Kościół to nie korporacja
Gdy w korporacji dochodzi do ostrego konfliktu przełożonego z podwładnym, ostatecznym kryterium rozwiązania sporu powinno być dobro firmy, które przedkłada się ponad interesy osobiste zwaśnionych. Jednak Kościół to nie firma, tu panują prawa zgoła odmienne. A kto chce przykładać logikę korporacjonizmu do mistycznego Ciała Chrystusa, nic nie rozumie z Kościoła.
Konflikt na linii abp Henryk Hoser - ks. Wojciech Lemański często przedstawia się jako walkę stron sporu, lub nawet jako spór dwóch odmiennych wizji Kościoła. Walkę, w której ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Opowiedziawszy się po jednej ze stron, kibicuje się jednemu, co zawsze musi oznaczać niezbyt chrześcijańskie pragnienie porażki drugiego. I kwituje się to zgrabną, a nic konkretnego nie mówiącą formułką: "To dla dobra Kościoła". I brzmi to dokładnie tak samo jak: "Dla dobra firmy".
Katolicki korporacjonizm ma długą historię i wielu zwolenników. Ci ponad Ewangelię przedkładają podział na "naszych" i "wrogów", a zasadę bezwzględnej obrony swojego - nawet jeśli ewidentnie pobłądził - uznają za cnotę i oznakę miłości do Kościoła.
To jednak nie jest logika Kościoła ani Boska ekonomia. Ta na piedestał wynosi osobową relację spotkania człowieka z Bogiem. Relacje: człowiek - Kościół, wierny - kler, duchowny - biskup zawsze będą wobec niej drugorzędne. Bo Chrystus nie założył Kościoła po to, by dbać o czyjkolwiek wizerunek czy też o jakieś ogólne dobro Kościoła ale po to, by każdego z osobna przyprowadzić do swego Ojca.
W tej perspektywie sprawa: abp Hoser vs ks. Lemański przestaje być kwestią walki o dobro jednego z nich kosztem drugiego i przestaje też być walką dwóch wizji Kościoła. Nie pytajmy o to, który miał rację w jakiejś konkretnej sprawie. Czy też który pobłądził bardziej. To teraz ma znaczenie drugorzędne wobec wyzwania takiego wyjścia z tego konfliktu, by przybliżyło ono do Boga i byłego już proboszcza z Jasienicy, i arcybiskupa diecezji warszawsko-praskiej. To powinno być ostateczne kryterium oceny tej sytuacji oraz kryterium podejmowania kolejnych decyzji.
I na marginesie: ten konflikt poruszył wszystkie polskie media i większość społeczeństwa, od lewa do prawa. To dobry znak. Polacy nadal żywo interesują się sprawami Boga i wiary. Potrafią z pasją spierać się o wizję Kościoła. Doceniajmy to, chwalmy się tym i wykorzystujmy. Pamiętajmy, że gdy my zadajemy pytania: Jaki Kościół? Jaki Bóg? - w tym samym czasie wiele innych narodów pyta: po co Kościół? Po co Bóg?
Skomentuj artykuł