w takim człowieka jakaś skrucha i samoświadomość, to jest nadzieja. Ale jak rozpiera pycha i samozadowolenie, stos wyrzutów do wszystkich, brak jakiejkolwiek odpowiedzialności do tego cała reszt bagien, chaszcz, dziur i jam, skończywszy później na totalnej wrogości do Kościoła to pozostaje powiedzieć...biada, takiemu człowiekowi. 
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 17:14
zgadza się, jeśli konsylium Biskupów i Papież podejmie decyzję o zniesieniu celibatu to ok - choć myślę że to jeszcze nie czas.a czy nadejdzie to zobaczymy ale i tak bardzo dużo zgromadzeń ma śluby czystości dodatkowo więc zawsze będzie grupa duchowieństwa zachowująca celibat 
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 17:03
@ Paweł Bęben "...jeśli ktoś jest księdzem to ma przyjęte chechy tego stanu, np celibat, sutannę..." Celibat to owoc (o ile dobrze pamiętam z podręcznika) XI wieku. W pewnym okresie był bardzo dobry i niezbędny. Czy tak samo jest potrzebny dzisiaj? Nie wiem. Jak już to wspomniał tutaj ktoś wcześniej, trzeba obserwować znaki czasu. Co do stanu kapłańskiego są niepokojące. Na pewno, dobrze byłoby, gdyby biskupi zaangażowali się w formację kleryków i wzięli za nią dużo większą odpowiedzialność (duchową).
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 16:31
@drabiniasty hehe, mam na myśli że jeśli ktoś jest księdzem to ma przyjęte chechy tego stanu, np celibat, sutannę.... a nie chodzi pod rękę z kobietą (wyjątkiem matka i kobiety +60 ;)  świat już to robi z facetami i kobietami i efekty są średnie, ogromny kryzys męskości i kobiecości.  wczoraj czytałem "wolność w świecie bez ograniczeń jest pustą definicją" 
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 16:24
@ Paweł Bęben Sorry, ale nic z Twojego ostatniego komentarza nie zrozumiałem. Nikt tak u nas we wsi nie mówi :)
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 16:20
No tak ale jak mówi ks. Pawlukiewicz Bóg stwarzał świat przez podział, oddzielił wody, lądy, noc od dnia. A zły chce wszystko wymieszać. Nie homogenizujmy wszystkiego. Polecam artykuł, całkiem niezły. od @czytnik
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 16:15
@ Paweł Bęben Co znaczy według Jezusa zachowywać czystość? "21 Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd [Vt-2,90], kradzieże [Vt-2,98], zabójstwa [Vt-2,93], 22 cudzołóstwa [Vt-2,90], chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. 23 Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym»." Trzeba tylko pozbyć się tych grzechów i będziemy ludźmi czystego serca. Ale Chrystus nigdy nie powiedział, że jest to niemożliwe dla małżonków.
C
czytnik
23 stycznia 2013, 16:02
W temacie [url]http://laboratorium.wiez.pl/blog.php?bl&mojkomentarzdowszystkiego&582[/url]
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 16:02
@ drabiniasty "dobrze tylko to nie są ludzie którzy "wyrośli" w naszej wierze a przyjęli ją zachowując się odpowiedzialnie i dotrzymując danych obietnic kiedy żyli poza KK" A jakie to ma znaczenie dla jakości ich posług kapłańskich? ... nie wiem, jak pisałem nie mam doświadczeń z tego rodzaju kapłanami więc się nie wypowiadam. mam jedynie na uwadze że celibat nie został dany jako "widzi mi się".... a wystarczy posłuchać co Jezus mówił do św. Faustyny - parafrazując - po smierci Ci którzy zachowali czystość dla Boga będą cieszyć się jeszcze większa chwała
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 15:52
@ Paweł Bęben "dobrze tylko to nie są ludzie którzy "wyrośli" w naszej wierze a przyjęli ją zachowując się odpowiedzialnie i dotrzymując danych obietnic kiedy żyli poza KK" A jakie to ma znaczenie dla jakości ich posług kapłańskich?
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 15:51
@drabiniasty nie jestem realistą, i to że człowiek bładzi to nie znaczy że KK nie ma łącznoości z Bogiem w DŚ
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 15:49
@drabiniasty dobrze tylko to nie są ludzie którzy "wyrośli" w naszej wierze a przyjęli ją zachowując się odpowiedzialnie i dotrzymując danych obietnic kiedy żyli poza KK
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 15:45
@ Paweł Bęben "A jeśli masz pozytywne doświadczenie z ... bądź naszymi żyjącymi po kontach z kobietami to ok. ale ja takiego nie mam więc nie wypowiadam się..." Tak lubisz insynuacje?
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 15:43
@ Paweł Bęben "z tego co się orientuję to nie ma żonatych księży katolickich." Jest przynajmniej kilkuset, np. kapłani kościoła anglikańskiego, którzy przeszli do kościoła katolickiego i w nim także są duchownymi.
AC
Anna Cepeniuk
23 stycznia 2013, 15:43
~Wojtek - bardzo dobrze to ująłeś..... Też jestem ciekawa odpowiedzi autora tekstu na te pytania. Ja mam swoje osobiste doświadczenia w trudnych sprawach........  i wiem coś na ten temat...... stad mój wczesniejszy komentarz.
NW
nie ważne kto
23 stycznia 2013, 15:43
"Po drugie może nadszedł czas powrotu do wyświęcania żonatych mężczyzn cieszących się dobrą opinią we wspólnocie." O właśnie, też tak myślę, być może... "znaki czasu" są ... kto to wie, pożyjemy zobaczymy. Tak czy owak, najważniejsza cecha kandydata to odpowiedzialność, a czy w celibacie, czy w małżeństwie to sprawa drugorzędna. I tu i tu można żyć "po Bożemu" i osiągnąć świętość, a czy tak czy tak to już zależy od wolnego i świadomego wyboru każdego człowieka.
W
Wojtek
23 stycznia 2013, 15:39
@ ks. Artur Stopka. Skoro ta kobieta wiedziała o tym chłopaku, że się nie nadaje, dlaczego nie poszła do swojego proboszcza i o tym mu powiedzieć? I drugie pytanie, czy gdyby podzieliła się swoimi spostrzeżeniami, to czy by została potraktowana serio? 
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 15:38
@drabiniasty Chcesz powiedzieć, że żonaci duchowni katoliccy i żonaci duchowni z kościołów wschodnich są złymi kapłanami? Doświadczenie przeczy temu. ... z tego co się orientuję to nie ma żonatych księży katolickich.  A jeśli masz pozytywne doświadczenie z kapłanami ze wschodu bądź naszymi żyjącymi po kontach z kobietami to ok. ale ja takiego nie mam więc nie wypowiadam się... ale wyobrażam sobie że idę do spowiedzi a taki ksiądz „ Ty masz problemy, człowieku ja to mam problemy.... „
AC
Anna Cepeniuk
23 stycznia 2013, 15:37
Po przeczytaniu tego tekstu przyszły mi na myśl usłyszane słowa wypowiedziane przez jednego z ojców duchownych odpowiedzialnych za przygotowanie kleryków. Powiedział on mniej  więcej coś takiego: " Zdarza się w seminariach, że nawet w dobrej formacji, trafi się po prostu "bubel"..... W gurpie apostołów też był Judasz..... Dobry wynik jest wtedy, gdy nie jest to więcej niż 1 na 12-tu"... I to mi się podobało, bo było szczerym przyznaniem się do tego, że moze coś sie nie udać.... Nie zgadzam sie z autorem tekstu, że to świeccy mają wpływ na przygotowanie kleryków i przytoczone zdanie starszej parafianki, gdyby było wypowiedziane wcześniej do którego z wykładowców np. w seminarium....... Ja osobiście nie wierzę, że było by wzięte pod uwagę....... Do wypowiadania trudnej prawdy, należy mieć najpierw relacje prawdziwe ..... kapłani i świeccy..... Niestety trudne prawdy, starą dobrą metodą są "zamiatane pod dywan"....... i osoba, która o niej mówi jest omijana "dużym łukiem".
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 15:36
@ gość Nie rozumiem Twego komentarza.
G
gość
23 stycznia 2013, 15:34
@drabiniasty upraszczasz. 
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 15:32
@gość zgadza się, ale taki "piotruś pan" raczej nie będzie szukał swojego miejsca w stanie duchownym kiedy już jest po 30. a jeśli nawet to nabyte zachowania szybko wyjdą na jaw. a koło 20 człowiek potrafi się dostosować skrywając zachowania które w końcu mogą pęknąć
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 15:15
@Paweł Bęben Chcesz powiedzieć, że żonaci duchowni katoliccy i żonaci duchowni z kościołów wschodnich są złymi kapłanami? Doświadczenie przeczy temu.
G
gość
23 stycznia 2013, 15:11
@ Paweł Bęben ależ zawsze będzie źle poprzeczka ustawiona, jeśli będzie ustawiona sztywno i jeśli to ona ma być panaceum...  Są osoby, które wchodząc w jesień życia są Piotrusiami panami. (Niedawno jako osoba towarzysząca pewnej zacnej, szanowanej pani profesor dane mi było usłyszeć o jej bracie - tego pokroju osobie) >> spać spokojnie nie może z jego powodu...
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 15:03
@Drabiniasty uhm, już widzę jak facet który musi zajmować się domem, dziećmi, słuchać swojej kobiety i sprawami codziennymi głosi kazanie... albo udziela sensownych rad w konfesjonale. Tak daleko bym się nie posuwał. Kapłaństwo potrzebuje ciszy i czasu na przemyślenia.
Janusz Brodowski
23 stycznia 2013, 14:57
Po pierwsze biskupi powinni mocniej angażować się w formację kleryków. Po drugie może nadszedł czas powrotu do wyświęcania żonatych mężczyzn cieszących się dobrą opinią we wspólnocie.
NW
nie ważne kto
23 stycznia 2013, 14:42
errata: Przed SWII akcentowano "wyższość" stanu duchownego.
NW
nie ważne kto
23 stycznia 2013, 14:40
Również uważam, że należy postawić na jakość a nie ilość. Dobrze jest też mieć świadomość, że po SWII rola tzw. świcekich ludzi w Kościele została doceniona i włąsciwiej zrozumiana. I świeccy i duchowni mogą dojść do świętości.  Przed SWII akcentowano "wyższość" stanu świeckiego. W związku z tym faktem rozumienie "drogi do świętości" uległo zmianie. Jeśli jest mniej powołań do danych zakonów to należy ten fakt przyjąć, a nie "werbować i lamentować", że dzieje się niedobrze. Być może to są też znaki czasu - zmniejszanie liczby duchownych a wzrost świadomych możliwości osiągania świętości świeckich. Być może niektóre zakony mają właśnie "wymrzeć śmiercią naturalną" bo w dzisiejszych czasach już nie ma takiej potrzeby by istniały. Tak więc podsumowując życzę wszystkim (zwłaszcza tym, którzy mają wpływ na omawiane sprawy) by kładziono nacisk na jakość a nie ilość. Dobrego dnia życzę.
PM
po maturze
23 stycznia 2013, 14:37
Popieram w 100% wypowiedź Pawła Bębna. Nie powinna się liczyć ilość, lecz jakość kandydatów do kapłaństwa. Czasem jednak odnoszę wrażenie, że jest odwrotnie. Znam księży, którzy wstąpili do seminarium, trochę później niż po maturze. Większość z nich to porządni kapłani.
K
katolik
23 stycznia 2013, 14:17
Św. Paweł nieustannie mówił, że Wiara jest to posłuszeństwo naszego umysłu Bożemu Objawieniu. Poddanie go Objawieniu. Święty Pius X mówił, że każdy seminarzysta który okazuje pychę wobec tego objawienia powinien być natychmiast usuwany z seminarium.
Paweł Bęben
23 stycznia 2013, 14:13
Dlatego może by warto było podnieść wiek przyjęć do seminarium. Tak np. do 25 albo 30. Człowiek po LO nie ma za dużo w głowie, nie zna świata – tylko tak mu się wydaje że zna. Zostaje "zamknięty" na 5-7 lat w seminarium a po wysłaniu na parafię zderza się z problemami ludzkimi, których w seminarium miał "okrojoną" ilość. Posiada jakąś wiedzę Teologiczną ale tej życiowej to nie bardzo. A świat kusi.... Z drugiej strony pewnie powołań było by o połowę mniej gdyby nie "łowiło" się młodych :) ale myślę że jakoś była by znacznie lepsza.