Nie mów mi, że nie dam rady

(fot. shutterstock.com)

Koleżanka w czasie kolędy usłyszała od księdza: "Biednaaa, samotna? Nikt nie chciał się z tobą ożenić, tak?". Po tym spotkaniu miała ochotę przez tydzień nie wychodzić z domu.

Mimo że na co dzień czuje się względnie szczęśliwa. Czasami niechcący wypowiedziane zdania (bo zakładam, że ksiądz miał w sobie troskę i dobre życzenia) podcinają skrzydła.

Dołowaniu mówię STOP

DEON.PL POLECA

To tylko przykład, bo nie chcę pisać o singielkach zadowolonych (albo nie) z życia i stanu cywilnego. Wiadomo, że są słowa, które dodają odwagi i takie, które ranią jak rzucane z całej siły kamienie.

Bo nawet powiedziane w pośpiechu: "poradzisz sobie", często zmienia coś o 180 stopni, a na przykład: "zawalisz, nie uda ci się", naprawdę rujnuje dobry pomysł.

A co, jeśli dołujące słowa słyszy dziecko? Jak ma uwierzyć w siebie, skoro ufa dorosłym i każde ich zdanie traktuje jak prawdę?

Podstawówka jak szkoła przetrwania

"Leń", "łobuz", "nigdy się tego nie nauczysz", "najgorsze dziecko w szkole", "z ciebie nic już nie będzie" - niejeden mały człowiek słyszy to codziennie. W domu, w szkole, na podwórku. A potem o marzeniach mówi mniej więcej tak: "jestem nikim i nic mi się nie marzy", "jestem brzydka, nic mi się nie chce", "mam ADHD, nikt mnie nie lubi".

Spot z Szymonem Majewskim i Janem Peszkiem jest z serii "z przymrużeniem oka", ale w niejednej szkole w podobnym scenariuszu biorą udział nauczyciele i dzieci.

A jeśli nie tylko w szkole jest beznadziejnie? Jeśli w domu też bywa przerażająco trudno? Jeśli fajni koledzy i mądrzy dorośli nagle zapadli się pod ziemię?

Trudno było kochać Jarka

Dziesięciolatek z Krakowa, "smutny i mądry" - tak mówiła o nim Kasia, od której usłyszałam historię chłopca. Jego mama nie miała kiedy chodzić na wywiadówki albo sprawdzać, czy odrobił lekcje. Nie robiła kanapek do szkoły i nie chwaliła za piątkę z angielskiego. Przez jej alkoholizm Jarek musiał wyprowadzić się do taty na Śląsk. Usłyszał wtedy: "tam będzie ci lepiej".

Spakował swoje rzeczy do dwóch walizek, zamieszkał w nowym domu, poznał kolegów z nowej klasy. Był dzielny. Po dwóch tygodniach jego świat znowu się rozpadł. Tato zginął w wypadku.

Do Krakowa wrócił jeszcze bardziej milczący i obojętny. Na kartkówkach "na złość" oddawał pustą kartkę, uciekał ze szkoły, wpadał w szał. Trudno było go zrozumieć, jeszcze trudniej kochać. Mało kto umiał.

Takie historie łamią mi serce, a wiem, że jest ich więcej.

Człowiek. Przyjaciel. Ktoś, kto w nas wierzy

Na szczęście jest Akademia Przyszłości - program, który naprawdę ratuje świat. Trzy osoby dają sobie czas, uwagę i siebie nawzajem. Dziecko, które często słyszy zbyt wiele dołujących słów, przez co ani trochę nie wierzy w siebie, raz w tygodniu spotyka się z wolontariuszem-tutorem. Uczą się zauważać plusy i sukcesy, dystansować od tego, co przerasta, marzyć o wielkich rzeczach i cieszyć drobnymi sprawami.

To tam dziecko często pierwszy raz w życiu słyszy: "możesz, poradzisz sobie", "to, że coś raz nie wyszło jest NORMALNE i każdemu się zdarza", "jesteś dla mnie wyjątkowy". To działa dobrze nie tylko na nie. Moja znajoma Basia po roku pracy w Akademii "rzuciła wszystko", wyjechała do innego miasta i zaczęła studiować medycynę. Poczuła, że może powalczyć o marzenia bez myślenia: "jest już za późno".

Tutorom i dzieciom kibicuje darczyńca, informowany na bieżąco o postępach swojego podopiecznego.

Na zdjęciu niżej są Agnieszka i Wiktoria - spotkały się dzięki Akademii. Dziewczynka wzięła udział w konkursie recytacji wierszy po angielsku i obie były z tego powodu bardzo dumne. Wcześniej nauczycielka mówiła o Wiktorii: "najgorsze dziecko w klasie" - nic dziwnego, że prawie uwierzyła w marną przyszłość.

(fot. Akademia Przyszłości)

W tym roku ja też (nareszcie) zdecydowałam się na wolontariat w Akademii, bo nie zgadzam się na świat, w którym dziecko słyszy "jesteś do niczego" i nie ma blisko kogoś, kto mówi: "jesteś ważny, poradzisz sobie".

Ciągle można zostać wolontariuszem albo razem z przyjaciółmi wybrać dziecko, a potem kibicować mu przez rok.

Buty wyczynowe dla co najmniej dwóch osób

To przy okazji opcja, żeby wstać z kanapy i założyć buty wyczynowe (nie tylko sobie!), czyli posłuchać jednego z pomysłów Franciszka.

Wszyscy pewnie już znacie go na pamięć, ale na wszelki wypadek: "Aby pójść za Jezusem trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło, ani o jakich nawet nie pomyślałeś".

Edyta Drozdowska - redaktorka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie

z wykształcenia polonistka i pedagog, z pasji dziennikarka i trenerka. Ma w sercu jedność chrześcijan. Lubi życie w rytmie "magis", czyli dawanie z siebie więcej niż trzeba

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie mów mi, że nie dam rady
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.