Przy wspólnym stole
Przy jednym stole siedzą różni ludzie. Wszyscy przyznają się do katolickiej tożsamości, ale odmiennie przeżywają swoją wiarę. Inaczej rozumieją swoje powołanie, co innego jest dla nich priorytetem, inaczej chcą manifestować wiarę, inaczej pojmują swój stosunek do świata, innych wyznań, religii lub niewierzących. Mimo to wszyscy dobrowolnie siedzą przy wspólnym stole. Są przyjaciółmi ale nie spotkali się w tym gronie od roku.
Anna jest słuchaczką Radia Maryja, Mirek sympatykiem "Frondy", Kasia czyta "Więź", Paweł należy do Klubu "Tygodnika Powszechnego", Rafał ma kato-lewicowe przekonania i prenumeruje "Politykę", Inga z kolei jest wierzącą praktykującą od święta. Razem z Ingą dla towarzystwa przyszedł jej mąż, Janek, który uważa się za agnostyka ale wychował się w wierzącej, bardzo patriotycznej rodzinie i pozytywnie patrzy na niektóre formy działania Kościoła w Polsce. W tym sensie nazywa siebie katolikiem kulturowym.
Cała siódemka spotkała się w restauracji i zasiadła do obiadu. Zaczynają. Anna przeżegnała się, głośno wypowiadając słowa "W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen". Mirek również się przeżegnał, ale po cichu. Kasia i Paweł pomodlili się w duchu, bez słów i gestów. Rafał na te słowa i gesty nie zwrócił zbytnio uwagi. Inga spojrzała na Annę z wyrzutem, a Janek - widząc ból w oczach żony - postanowił, że więcej nie spotka się z tym towarzystwem.
Anna i Mirek wychodzą z założenia, że skoro w domu zawsze modlą się przed jedzeniem, to mają prawo do tego i w przestrzeni publicznej. Jest to dla nich naturalny odruch jednocześnie manifestujący wiarę i wnoszący odrobinę sacrum do codzienności. Kasia i Paweł rozumieją ten punkt widzenia i nie mają nic przeciwko, ale sami uważają, że modlitwa przed jedzeniem jest sprawą między nimi a Bogiem, więc nie czują potrzeby obwieszczania światu, iż akurat teraz oni się modlą. Pan Bóg to wie i to im wystarcza. Poza tym, widząc obok Ingę i Janka oraz znając ich poglądy i przewidując reakcję, powstrzymali się od gestów i słów. Rafał uważa, że każdy ma prawo do robienia tego, co uważa za słuszne i jemu nic do tego. A Inga i Janek poczuli się urażeni. - Specjalnie manifestują swoją religijność, żeby nam wytknąć braki w praktykach. Patrzą na nas z góry i chcą nas upokorzyć w ten sposób. Gdzie tu miłość bliźniego? Faryzeusze a nie katolicy - pomyśleli o Ani i Mirku.
Tak, sytuacja jest wymyślona, schematyczna, uogólniająca. Ale stworzenie jej pomocne jest do wzbudzenia refleksji. I nie jest to wbrew pozorom refleksja z kategorii: Kto miał rację? Każdy może odnaleźć się w jednej z zarysowanych tu postaci lub stworzyć dowolną nową postać, która myślałaby i zachowałaby się w przy tym stole zupełnie inaczej. Zapewne znajdą się obrońcy i przeciwnicy każdego z opisanych typów.
Tu nie zajmujemy się kwestią "Kto miał rację?", ale pytamy: Czy mimo tych różnic są w stanie nadal spotykać się przy jednym stole? Czy Ania i Mirek zaakceptują przy nim niepraktykującą Ingę z "Gazetą Wyborczą" pod pachą oraz jej męża, Janka, jawnego agnostyka? A może dojdą do wniosku, że publiczne pokazywanie się i rozmawianie z nimi osłabia ich chrześcijańskie świadectwo? Czy Kasia weźmie stronę Ani, a Paweł Ingi, by w efekcie stworzyć między sobą przestrzeń nieufności? - O co wam wszystkim ludzie chodzi? Czy na tym marnym świecie nie ma większych problemów? - będzie się zapytywał Rafał i zastanawiał czy nie poszukać innego, bardziej pragmatycznego towarzystwa. Inga, która czuje się upokorzona, trochę przyznaje w duchu, że może faktycznie mogłaby wrócić do modlitwy i częściej bywać w kościele, ale czy musieli jej to wypomnieć publicznie i w taki sposób? - O nie, nie chcę mieć nic wspólnego z takimi katolikami! - myśli urażona i zarzeka się, że teraz to już na pewno nie pójdzie do kościoła, nawet na pasterkę. Janek z ulgą myśli o swoim agnostycyzmie i cieszy się, że te spory w zasadzie go nie dotyczą. Tylko żal mu, że Polacy tak łatwo znajdują powód do sporu, a tak trudno im o powód do wspólnych działań na rzecz ojczyzny.
Każda z tych siedmiu osób ma powód do tego, by ten wspólny obiad był ostatnim. Ale przecież ma także powód, by spotkania przy stole kontynuować. No bo w rozmowie przy zupie wyszło, że Anna właśnie się zaręczyła i właściwie to chciałaby ich wszystkich widzieć na swoim ślubie. Inga przełknęła urazę i zaoferowała, że chętnie służy radą jako doświadczona żona. Z kolei Mirek przy drugim daniu wygadał się, że chciałby zapisać się do pewnej partii politycznej o patriotycznym charakterze. Temat od razu podchwycił Janek i zadeklarował, że chętnie poszedłby na jakieś spotkanie koła tej partii, żeby zobaczyć jak to wygląda w praktyce. Rafał na to odparł, że w praktyce to najlepiej sprawdzają się nie partie polityczne a organizacje pozarządowe i przypomniał, że działa w jednej z nich od wielu lat, a najnowszym owocem tej pracy jest prowadzenie świetlicy, w której wolontariusze odrabiają lekcje z dziećmi i młodzieżą. Kasia na to odpowiedziała, że przy jej parafii od dawna taka świetlica działa, a że obydwa ośrodki funkcjonują w jednej dzielnicy, to może by sobie jakoś nawzajem pomogli, bo ostatnio brakuje im na przykład wolontariuszy.
Przy deserze odezwał się do tej pory milczący Paweł. - Będę ojcem - oświadczył zmieszany. Wszyscy ucichli. A zaraz potem poczęli przekrzykiwać jeden drugiego: - Wpadłeś? Z kim? Tak bez ślubu!? Nie zabezpieczałeś się? Przecież ty nawet nie masz swojego mieszkania! Ale kochasz ją? Itp. Itd. - Zaraz, zaraz, to nie jest tak, jak myślicie, zaraz wam wszystko wytłumaczę - odparł Paweł i zawołał kelnera by zamówić szampana. Wszyscy niecierpliwie czekali na wyjaśnienia.
Skomentuj artykuł