Przedświąteczne kolejki do… radości

(fot. kelsey_lovefusionphoto / flickr.com)
Katarzyna Gajdosz

- Gdyby nie to, że przez pięć dni musiałam siedzieć w domu z powodu choroby, dziesięć razy już bym zdążyła się wyspowiadać, a teraz pewnie trzy godziny spędzę w kościele, zanim dopcham się do konfesjonału - irytuje się nieznajoma, z którą przez przypadek przyszło mi jechać tą samą taksówką.

Ja jechałam do sklepu po świąteczne prezenty, jak zawsze zostawiając ich zakup na ostatnią chwilę, ona do kościoła, do spowiedzi, którą też "musiała" zostawić na ostatnią chwilę. I - choć zabrzmi to kontrowersyjnie - widziałam w naszych "przymusowych" zajęciach prawie same podobieństwa. Ona irytowała się, że spędzi trzy godziny stojąc w kolejce, ja miałam to samo przeczucie. Słuchając jednak jej biadolenia, w mojej głowie wzrastał poziom niezadowolenia. Bo niby co znaczy "muszę"? Ona twierdziła, że musi iść do "tej" spowiedzi, psując mi radość z planu zakupów świątecznych prezentów, które ja nie musiałam, a chciałam zrobić.

Spędziłam w sklepie trochę czasu. Zakupy to nie jest czynność, którą, jak większość kobiet, kocham wykonywać. Ale tym razem robiłam je z przyjemnością. Odchodząc od kasy, po pół godzinie stania w kolejce, poczułam ulgę i… szczęście. Wychodziłam ze sklepu z przekonaniem, że sprawię radość moim bliskim. I wówczas przypomniałam sobie o mojej współpasażerce z taksówki.

Dobrze odbyta spowiedź pozwala odczuć ulgę. Odchodząc od konfesjonału człowiek czuje wewnętrzny spokój. Byłam ciekawa, czy ona, po wystaniu się w kolejce do spowiedzi, wyszła z kościoła bardziej poirytowana niż była w drodze do niego, czy - jak ja czuła… radość ze zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przedświąteczne kolejki do… radości
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.