Modlitwa między słowami?

Mateusz Matyszkowicz

"Pisarstwo jest formą modlitwy" - pisał Kafka. Wtórowali mu liczni. Ale są też tacy, którzy czynią na odwrót i z modlitwy czynią formę literatury. Przed nimi chce nas ostrzec Gustaw Herling-Grudziński.

Wydawnictwo Literackie wznawia ostatnio "Dziennik pisany nocą" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Tym razem ładnie, w twardej oprawie, poszczególne lata scalone tak, by całość wyszła na trzy opasłe tomy. Rzecz zdecydowanie bardzie poręczna niż poprzednie prawie broszury. Właśnie ukazał się tom drugi obejmujący lata 1982-1992, a więc czas najdojrzalszego Herlinga. Jeszcze w pełni sił, ale już posiadającego mądrość starca. Ten liczący niemal 1000 stron tom to zarazem 10 lat życia. Dużo? Popatrzmy na to tak: średnio 100 stron na rok.

Zamknąć rok intensywnego życia duchowego na 100 stronach jest dużą sztuką. Tak jakby na jeden dzień przypadała średnio 1/3 zapisanej strony. Zatem mało jak na człowieka, którego stosunek do religii, a szczególnie chrześcijaństwa, był złożony i lawirował gdzieś między ujęciem bardzo świeckim, humanistycznym i bez transcendencji, a doświadczeniem niemal mistycznym. Felieton o książce nie jest miejscem na rozwinięcie tematu, któremu należy się raczej monografia. Ważne, że religia, modlitwa, chrześcijaństwo, Jezus Chrystus zajmują Herlinga bardzo, a każdy zapis tych zmagań, poukrywanych gdzieś między wrażeniami z lektur, ze spotkań i z miejsc, między notatkami do kolejnych opowiadań - więc te zapisy zmagań wymagają od czytelnika szczególnej uwagi, ale też delikatności, by własna dewocja nie przysłoniła autentycznej myśli pisarza.

We fragmencie, który przywołałem w pierwszych zdaniach tego tekstu - tym z sentencją o pisarstwie jako formie modlitwy - Herling jednak wcale się nie kryguje i stawia sprawę jasno, możemy więc czuć się usprawiedliwieni w doszukiwaniu się w nim dosłownie wyrażonej drogi duchowej pisarza. Zwłaszcza, że autor przyznaje Kafce rację. "Każde autentyczne pisarstwo przybiera w końcu postać modlitwy" - pisze Herling. W tym zdaniu osłabił nieco mocną tezę Kafki, z której ktoś mógłby wyprowadzić wniosek, że każde pisarstwo jest modlitwą. O, nie. Herling zawęża zakres do pisarstwa autentycznego. Pisze także, że "przybiera w końcu". Można więc zinterpretować to tak, że modlitwa jest nie tyle cechą pisarstwa, co jego celem - czymś, do czego ono zmierza, o ile jest autentyczne. Nie myślcie zatem, że każdym swoim opowiadaniem, każdym felietonem, esejem czy powieścią modlicie się prawdziwie. Zwłaszcza, że podmiotem nie jest tu dzieło, ale rodzaj aktywności, nie książka, ale pisarstwo.

DEON.PL POLECA

Jak jednak autor rozumie to zmierzanie pisarstwa do modlitwy? W kolejnym zdaniu sam wyjaśnia. "Modlitwy pojętej bardzo szeroko, powiedzmy: równoznacznej z zadawaniem pytań Stwórcy". Ta modlitwa jest zatem rodzajem rozmowy z Bogiem, ale takiej, w której człowiek stawia pytania. Poza tą definicją pozostaje już kwestia, czy otrzymuje odpowiedź. Może więc dokonałem nadinterpretacji, pisząc, że jest to rozmowa. Przecież zadając Stwórcy pytania, nie wszyscy oczekują odpowiedzi, a już na pewno nie wszyscy uznają ewentualną odpowiedź za wiążącą dla siebie.

Niewątpliwie jednak dla Herlinga, autentyczne pisarstwo dąży do podjęcia kwestii fundamentalnych, takich, które dotyczą istoty tego świata i jego sensu - w ten sposób należy rozumieć fragment o zadawaniu pytań Stwórcy. Jakie inne pytania można zadawać Bogu, jeśli nie te fundamentalne? Albo na odwrót: jak podejmować fundamentalne kwestie, nie ujmując tu kwestii Boga, nawet jeśli przybiera to formę zakwestionowania Jego istnienia? I takie właśnie pisarstwo staje się specyficzną formą modlitwy, nie zawsze ortodoksyjnej, ale zawsze wypływającej ze szczerej chęci zrozumienia.

Herling nie byłby jednak sobą, gdyby przed czymś nie przestrzegł i czegoś nie skrytykował. Uderza więc w tych, dla których modlitwa staje się formą pisarstwa. "Autentyczny pisarz jednak - wierzący lub nie, na klęczkach i z pochyloną kornie głową lub wyprostowany i z błyskiem wyzwania w oczach - nie powinien mieć świadomości, że w jego głosie modlitwa płynie niby podziemny strumień, raz dosłyszalny wyraźnie, raz przytłumiony czy zupełnie głuchy. Kiedy taką świadomość posiada, modlitwa staje się formą literatury, przeważnie kiepskiej literatury".

Innymi słowy: właściwa jest droga, która prowadzi od literatury do modlitwy i w której pisarz w miarę własnego dojrzewania dociera do Stwórcy. Jałowa jest natomiast ścieżka idąca w przeciwną stronę: gdy z modlitwy ma wyrastać literatura. Taka modlitwa wyrażona literacko. Z pozoru wygląda to na tezę niemal bluźnierczą. Czyś nie cenimy literatury, która byłaby tworzona tak, jakby pisarz się właśnie się modlił?

Po zastanowieniu jednak nie widzę w tym niczego bluźnierczego. Przeciwnie: bluźnierstwem byłoby się modlić tak, jakby tworzyło się właśnie literaturę. Zrozummy zatem Herlinga: właściwą (docelową) formą pisarstwa jest modlitwa. Wszelako literatura nie jest formą dla modlitwy. Znajmy ten porządek - choćby po to, by jako wierzący nie oczekiwać od literatury czegoś, czego nie może nam ona dostarczyć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Modlitwa między słowami?
Komentarze (2)
I
Ikmace
18 sierpnia 2012, 14:57
Trochę Herlawa ta teza, bo oparta na autorytecie Herlinga. I nie wiem czy do końca rozczytałem zamysł autora. Niby można jej bronić że dzieła wielkich mistyków prowadzą też do modlitwy i jakiegoś poznania, ale z drugiej strony przecież literatura wypływa z jakiegoś doświadczenia. Więc w tym wypadku dzieła np. Jana od Krzyża faktycznie prowadzą w stronę modlityw, ale też wychodzą z modlitwy. Dlatego osobiście widzę w literaturze działanie w obie strony. Ale może coś źle zrozumiałem i tylko niepotrzebnie kaleczyłem klawiaturę ;)
MR
Maciej Roszkowski
18 sierpnia 2012, 11:04
Bóg słyszy to co mówimy i piszemy. Nasze wypowiedzi są wykorzystaniem talentów danych przez Niego. Co o nich mysli? To tak jak cieszyć się z osiągnięć dzieci. Myślę, że na bardzo wiele naszych pytań o relacje z Nim odpowiedzią mogą być uczucia dla naszych dzieci.