O codzienności cudu

(fot. depositphotos.com)

Bo chodzi chyba o to, żeby mając poczucie cudowności tego Chleba zrozumieć, że cud stał się codzienny. Że nieogarnione Boże Sacrum przeniknęło do najzwyczajniejszego profanum człowieka.

Niedawno przetoczyła się przez media gorąca dyskusja na temat zmiany tłumaczenia w Modlitwie Pańskiej " i nie wódź nas na pokuszenie". Przy okazji rozważań o różnicy między doświadczaniem a uleganiem pokusie polała się internetowa krew hejtu. W tych dniach papież Franciszek wyraził zgodę na wprowadzanie zmian przez episkopaty poszczególnych krajów, więc pewnie awantura odżyje.

Można więc przypuścić, że samo zwrócenie uwagi na inną nieadekwatność łacińskiej wersji modlitwy sformułowanej przez samego Pana Jezusa według wszelkiego prawdopodobieństwa po aramejsku, a przekazanej nam w rękopisach po starogrecku, spotkałoby się z histerią tradycjonalistów. Ale jeśliby trwanie przy "uświęconym tradycją" sformułowaniu miało wyprzeć czy blokować próby dotarcia do głębszego sensu tego fragmentu, to chyba warto podjąć ryzyko i narazić się na przewidywany protest.

O co mi chodzi? O czwartą prośbę: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj (Mt 6,11), którą powtarzamy w pacierzu. Pochodzi ona z Ewangelii św. Mateusza 6, 11. U św. Łukasza tłumaczenie brzmi: Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień. Łk 11,3

DEON.PL POLECA

Do wątpliwości przywiodła mnie książka Branta Pitre’ego " Jezus i żydowskie korzenie Eucharystii", którą akurat czytałam po angielsku. Wychodzi on od tego, że w angielskim przekładzie dwukrotnie w tym krótkim zdaniu powtórzona jest ta sama idea dotycząca dnia dzisiejszego. Dosłownie przetłumaczylibyśmy: "Daj nam dziś nasz codzienny (dzisiejszy) chleb". Tak też jest w językach romańskich.

W greckim oryginale zamiast owego "codziennego" czy "powszedniego" występuje neologizm epioúsios. Jego znaczenie nie od dziś nastręczało trudności. Katechizm Kościoła Katolickiego w dwóch paragrafach stara się wyjaśnić tę sprawę.

Punkt 2836 poleca nam, aby wyzbywszy się zarozumiałości uzmysłowić sobie, że "dzisiaj" (chodzi "o Jego Słowo i o Ciało Jego Syna") odnosi się do "dzisiaj" ponadczasowego Boga i "jest wyrazem ufności". "Jeśli Chrystus jest w tobie "dzisiaj", to zmartwychwstaje On dla ciebie każdego dnia."

Punkt 2837 zacytuję w całości:

"Powszedniego". Wyraz ten, w języku greckim epioúsios, nie pojawia się nigdzie więcej w Nowym Testamencie. W znaczeniu czasowym jest to pedagogiczne powtórzenie owego "dzisiaj" dla utwierdzenia w nas ufności "bez zastrzeżeń". W znaczeniu jakościowym oznacza to, co jest konieczne do życia, a mówiąc szerzej: wszelkie dobro wystarczające do utrzymania. Dosłownie (epioúsios: nad-zwyczajny) oznacza wprost Chleb Życia, Ciało Chrystusa, "lekarstwo nieśmiertelności", bez którego nie mamy w sobie Życia. Wreszcie, znaczenie to - w powiązaniu z poprzednim - dotyczy w sposób oczywisty nieba: "Powszedni" znaczy "należący do dnia Pańskiego", dnia Uczty w Królestwie, uprzedzanej w Eucharystii, która jest przedsmakiem nadchodzącego Królestwa. Dlatego liturgia eucharystyczna powinna być celebrowana "codziennie". Eucharystia jest naszym chlebem codziennym. Zaletą tego Bożego pokarmu jest siła jedności: jednoczy nas z Ciałem Zbawiciela i czyni nas Jego członkami, abyśmy mogli stać się tym, co przyjmujemy... Ten chleb powszedni znajduje się też w czytaniach, których słuchamy każdego dnia w kościele, w hymnach, które wszyscy śpiewamy. Wszystko to jest niezbędne w naszym ziemskim pielgrzymowaniu.

Ojciec niebieski zachęca nas, abyśmy jako dzieci nieba prosili o Chleb z nieba. Chrystus "sam jest tym chlebem, który - zasiany w Dziewicy, wyrosły w ciele, ukształtowany w męce, wypieczony w piecu grobu, przechowywany w Kościele, przynoszony na ołtarze - codziennie udziela wiernym owego niebieskiego pokarmu".

Pięknie, tylko problem, czy do nas to dociera? Czy tego nas uczono i wyuczono? Czy ten katechizmowy wywód na temat jednego kluczowego i tajemniczego neologizmu jest wystarczająco upowszechniony i jasny? Czy kojarzymy tę prośbę z innymi arcyważnymi słowami Jezusa wypowiedzianymi po rozmnożeniu chleba i ryb: "Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy". (J 6, 17) Czy słowo "powszedni" nie kieruje nas na fałszywy tor? Czy - powtórzmy za Katechizmem - "powszedni" rzeczywiście znaczy dla nas: "’należący do dnia Pańskiego’, dnia Uczty w Królestwie, uprzedzanej w Eucharystii, która jest przedsmakiem nadchodzącego Królestwa"?

Uczciwie rozważmy, czy słowa czwartej prośby skłaniają nas, aby skupić się na "duchowych potrzebach". Nie można tego wykluczyć, ale ze wstydem przyznam, że dla mnie - z powodu słabej katechezy, braku pogłębionej wiedzy teologicznej czy ociężałości duchowej - czwarta prośba kojarzyła się raczej z zaspokojeniem potrzeb materialnych, niewygórowanych, spożywczych. I niech mi oponenci wykażą, że obowiązujący "od zawsze" przekład, w którym na określenie chleba pojawia się przymiotnik "powszedni", takiego prawa mi nie dawał.

Amerykański biblista Brant Pitre przyznaje, że omawianemu fragmentowi Modlitwy Pańskiej poświęcił bardzo wiele czasu. Wzbogacając teologiczny wywód także o analizę filologiczną greckiego neologizmu dochodzi do wniosku, że lepszy byłby tu zwrot - chleb "nadnaturalny, nadprzyrodzony", a chętniej "nadsubstancjalny" (bo greckie epi to "nad", a ousia to "substancja, esencja, sedno"). Właśnie tak według profesora Pitre tłumaczył to słowo św. Hieronim.

Bo kłopot w tym, że powszedni (nie "powszechny", od którego mamy czasownik "upowszechniać") w słownikowej teorii i mówionej praktyce języka polskiego znaczy "dotyczący każdego nieświątecznego dnia w tygodniu, zwykły, zwyczajny, codzienny". A także "pospolity, banalny". Grzech powszedni, to "grzech mniejszej wagi, niewielki". Czasownik "powszednieć" również nie ma pozytywnych konotacji.

Nie przeszło mi nawet przez myśl i nie ośmieliłabym się proponować oficjalnej zmiany w owym - w moim przekonaniu - niezbyt szczęśliwym przekładzie, który od sedna sprawy oddala. Widzę praktyczną niewykonalność takiego przedsięwzięcia. Coś pozytywnego można jednak zrobić. Częściej i lepiej informować o tym, co za wypowiadanymi słowami stoi. Można zasugerować skojarzenie z bliższym oryginałowi przymiotnikiem "najpożywniejszy", "życiodajny", aby podkreślić ową zdolność chleba do dawania życia.

Bo chodzi chyba o to, żeby mając poczucie cudowności tego Chleba zrozumieć, że cud stał się codzienny. Że nieogarnione Boże Sacrum przeniknęło do najzwyczajniejszego profanum człowieka.

Na codzienny użytek można nawet - wypowiadając przepisowe słowa modlitwy- w myśli bronić słowa "powszedni", rozbijając je na części strukturalne.

Ojcze nasz, daj nam najświętszego chleba Życia PO WSZE DNI, dzisiaj i w wieczności.

Joanna Petry-Mroczkowska - z wykształcenia doktor filologii, z praktyki kulturoznawca. Eseistka, krytyk literacki, tłumaczka. Autorka kilkunastu książek, w tym Feminizm - antyfeminizm. Kobieta w Kościele. Ostatnio wydała "Bóg, islam i ojczyzna. Opowieść na stulecie śmierci bł. Karola de Foucauld" (Znak 2017)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O codzienności cudu
Komentarze (1)
20 czerwca 2019, 16:00
"Bo chodzi chyba o to, żeby mając poczucie cudowności tego Chleba zrozumieć, że cud stał się codzienny. Że nieogarnione Boże Sacrum przeniknęło do najzwyczajniejszego profanum człowieka." Nie "chyba" ale na pewno o to chodzi we wszystkich religiach. Ponadto jest tu błąd logiczny: "mając poczucie cudowności" nie trzeba już "zrozumieć" ani cudowności samej ani jej powszechności (np. jeśli czuję, że kogoś kocham, nie muszę już zrozumieć, czym jest miłość ani tego, że kogoś kocham).