Przepis na Mszę po polsku

Tomasz Ponikło

Niezawodna jest metoda obserwacji uczestniczącej: wyobraź sobie, że jesteś z innej planety i masz wziąć udział w Mszy w kościele w Polsce. Oj, nie będzie tu już czego zrzucać na księdza…

Maniera obwiniania kapłanów za jakość sprawowania liturgii bywa naprawdę nietrafna. Bynajmniej nie przekreślam jej słuszności w pewnych przypadkach. Ale upieram się przy tym, że niedbalstwo liturgiczne występuje na potęgę po drugiej stronie ołtarza.

Jednostronnym krytykantom można śmiało proponować klasyczny eksperyment, który polega na obserwacji uczestniczącej: bierzesz udział w rytuale, wypełniając zgodnie ze wspólnotową normą obrzędy, mentalnie jednak pozostajesz w roli obserwatora. A w domu możesz potem zanotować przepis na Mszę po polsku.

Jeszcze zanim zaczniesz, pamiętaj: Msza jest bezczasowa i ponaddźwiękowa. Bezczasowa, bo zawsze możesz się spóźnić, byleby zdążyć na Ewangelię, no ostatecznie - na kazanie, bo przecież to jest tu chyba najważniejsze. Ponaddźwiękowa, bo w sumie to nie musisz jej nawet słyszeć. Dlatego stać można gdziekolwiek, podpierać cokolwiek, ponieważ wiadomo, że zasięg promieniowania ołtarza wynosi dobre 50 metrów, więc w dobrą słoneczna pogodę sięga nawet drugiej strony ulicy.

Kiedy Msza już trwa, musisz dostosować się do przyjętego zachowania. Kiedy więc wszyscy wypowiadają jakieś formuły, mów i ty - jeśli już nie całość, to przynajmniej "amen". Zwłaszcza przy wyznaniu wiary. Credo to strasznie długa formuła, którą mówi się z księdzem - a może powtarza za księdzem? W każdym razie ksiądz mówić musi, bo inaczej wszystko się w ustach na opak układa, rozchodzi wzdłuż i wszerz, w różnych częściach kościoła kończy się w różnym czasie. No i najważniejsze: wyznanie wiary to już czas, żeby zacząć sprawdzać, gdzie portfel, gdzie drobne, bo zaraz będą z tacą szli…

Kiedy więc zaczyna się modlitwa wiernych - oby tylko ksiądz nie zmieniał tego refrenu, którego człowiek już się kiedyś nauczył! - rozpoczyna się czas działania. Trzeba połączyć umiejętności werbalne i manualne: pośród zlokalizowanych pieniędzy należy odłożyć odpowiednią sumę, wziąć w garść i nasłuchiwać, oczekiwać, wyglądać ręki z koszykiem na kasę.

A potem jest już klękanie. Klękać trzeba zawsze, a przecież dzwoneczki na klękanie dzwonią nie zawsze! Nie zawsze też wiadomo, kiedy wstać: jedni wstają razem z księdzem, inni są bardziej pobożni i klęczą dłużej. Ale przyznać też trzeba, że klękanie jest dość ryzykowne, można się zachwiać, może więc lepiej pochylić tylko głowę w przód i jednocześnie w tył wypiąć swój własny tył (a co tam ci, co za mną!) - tak chyba lepiej, bo wiadomo, że kolana są delikatne, sportowcy bez przerwy mają ich kontuzję. No a co dopiero spodnie, broń Boże, żeby pobrudzić, zwłaszcza jak na zewnątrz brzydka pogoda, jak teraz, raz deszcz, raz śnieg.

I wreszcie jest coś, co można sobie recytować, a i śpiewać zresztą też, czemu nie, to akurat znamy: Ojcze nasz, któryś jest… jako i my przebaczamy - tak, właśnie tak… I przychodzi czas na znak pokoju. To ma być słowo czy to ma być czynność? Czy wszyscy dostali postrzału szyjnego odcinka kręgosłupa i nie mogą się odwrócić? Czy są jakieś przepisy higieniczne zabraniające podawania dłoni innym uczestnikom? Znowu klękanie. Czas podnoszenia się z klęczek - nieokreślony.

Teraz Komunia. Ale w sumie Komunia jest dla pobożnych, więc oni idą w kierunku ołtarza, a ci mniej pobożni, skoro już są tacy, jacy są, z czystym sumieniem - bo przecież ta Komunia to nie dla nich - mogą iść do wyjścia i wracać domu. To nawet lepiej, bo potem tłok i ścisk mniejszy, kiedy Msza się kończy. Poza tym od czasu Komunii to już człowiek właściwie stracić nie ma czego: ogłoszenia parafialne można przy okazji zobaczyć w gablocie, zresztą rzadko coś ciekawego proboszcz mówi. A że błogosławieństwo? No, przecież człowiek znak krzyża sam potrafi zrobić - i robi wychodząc wcześniej ze świątyni, więc już naprawdę do niczego księdza nie potrzebuje.

Czyli czmychnąć z kościoła trzeba szybko - ksiądz od ołtarza, wierny ze świątyni - bo może tym razem uda się wyprzedzić cały ten tłum, i ciasnotę, i ścisk, dlatego łokcie na wszelki wypadek lepiej mieć w górze. No i tak wciąż, co tydzień, od nowa. Rytuał, rutyna. Księdza wina - bo jednak jakość tej Mszy coś za niska…

Jeśli tego nie widzisz - następnym razem spróbuj wziąć ze sobą na Mszę małe lusterko i dyskretnie trzymaj je w dłoniach. Co zobaczysz?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przepis na Mszę po polsku
Komentarze (47)
7 lutego 2013, 12:52
Tak to wygląda. Ech... @Błękitne Niebo Prosze nie powtarzac Autorowi. Ten tekst, od pierwszej chwili przypomina mi egzaltowane wypracowanie moich koleżanek z przełomu szkoły podstawowej i liceum przeznaczone do gazetki szkolnej. Przypomina zarówno forma, treścią jak i wnioskami. Gdyby jednak doszlo do Autora: starałem się pisac o tekście a nie Autorze.  :-) Żeby nie było: większkość obserwacji "przyrody" jest słuszna. Dlaczego tak to nie wygląda? Zastanawiam się dlaczego, aż tak mi to nie dokucza. Może dlatego, że widziałem Msze z przepisu innych narodów? A może dlatego, że nie patrzę kogo trzeba porawić? A może dlatego, że dzieci ciągna mnie do pierwszych ławek a tam widać lepiej ołtarz niż wiernych? A może się przyzwyczaiłem... i teksty z podstawówki sa dla mnie?
T
tak
7 lutego 2013, 11:06
Oho, wera  tropicielka hejterów.
W
wera
7 lutego 2013, 10:53
@Błękitne Niebo, kiedy czytam Twoją wypowiedź to nie wydaje mi się, że dla Ciebie jest najważniejszy Chrystus. On nie wyrażałby się takim tonem jak Ty. Brzmisz jak, przepraszam za wyrażenie, faryzeusz.
7 lutego 2013, 09:58
@Błękitne Niebo – zauważ dwie strony medalu. Z jednej strony, ktoś, kto pięknie się modli, przestrzega z nawiązka zasad być może jest tylko pobożny. Jego religijność dotyczy tylko formy. Idąc dalej często forma jest ucieczką przed odczuwaną wewnętrznie pustką, brakiem wiary. Ale z drugiej strony jakoś nie mogę przyjąć do wiadomości, iż człowiek wewnętrznie uporządkowany, świadom wiary może równocześnie być niechlujem w formie jej wyrażania. Czasami jest tak, iż jestem w kościele w trakcie Mszy, ale w niej nie uczestniczę, bo fotografuje, czy „kameruje”. I wtedy z racji „pracy” powinienem w jakiś sposób w niektórych momentach Mszy obserwować lud. I to naprawdę czasami szokuje. Szczególnie podczas ślubów, chrztów, I Komunii Św. Ale są też Msze, szczególnie te związane ze świętami przypadającymi w tygodniu, gdy nie ma obowiązku, ale jest wola uczestniczenia, iż Liturgia sprawowana jest naprawdę pięknie. Wręcz czuć wtedy jej wielką moc. Ciekawostką jest też zupełnie inne zachowanie się ludzi we współczesnych plastikowych świątyniach w porównaniu do zachowani się tych samych ludzi w zabytkowych katedrach. To tez o czymś świadczy,
7 lutego 2013, 06:37
Nie każdy uczestnik takiej mszy jest wierzący, nie każdy praktykujący, nie każdy jest katolikiem i nie każdy musi wiedzieć, kiedy się klęka, a kiedy wstaje. A nawet jeśli to wie, to często nie uklęknie z przekonań - nie dlatego, że jest za głupi, by naśladować tłum, niedouczony lub boi się pobrudzić garnitur. Po prostu nie chce. Po pierwsze w ten sposób wyraża brak kultury osobistej. Jest do kogoś zaproszony, a nie umie, lub co gorsze nie chce się zachowywać w sposób przyjęty w danym miejscu. Po drugie, ciekawe, czy w świątyniach innych wyznań też ostentacyjnie inaczej by się zachowywał. W szczególności zaś, czy ze swoich przekonań łamałby podstawowe zasady przyjęte w danym miejscu, przykładowo, czy do meczetu wszedłby w butach?
Jan Maria
7 lutego 2013, 00:45
W Kościele jak w rodzinie :) Wszyscy powinni się starać poznać współpracować nad rozwojem siebie, by każdy znalazł swoje miejsce w Kościele, nie tylko na Mszy św., ale obok. To ludzie świeccy tworzą kościół i to oni odpowiadają za jakość, każdy z nas. Jest takie powiedzenie: Jakość się tworzy. Jakie stosunki międzyludzkie tak związek ;) Tak jak dobrego małżeństwa nie tworzy wyznanie miłości. Tak ładnie odbywanej liturgii przez świeckich nie gwarantuje chrzest, bierzmowanie czy spowiedź. Ład się tworzy, tak jak Bóg dał człowiekowi Ziemie by ją sobie podporząkował, tak My jesteśmy w kościele my go tworzyć :)
K
klawa
7 lutego 2013, 00:09
@glori 1) Aby w pełni zaobserwować "zakłopotanie ,lęk,co teraz ,co za chwile ,wstać czy usiąść ,klęknąć czy nie już czy jeszcze "  wystarczy wybrać się na mszę pogrzebową.Tam mamy cała gamę ekstremalnych  zachowań. Pozwolę sobie na pewną uwagę, zanim zaczniecie pastwić się nad pomyłkami bywalców mszy ślubnych czy pogrzebowych. Nie każdy uczestnik takiej mszy jest wierzący, nie każdy praktykujący, nie każdy jest katolikiem i nie każdy musi wiedzieć, kiedy się klęka, a kiedy wstaje. A nawet jeśli to wie, to często nie uklęknie z przekonań - nie dlatego, że jest za głupi, by naśladować tłum, niedouczony lub boi się pobrudzić garnitur. Po prostu nie chce. Zamiast się na takich ludzi gapić i ich obgadywać czy wytykać paluchem, skupcie się lepiej na własnym przeżywaniu mszy, bo jak widać po komentarzach, najlepsi katolicy albo mają oczy dookoła głowy albo im ta głowa chodzi wkoło jak wentylator podczas mszy.
C
Czarek
6 lutego 2013, 18:07
Artykuł dobry, tyle, że przynajmniej w mojej parafii nieco spóźniony. Tak było np. w latach 80 - ych (co pamiętam z dzieciństwa). Obecnie niedzielne msze święte gromadzą niewiele osób, np. kilkadziesiąt i w dodatku te osoby, które są bardziej zaangażowane w litrugię. Do komunii przystępuje zdecydowana większość uczestników. Ludzie też znacznie częściej podają sobie dłonie na znak pokoju, niż dawniej. Nie byłbym więc tak krytyczny. Być może na dużych osiedlach, w dużych parafiach uczestnicy liturgii zachowują się w sposób opisany w artykule. Ja jednak obserwuję ogólną poprawę (w tygodniu czasem uczestniczę w różnych miejscach we mszy św.).
A
alicja
6 lutego 2013, 12:42
Moim zdaniem to bardzo dobry artykuł. Wreszcie prosto w twarz ktoś mówi o tym, że to jak wygląda msza święta zależy od nas. Księża mogą się dwoić i troić, ale nic nie zdziałają jeżeli my (każdy sobie, a nie paluchem wytknie sąsiadowi) nie weźmiemy się w garść i nie będziemy swoją godną postwą i myślą spędzać tego czasu jak trzeba. 
A
Alfista
6 lutego 2013, 08:39
Czyżby Autor zachęcał do udziału we Mszy św. tradycyjnej?
A
Anna
6 lutego 2013, 08:21
Redaktor pouczył o co myśleć o ludziach uczestniczących Mszach (Świętych?) a komentarze kwitną... O czym ?  Zamiast o .... samym autorze .... piszą o liturgii i o ludziach w niej uczestniczących Czyli autor zadanie spełnił .... o brak pracy nie musi się bać A przy okazji ...autor został .... hejterem ? Co na to red. Żyłka, o. Piórkowski?
Jadwiga Krywult
6 lutego 2013, 08:09
Czy myślicie że Chrystus nie przychodzi na Mszy Św. do tych klęczących na jednym kolanie, pochylonych, czy stojących 50m od kościoła? Przychodzi nawet do tych, którzy słuchają w radio albo przez internet na drugim końcu świata. Troszkę mieszasz. Nie chodzi o to, że Pan Bóg ma zasięg nieograniczony. Przychodzi do słuchających przez radio albo przez internet do tych, którzy chcieliby być w kościele, ale w tym momencie nie mogą być. Pan Bóg oczekuje gestu dobrej woli ze strony człowieka, a raczej kiepsko jest z tym gestem u stojących 50 m od kościoła, klęczących na jednym kolanie.
&
<jerzy>
6 lutego 2013, 02:50
Gwoli wyjaśnienia do powyższego (mojego) komentarza.  Przepraszam "piękniejszą połowę świata", za "żeński" przykład. Tylko z powodu ograniczonej ilości znaków (2000), nie podałem dla równowagi, "męskiego" nawet bardziej absurdalnego, bo ten "żeński" z urodą, jest całkiem - normalny :-)
&
<jerzy>
6 lutego 2013, 02:36
"Szukajcie a znajdziecie", "Kołaczcie a otworzą wam", "Proście a otrzymacie"  Czy powyższe trzeba jeszcze tłumaczyć? Prościej się już nie da. Może trochę inaczej np: "Dla chcącego [pragnącego] nic trudnego", "Kto miłuje naprawdę, wszystko pokona". Czy jak ktoś chce poprawić sobie np: urodę to czeka, aż ten specyfik przyniosą mu na tacy - kiedyś tam?, nie, ale natychmiast idzie/dzwoni do znajomej po radę, będż kupuje "Naj" czy wertuje ileś tam innych czasopism, gdzie znajdzie poradę, dalej serfuje po internecie, a nawet idzie do wróżki czy innej "znachorki". A potem, jak nie może kupić w aptece, to i z końca świata sprowadzi, i nawet jakby miała (z braku funduszy) siebie zastawić, to i to uczyni, byleby tylko innym się wydawało że jest ładniejsza. Choć sam/sama dobrze wie, że to nieprawda, zrobi to dla ciała, które i tak w proch się obróci. A jeśli chodzi o sprawy daleko ważniejsze/najważniejsze, to poziom własnego zaangażowania/inicjatywy bliski zera, i pretensje "do garbatego że ma proste dzieci". 
W
warrior
6 lutego 2013, 00:11
Chciałam napisać długi komentarz, ale chyba mi szkoda strzępić klawiatury, więc pozwolę sobie tylko wtrącić drobiazg - zachowanie księży zbierających na tacę. Ileż to razy byliśmy świadkami takiej scenki, kiedy to po dzwonku na anamnezę ludziska klękają pobożnie (albo mniej, albo się pochylają, albo przykucają - never mind), a ten zapitala z tą tacą, lawirując między klęczącymi, coby jak najszybciej do zakrystii się ewakuować? Na ołtarzu Podniesienie, a ksiądz dobrodziej się na schodkach potyka, ale przecież nie uklęknie, bo po co, jego to nie dotyczy, on nie jest na mszy (świadomie z małej), on pracuje! Co bardziej świadome ludziska zjawisko zlekceważą, ale mniej świadome, zaczną po kieszeniach grzebać i dobrodzieja za rękaw komży łapać, z klęczek się podrywając, bo na tacę dać trzeba, a tu dobrodziej jak efemeryda za plecami... Dla jasności - dużo przypadków zbierania tacy miałam okazję oglądać, z obu stron (od ludu i od zaplecza, a czasem ze sobą w roli głównej - jak ja tego nie cierpiałam!); i dla jeszcze większej jasności - ani razu nie wdziałam takiego slalomu, kiedy na tacę zbierał świecki...
T
Tomek
5 lutego 2013, 23:32
Faryzeizm, faryzeizm, jeszcze raz faryzeizm. Ludzie przyjrzyjcie się sobie samym a nie innym. Widzicie wszystko wokół, potraficie wyrzucić, wycliwić każde przewinnienie innym, ale nie widzicie siebie samych. Po co chodzicie, dla Kogo? Po to żeby z lusterkiem obserwować innych? Tacy czyści jesteście? Widzą kto się spóźnił, kto ukląkł, a kto się pochylił, kto dał dziecku cukierka, ile kto na tacę wrzucił, a nawet potrafią oceniać kto przystapił do Komunni Św., a kto nie, zmierzą czas ile kto się spowiada albo że ksiądz sie za mocno wyperfumował. A sami czyści jak łza, nic tylko skrzydła przyprawić. Ludzie nie oceniajcie, postawa zewnętrzna jest ważna i warto uczyć ludzi, ale najważniejsza jest postawa serca, a w nie wglądu nie macie. Czy myślicie że Chrystus nie przychodzi na Mszy Św. do tych klęczących na jednym kolanie, pochylonych, czy stojących 50m od kościoła? Przychodzi nawet do tych, którzy słuchają w radio albo przez internet na drugim końcu świata. Nie martwcie się o Pana Boga, baczcie na samych siebie. I jeszcze jedno do większości komentujących z taką lekkością wyrzucających niedociągnięcia innym. Msza Św. pisze się wielką literą. 
M
Magdalena
5 lutego 2013, 22:39
Z punktu widzenia zbawienia człowieka, nawet takie uczestnictwo we Mszy Św., o którym pisze autor, jest lepsze niż żadne. Oczywiście najkorzystniejszy jest udział we Mszy Św. świadomy, który jednak wyklucza obserwowanie w tym czasie innych wiernych...
ZM
Zaleski Michał
5 lutego 2013, 22:06
Drodzy Przedmówcy, łatwo jest narzekać, ale lepiej zadać sobie pytanie: "Co zrobiłem, żeby lepiej zrozumieć Eucharystię?". Dorosły człowiek sam dba o swój rozwój na wszystkich płaszczyznach, więc czemu oczekujecie, że ktoś Was będzie za rękę ciągnął? Przecież mamy obowiązek poznawać lepiej Boga m.in. w liturgii. Warto się nad tym zastanowić. Ja osobiści polecam KKK, Ogólne wprowadzenie do mszału rzymskiego, "Zrozumieć Eucharystię" Malińskiego i ceremoniały posług dla ministrantów. Serdecznie pozdrawiam, Zaleski P.S. Powyższym tekstem nie chciałem nikogo atakować.
M
Mokotowianin
5 lutego 2013, 21:48
Odnośnie zbierania tacy - można to rozwiązać inaczej. U nas taca stoi na stoliku z darami , ludzie wrzucają pieniądze kiedy jest im najwygodniej. Odnośnie zaś zachowania ludzi - a gdzie się mają tego nauczyć? Rodzice często nie tłumaczą liturgii (może sami jej nie znają), bo jakie to rozkoszne jak maluch plącze się księdzu między nogami. A najlepiej jak zadzwoni przypadkiem dzwonkami. Katecheza w szkole? Do pierwszej Komunii jeszcze jako tako. Potem niestety często wygląda to tak, że albo religia to czas na odrabianie lekcji albo na dyskusję o czymkolwiek albo granie w piłkę na boisku.
I
india
5 lutego 2013, 21:15
Fajne pokpiwanie, tylko że jest tak, że nie uczy się ludzi czym jest msza św., nie uczy się po co się przychodzi na mszę św., nie uczy się jak się zachować, nie uczy się, że każdy powinien robić to samo, żeby nie rozpraszać innych. Co do nieklękania, miejmy zrozumienie dla ludzi, nie każdy jest w stanie klęknąć i czasami bywa tak ciasno, że nie ma takiej możliwości. W niektórych kościołach ludzie wciąż wykonują gesty z czasów przedsoborowych, w innych połowa uczestników mszy robi tak, a drugi pół inaczej, bo ksiądz nie raczy wyjaśnić, chociażby na kazaniu jak się w takiej mszy zachować.
K
KASIA
5 lutego 2013, 21:01
Zgadzam się,dlatego od wielu już lat siadam do pierwszej ławki,żeby nie widzieć tego co robią ludzie. Jednak to co się dzieje w okresie świątecznym to dopiero jest co oglądać :)
T
teresa
5 lutego 2013, 20:46
W tym roku, po raz pierwszy zamiast "świętego obrazka", Ksiądz po kolędzie zostawił mi niewielką książeczkę pt. "O Mszy Świętej najprościej". Autor Ks. Jerzy Stefański w sposób zwięzły i zrozumiały przedstawia w niej poszczególne części mszalnej liturgii, symbolikę obrzędów, gestów i słów. Bardzo ciekawa pozycja i miła pamiątka kolędy. Uważam, że broszurki o tej tematyce powinny być w stałej ofercie parafialnych sklepików.
5 lutego 2013, 19:03
Ja jednak wciąż uważam że powinny być jakieś"pogadanki" ,kursy które by  wytłumaczyły wiernym co to jest msza i o co w niej chodzi. Zgadza się, ale jak to zrobić, aby nie wywołać oburzenia wiernych, którzy są świecie przekonani, że wzorowo się zachowują na Mszy Sw. Zdziwienie, wręcz swego rodzaju oburzenie, wywołały słowa jednego z księży, aby jednak nie karmić chrupkami dziecka podczas mszy. Jak to, przecież to tylko dziecko? Z odwagą stworzyła  bym coś takiego jak "animator " mszy .Odpowiednią osobę z mikrofonem puściłabym w "obieg" między wiernych i w czasie śpiewu podsuwałabym mikrofon pod nos ( tak jak czasem na mszach dla dzieci). Nie, ponieważ lud potrafi śpiewać i modlić się wyraźnie i głośno. I albo jest to na mszach z wyboru (jakieś święto zniesione, Liturgie Wielkiego Tygodnia itp.), albo Pasterka, gdzie widać działanie „wspomagaczy odwagi”
5 lutego 2013, 18:42
Tylko, że nikt jakoś tej tacy na ołtarzu nie kładzie. Nie na ołtarzu, ale obok to co i owszem. Na marginesie - "zbieranie na tacę” jest jak najbardziej potrzebne i logika oraz OWMR w punkcie 73 (bo padło pytanie o przepis to regulujący) wskazuje, aby zbiórka była prowadzona w czasie przygotowania darów, procesji z darami.
Dorota Kusyk
5 lutego 2013, 18:37
Po pierwsze ofira składana na tacę to rodzaj jałmużny.Jałmużna to z kolei  datek dla biednych i potrzebujących . W chrześcijaństwie należy należy ona do uczynków miłosierdzia. Otpo kilka fragmentów, które mówią o samej jałmużnie: "jałmużna wybawia od śmierci i nie pozwala wejść do ciemności." (Tob 4,10); "Jałmużna bowiem jest wspaniałym darem dla tych, którzy ją dają przed obliczem Najwyższego." (Tob 4,11); "Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy" (Syr 3,30); "Modlitwy twoje i jałmużny stały się ofiarą, która przypomniała ciebie Bogu." (Dz 10,4); taca zbierana podczas Mszy św. za sadniczo przeznaczana jest w całości na potrzeby parafii, nie zaś na utrzymanie kapłanów. Co jakiś czas tace zbierane są na potrzeby ogólne Kościoła: misje, Caritas, KUL, utrzymanie seminarium duchownego, wspieranie ofiar kataklizmów i wojen itd. Zawsze wtedy wierni są powiadamiani o innym, niż na parafię, przeznaczeniu tacy.
jazmig jazmig
5 lutego 2013, 18:18
@Agnes Czas skończyć z tym zakłamaniem. Darem powinna być ofiara z siebie, praca nad doskonałością ducha. Natomiast wsparcie finansowe Kościoła (i kościoła parafialnego) powinno odbywać się poza liturgią (patrz wzór w Ewangelii). ... Tak, czas skończyć z zakłamaniem i nie opowiadać bredni o Ewangelii. Inna była sytuacja, kiedy lokalny Kościół (dzisiaj parafia) liczył kilkadziesiąt, góra kilkaset ludzi, a inna, kiedy liczy kilka tysięcy. Ta część mszy, kiedy zbierane są pieniądze jest do tego najbardziej odpowiedni. Ksiądz przygotowuje chleb i wino, więc jest czas na ofiarę materialną, bo duchowa ofiara, to cała msza.
.
...
5 lutego 2013, 17:58
do autora - a gdzieś ty człowieku widział taką mszę ????...  a może to skutek tego, że z lusterkiem chodzisz... i dyskretnie trzymasz w dłoniach.. a potem myślisz, że taka jest cała rzeczywistość.. ale to jest -  nieuprawnione uogólnienie.. .
J
Jacek
5 lutego 2013, 17:55
@ glori. Ta książeczka Cataliny Rivas to naprawdę duża pomoc. Bł. Ks. Spoćko powiedział, że Msza Św. to ćwiczenie w wierze.
N
namchu2
5 lutego 2013, 17:21
A ja pamiętam, że przed bierzmowaniem (jakieś 35 lat temu) nasz katecheta, ojciec franciszkanin, przeprowadził cały cykl spotkań dla nas, tłumacząc moment za momentem, słowo po słowie i gest za gestem, odwołując się do Biblii i życia pierwszych chrześcijan. To było bardzo ciekawe i od tej pory bardziej świadomie uczestniczę we mszy św. Swoją drogą podobno kiedyś pewien muzułmanin powiedział, że gdyby oni wierzyli, iż sam Bóg do nich przychodzi w świątyni, nie śmieli by czoła od posadzki oderwać, a my.... To nie jest tylko kwestia znajomości zasad czy gestów, ale i osobistej wiary. ...mała poprawka - przez złe kliknięcie zrobiłam błąd, powinno być "nie śmieliby". Przepraszam.
N
namchu2
5 lutego 2013, 17:17
A ja pamiętam, że przed bierzmowaniem (jakieś 35 lat temu) nasz katecheta, ojciec franciszkanin, przeprowadził cały cykl spotkań dla nas, tłumacząc moment za momentem, słowo po słowie i gest za gestem, odwołując się do Biblii i życia pierwszych chrześcijan. To było bardzo ciekawe i od tej pory bardziej świadomie uczestniczę we mszy św. Swoją drogą podobno kiedyś pewien muzułmanin powiedział, że gdyby oni wierzyli, iż sam Bóg do nich przychodzi w świątyni, nie śmieli by czoła od posadzki oderwać, a my.... To nie jest tylko kwestia znajomości zasad czy gestów, ale i osobistej wiary.
A
AP
5 lutego 2013, 17:15
Wszystkie niedoskonałości zostały zebrane razem. Nie jest to jednak obraz przeciętnego katolika.
A
Anna
5 lutego 2013, 16:49
Komentarze są rzeczywiście odpowiednie do autora "po lini" (co najbardziej im przeszkadza ?) A skąd brać wiedzę o liturgii .... No nalepiej przecież od redaktorów! 
Dorota Kusyk
5 lutego 2013, 15:43
Skomentuje to tak: 1) Aby w pełni zaobserwować "zakłopotanie ,lęk,co teraz ,co za chwile ,wstać czy usiąść ,klęknąć czy nie już czy jeszcze "  wystarczy wybrać się na mszę pogrzebową.Tam mamy cała gamę ekstremalnych  zachowań. 2) Ja jednak wciąż uważam że powinny być jakieś"pogadanki" ,kursy które by  wytłumaczyły wiernym co to jest msza i o co w niej chodzi. 3) Z odwagą stworzyła  bym coś takiego jak "animator " mszy .Odpowiednią osobę z mikrofonem puściłabym w "obieg" między wiernych i w czasie śpiewu podsuwałabym mikrofon pod nos ( tak jak czasem na mszach dla dzieci). 4) Polecam książeczkę Cataliny Rivas "Tajemnica Spowiedzi i Mszy świętej".
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
5 lutego 2013, 15:40
Tacę należałoby zebrać pomiedzy modlitwą powszechną i procesją z darami... (albo przed Mszą?) Ale jak to zrobic praktycznie jeśli jest więcej niz kilkadziiesiąt osób? Były parafie gdzie zbierał sam celebrans po midlitwie wiernych... ale komentarze były głównie takie, że robi to z braku zaufania do wiernych :-) Cały mój wywód zmierzał właśnie do tego, że jest to bardzo nietrafnie dobrany moment. Ten moment został prawdopodobnie wybrany, by wierni traktowali ofiarę na tacę jako dar  ofiarny składany na ołtarzu. Tylko, że nikt jakoś tej tacy na ołtarzu nie kładzie. Czas skończyć z tym zakłamaniem. Darem powinna być ofiara z siebie, praca nad doskonałością ducha. Natomiast wsparcie finansowe Kościoła (i kościoła parafialnego) powinno odbywać się poza liturgią (patrz wzór w Ewangelii).
5 lutego 2013, 15:09
@AGNES Tacę należałoby zebrać pomiedzy modlitwą powszechną i procesją z darami... (albo przed Mszą?) Ale jak to zrobic praktycznie jeśli jest więcej niz kilkadziiesiąt osób? Były parafie gdzie zbierał sam celebrans po midlitwie wiernych... ale komentarze były głównie takie, że robi to z braku zaufania do wiernych :-)
Z
Zuzanna
5 lutego 2013, 15:09
W regionie, gdzie mieszkam najważniejsze jest to, żeby podczas mszy iść dookoła ołtarza. To wielki wstyd, żeby nie iść jak jest msza za krewnego, sąsiada i ich krewnych zmarłych, których się nawet nie znało, bo zmarli dawno temu....
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
5 lutego 2013, 15:00
Dwa zdania z artykułu: „No i najważniejsze: wyznanie wiary to już czas, żeby zacząć sprawdzać, gdzie portfel, gdzie drobne, bo zaraz będą z tacą szli…” „Trzeba połączyć umiejętności werbalne i manualne: pośród zlokalizowanych pieniędzy należy odłożyć odpowiednią sumę, wziąć w garść i nasłuchiwać, oczekiwać, wyglądać ręki z koszykiem na kasę.” Zamiast ironicznego tonu pod adresem wiernych w sprawie tacy chętnie przeczytałabym tekst przybliżający odpowiedzi na niżej zadane pytania: Czy to wierni wymyślili, żeby zbierać tacę akurat w momencie, gdy wierni powinni się skupić na przygotowaniu do najważniejszego momentu mszy świętej, tzn. przeistoczenia darów i rzeczywistej obecności Pana Jezusa w chlebie i winie? Czy to nie duchowni wprowadzonym  zwyczajem  zdeprecjonowali wśród wiernych ten moment mszy świętej? Na jakiej podstawie zakłócono liturgię tym ohydnym, bezmyślnie powielonym i utrwalonym zwyczajem? Czy były po temu jakieś istotne przesłanki, podyktowane sytuacją o charakterze lokalnym czy powszechnym? Czy musiał to być akurat ten moment mszy świętej? Czy po ustaniu przesłanek nie należało pomyśleć nad innymi kształtem zbierania ofiar pieniężnych wspierających potrzeby Kościoła? Czy są jakieś przepisy kościelne regulujące zbieranie tacy? Jakie? Czy duchownym, a zwłaszcza hierarchom nie przeszkadza to zanieczyszczenie liturgii? Jakie podjęli działania w sprawie usunięcia tego zanieczyszczenia? Mnie osobiście bardzo ten zwyczaj przeszkadza. Zwłaszcza, że bezmyślni rodzice uczą go małe dzieci. W opisie ewangelicznym pierwszej Eucharystii w Wieczerniku nie ma nic o zbieraniu pieniędzy czy darów. Wszystko co było do niej potrzebne zostało przygotowane wcześniej. Bezpośrednio przed nią należało się tylko obmyć z brudu tego świata, by mieć w niej udział. Powróćmy do takiego sprawowania Eucharystii, najważniejszych spotkań w naszym życiu. Sama ironia to znacznie za mało, by zmienić ich obraz.
PS
po szkodzie głupi
5 lutego 2013, 14:28
@Anna - ten artykuł nie jest ani po linii wiodącej, ani po liberalnej, ani po konserwatywnej. Autor twierdzi, że nasz udział we Mszy to nie sprawa księży, tylko nas samych. To takie trudne?
5 lutego 2013, 13:51
A kiedy ktoś ostatnio słyszał choć troche objaśnień do liturgii, na praykład w sprawie klękania, znaku pokoju i innych wspólnych zachowań. A może trzeba by przypomnieć ? ... W sumie to dobry pomysł. Trzeba będzie u nas taką krótką, godzinną powiedzmy nauke przeprowadzić.  Ciekawe ile osób przyjdzie? Kilka, kilkanascie, kilkadziesiąt? Za to na pewno przyjdzie klku recytujacych z pamieci OWMR, aby zagiąc księdza :)  
A
Anna
5 lutego 2013, 13:49
do @ No przecież chyba to naturalne że nic nie rozumiem. Przecież juz napisałam kto jest największym znawcą.... Redaktorzy piszą po lini "wiodącej grupki duchownych" na deonie.... albo co chyba też niewykluczne są reklamą .... wymienionych juz wcześniej..
PS
po szkodzie głupi
5 lutego 2013, 13:40
@ "@..." - oczywiście wszyscy inni są źli. My sami jesteśmy zawsze święci i zawsze usprawiedliwieni. Najgorsi są ci, co powodują to nieprzyjemne wrażenie, że coś zawalamy. @Anna - zdaje się nie zrozumiałaś istoty artykułu.
A
Anna
5 lutego 2013, 13:29
Nie ma red. Żyłki no to od razu musi byc następny redaktor "bardziej znający się" na wierze, religi, liturgii i duszpasterstwie niż biskupi - znowu tekst godny Tygodnika Powszechnego, może onetu albo wyborczej co to bardzo "dba" o wiarę KK i katolików... Msza i Komunia już tu nie są Święte? Czyżby deon był tylko dla reklamy "samych swoich" ?
M
mike
5 lutego 2013, 13:27
A kiedy ktoś ostatnio słyszał choć troche objaśnień do liturgii, na praykład w sprawie klękania, znaku pokoju i innych wspólnych zachowań. A może trzeba by przypomnieć ?
@
@...
5 lutego 2013, 13:18
Współczuję Autorowi, że tak przeżywa Mszę świętą.. Napisał o sobie. Jaki miał powód, by pisać o innych?
5 lutego 2013, 12:55
Dodam z własnych obserwacji. Jest duża różnica pomiędzy zwykłymi Mszami w niedzielę, a okazjonalnymi uroczystymi Mszami w tygodniu. Widać dokładnie, czy przychodzi się do kościoła, czy przychodzi się modlić i uczestniczyć w Mszy Sw. Obserwacje z niedzieli są budujące:) Widać, że do kościoła się przychodzi. Nie przeszkadza fakt, ze przychodzi się np. podczas czytania Ewangelii, albo Podniesienia (częsta przypadłość przy zmianach czasu). Jak się przyszło, to przecież nie można poczekać z tyłu, trzeba przez cały kościół iść, aby wszyscy widzieli. Jak się przyszło, to trzeba pogadać. Nie ma czasu w domu, nie ma czasu przed Mszą, czy po Mszy. Te 45 minut trzeba zapełnić wymiana uwag, komentarzy nie tylko w temacie Mszy, ubioru sąsiadów, przystojnego księdza, ale także dysputa nad zakupami, na które po Mszy się jedzie, albo, co słychać u dalekiej ciotki. Ale druga czynnością oprócz gadania, jest jedzenie. 45 minut postu trudno wytrzymać, więc jakąś gumę, czy cukierka zastępczo trzeba pożuć. Co charakterystyczne do kościoła przychodzą same kobiety. Bo mężczyzn ani podczas śpiewu, ani modlitw nie słychać.  A jak się jakiś wyrwie, to od razu poczuje piorunujące spojrzenia, – czemu się chłop tak drze. Ale są wyjątki – widziałem górali w akcji, tam naprawdę czuje się, ze chłop rządzi. Kiedyś częstszy, teraz już wymierający sposób uczestniczenia we Mszy Św, czyli powtarzanie po kapłanie wszystkiego, jak leci. Takie echo. Jedno jest pewne, wierni są czujni. Widziałem lekkie zdenerwowanie wśród wiernych, jak po homilii nastąpiła przejmująca chwila ciszy. Koncelebrans siedział i nic. Zasnął, a może zasłabł? Ale wyczuł moment, i podniósł się, nim ktoś bardziej nerwowy zdążył zadzwonić po pogotowie. Ciekawa jest tez końcówka Mszy, to wymowne spoglądanie na zegarki, nerwowe ruchy. A tu ogłoszenia i ogłoszenia, jakieś informacje. A tam obiad, albo, co gorsza wierni z innych kościołów zajmą miejsca na parkingu przed marketem.
/
///////////
5 lutego 2013, 12:21
Tekst świetnie napisany.  Trochę się ubawiłam, chociaż w rzeczywistości jest nad czym zapłakać. 
O
Observator
5 lutego 2013, 12:00
Żeby nie przechylić się tylko na jedną stronę, to teraz coś takiego: Trzech Króli w tym roku w niedzielę, więc minimum. Po co więc robić wejście procesyjne. Uroczystość Bożej Rodzicielki... Kadzidło? Bez przesady. Wystarczy, że na Boże Ciało jest. Zresztą, żeby chodzić ciągle wkoło ołtarza? Przecież to strata czasu. Święto Ofiarowania Pańskiego. No niby Gloria przewidziana, ale przecież to takie święto-nieświęto, bo wypadające w dzień powszedni, więc odmówimy. Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. W sumie też niedziela, a więc znów minimum. Nie ma co się rozśpiewywać, bo przecież obiad stygnie. Zesłanie Ducha Świętego. Wystarczy "Idźcie w Pokoju Chrystusa". Komu by się chciało recytować te długie formułki uroczystego błogosławieństwa? A zaśpiewać, to już w ogóle nie ma o czym mówić. Na szczęście u mnie tak nie jest. Ale myślę, że to nie odosobnione przypadki. Nazwy uroczystości i świąt podałem przypadkowo, bo chciałem tylko wskazać, że skoro w kalendarzu liturgicznym mamy święto/uroczystość, to wypada je jakoś odróżnić od niedzieli zwykłych i odprawić nieco bardziej uroczystą mszę. To taka druga strona medalu. Choć zgadzam się też z tą pierwszą stroną, o której można w tekście powyżej przeczytać. Niemniej medal ma zawsze dwie strony...