Przepisy, procedury i wytyczne nie zastąpią miłości

(fot. episkopat.pl)

Jest coś przerażającego w tym upartym powtarzaniu "Nie zachowaliśmy się przyzwoicie, bo nie mieliśmy odpowiednich przepisów i procedur". Było przecież przykazanie miłości, był Dekalog...

W związku z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec dzieci oraz oskarżeniami ich przełożonych o ukrywanie, tuszowanie i bagatelizowanie sprawy, wielokrotnie na całym świecie od różnej rangi przedstawicieli Kościoła można było usłyszeć wyjaśnienia, mówiące o starannym przestrzeganiu obowiązującego w różnych okresach i sytuacjach prawa kościelnego i państwowego, o braku w przeszłości wytycznych, przepisów dotyczących konkretnych wydarzeń, procedur, mówiących punkt po punkcie, jak postępować w każdym z możliwych przypadków. Ścisłe trzymanie się prawa ma być wystarczającym argumentem usprawiedliwiającym zaniechania i brak adekwatnej reakcji na pojawiające się zło, a także na wynikające z niego ludzkie cierpienie. Niedoskonałość przepisów ma stanowić mocne i wystarczające źródło bezpieczeństwa i ochronę przed zarzutami.

Komentatorzy Jezusowej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie zwykle sugerują, że kapłan i lewita, którzy nie pomogli ofierze napadu na drodze, byli ludźmi nieczułymi i niewrażliwymi na czyjeś cierpienie. Jednak są też interpretacje wskazujące, że zarówno jeden, jak i drugi, po prostu trzymali się przepisów o czystości rytualnej. Obawiali się dotknąć leżącego w pyle człowieka, bo mógł być martwy. Czy to ich usprawiedliwia? Chrystus wyraźnie daje do zrozumienia, że nie. Nie można chować się za przepisami.

We wrześniu 2017 r. Papież w Medellín mówił, że droga podążania za Jezusem wymagała od Jego pierwszych zwolenników wielkiego wysiłku oczyszczenia. "Pewne przepisy, zakazy i nakazy dawały im poczucie pewności. Wypełnianie określonych praktyk i rytuałów uwalniało ich od niepokoju, od owego niepokoju stawiania sobie pytań: co podoba się naszemu Bogu?" - tłumaczył Franciszek.

DEON.PL POLECA


Przepisy, zakazy i nakazy wciąż stanowią dla wielu wierzących, także tych, którzy pełnią ważne funkcje w Kościele, źródło pewności. O dziwo, nie tylko te, które istnieją, ale również te, których zabrakło. Czy oczywista ułomność i niedoskonałość prawa tworzonego przez ludzi może stanowić dla chrześcijanina, dla katolika, wytłumaczenie, że w sytuacji czyjejś krzywdy nie postąpił, jak należy? Czy spokój sumienia może zagwarantować stanowcze oświadczenie "Nie zachowaliśmy się przyzwoicie, bo nie mieliśmy odpowiednich przepisów i procedur"? Jest coś głęboko niepokojącego, ale też przerażającego, gdy takie myślenie i podejście do ludzkich tragedii za naturalne i oczywiste przyjmuje ktoś, kto jest uczniem Jezusa.

Tym bardziej, jeśli we wspólnocie Kościoła powierzono mu określoną posługę i związaną z nią dużą odpowiedzialność. Uciekanie w przepisy (lub ich brak) powoduje, że z pola widzenia znika człowiek, przy którym trzeba się zatrzymać, nad którym trzeba się pochylić, którego trzeba z czułością dotknąć, z szacunkiem wysłuchać, w miarę możliwości mu pomóc. Przepisy, procedury oraz wytyczne nie zastąpią miłości i przyzwoitości. Nie mogą być ponad pierwszym i najważniejszym przykazaniem - przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Nie mogą być ponad Dekalogiem. Nie tylko przypowieść o miłosiernym Samarytaninie o tym przypomina. Jezus wielokrotnie pokazywał, że zasłanianie się szczegółowymi przepisami jest sprzeczne z Ewangelią - Dobrą Nowiną i Zbawieniu. Działa na szkodę pojedynczych ludzi i całej wspólnoty.

Kard. Konrad Krajewski opowiadał w połowie maja br. w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, gdzie (zgodnie z poleceniem Franciszka) szuka odpowiedzi na pytania, związane z wykonywaniem funkcji papieskiego jałmużnika. "Ewangelia zawiera więcej przypadków niż te, które zdarzają się w twoim życiu. Znajdziesz tam odpowiedź na każdą sytuację z twojego życia, na każdą, tylko zapytaj, co by zrobił Jezus, co by zrobił Jezus na twoim miejscu. Czy podobasz się Bogu? Nie ludziom, nie przełożonym, ale czy Bogu się podobasz?" - mówił.

Nawet najlepsze przepisy, wytyczne, procedury, nawet najprecyzyjniejsze motu proprio wydane przez papieża, nie zastąpią dobrze uformowanego sumienia i otwartości na głos Boga. Zawsze czegoś w nich zabraknie. A jak pokazuje historia niektórych dokumentów wydawanych przez Stolice Apostolską w związku z problemem pedofilskich zachowań duchownych, przepisy mogą być stosowane wbrew intencjom ich twórców i służyć do ukrywania zła oraz ochrony jego sprawców. Przepisy tworzone przez ludzi niejednokrotnie okazują się bronią obosieczną, można je zmanipulować, można ich nadużyć, można je wykorzystać przeciwko skrzywdzonemu człowiekowi i przeciwko Kościołowi.

We wspomnianej wyżej homilii Franciszek stwierdził, że Jezusowa wolność jest przeciwieństwem wolności ówczesnych uczonych w Prawie, których paraliżowała rygorystyczna interpretacja i stosowanie Prawa. To bardzo ważne słowa. Kto szuka pewności i bezpieczeństwa tylko w przepisach, ostatecznie okazuje się ich niewolnikiem.

ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przepisy, procedury i wytyczne nie zastąpią miłości
Komentarze (10)
3 czerwca 2019, 20:12
Czekam kiedy ks, Stopka odpowie na wpisy??
MarzenaD Kowalska
2 czerwca 2019, 11:08
Wersja jeziuty , który mnie już tylko smuci :( [url]https://twitter.com/JamesMartinSJ/status/1134880877337546752?s=20[/url]
AL
Alberto LN
31 maja 2019, 09:45
Cóż, musielibyśmy zadać sobie pytanie, czy są oni pasterzami, albo urzędnikami.
AW
Anna Wanda
31 maja 2019, 08:43
Jak rozumiemy w Kościele, zdanie zawarte w pierwszej encyklice „Redemptor hominis” papieża Jana Pawła II: „Drogą Kościoła jest człowiek. Każdy człowiek, także, a może zwłaszcza, ubogi, chory, cierpiący” Ilu  ludzi tyle interpretacji, niektórzy nawet rozdzielają miłość do Boga od miłości do bliźniego tak jakby były one wobec siebie niekompatybilne. A przecież miłość do bliźniego jest konsekwencją miłości Boga i w niej się zawiera. „Jesteśmy bowiem z Jego rodu”, mówi św. Paweł. Czy dobrze współgramy z Jezusem w Jego miłości do każdego człowieka i czy w tej kwestii potrafimy sobie w Kościele, czyli w naszym życiu, radzić ? Czysta miłość pochodzi od Jezusa. Czy w Jego Kościele, miłość jako istota jego istnienia jest właściwie przez wszystkich rozumiana? Czy opieramy się w nim raczej na ludzkim duchu ponieważ łatwiej nam się w nim poruszać ? Może Kościół, czyli my, choruje i cierpi bo nie do końca jesteśmy wiarygodni? Czy potrafimy żyć błogosławieństwami?       „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” mówi Jezus. Jeżeli więc dla Boga najważniejszy jest każdy człowiek, to i dla ochrzczonych, ponieważ należymy do rodziny Jezusa który uczy nas, jak stawać się Synem swego Ojca. Człowiek najchętniej robi to co jest dla niego zrozumiałe bo wtedy czuje się bezpiecznie i może spokojnie trwać. Jednak miłości nie da się skodyfikować prawem i procedurami gdyż ona im się wymyka. To pewne, że ona sama wszystko wyjaśni i rozwiąże, dlatego w Kościele trzeba się oprzeć na czymś czego do końca nie rozumiemy, na Bogu który jest Miłością, mimo że życie miłością jest po ludzku ryzykowne i nie gwarantuje nam poczucia bezpieczeństwa. I trzeba wreszcie zapisać w Kościele tę prawdę wiary jako jedną z głównych, i najważniejszą. Aby obraz Boga zapisany w naszych sercach, był jak najmniej zniekształcony.
AW
Anna Wanda
4 czerwca 2019, 16:04
Nie jestem teologiem.  1. Jest jeden Bóg 2. Bóg jest miłością 3. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który na końcu czasów, za dobro  wynagradza, a za zło każe 4. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty 5. Syn Boży stał się człowiekiem, który umarł na krzyżu i zmartwychwstał dla naszego zbawienia 6. Dusza ludzka jest nieśmiertelna 7. Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna
AW
Anna Wanda
4 czerwca 2019, 18:12
..., a za zło karze :)
WDR .
31 maja 2019, 06:15
"Było przecież przykazanie miłości, był Dekalog..." I było źle rozumiane miłosierdzie. Metoda "grubej kreski" nigdy nie patrzy na ofiary i sprawiedliwość.
30 maja 2019, 20:24
"Było przecież przykazanie miłości, był Dekalog..." Właśnie tak w krótkich słowach wyjaśnił Pan Jezus młodzieńcowi, który pytał, co robić by być zbawionym.  Mamy utytułowanych księży profesorów, doktorów, dyrektorów, rekolekcjonistów, publicystów, produkujących prześwietne wywody i przepisy, a jakby brakowało księży robotników, którzy pytają: czy przypadkiem nie zrobiłeś bliźniemu swemu krzywdy? Jeżeli nie pomogłeś mu nieść krzyża, to przynajmniej czy go nie wdeptałeś w ziemie...                      Oprócz przykazania miłości i Dekalogu, przytoczę jeszcze takie pomocnicze pytania, które być może są znane: 6. Milczeć, widząc cudze grzechy. 7. Mogąc, nie zapobiegłeś cudzym grzechom. 8. Pomagać do grzechu. 9. Grzechu cudzego bronic. Czy naprawdę nic o tym nie wiedzieliście i czekacie, aż po kilkudziesięciu latach zgłosi się ofiara? Nikt tego za Was nie zrobi i nie trzeba tu żadnych szczególnych przepisów. Czy sumienia dają usprawiedliwienie? Jan Paweł II wołał o ludzi sumienia. Dziękuję księdzu Arturowi, za żetelny artykuł.
Anna Żebrowska
30 maja 2019, 13:50
Można też inaczej: "Nie zachowaliśmy się przyzwoicie, bo trzymaliśmy się odpowiednich przepisów i procedur". A że te przepisy miały na celu "dobro Kościoła", a nie dobro zranionego dziecka - kogo to obchodzi? Najważniejsza przecież jest Instytucja. Wszystkich zaś funkcjonariuszy Instytucji wychowuje się do absolutnego posłuszeństwa zwierzchnikom, uznawanego za cnotę najwyższą, ważniejszą nawet od prawego sumienia. Posłuszeństwo nade wszystko, nawet wbrew sumieniu - tego się uczy w seminariach i w nowicjatach. Co nam to przypomina? Potrzebna tu jest chyba nowa Norymberga, a nie nowe przepisy czy dokumenty. Bo one tylko utrwalają tę legalistyczną mentalność.
Piotr Stanibor
30 maja 2019, 12:23
Księże Stopko, drodzy czytelnicy... Według mnie takie podejście wynika z samej formacji poczynając od jurysdykcyjno-katechizmowej podczas katechez i przygotowań do sakramentów poprzez skoszaryzowane przesiąknięte biurokratyzmem seminarium, a kończąć na formalnoprawnej kanonicznej mentalności, którą przesiąkają kapłani będący trybikami w hierarchicznej maszynie kościoła RZYMSKIEGO, a więc u swojego zarania dziedziczącego myślenie w kategoriach aktów prawnych, przepisów, procedur, wytycznych, kanonów, instrukcji obługi. Punktem wyjścia do oceny czynu (np ochydnego czynu pedofilskiego) staje się wtedy nie - wydawałoby się intuicyjne, przyrodzone - myślenie w kategoriach krzywdy, zadawania cierpienia (w tym wypadku najsłabszemu, najmniejszemu) bliźniemu, ale skupianie się na samym "nieuporządkowaniu wewnętrznym czynu", rozgryzanie tego czynu według kanonów, a nie na osobie ofiary. Dogmatyzm zupełnie wygryza empatie. Porównałbym to do kierowcy rozważającego jazdę po pijaku, którego ogranicza co najwyżej widmo złamania przepisów, dostania mandatu, kary więzienia, odebrania prawa jazdy (popełnienie grzechu, lęk przed widmem kary), a nie narażania uczestników ruchu, w tym samych siebie na ogromne cierpienie. Pozdrawiam.