Nie manipulować ws. Tylawy i arcybiskupa Michalika

(fot. Wydawnictwo WAM)

Przypominam tę sprawę nie po to, by bronić abp. Michalika, bo błędy popełnił. Jest ona jednak koronnym dowodem na to, że niezwykle łatwo jest wysuwać oskarżenia i ferować wyroki wobec bliźniego, widzieć drzazgę w jego oku, a belki we własnym nie.

Obiecywałem sobie, że o pedofilii w Kościele przez jakiś czas nie napiszę. Ale w ogólnonarodowej dyskusji powraca dość często temat tzw. sprawy z Tylawy sprzed 17 lat, w której negatywnymi bohaterami są obecny poseł PiS Stanisław Piotrowicz i były metropolita przemyski abp Józef Michalik. Przed kilkoma dniami "Gazeta Wyborcza" Tylawę przytaczała jako modelowy przykład zamiatania pedofilii pod dywan, a w tych dniach media społecznościowe obiegł film, na którym ówczesny prokurator w Krośnie - czyli Stanisław Piotrowicz  - tłumaczył dlaczego śledztwo wobec proboszcza z Tylawy, oskarżonego o molestowanie zostało umorzone (kapłan ostatecznie został skazany).

Publikacja filmu jest ewidentnie grą polityczną, więc nie będę jej poświęcał za dużo miejsca. Zresztą nigdy też nie wnikałem w to, dlaczego w 2001 roku prokurator śledztwo umorzył. Sprawie Tylawy przyglądałem się pod kątem działania abp. Michalika i przemyskiej kurii dość wnikliwie (przynajmniej tak sądzę), gdy pisałem biografię byłego metropolity przemyskiego (została ona wydana w 2015 r. przez WAM).

Analizowałem wtedy nie tylko działania hierarchy w tej sprawie, ale także ówczesne i późniejsze wypowiedzi ofiar oraz osób, które poinformowały Michalika o niewłaściwym zachowaniu podległego mu księdza. Sprawa okazała się być tak wielowątkowa i skomplikowana, że tu zabrakłoby miejsca na jej dokładny opis. W tle molestowania czaiły się wątki konfliktów polsko-ukraińskich - choć precyzyjnej byłoby napisać animozji między katolikami rzymskimi i greckokatolickimi - nieuregulowanych spraw majątkowych Kościoła, itp. Pisząc dziś o temacie Tylawy nikt w te wątki nie wnika i wszystko jest jasne: abp Michalik bronił księdza i usiłował sprawę zamieść pod dywan. Do dziś powtarzana jest narracja, że sprawą zainteresowano media ze względu na opieszałość hierarchy i dobro dzieci. Trochę w tym manipulacji.

Ale po kolei. W marcu 2001 r. do abp Michalika zgłasza się mieszkanka Tylawy, Lucyna Krawiecka. Informuje hierarchę o tym, że proboszcz molestuje seksualnie dzieci, i że ciągnie się to od wielu lat. Michalik nie wierzy, ale prosi o podanie mu danych pokrzywdzonych osób, by bezpośrednio u nich potwierdzić te informacje. Kobieta odmawia, bo jak twierdzi (powtórzy to potem w kilku wywiadach prasowych) nie została do tego upoważniona. Z ust arcybiskupa słyszy, że w tej sytuacji on nie ma jak zająć się sprawą i najlepiej byłoby, gdyby została ona zgłoszona do prokuratury. Kobieta tak robi, ale jednocześnie powiadamia media. Te aż do skazania księdza w roku 2005 będą trzymały rękę na pulsie i wiele razy do tematu wracały.

Z perspektywy czasu wydaje się, że sugestia Michalika, który był przekonany o niewinności księdza, by iść z tym do prokuratury była słuszna. Natomiast to, że w pierwszym etapie postępowania nie ograniczył jego posługi, jest, niestety, zgrzytem w świetle późniejszego wyroku skazującego kapłana za pedofilię. Ograniczenia posługi pojawiały się stopniowo, a temat konsultowano z Watykanem, najpierw zakazano księdzu nauczania w szkole, namawiano do opuszczenia parafii - ostatecznie odszedł z niej dopiero po kilku miesiącach po skazującym wyroku. Gazety grzmiały, że Michalik nic sobie nie robi z wyroku. Tymczasem arcybiskup w istocie miał związane ręce. Budynek plebanii nie był bowiem własnością parafii ani diecezji lecz skazanego kapłana, który wybudował go w czasie gdy pozwoleń na budowę Kościół nie dostawał. Dostawały za to osoby prywatne - w tym przypadku jego rodzice gdzieś na przełomie lat 60. i 70. Po latach okazało się, że nieuregulowane sprawy własnościowe posłużą do uderzenia w arcybiskupa.

W rozmowie ze mną abp Michalik przyznał, że być może jakieś zaniedbania z jego strony się pojawiły, ale podkreślał też, że dziś postąpiłby identycznie. Też odesłałby kobietę do prokuratury.

Dochodzę do meritum. Wspominałem, że na etapie zbierania materiałów do książki analizowałem też wypowiedzi ofiar oraz osób zgłaszających fakt molestowania. Otrzymałem wówczas m.in. list jaki Lucyna Krawiecka w styczniu 2002 roku napisała do jednego z wykładowców lubelskiego seminarium duchownego. Znalazło się tam m.in. takie zdanie: "Gdyby wtedy [w marcu 2001 roku] Arcybiskup Michalik przysłał kogoś, kto zechciałby spotkać się z osobami pokrzywdzonymi […] ks. M. mógłby spokojnie i po cichu odejść z parafii, nikt nie złożyłby doniesień do prokuratury, nie byłoby rozgłosu, który przecież najbardziej dotknął ofiary działań księdza". W książce Ewy Orłowskiej, jednej z ofiar ks. M., którą napisała po latach w ramach oczyszczenia z traumy znalazłem zaś takie stwierdzenie: "Krawiecka była u Michalika, bo chciała wyprosić przeniesienie tego nieszczęsnego pedofila w inne miejsce, oczywiście, gdzie nie mógłby już nikomu szkodzić. Niczego nie wskórała. Usłyszała tylko, że może złożyć sprawę do sądu".

W ocenie tych stwierdzeń trzeba rzecz jasna zwracać uwagę na zwrot: "gdzie nie mógłby już nikomu szkodzić", ale równie istotne są sugestie o tym, że ksiądz mógłby odejść po cichu i nie byłoby doniesień do prokuratury. Powstaje pytanie: co stałoby się w sytuacji, gdyby księdza przeniesiono i dalej molestowałby nieletnich lecz w innym miejscu, a sprawa ujrzałaby światło dzienne? Atak na arcybiskupa były jeszcze mocniejszy, bo przecież "zamiótł sprawę pod dywan". Kto wie czy nie pojawiłyby się nawet żądania, by hierarchę usunąć ze stanu duchownego. Ale o tych "delikatnych" manipulacjach się nie wspomina, bo temat musiałby umrzeć.

Przypominam tę sprawę nie po to, by bronić abp. Michalika, bo błędy popełnił. Jest ona jednak koronnym dowodem na to, że niezwykle łatwo jest wysuwać oskarżenia i ferować wyroki wobec bliźniego, widzieć drzazgę w jego oku, a belki we własnym nie. I, niestety,  wcale nie dotyczy to tylko pedofilii.

Tomasz Krzyżak - autor jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie manipulować ws. Tylawy i arcybiskupa Michalika
Komentarze (11)
MR
Maciej Roszkowski
11 października 2018, 18:25
Przed Kościołem hierarchicznym i duchownymi w ogóle długa jeszcze droga. Trzeba krytycznie spojrzeć na przeszłość ( i zgoda, że to bardzo trudne), "stanąć w prawdzie" i uczciwie rozpatrzeć wszystkie poznane przypadki,poszukać nie poznanych, krytycznie przyjrzeć się procedurom rekrutacji do seminariów i motywacjom kandydatów, a także programom nauczania. Daleko bardziej odpowiada mi Kościół cierpiący za swoje grzechy, niż Kościół tryumfujący ( bo to często tryumf nad ofiarami), bo dziś ma to szczególnie krótkie nóżki. W ciągu swego istnienia Kosciół miał szereg przypadków haniebnych, zawsze wyszedł z nich na prostą. Ale Duch Święty pomaga tym którzy chcą i potrafią pomóc sobie sami.
10 października 2018, 23:24
Autor chyba sam bez specjalnego przekonania broni abp. Michalika. Jest oczywiste, że abp. Michalik popełnił w tej sprawie błąd i grzech zaniechania. Po usłyszeniu takiej informacji powinien zawiesić proboszcza i wszcząć wewnętrzne postępowanie w celu wyjaśnienia sprawy. Przytaczane, jako rzekomo słuszne "odesłanie do prokuratury" to przecież kompletny banał. Każdej osobie w dowolnej sprawie można powiedzieć "proszę zgłosić sprawę na policję czy prokuraturę" i nic to nie oznacza. To typowy gest umywania rąk
SK
Sofia Kowalik
10 października 2018, 19:47
Dla przypomnienia skandaliczna wypowiedz Michalika o pedofilach: Słyszymy nieraz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga. abp Józef Michalik >>> https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/abp-michalik-o-pedofilii-dziecko-lgnie-drugiego-czlowieka-wciaga,361169.html
WW
Walenty Walentynowicz
9 października 2018, 20:56
jak pan bawi sie w gdybanie, to dla nie pan jesteś niewiarygodny, gdybaj pan sobie dalej
Ewa Zawadzka
9 października 2018, 14:04
Widocznie biografię trzeba napisać od nowa. Abp. Józef Michalik nie tylko pozwolił mimo wyroku skazującego proboszczowi Michałowi z Tylawy pozostawać w parafii ale wysnuł też fantastyczną teorię że prawdziwym powodem oskarżenia księdza jest spór z gekokatolikami o kapliczkę - spór którego nie było. Można z tego wysnuąć wniosek że rodzice specjanie podsyłali księdzu swoje dzieci. Michalik jest również autorem skandalicznych słów w sprawie pedofilii, które pokazują jego stosunek do pedofilii: "Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga." Za takie działania jakie popełnił abp. Józef Michalik to niedawno abp Philip Wilson został skazany na roczny areszt. Pytanie więc brzmi: bronimy dzieci przed sprawcami czy sprawców przed odpowiedzialnością.
QP
Qj Pus
10 października 2018, 07:45
Podobnie jak w przypadku sprawy ks. Stryczka Pani myli porządki. Media nie są (a przynajmniej nie są głównie) od stręczenia narracji "winny" lub "niewinny", a od dostarczania istotnych dla sprawy informacji z rozmaitych obszarów - szczególnie tych, które na pierwszy rzut oka przeciętnemu obserwatorowi do głowy nie przyjdą. Pani redukuje głosy (jak mój) nie wyrokujące, a chwalące właściwie wykonywaną robotę dziennikarską do porządku ważności, który ma Pani w umyśle za nadrzędny (a raczej jedyny w takich sprawach), czyli czy "za winą", czy "za niewinnością" w rezultacie czego tworzy sobie Pani karykaturę innych stanowisk.
Janusz Brodowski
9 października 2018, 11:04
Sporo nieścisłości w tym tekście i chęci wybielania abpa Michalika. Może odpowiedź na te pytania trochę rozjaśni ten temat: 1. Czy abp Michalik kiedykolwiek przeprosił ofiary proboszcza z Tylawy za krzywdy jakie doznały? 2. Czy abp Michalik kiedykolwiek potępił publicznie proboszcza z Tylawy za pedofilię? 3. Czy abp Michalik pozwolił urlopowanemu wtedy proboszczowi z Tylawy na odprawianie mszy i spowiadanie w tamtejszym kościele? 4. Czy abp Michalik kiedykolwiek podziękował publicznie pani Lucynie Krawieckiej za to, że uratowala honor Kościoła? Pytania można mnożyć i odpowiedzi na nie stawiają abpa Michalika w bardzo złym świetle jeżeli chodzi o Tylawę. Jeżeli ktoś chce bardziej poznać postawę hierarchy z Przemyśla w tej sprawie to warto przeczytać wywiad braci Karnowskich z biskupem zamieszczony w Tygodniku wSieci 28 października 2013.
QP
Qj Pus
9 października 2018, 12:41
Nie zgadzam sie z rodzajem zarzutów - auto ma prawo omówić tylko jakiś wycinek sprawy, szczególnie jeśli o tym, iż sprawy nie wyczerpuje, a tylko jej wycinek przerabia, czytelnika lojalnie uprzedza, co ma miejsce: "Sprawa okazała się być tak wielowątkowa i skomplikowana, że tu zabrakłoby miejsca na jej dokładny opis."
QP
Qj Pus
9 października 2018, 10:28
+
Ewa Zawadzka
9 października 2018, 14:07
Pomyśl nad tym: Czy chcesz bronić dzieci przed sprawcami czy sprawców przed odpowiedzialnością? To samo dotyczy tuszujących skandale pedofilskie jak ten drastyczny przykład z Tylawy.
QP
Qj Pus
9 października 2018, 18:04
Chcę bronić rzetelnego i uczciwego informowania, bo bez niego propagowana jest sieczka karykatur potęgująca bzdurne stereotypy.