O. Prusak SJ: Zaprzeczenie edukacji seksualnej
Każda kobieta po dokonaniu aborcji wie, a nie tylko intuicyjnie się domyśla, że pozbawiła życia swoje nienarodzone dziecko. Wmawianie jej, że było inaczej, tego faktu nie zmieni - pisze o. Jacek Prusak SJ.
Do księgarni trafiła właśnie "Duża książka o aborcji" autorstwa Katarzyny Bratkowskiej i Kazimiery Szczuki, której towarzyszy medialna promocja ze strony środowisk związanych z ruchem pro-choice.
Przewrotna argumentacja
Intencja wydawcy na pozór szlachetna: "Chcemy dać głos młodzieży i dowiedzieć się od niej, czy potrzebują rozmów na tematy związane z seksem" - tłumaczy Katarzyna Bielecka z Wydawnictwa Czarna Owca ("Czy rozmowy z młodymi o aborcji są potrzebne", "Rzeczpospolita", 21 września). Tego typu argumentacja wydaje mi się przewrotna.
Wszyscy dobrze wiedzą, że poziom edukacji seksualnej wśród młodzieży jest niski, że interesują ją te tematy ze względu na okres rozwojowy i że ani szkoła, ani rodzina nie biorą na siebie odpowiedzialności za dostarczenie im odpowiedniej wiedzy i kształtowanie właściwych postaw. Edukacja seksualna pod pretekstem promowania aborcji, "obalania mitów", jakie wokół niej narosły, głównie za przyczyną Kościoła - jak twierdzą autorki książki - przypomina wysyłanie młodych ludzi na kurs prawa jazdy po to, żeby się nauczyli, jak mogą zabić innych kierowców czy pieszych, szukając luk w kodeksie drogowym.
Moim zdaniem taka "pedagogika" ma mało wspólnego z edukacją seksualną, jest natomiast kompletnym jej zaprzeczeniem. Aborcja nie jest "dodatkową umiejętnością", jakiej warto uczyć nastolatków, by "nie zniszczyli sobie życia". Edukacja mająca na celu osłabienie wyrzutów sumienia związanych z podejmowaniem trudnych decyzji nie wychowuje do odpowiedzialności i wolności, tylko relatywizmu i hedonizmu.
Z informacji promocyjnych wynika, że książka Bratkowskiej i Szczuki dobrze się sprzedawała podczas niedawnego Kongresu Kobiet. Jak potwierdziła Bielecka: "Kupowały ją na przykład matki dla swoich nastoletnich córek". Jeśli Kongres gromadzi elitę "światłych kobiet" - tak przynajmniej jest on przedstawiany w mediach - to wygląda na to, że ich uczestniczki w rolach matek czują się niepewnie.
Aż trudno uwierzyć, że tak inteligentne kobiety nie wiedzą, jak porozmawiać z własnymi córkami o tym, jak się rozwijać, dojrzewać i stawać odpowiedzialną matką i żoną. Z doświadczeń z młodzieżą wiem, że właśnie tego im potrzeba, a nie indoktrynacji za pomocą dylematów moralnych, przed którymi nie muszą stawać, jeśli właściwie pokierują swoim życiem. Schowanie się za książkę to nie to samo co rozmowa z córką jak kobieta z kobietą.
To jednak nie wszystko. Jak twierdzi Hadley Arkes, amerykański politolog i prawnik, wykładowca Amherst College, aborcja jest "zasadniczym sporem moralnym naszych czasów, który promieniuje na wszelkie inne zagadnienia". Nie jest tematem łatwym, dotyczy bowiem dramatycznych wyborów - nawet jeśli nie towarzyszy im ("wtedy") wstyd czy poczucie winy. Jak zauważyła ostatnio Cathleen Kaveny, wykładowczyni prawa i teologii na Uniwersytecie Notre Dame: "normatywnie, aborcja jest trudnym i rozdzierającym serce problemem, ponieważ najbardziej bezbronna klasa ludzi - nienarodzone dzieci - jest całkowicie zależna od osób, które same są wyjątkowo podatne na zranienie - kobiet zmagających się z kryzysem niechcianej ciąży".
Najpierw uczmy matki
Kościół naucza, że izolowanie od siebie trudnej sytuacji dziecka od trudnej sytuacji matki nie jest właściwym rozwiązaniem tego dylematu. Jakkolwiek intensywna byłaby więź łącząca matkę z obecnym w jej łonie dzieckiem, życie pokazuje, że bardzo niewiele kobiet powiedziałoby, że poród nic w tej intensywności nie zmienia. Autorki książki o aborcji sugerują, że jest to jedynie "intuicyjna moralność". Ponieważ nasza moralna wrażliwość wiąże się w znacznym stopniu ze zmysłowymi doznaniami i towarzyszącymi im wyobrażeniami, Kościół dokonuje przekładu pewnych intuicji na język obrazów oraz zakazów i nakazów, dzięki czemu służy normowaniu życia społecznego, i lepiej lub gorzej - strasząc i karząc - stoi na straży owej "intuicyjnej moralności", która ogranicza kobiety.
Każda kobieta po dokonaniu aborcji wie, a nie tylko intuicyjnie się domyśla, że pozbawiła życia swoje nienarodzone dziecko. Wmawianie jej, że było inaczej, tego faktu nie zmieni.
Z interdyscyplinarnych badań nad moralnością wynika, że moralny postęp w mniejszym stopniu polega na rozumowej argumentacji, a w większym na uczuleniu szerokich warstw społecznych na określone problemy. To robi Kościół, ale protesty to za mało.
Edukacja seksualna to nie "zabawa w dorosłych", ale wzięcie przez dorosłych odpowiedzialności za wprowadzanie młodych ludzi w świat wyborów i decyzji, które nie tylko mają służyć "nieranieniu siebie w łóżku", ale niewchodzeniu do niego, gdy się jeszcze na to nie jest gotowym.
Wygląda więc na to, że edukacja matek, obojętnie z jak wysokim IQ, powinna być priorytetem, zanim edukacja seksualna w ogóle trafi do szkół. Zaczynanie od aborcji to ślepa uliczka dla ich córek, bo takie "parytetowe podejście" pozbawia odpowiedzialności za decyzję ojców niechcianych dzieci.
Skomentuj artykuł