Polska przy wigilijnym stole
A zatem - dzień wigilijny, dzień oczekiwania i czuwania na Boże Narodzenie. Pamiątka nadejścia tego, który wyrwał nas z czarta mocy, któremu żłób dano na kolebkę. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami.
Poniedziałkowy, wigilijny dzień. Poranek jeszcze pełen krzątaniny. Przychodzą życzenia - smsy, e-maile, internetowe kartki. Aromat wigilijnych potraw, domowy raport o stanie ozdób choinkowych. Kto jeszcze trzyma w pudłach papierowe łańcuchy z kolorowego papieru? Chyba już zupełnie odeszły w cień (nie)pamięci. Anielskie włosie skrzy się ciepłymi barwami, jasnością, bombki małe i duże kolędują już pospołu, choć Wigilia dopiero wieczorem. Aromaty, zapachy przepełniają dom. Domownicy, goście, młodzi, starzy - z ram codzienności wrzuceni w inny, świąteczny świat. Na co czekają? Na co my czekamy?
Są Święta radosne i są Święta smutne. Radosne nie tylko dla ludzi wiary - Boże Narodzenie jest świętem wierzących praktykujących, wierzących niepraktykujących, praktykujących niewierzących i niewierzących niepraktykujących. Możemy na to kręcić nosem, możemy mówić, żeby "zrobili sobie inne święta", ale to jest fakt: w polskich domach w wigilijny wieczór spotykają się i łamią opłatkiem bardzo różni ludzie. Pod jednym dachem, przy jednym stole zasiadają Polacy często na co dzień skłóceni, poróżnieni - nie tylko o politykę, nie tylko o sprawy wyznania, światopoglądu czy obyczajowości. Po prostu: w ten czas spotykają się zwykli ludzie, dla których domowe ognisko jest wciąż czymś żywym i ważnym, prawdziwym i potrzebnym, schronieniem i odpoczynkiem, pocieszeniem i pokrzepieniem. I wigilijny stół, wigilijny czas - jeśli to święta radosne - jest nową szansą, nową nadzieją na wspólnotę, na pojednanie czy odbudowę, wzmocnienie relacji. Bo rodzina, bo najbliżsi - to także nasi bliźni. A z bliźnim się można zabliźnić, jak pisał niegdyś Stachura.
Chciałbym kiedyś doczekać pięknego, mądrego filmu fabularnego o polskich wigiliach, który obejmowałby wiele dziesięcioleci, wiele aspektów i tradycji polskości, który pokazywałby Wigilię na Kresach i w Wielkopolsce, w Małopolsce, na Śląsku, Pomorzu, Mazowszu, Wigilię Polaków na obczyźnie, Wigilię w małych wioskach i dużych miastach. To naprawdę wspaniały, wielki temat: pokazać kilka pokoleń polskich rodzin, od końca XIX do początku XX wieku. Stworzyć wielkie filmowe malowidło rodzajowe, zarazem metafizyczne i społeczne, z retrospekcjami, opowiadającymi o dzieciństwie dziadków i pradziadków, ze wspomnieniami rodziców, z historiami dorosłych dzieci. Opowieść o tym, co się im przydarzało, jak świętowali, jak wyglądały ich wigilijne stoły, obyczaje, modlitwy. O co prosili Boga Polacy przez te długie i czasem trudne dziesięciolecia: dla siebie, bliskich, dla rodaków, ojczyzny. O co proszą dziś, o co prosili w latach 80-tych, 60-tych, 40-tych, 20-tych, o co u progu XX wieku. Kto potrafiłby dziś pokazać ich, nasze Polaków losy w świetle wigilijnych znaków, nadziei, wiary i zwątpienia, miłości i krzywdy?
Moi Dziadkowie ze strony Matki kilka wigilijnych wieczorów spędzili na robotach w Niemczech. Babcia zawsze opowiada, że były to Wigilie smutne, obchodzone po cichu, "z łaski gospodarzy". A przecież były Wigilie straszniejsze - w niemieckich obozach koncentracyjnych, w sowieckich łagrach. Wigilie wygnańców... Ale jednak - były to Wigilie - pamiątka narodzin Boga, który przyniósł nadzieję znękanej ludzkości. I to będzie zawsze pierwotna, największa, niezbywalna część grudniowego oczekiwania, kolędowania, smakowania potraw, choćby najskromniejszych. Ta treść, choćby głęboka ukryta, towarzyszy też pewnie Wigiliom niewierzących Polaków. Sprawą wierzących jest cierpliwe, spokojne, chrześcijańskie przypominanie tego faktu - także przy wigilijnym stole, także pośród przedświątecznej krzątaniny i poświątecznego powrotu do rytmu codzienności.
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
Skomentuj artykuł