Romans z gender?
Czy jest możliwe podjęcie uczciwej rozmowy z genderystami tak, abyśmy potrafili wypracować jakieś wspólne stanowisko lub dojść do porozumienia? Albo, czy przynajmniej istnieje możliwość stworzenia katolickiej odmiany genderyzmu jako pewnego kompromisu? Czy dla katolika, zgłębianie tejże ideologii, może być pożyteczne?
Chciałbym poszukać odpowiedzi na te pytania, chociaż mam wrażenie, że nasuną się one same, kiedy uświadomimy sobie, bez wchodzenia w jakieś głębsze szczegóły, z jakim prądem myślowym mamy tu do czynienia. Otóż, nie ulega wątpliwości, iż gender jest młodszą siostrą marksizmu, a podobieństwa w tej "toksycznej rodzinie" są wręcz zaskakujące.
Skonfrontujmy ze sobą tylko niektóre, główne założenia obu tych ideologii:
- jak w marksizmie obecna była walka klas, tak w gender obecna jest walka płci;
- jak klasy społeczne (rządząca, posiadająca, kapłańska, proletariat) zostały ukształtowane pod wpływem tradycji i kultury, tak samo płeć (mężczyzna i kobieta);
- jak marksizm dążył do społeczeństwa bezklasowego, tak gender dąży do płci nieokreślonej (stąd próbuje się wprowadzać permisywną edukację seksualną już na poziomie przedszkolnym, aby w taki sposób dokonać swoistej rewolucji);
- jak klasą zawsze uciskaną i poszkodowaną był proletariat, tak dzisiaj osoby transpłciowe, albo, mówiąc ogólniej, środowiska LGBT (stąd ciągłe zarzuty o rzekomą dyskryminację);
- jeżeli ktoś się sprzeciwiał lub miał inne zdanie niż władza ludowa (PZPR), był nazywany "karłem reakcji" albo "wrogiem ludu", i za to cierpiał prześladowanie ze strony marksistów, z pobytem w areszcie lub więzieniu włącznie. Natomiast, jeśli ktoś sprzeciwia się lub ma inne zdanie niż "władza genderowska", której zwolennikami są środowiska LGBT ze swoim lobby (ale i nie tylko), jest nazywany "homofobem" i może mieć wytoczony proces za "wywrotowe" poglądy przejawiające się tzw. "mową nienawiści" (wystarczy powiedzieć, że: "jedynie najzdrowszym środowiskiem dla rozwoju dziecka jest rodzina złożona z mamy i z taty" - bo już tego typu zdania Kampania Przeciw Homofobii uznaje za mowę nienawiści!).
W Polsce za "mowę nienawiści" jeszcze do więzień się nie trafia, pomimo postulatów niektórych genderystów, że "homofobów", jako chorych psychicznie, należy izolować, ale już np. we Francji za krytykę zachowań (nie osób, tylko zachowań!) homoseksualnych, nawet w prywatnej rozmowie, podlega się karze grzywny, a w kilku innych krajach za publiczne wyrażanie podobnej dezaprobaty, można trafić do aresztu.
Nawiasem mówiąc, etykietka homofoba jest sformułowaniem obraźliwym, gdyż homofobia, w klasycznym ujęciu, to schorzenie psychiczne objawiające się lękiem przed innymi ludźmi, na co wskazuje już sama etymologia tego słowa (homo - człowiek; fobia - strach, lęk), dotykające znikomego procentu populacji. Dopiero w latach 60. propagandowo zaczęto zmieniać jej sens dla celów światopoglądowych, a nie klinicznych. Zatem, przypisywanie choroby psychicznej osobom, które lęku przed innymi ludźmi nie odczuwają, a jedynie nie akceptują zachowań środowisk LGBT (tu uczuciami towarzyszącymi są gniew i wstręt, które wiążą się raczej ze sprzeciwem, a nie strach czy lęk, który mógłby popchnąć do agresji w celu samoobrony), jest zwyczajną obrazą. Pomijam już fakt, że ten celowy zabieg ma na celu zmarginalizowanie ich opinii. A wiec, jak kiedyś mieliśmy "karła reakcji", tak dziś mamy "homofoba". Obydwaj uważani są za "wrogów ludu", których należy izolować razem z ich "wywrotowymi" poglądami.
No dobrze, podobieństwa już poznaliśmy, a teraz zobaczmy, jak w praktyce wygląda sposób działania tych dwóch prądów myślowych. Głównym celem obu ideologii jest przywrócenie stanu pierwotnego (kiedyś było to społeczeństwo bezklasowe, a dziś płeć nieokreślona). Zatem, jeśli chcemy ten stan przywrócić, to najpierw trzeba zniszczyć to wszystko, co stworzyło i podtrzymuje w istnieniu cztery klasy społeczne (dla marksistów) i dwie płcie (dla genderystów). A tym, co je podtrzymuje, jest tradycja i kultura (obecnie chrześcijańska, dlatego jest wycinana). Ale to jeszcze nie wszystko, ponieważ tym, co umacnia tradycję i kulturę jest… religia. A więc, jeśli chcemy dokonać rewolucji i rozbić te całe domino oraz przywrócić stan pierwotny, należy najpierw podporządkować, a następnie zniszczyć religię, która jest przecież "opium dla mas" i "ostatnim bastionem zacofania", a wtedy tradycja i kultura całkowicie będzie nasza. Tak, w wielkim skrócie, prezentuje się ideologiczna taktyka.
W świetle tego wszystkiego, co zostało dotychczas powiedziane, chyba jasnym jest, że jakiekolwiek próby uczciwego dogadania się z genderyzmem niewiele przyniosą. Wystarczy, chociażby, przypomnieć sobie, jak wyglądały rozmowy z marksistami (czy komunistami) i jakie było ich stanowisko wobec wiary i katolików. Zresztą, trudno, żeby było inne, skoro tamten system, podobnie jak ten, odrzucał istnienie sfery ducha, nadprzyrodzoności (czyli także duszy ludzkiej i Boga), a koncentrował się jedynie na tym, co cielesne, na materii. Wiara była czymś zbędnym, wręcz szkodliwym.
A czy można stworzyć katolicką odmianę genderyzmu? Może niektórzy chcieliby, za pomocą dialogu, niejako "ochrzcić" gender na naszym polskim gruncie i w taki sposób osiągnąć jakiś kompromis. Jednak wystarczy wrócić pamięcią do postaci kard. Stefana Wyszyńskiego, który również, początkowo, próbował stworzyć katolicką, polską odmianę marksizmu. Kiedy w 1953 roku został uwięziony, zrozumiał, że to jest niemożliwe. "Historia nauczycielką życia" - to chyba wystarczająca odpowiedź.
Czy dla katolika pożyteczne jest zgłębianie ideologii gender? Chyba tylko w jednej sytuacji: kiedy chce uchronić siebie i innych przed tym toksycznym prądem myślowym, jeszcze szkodliwszym od poprzedniego. W innym przypadku może dojść do zatrucia, które, niestety, u niektórych występuje.
I już ostanie spostrzeżenie. Ciekawe, że obecnie osoby o światopoglądzie lewicowym, a jeszcze 24 lata temu - marksistowskim, albo takie, które otrzymały go od rodziców, znacznie łatwiej przyjmują genderyzm, czując się w nim jak ryby w wodzie. To również pokazuje, że zewnętrzna różnica pomiędzy tymi dwiema ideologiami jest niewielka, trochę przypominająca wymianę wody w akwarium. Woda z czerwonej zmieniła się w różową, ryby są te same, tylko to akwarium… ono wciąż jest przesiąknięte toksynami…
Skomentuj artykuł