Mając Jezusa, masz wszystko. O chrześcijanach w Iraku
Autor Listu do Hebrajczyków napisał, że "niektórzy nie wiedząc, aniołom dali gościnę". Te słowa wyrażają wrażliwość asyryjskich chrześcijan. Nieznajomych traktują jak wysłanników Boga, których goszczą, tak jak ty i ja ugościlibyśmy anioła z nieba.
Klasztor Mar Mattai, czyli Klasztor św. Mateusza, to jeden z najstarszych klasztorów w irackim Kurdystanie, jak i na całym świecie. Został wybudowany na górze Maqlub w IV w. Założyciel klasztoru Mar Mattai pochodził z terenów obecnej południowo-wschodniej Turcji. Był jednym z wielu mnichów uciekających przed prześladowaniami cesarza Juliana w 361 r. Klasztor wbudowany został jakby w górę i stanowi jej część.
Dzisiaj znajduje się pod opieką Syryjskiej Cerkwi Prawosławnej. W sierpniu 2014 r. klasztor stał się miejscem schronienia dla wielu chrześcijan z Karakosz uciekających przed ISIS. Klasztor położony jest 20 km od Mosulu, drugiego co do wielkości miasta Iraku, w którym w 2003 r. mieszkało około 100 tys. chrześcijan. W sierpniu 2014 r., w chwili ogłoszenia kalifatu, było ich tam 30-35 tys. W chwili prześladowań chrześcijan przez Państwo Islamskie nie pozostał nikt. Dzisiaj, po wyzwoleniu Mosulu spod władzy dżihadystów, wracają do swoich domów-ruin niektórzy z nich. Klasztor był naocznym świadkiem prześladowań chrześcijan pierwszych wieków oraz naocznym świadkiem prześladowań chrześcijan XXI wieku.
(fot. Radosław Siewniak)
(fot. Radosław Siewniak)
Parę dni przed przyjazdem do Mar Mattai poznałem Yonana, chrześcijanina z Iraku. Opowiedział mi dramatyczną historię chrześcijan w kraju. ISIS zamordowało wielu naszych braci i sióstr. Choć dzisiaj w Kurdystanie, północnej części Iraku, panuje względny pokój, Yonan wspomniał, że chrześcijanie nie mają tutaj przyszłości. Trudno czuć się bezpiecznie. Rozmawialiśmy jednak, że nie ma takiej władzy, siły prześladowczej ani rządu totalitarnego, które mogłyby nakazać Bogu: "Tu nie masz prawa działać". Kiedy Jezus zmartwychwstał, a strażnicy grobu Pańskiego, którzy pilnowali, aby nic z ciałem Jezusa się nie stało - zamarli niczym sparaliżowani, Jezus pokazał, że nie ma takiej mocy, która przeciwstawiłaby się Jego zamysłom. Yonan był poruszony. Również zapewnieniem, że w Chrystusie - czy żyjemy, czy umieramy - mamy pewność wiecznego życia z Nim i w Nim.
Tak więc to, co chciałem zrobić w Mar Mattai, to stanąć w dziękczynieniu Bogu, że ma On życie swoich dzieci w swoim ręku; zawsze (!), nawet kiedy wszystko dookoła zdawałoby się wmawiać nam, że jest inaczej. Wszedłem do małej kaplicy w klasztorze, przed drzwiami której każdy wchodzący zdejmuje buty. W myśl, że kiedy zmierzasz na spotkanie z Bogiem, na modlitwę, to to miejsce staje się święte. A do miejsca świętego nie wchodzi się w butach. Śpiewałem w środku "Baruch ata Adoszem Elohejnu Melech ha olam" (Błogosławiony bądź Boże, Panie nasz, Królu wieczności) i dziękowałem Bogu za Kościół Boży, za chrześcijan, uczniów Chrystusa drogi asyryjskiej, chaldejskiej, koptyjskiej, etiopskiej, katolickiej, prawosławnej, protestanckiej, Żydów mesjańskich. Kiedy wyszedłem z tej maleńkiej kaplicy, uścisnąłem dłoń o. Thomasowi, mnichowi, który dzisiaj opiekuje się klasztorem. Pobłogosławiliśmy się wzajemnie.
(fot. Radosław Siewniak)
Zaraz potem podbiegł do mnie chłopiec, delikatnie chwytając mnie za rękę, mówiąc słowo "lunch". Kiedy poszedłem za nim, idąc w kierunku wejścia z klasztoru, z jednego pomieszczenia, które mijałem, zostałem zawołany przez całą rodzinę chłopca na obiad. Wszyscy ze środka pomachali do mnie z wielką serdecznością i ciepłem, abym dołączył do nich na posiłek. Chcę to podkreślić, bo ich gościnność, ciepło i prostota były poruszające. Spotykałem się wiele razy z gościnnością ludzi Wschodu, ale tego, co spotkało mnie od Wasema i Sajdii, nie spotkałem jeszcze nigdy.
Nałożono mi dużą porcję dolmy (gołąbki w liściach winogron), nim się zorientowałem. Wasem znał troszkę angielski. Dowiedziałem się, że mieszkają w miejscowości oddalonej o 40 km od klasztoru i przyjechali tu, aby spędzić weekend na modlitwie i mocniej ukierunkować swoje życie ku Bogu. To, w jaki sposób rodzina Wasema zwracała się do siebie, też do mnie, było pełne wrażliwości nie pochodzącej z naszych stron.
Autor Listu do Hebrajczyków napisał, że "niektórzy nie wiedząc, aniołom dali gościnę". Te słowa wyrażają wrażliwość asyryjskich chrześcijan. Nieznajomych traktują jak wysłanników Boga, których goszczą, tak jak ty i ja ugościlibyśmy anioła z nieba. Kiedy wyszedłem z ich maleńkiego pokoiku, cała rodzina wyszła ze mną, machając mi na pożegnanie.
Możesz nie mieć nic, ale mając Jezusa, masz wszystko. Możesz mieć wszystko, ale nie mając Jezusa, nie masz niczego. Przy postawach takich osób jak Wasem, Sajdija i ich rodziny, wszelkie budowanie swojej wartości na dorobieniu się, posiadaniu czy dojściu do czegoś w życiu czy na innych rzeczach przemijalnych staje się niczym. Bogactwo znajduje się całkowicie w innym miejscu. W świecie, który przekonuje nas do idei "być to mieć", postawa skromnej rodziny Wasema ukazuje, jak powyższa idea jest chybieniem celu.
(fot. Radosław Siewniak)
Tu, w Iraku, wielu ludzi ma niewiele. Wielu z nich doświadcza biedy. Są jednocześnie bardzo bogaci. To coś, czego nieraz brakuje cywilizacji Zachodu. Ktoś, kto ma mało rzeczy materialnych, buduje swoje życie na innych rzeczach. Kiedy ludzie mają mało, paradoksalnie gotowi są dać ci więcej od tych, którzy mają wiele. Są gotowi dać ci serce, otworzyć dom, swoim brakiem cię ubogacić.
Chrześcijanie iraccy uczą też bojaźni przed Bogiem. Za prostym gestem zdjęcia butów przed wejściem do kaplicy, zaproszeniem nieznajomego na obiad kryje się też to, że tutaj Internet, telefon, telewizor i inne atrakcje tego świata nie mają takiej siły, aby zastąpić czy rywalizować z Bogiem. Dla tych, którzy naprawdę postanowili iść za Jezusem, On naprawdę jest najważniejszy.
Odjeżdżając z klasztoru, modliłem się i błogosławiłem moją dopiero co poznaną rodzinę. W moich oczach pojawiły się łzy, byłem dotknięty tym spotkaniem.
Dziękuję Ci, Jezu, za Ciebie pośród nas. Za Twoje objawianie się w drugim człowieku. Dziękuję Ci, że objawiasz się tam, gdzie trzeba się pochylić, aby zobaczyć.
Ps. Drogi Czytelniku, pomódl się dzisiaj za Wasema i Sajdiję oraz ich rodzinę. Ubłogosław ich przed Stwórcą gościnności, dobra i serca. Pomyśl też - proszę - o tym, aby samemu proklamować gościnność serca i hojność obdarowania kogoś, kogo spotkasz - dziś, jutro i pojutrze - twoim czasem i błogosławieństwem.
Radosław Siewniak - chrześcijanin, protestant, założyciel i prezes Stowarzyszenia Do Źródła. Ewangelista i nauczyciel Słowa Bożego. Publicysta, autor książki "Prawda głodna odwagi". Głosił w wielu miejscach w Polsce oraz za granicą (Stany Zjednoczone, Austria, Czechy, Norwegia). Z zawodu fizjoterapeuta. W wolnym czasie lubi podróże i dobrą książkę
Skomentuj artykuł