Rozwój jest dobry. W obronie coachingu
"Manipulowanie ludźmi jest nieetyczne" - to zdanie Kasia usłyszała na spotkaniu modlitewnym od kolegi, który nic o niej nie wie, oprócz tego, że zawodowo zajmuje się coachingiem. Dlaczego nie warto osądzać z góry? Jak przestać bać się tej drogi rozwoju?
Kasia, która prowadzi sesje coachingowe, mówi: "Najpiękniejsi w coachingu są klienci. Oni wlewają we mnie wiarę w sens tej pracy. Ich wdzięczność, to, jak w procesie pracują, jak rozkwitają, co dla siebie wynoszą, jest po prostu piękne".
Czarny PR i ciarki
Problem w tym, że w wielu nie tylko chrześcijańskich kręgach coaching ma czarny PR. Już samo słowo "coaching" wywołuje sprzeciw albo strach, bo kojarzy się z sekwencją nieetycznych zwyczajów, takich jak manipulacja albo pseudopsychologiczne motywacyjne pogadanki. Takie praktyki nie mają nic wspólnego z coachingiem, ale nie o tym chcę pisać.
Bo choć znam powody obaw i nawet je rozumiem, co więcej sama nie raz miałam ciarki, czytając treść newslettera samozwańczego coacha, to wierzę, że coaching w ujęciu "czystym" jest czymś wartościowym. Wspiera walkę z trudnościami i spełnianie marzeń. Bezkrytyczna wiara w obiegowe opinie i krytyczne spojrzenie na ludzi, którzy zajmują się rozwojem, są zwyczajnie krzywdzące.
Dlatego może warto podejść do tematu życzliwiej i nie wrzucać każdego coacha do tej samej szuflady?
Dobra podróż
Pamiętacie pytanie, które zaraz po grzechu Bóg zadał Adamowi w raju? Brzmiało: "Gdzie jesteś?" (Rdz 3,9). Mówią, że jest "najbardziej coachingowe na świecie".
Ken Blanchard (autor książek, głównie z zakresu zarządzania) podpowiada, że "coaching jest przemyślanym procesem bazującym na cyklu odpowiednio prowadzonych rozmów z osobą coachowaną w celu stworzenia dla niej warunków do indywidualnego rozwoju, świadomych działań nastawionych na rezultaty i trwałych zmian w pożądanym kierunku".
Proces coachingowy jest jak droga, w czasie której coach pomaga określić, gdzie jesteśmy dzisiaj, a w jakim miejscu chcemy znaleźć się w przyszłości, wybrać trasy, środki transportu i nazwać przystanek końcowy. Czyli określić punkt wyjścia, cel oraz pomysły i metody jego realizacji. Podróż ułatwiają: osoba towarzysząca, trafne pytania, dobrze dobrane ćwiczenia i osobista determinacja.
Coaching bez strachu
Proces coachingowy może też prowadzić nas z punktu, w którym jesteśmy do miejsca, w jakim chciałby zobaczyć nas Bóg. Na temat chrześcijańskiego ujęcia coachingu dałoby się napisać książkę (kilka już nawet powstało), dlatego w tym komentarzu skupię się głównie na jednej kwestii: dlaczego warto przestać się bać tego narzędzia rozwoju?
Droga
Zakładam, że większość z nas ma coś, co chciałaby zmienić. Jakiś punkt A, w którym jesteśmy, i albo jest tam ciepło, ale wygodnie, albo nudno, ale stabilnie, albo trudno i nie do zniesienia. Pewnie ile osób, tyle opcji, więc wolę nie zgadywać dłużej.
Zwykle istnieje też punkt B, czyli miejsce, do którego możemy dojść, ale albo jeszcze nie wiemy, że takie w ogóle jest, albo nie mamy pojęcia, jak tam trafić, albo boimy się zrobić pierwszy krok, albo nie wiemy jak i tak dalej.
Może ta sobota to dobry dzień, żeby znaleźć swoje odpowiedzi na pytania: Gdzie jestem? Gdzie chcę dojść? Jak mogę tam trafić? Kiedy tam będę? Jakie mam pomysły, żeby się tam znaleźć? Co mogę zrobić już dzisiaj, żeby zacząć drogę do realizacji marzenia?
Pytania
Dobry rozmówca potrafi uważnie słuchać i pytać o to, co istotne.
Gdybyśmy w życiu prywatnym i w bliskich relacjach umieli lepiej dopingować się wzajemnie do realizacji marzeń czy osiągania celów i zadawać sobie trafne pytania, codzienność miałaby szansę na więcej szczęściodajnych momentów.
Mam trzy ulubione coachingowe pytania, usłyszałam je od koleżanki, która (uwaga!) żadnym coachem nie jest: Co byś zrobiła, gdybyś się nie bała i wiedziała, że się uda? Skoro wiesz, że tego nie chcesz, to zastanów się, co chciałabyś zamiast tego? Jakie rozwiązanie zaproponowałabyś mi, gdybym była w twojej sytuacji i poprosiłabym cię o radę?
Osoba obok
Można się rozwijać w kochaniu, w stawianiu granic, w wybaczaniu. A jeśli ktoś chciałby dzięki pomocy drugiej osoby odkryć swoją życiową misję, powołanie, zawód albo schudnąć, to co w tym złego? Wiadomo, że myślenie: "jestem taki, jak wyglądam" to pułapka, ale już dbanie o siebie i ochota na życie w harmonii ze swoją cielesnością to przecież coś dobrego.
W coachingu istotną rolę odgrywa osoba towarzysząca. Ktoś, kto wspiera w realizacji celu, motywuje, zadaje odpowiednie pytania, pomaga znaleźć skuteczne metody i sprawdza postępy. Ktoś, komu ufamy i przy kim czujemy się bezpiecznie. Dobry coach nie mówi, co robić, tylko pomaga w szukaniu rozwiązań.
Ten model kojarzy mi się z życiem duchowym - praktyką kierownictwa duchowego albo ignacjańskimi ćwiczeniami, których idea polega na tym, że ktoś bardziej doświadczony towarzyszy osobie odbywającej takie rekolekcje. Albo z przyjaźnią, która zawiera wzajemne inspirowanie się i dopingowanie w spełnianiu marzeń.
Duch trzeźwego myślenia
Wierzę, że Bóg zaprasza do mądrej i zgodnej z pragnieniami serca pracy nad sobą. To, o co warto zadbać, to sprawdzanie motywacji i szukanie odpowiedzi na pytanie: po co?
O granicy między dobrą a niebezpieczną motywacją, niewoli samorozwoju i pułapce w zdaniu "bądź codziennie lepszą wersją siebie" rozmawiałam z o. Jackiem Prusakiem, który jako psycholog i terapeuta dobrze to wyjaśnia, naszą rozmowę można przeczytać tutaj >>
Wierzę, że pomysły Boga są lepsze niż moje, chcę słuchać Jego głosu i żyć zgodnie z Jego Słowem. Ufam, że w Biblii nie ma przypadkowych historii i zbędnych słów. I nie przez pomyłkę można w niej znaleźć przypowieść o talentach (Mt 25,14-30), zdanie Jezusa o życiu w obfitości (J 10,10) i List do Tymoteusza, w którym autor zapewnia, że dzięki Bogu mamy ducha mocy, miłości i trzeźwego myślenia a nie bojaźni (2 Tm 1,7). Zamiast bać się i tropić coachingowe niebezpieczeństwa, możemy wybierać to, co w coachingu jest dobre. Mamy predyspozycje do mądrych wyborów.
Mogę wszystko?
Spotkałam się z opinią, że zdania: "możesz osiągnąć wszystko", "wizualizacja wystarczy", "ciesz się z każdej rzeczy, która ci się przytrafia", "ograniczenia są tylko w twojej głowie" itd. to "coachingowe kłamstwa". I nie dyskutuję z tym. Jednocześnie wiem, że mądry coach nie wygaduje takich frazesów, a do każdego wyrwanego z kontekstu zdania można dopasować własną narrację.
Dlatego… biorę te słowa i czytam je w kontekście Bożego Słowa ze świadomością, że potrzebuję modlitwy i współpracy z Łaską. Choć wiem, że najprawdopodobniej nie mogę osiągnąć wszystkiego (pytanie: co w każdym konkretnym przypadku znaczy "wszystko"?), to Bóg obiecuje, że nie ma dla Niego niemożliwych spraw (Łk 1,37), więc może jednak z Nim mogę?
Choć życie bywa naprawdę trudne, przeżywamy sytuacje, które łamią serca, św. Paweł zachęca: "radujcie się zawsze w Panu" (Flp 4,4), "dziękujcie w każdym położeniu" (1Tes 5,18). Wiem, że często to wyzwania, ale wiem też, że współpraca z Duchem Świętym ratuje i serce, i radość.
Wystarczy "wizualizacja"? Techniki wyobrażania sobie większej ilości pieniędzy na koncie albo nowiuteńkiego samochodu jako środka do realizacji tych celów nie rozumiem, ale kiedy czytam: "będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie" (Iz 58,11), to nie mam wątpliwości, że Bóg mi to obiecuje i tutaj mogę użyć wyobraźni! A duchowość ignacjańska i zaproszenie do wyobrażania sobie biblijnych scen? To coś, co od lat zbliża ludzi do Jezusa.
W pracy nad sobą nie przeocz Łaski
"Być może czytaliście kiedyś fragment z Ewangelii mówiący o tym, że Królestwo Niebieskie podobne jest do kobiety, która włożyła zakwas w trzy miary mąki. Ewangeliczną przypowieść można odnieść do ludzkiej natury. Każdy człowiek posiada trzy sfery: ducha, psychikę i ciało. Każda z tych sfer jest ważna i wpływa na dwie pozostałe. Są one niczym trzy miary mąki - trzeba w nie włożyć zakwas, aby się wszystko zakwasiło. Dopiero wtedy będzie można wypiec chleb, który kogoś nakarmi.
Tym ewangelicznym zakwasem jest Łaska Boża, z którą możemy świadomie współpracować, podejmując pracę nad sobą. Łaska! Właśnie padło TO słowo. Nie powinniśmy go przeoczyć. Jeśli bowiem chcemy pisać o rozwoju w ujęciu chrześcijańskim, powinniśmy zwrócić się do łaski - tajemniczej siły, nieskończenie łagodnej, a zarazem stanowczej. Niewidocznej, lecz wszędzie obecnej, która nieustannie pragnie popychać nas ku miłości. To ona wylewa się nadobficie, cierpliwie czekając na odpowiedź człowieka. Łaska całkowicie pozbawiona przemocy i autorytaryzmu. Przyzywa, nie przymuszając: Możesz, możesz, możesz… Więcej, wyżej, szerzej, głębiej… Możesz mieć udział w życiu Tego, od Którego wszystko pochodzi (…).
Ostatecznym celem rozwoju jest miłość. Wobec tego każdy cząstkowy rozwój: fizyczny, emocjonalny, materialny, intelektualny, artystyczny czy religijny ma sens o tyle, o ile przybliża nas do celu najważniejszego". To fragmenty z książki Moniki i Marcina Gajdów pt. "Rozwój czyli jak współpracować z Łaską", którą wszystkim zainteresowanym tematem rozwoju bardzo polecam.
Rozwój boli i kosztuje, ale warto zakasać rękawy i z wielką odwagą iść - ze wsparciem dobrego coacha czy bez - w stronę celebrowania codzienności i życia w obfitości.
Edyta Drozdowska - redaktorka i dziennikarka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie >>
Skomentuj artykuł