Post wyborczy, czyli cienka granica

Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu rozpoczyna post w intencji wyborów (fot. Wikipedia)

Wzajemne relacje religii i polityki nie są tajemnicą. Łatwo w nich jednak o nadużycia. Dlatego tak istotne są intencje inicjatorów religijnych działań splecionych z polityką.

Gdy w lutym 1986 roku rządzący od wielu lat Filipinami dyktator Ferdinand Marcos sfałszował wybory prezydenckie, które faktycznie wygrała Corazon Aquino (namówiona do udziału w nich przez kard. Jaime Sina), zbuntowała się przeciwko niemu część armii. Minister obrony i zastępca szefa sztabu generalnego razem z innymi wojskowymi wypowiedzieli posłuszeństwo prezydentowi i zamknęli się w forcie przy Alei Objawienia się Świętych. Była sobota, 22 lutego. Marcos dał im dobę na kapitulację, grożąc śmiercią. Zdesperowani buntownicy zwrócili się o radę do arcybiskupa Manili, kard. Sina. Jak opisują historycy, wspierający od dawna opozycję duchowny najpierw spędził półtorej godziny w kaplicy. Potem zadzwonił do trzech klasztorów kontemplacyjnych, prosząc o podjęcie modlitwy i postu. Sam też zadeklarował post. Następnie za pośrednictwem katolickiej rozgłośni wezwał wiernych, aby przybyli w okolice koszar zajętych przez buntowników. Wkrótce zgromadziło się tam dwa miliony ludzi. Bez broni, lecz z różańcami w rękach. Marcos przegrał. Z pomocą Amerykanów wyjechał na Hawaje. A całe wydarzenie przeszło do historii jako "różańcowa rewolucja".

To, co się działo na Filipinach ponad trzydzieści lat temu, jest spektakularnym przykładem odwoływania się w działaniach politycznych do Boga i sięgania w nich po akty ściśle religijne, takie jak modlitwa i post. Wydarzenia, które miały miejsce w Manili w 1986 to jedno ze skojarzeń, jakie może budzić nagłośniona przez część mediów inicjatywa "Modlitwa i post". Polega ona na wybraniu jednego dnia w przedziale od 8 września do 13 października br., w którym będzie się pościć o chlebie i wodzie w intencji dobrych wyborów dla Polaków w dniu głosowania. Mogą się też rodzić inne skojarzenia. Na przykład z odprawianymi przez ks. Jerzego Popiełuszkę Mszami za Ojczyznę. Oczywiście nie da się uniknąć pytania, czy są to skojarzenia trafne.

Wzajemne relacje religii i polityki nie są żadną tajemnicą. Działają zresztą w obie strony. Niejednokrotnie w dziejach świata wydarzenia polityczne interpretowane były w kategoriach religijnych. Nie trzeba szukać daleko. Mieliśmy do czynienia z takimi próbami po ostatnich wyborach w Polsce.

DEON.PL POLECA

Jeden ze znanych polskich kaznodziejów kilkanaście lat temu tłumaczył, że Bóg jest obecny w polityce, czy tego politycy chcą, czy nie chcą. Przekonywał, że życie religijne toczy się w relacji z nurtem wypracowanym w polityce, ale także ma wpływ na decyzje o losach narodów czy ugrupowań społecznych.

Papież Franciszek w marcu br. mówił, że że chrześcijanie mają być w życiu publicznym niczym zaczyn w cieście, aby budować ziemską rzeczywistość zgodnie z planem Boga. W Orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Pokoju, przypominając ułożone prze wietnamskiego kardynała Françoisa Xavier Nguyen Van Thuana "Błogosławieństwa polityka", dodał, że "Każde odnowienie funkcji elekcyjnych, każdy termin wyborczy, każdy etap życia publicznego jest okazją, by powracać do źródła i punktów odniesienia, które inspirują sprawiedliwość i prawo".

Związki religii (w tym również chrześcijaństwa) z polityką nie są więc niczym nadzwyczajnym. Byłoby dziwne, gdyby ich nie było. Problem jednak w tym, na jakich zasadach się odbywają i czy zachowana jest wzajemna autonomia obydwu tych istotnych dziedzin ludzkiego życia. Historia pokazuje, że niejednokrotnie działania i akty religijne były traktowane przez sferę polityki instrumentalnie. Jest to przede wszystkim kwestia intencji ich inicjatorów i propagatorów. Czy naprawdę chodzi im o to, aby kształtować także polityczną rzeczywistość zgodnie z wolą Boga, czy też, powołując się na Niego, zmierzają do osiągnięcia własnych doczesnych celów, stojących w sprzeczności z tym, czego chce Bóg. Granica między jedną a drugą postawą bywa bardzo cienka i łatwo ją przekroczyć. Co więcej, łatwo w takich sytuacjach nadużyć ludzkiej pobożności i szczerej wiary. Łatwo też zinstrumentalizować instytucje religijne i ich różnej rangi reprezentantów.

Dlatego przy każdej tego rodzaju akcji niezbędne jest bardzo staranne i uważne rozeznawanie, zarówno ze trony tych, którzy zamierzają wziąć w niej udział, jak i tych, którzy ją wspierają swoim autorytetem i propagują. Trzeba bardzo dokładnie przyglądać się, czego naprawdę chcą inicjatorzy, badać ich motywy i rzeczywiste cele. Tego domaga się roztropność, która powinna cechować każdego chrześcijanina. Warto też zawsze, gdy religia w jakiś sposób splata się z polityką, mieć w pamięci przestrogę papieża Franciszka, wygłoszoną w wywiadzie dla francuskiego katolickiego dziennika "La Croix": "Państwa wyznaniowe źle kończą, są sprzeczne z historią".

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Post wyborczy, czyli cienka granica
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.