Kto wyleci z Watykanu?

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl

Kto wyleci z Watykanu? - można by sobie zadać takie pytanie po synodzie. W naszych czasach nikt (lub prawie nikt) nie pozwalał sobie na krytykę papieża podczas synodów. A jeśli sobie pozwolił, to "wylatywał" i np. powstawała schizma.

Teraz mówi się o opozycji wobec Franciszka. Uczestnicy synodu nie boją się jawnie wyrażać odmiennego zdania. Dostaną za to po nosie? Przecież papież zachęcał do otwartej dyskusji. Zachęcał do rozeznawania, a ono właśnie odbywa się na podstawie przedstawiania "za" i "przeciw".

Nie ma rozeznania bez wyartykułowania "przeciw". Można powiedzieć, że opozycja "grała" wg reguł Franciszka, jezuity wychowanego na rozeznawaniu. Za to więc chyba nie wylecą?

Ale nie zawsze mieliśmy do czynienia z odmiennym zdaniem wypowiedzianym "z podniesioną przyłbicą". Dochodziło też do zakulisowych spisków. Papież co prawda śmiał się z rewelacji pewnej nacjonalistycznej gazetki na temat jego stanu zdrowia, ale jednak był tym atakiem zniesmaczony.

DEON.PL POLECA

Wydaje mi się, że po prostu zdawał sobie sprawę, iż chodziło o zdyskredytowanie całego procesu synodalnego. Musiał też przywoływać do porządku tych, którzy zaaranżowali wyciek listu od tzw. 13.

Ten okazał się listem nie od 13 i do tego o treści, której nie podpisali nawet ci, którzy nie wyparli się podpisu. Papież ostro nazwał to politykierstwem i wezwał do powrotu do ducha kolegialności. Ale nikogo nie wywalił!

Warto też zastanowić się, dlaczego tak zdecydowanie przemówił na koniec synodu. Przypomnijmy sobie jego słowa: "Oznacza także obnażenie zamkniętych serc, które często wręcz ukrywając się za nauczaniem Kościoła lub za dobrymi chęciami, zasiadają na katedrze Mojżesza i osądzają, czasami w poczuciu wyższości i powierzchownie, trudne przypadki i zranione rodziny".

To "ukrywanie się" chyba szczególnie musi martwić Franciszka. To jest prawdziwa przeszkoda na drodze, którą on wskazuje. Ale czy papież powinien się załamywać? Chyba nie! Dlaczego?

Biskupi zebrani na synodzie przyznają, że mieli do czynienia z pewną "sekretną" taktyką. Mianowicie znaleźli się tacy, którzy sugerowali, by nie atakować otwarcie najbardziej kontrowersyjnych punktów relacji końcowej (tych o żyjących w powtórnych związkach), nie wywoływać dyskusji a potem "cichutko" odrzucić owe sformułowania w głosowaniu końcowym.

I co się okazało? W czasie synodu liczba przeciwników tych punktów zmalała, aż do mniej niż jednej trzeciej. W efekcie zostały one zaakceptowane (tak jak i pozostałe). Cicha, ukryta taktyka zawiodła. To chyba powinno ucieszyć papieża i nas?

Czy Franciszek powinien wywalić takich "spiskowców"?

Oczywiście wszystko można zwalić na media. To niby one miały wymyślać spiski. Ale wielu ojców synodalnych podkreśla dobrą współpracę z dziennikarzami (papież też im podziękował). Narzeka się co prawda na pewnych "internautów", lecz to bardziej ideolodzy niż dziennikarze. Oni raczej dorzucają śmieci a nie je selekcjonują.

Można mówić również o tym, że te zakulisowe działania to nie tyle zła wola jakichś uczestników synodu, ile poważne naciski ze strony różnych grup kościelnych (lub około-kościelnych), które w przeszłości były bardzo potężne a teraz nie mogą się pogodzić ze zmniejszeniem ich wpływów. Lobbyści imają się różnych narzędzi.

Czy po tym synodzie ktoś wyleci, czy ktoś straci stanowisko?

Myślenie światowe sugerowałoby takie ruchy. Ale Franciszek na serio bierze Ewangelię. Biskupi po rozeznaniu zaproponowali rozeznanie. W tak trudnej sprawie jak pełna komunia z Chrystusem i Jego Ciałem (Kościołem) piszą o "forum wewnętrznym", o tym by wg wskazań ordynariusza odbywało się rozeznanie zainteresowanych wraz z kapłanem, np. w spowiedzi lub kierownictwie duchowym.

Za takie podejście do duszpasterstwa jezuitom (i nie tylko im) wielokrotnie obrywało się w ciągu historii. A na tym m.in. polega posłuszeństwo jezuickie: wytyczne należy znać, ale trzeba również na miejscu dokładnie rozeznać i dopiero wtedy podjąć decyzję. Nie wszystkim to się podoba.

To wywoływało i wywołuje sporo napięć. Dlatego myślę, że papieża nie zdumiewają takie "opozycje" (otwarte lub mniej). Musiał się z nimi liczyć podejmując tę drogę (nową i starą jednocześnie). I pewnie nikogo nie wywali! Bo gdyby to zrobił, to może byłoby mu wygodniej, ale wielu zeszłoby z drogi rozeznania. Ze strachu.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kto wyleci z Watykanu?
Komentarze (21)
2 listopada 2015, 07:45
> Biskupi po rozeznaniu zaproponowali rozeznanie. Eeeeeee - osochozi?
AB
Aleksander Borowski
1 listopada 2015, 11:48
Jezuici zostali powolani do obrony wiary, a autor artykułu o tym zapomniał.Jeżeli ludzie żyjący twale w grzechu mają prowo przystępować do Eucharystii ,to nierozerwalność małzeństwa została podważona; zaś ludzie którzy żyją w czystosci z tego powodu,że współmałżoneg ich porzucił zostali oszukani(ich postawa nie miała sensu wświetle protestanckiej nauki części uczestników synodu));zastanówmy się przez kogo oszukani? Głosowanie na synodzie pokazało,że nie wszyscy biskupi są  katolikami.Poklask gawiedzi jest dla większości z nich ważniejszy niż katolicki depozyt wiary przekazany na chrzcie. Nauka Jezusa nie może być poddawana głosowaniu. Wystarczy przeczytać"Ktokolwiek oddala żonę swoją, abierze.....",by wiedzieć kto ma rację.
30 października 2015, 13:34
Wedle narracji Nowego Wspaniałego Chrześcijaństwa jest ono samą odwagą bezkompromisowego miłosierdzia. Tylko, że odwaga ma to do siebie, że staje samotnie przeciwko wszystkim wokół, natomiast ten egzaltacyjny badziew stręczony na Deonie to zwykły strach zawierany kolokwialnie w słowach "w kupie raźniej". Jeśli samemu sie powtarza głupoty wywołuje to dyskomfort, ale stadne atawizmy sprawiają, że jak się je powtarza w kupie, to się uspokaja, a pewnie i podświadomie liczy "ekonomicznie" na to, że Bóg wobec większej grupy postąpi jakoś inaczej (łagodniej, lepiej), niż wobec jakiegoś pojedynczego osobnika, bo będzie Bogu bardziej szkoda wielu, niż jednego.
31 października 2015, 15:26
Fajne jest to porównanie do ekonomicznego myślenia. Uśmiechnęłam się szeroko :-) Masz rację oczywiście - gdyby Bóg myślał ekonomicznie, byłoby to ze szkodą dla Jezusa. Uff, On na szczęście nie staje po żadnej stronie, bo Jego logika jest antylogiką ludzką.   
TP
Tomasz Pierzchała
27 października 2015, 20:21
"W naszych czasach nikt (lub prawie nikt) nie pozwalał sobie na krytykę papieża podczas synodów. A jeśli sobie pozwolił, to "wylatywał" i np. powstawała schizma."Czasami odnoszę wrażenie,że Franciszek właśnie takiej krytyki pragnie uznając ją konieczny warunek rozwoju Kościoła.Miast pokornego przyjęcia depozytu otrzymanego od poprzedników ,rozpoczyna jego dekonstrukcję motywowowaną jakoby dobrem osoby ludzkiej świadomie prowokując spór pomiędzy modernistami i konserwatystami.Ta swoista dialektyka rodząca się na podłożu niekończącego się dialogu jest dziś twarzą Kościoła.Dlatego tyle tu zamieszania ,niepewności.Bo czy może go nie być gdy rusza się fundamenty a zwłaszcza ten podstawowy,iz to nie Bóg podlega człowiekowi lecz człowiek Bogu.Religia praw człowieka, to jest dziś wyzwanie dla tych, którzy potrafią jeszcze myśleć po katolicku  
ZJ
Zofia Janiszewska
27 października 2015, 14:42
A skąd to pytanie? Owszem, "można by sobie zadać takie pytanie" tylko po co?
Grażyna Urbaniak
27 października 2015, 13:51
Kto wyleci z Watykanu? Wszyscy! Prędzej czy później. A jak dolecą na miejsce, wtedy dowiedzą się, czy właściwie rozeznawali :)
27 października 2015, 13:02
A co do "cichej taktyki" i przyjęcia kontriwersyjnych paragrafów - nie byłoby to możliwe bez 45 nominatów obecnego papieża (biskupi wybrani przez episkopaty odrzuciliby zmiany).
27 października 2015, 13:00
W Kurii Rzymskiej mówi się, że papież będzie chciał odzyskać poparcie biskupów (bo je utracił, czego ewidentym dowodem jest synod), poprzez nominacje do nowych lub "zreformowanych" dykasterii.
27 października 2015, 12:59
Czemu Bóg zmienił swoje zdanie odnośnie tego czym jest miłosierdzie akurat teraz? Przecież z propagandą takiego "miłosierdzia" prowadzoną w starożytnym Rzymie nie dość, że nie potrzeba by żadnych niepotrzebnych rozszarpywań męczenników przez lwy, bo Rzymianie stwierdziliby, że przecież z tymi Chrześcijanami "da się dogadać", to na dodatek Chrześcijanie manifestowaliby ducha otwartości na świat, którym rzekomo mieliby skutecznie ewangelizować Rzymian, wedle ślepo wierzących z moc "ewangelizowania" byciem miłym dla świata. Męczeństwo starożytnych chrześcijan było przecież łatwiuteńkie do uniknięcia przez przyjęcie optyki "miłosierdzia" reprezentowanej przez Synod, zatem męczeństwo pierwszych Chrześcijan było de facto głupotą - zginęli całkowicie niepotrzebnie, bo byli zbyt głupi, żeby pojąć "gębokości" Bożego miłosierdzia i ją rozpropagowywać szerzej, a Bóg na ich śmierć patrzył jak niezadowlony rodzic na nielotność małokumających dzieci wsadzających bezrozumnie palce do kontaktu. ... a to i tak nie koniec szamba otwartego drogą wybiórczych emocjonalnych chciejstw zamiast rozumu i kompleksowego pojmowania całości.
JK
Jacek K
27 października 2015, 22:31
Nie bardzo cię rozumiem. Bóg jest Miłosierdziem. Zawsze był. Miłosierdzie dobrze widać na przykładzie męczenników, którzy potrafili miłować swoich prześladowców. Nic mi nie wiadomo, zeby starożytni chrzescijanie byli jakoś niemili dla świata. Oni mieli miłosierdzie dla pogan bo wpierw sami go dostąpili.
28 października 2015, 00:46
Bóg jest miłosierdziem, ale ten egzaltacyjny badziew stręczony na Deonie miłosierdziem nie jest. Męczennicy zostawali męczennikami dlatego, że stosowali poprawne miłosierdzie, czyli również napominali innych, że muszą się nawrócić, która to kwestia w łżemiłosierdziu została odrzucona jako przebrzydły faryzeizm i zastąpiona wytrzaśniętym z dolnej cześci pleców "dialogowaniem". Gdyby męczennicy słuchali wesołkowatych łżesamarytan z Deonu (i nie tylko), to postępowaliby wedle imperatywu otwartości, dialogowania i bycia miłym, z całkowitym odrzuceniem napominania, a wówczas przecież nie spowodowaliby wnerwu otoczenia prowadzącego do rzucania ich lwom itakichtam. Zamiast drogi rzucania lwom, wedle lewackiego otwarterskiego łżemiłosierdzia, niedoszli męczennicy powinni zasiadać w lożach partycjuszy i co najwyżej gdy kolejny raz patrycjusz pokazałby kciukiem na dół, to by wołali 'Ale przecież Jezus Cię kocha", może przy okazji odtańczyli coś, lub coś z tym guście. W każdym razie jakakolwiek przygana wobec postępowania patrycjusza byłaby zakazana, bo mógłby się on w sobie zamknąć, niczym Osiołek w Szreku, albo i coś gorszego. Że takie postępowanie wobec patrycjusza skutkuje wzrostem ilości jego ofiar łżemiłosierni mają w głębokim poważaniu, bo jakoś selektywnie im bliżej do oprawców, niż ich ofiar. Takie to i łzemiłosierdzie jest.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
27 października 2015, 12:45
>I pewnie nikogo nie wywali! Bo gdyby to zrobił, to może byłoby mu wygodniej, ale wielu zeszłoby z drogi rozeznania. Tu nie chodzi o żadne rozeznanie. Przecież nie wszyscy są jezuitami. Jest lepszy sposób na wymuszenie posłuszeństwa - nowa deklaracja lojalności (ślubowanie). Podsumujmy: mamy 2 lata i 7 miesięcy od objęcia pontyfikatu. Idiotyczna ankieta dotycząca zasad moralności chrześcijańskiej (o charakterze demokratycznym) i 2 synody o rodzinie. Pierwszy wyłom w nauczaniu Kościoła dotyczący fundamentu - Dekalogu i 3 sakramentów (małżeństwa, pojednania i Eucharystii), z powołaniem się na wybiórcze cytaty nauczania JPII o rodzinie, z wielką ujmą dla tego papieża, tak usilnie pracującego na rzecz odnowy rodzin, opartych na zdrowym małżeństwie. A to dopiero początek. Teraz będą niszczone następne sakramenty. Jeśli podważy się jeden z nich, to cała konstrukcja się zawali. I będziemy nauczani, że grzechu nie ma i piekła nie ma. Jest tylko niezgłębione Boże Miłosierdzie, które znosi Bożą Sprawiedliwość.
28 października 2015, 00:06
"I będziemy nauczani, że grzechu nie ma i piekła nie ma. Jest tylko niezgłębione Boże Miłosierdzie, które znosi Bożą Sprawiedliwość." Agnes, dlaczego aż tak bardzo chciałabyś zachować wiarę, że piekło istnieje, że teraz nie spodoba Ci się, jak ktoś powie, że go nie ma?
28 października 2015, 00:48
Może dlatego, że przekonanie, iż piekła nie ma na tamtym świecie koreluje ze wzrostem ilości piekła na tym?
29 października 2015, 17:32
W umysłach części ludzi owszem koreluje i de facto sami się do tego przyczyniają. Można to zaobserwować w komentarzach tych, którzy dzielą swój niepokój np. spowodowany dopuszczaniem ludzi żyjących w drugim związku do komunii św. Ludzie ci sami będąc zaniepokojeni, ten niepokój sieją. Wielu ludzi żywi przekonanie, że piekło to miejsce do którego się trafia po śmierci (niebo adekwatnie). Nic bardziej mylnego. Piekło to stan świadomości, stan umysłu i kto się czymś niepokoi, ten już jest po prostu w piekle. Można się z niego wydostać, gdy uspokoi się umysł, gdy wyciszy się myśli i zastąpi je spokojem, wdzięcznością, pozytywnym nastawieniem - wtedy z taką samą łatwością "trafia się" do nieba. :)
TP
Tomasz Pierzchała
30 października 2015, 00:58
To ty z pewnością jesteś w piekle.Przyczepiłaś się do tego forumi  i nie chcesz się odczepić.Po śmierci odrodzisz się jako rzep. 
30 października 2015, 09:05
Działania mają swoje konsekwencje, bo ten świat działa na sposób przyczynowo-skutkowy. Ponadto z tego faktu wynika, iż w przypadku powtarzania podobnych działań należy się spodziewać podobnych rezultatów. Działania o charakterze rozluźniania dyscypliny już miały miejsce i kończyły się zawsze tak samo - nie napływem chętnych do Kościołów rozluźniających dyscyplinę, tylko ich zanikaniem.
31 października 2015, 15:28
Masz poczucie humoru. Uff :-)))
M
Milosc
31 października 2015, 16:30
Zgadza się. Wprawdzie temat napływu do Kościołów czy odpływu nie bardzo mnie zajmuje, bo znasz moje stanowisko i wiesz co jest świątynią Ducha Św., ale masz rację - ci, którzy propagują dyscyplinę, taki zdyscyplinowany Kościół tworzą, wierni Słowu. A że Kościół wyklucza z sakramentów tych, którzy ich zdaniem ją rozluźniają, to wiernych z niego ubywa (jako jedna z przyczyn). Papież mam wrażenie robi co może, by wiernych przybyło, ale są to gesty, które zdyscyplinowani nie bardzo popierają, gdyż wolą pozostać wierni Słowu. A że dyskusja jest otwarta i ci dotąd wykluczani z sakramentów widzą opór sakramentalnych, mogą też w którymś momencie podjąć decyzję o opuszczeniu Kościoła, w którym nie pozostawia się im szansy na "wybaczenie ze strony Boga". Proponowanie im zrezygnowania z seksu jest karkołomną próbą stworzenia iluzji możliwości, by de facto móc im potem powiedzieć "no sorry, miałeś szansę, sam zrezygnowałeś" i pozostać spokojnym strażnikiem doktrynalnej dyscypliny. Jeżeli zatem liczba wiernych się kurczy, fakt ten winien być raczej powodem do radości zdyscyplinowanych, czyż nie? W końcu zaczynają stanowić Kościół elitarny, tylko dla wybranych, w którym wszelkie grzechy łatwo się odpuszcza - dopóki się nie rozwiodą oczywiście. Tylko, że ci rozwiedzieni wywodzą się właśnie z tego elitarnego Kościoła, a więc w momencie, gdy stanęli w prawdzie przed sobą i przed drugim przestają już czerpać przywileje. Jednym się wszelkie słabości wybacza, bo się im / w nich wierzy, innych się odsuwa w momencie, gdy uczciwie przyznają, że odchodzą, bo nie zamierzają już ani siebie ani nikogo oszukiwać. Żal, że wtedy automatycznie stają na pozycji przegranej. No ale to moja refleksja - osoby spoza. Każdy myśli za siebie i za siebie odpowiada.
27 października 2015, 11:47
> wg reguł Franciszka, jezuity wychowanego na rozeznawaniu Jeśli "rozeznanie" prowadzi do sprzeczności z objawieniem dowodzącym swojej skuteczności przez 2000 lat, na dodatek do sprzeczności z całkiem niedawnymi objawieniami, jak choćby "Dzienniczkiem" św. Faustyny to czemu należy bardziej ufać - temu, że coś przypadkiem się przez 2000 lat udawało, a Bóg zachowuje się jak niezdecydowane dziecko, które nie może się zdecydować którą zabawkę w sklepie wybrać, zaś "rozeznanie" jest na pewno poprawne, czy raczej powątpiewać w poprawność "rozeznania" z czym w parze idzie obrona integralności nauki, doświadczenia i poważności osoby Boga? "Wiesz Boże - myliłeś się w tym, co przekazałeś Faustynie i przekazywałeś przez 2000 lat - miłosierdzie ma iść dalej i mieć inny charakter, niż to co nam objawiałeś." "Masz rację - myliłem się, nie wiedziałem co plotę, ale ty masz łeb lepszy do mojego i dzięki tobie widzę, że miałem mętlik i postępowałem nazbyt zachowawczo!"