"Stare panny"
Nie raz i nie dwa przyjdzie nam pomyśleć, że Franciszek często miewa dość niewyparzony język. Wiem, że może nie wypada tak mówić o papieżu, ale nic na to nie poradzę…
Tego dnia nigdy z moją żoną nie zapomnimy. Rozpoczynałem właśnie moją watykańską misję ambasadorską i w sobotę 6 lipca 2013 roku wylądowaliśmy na Fiumicino. Zgodnie z protokołem czekała tam na mnie radca ambasady (moja przyszła współpracownica Pani Ania Kurdziel) oraz ks. prałat Paweł Ptasznik z Sekretariatu Stanu, niegdyś bardzo bliski współpracownik Jana Pawła II, obecny zresztą przy jego śmierci. Spytany o najbliższe plany, niewiele myśląc powiedziałem, że oczywiście chciałbym możliwie szybko znaleźć się przy grobie Jana Pawła II, ale to zapewne będzie możliwe dopiero za kilka dni. Pani Ania natychmiast zadzwoniła do jakiegoś ważnego inspektora w Bazylice św. Piotra i wyszło, że możemy tam się znaleźć nawet dzisiaj w drodze do rezydencji. Początek więc wspaniały, ale jak u Hitchcocka potem napięcie miało już tylko rosnąć.
Podjeżdżamy pod Bazylikę i wtedy z nieba woda zaczyna lać się wiadrami. Ściana deszczu, trudno na sucho wyjść z samochodu i przejść 2 metry do Porta della Preghiera. No więc weszliśmy mokrzy. Miałem przed oczyma kolejne osobiste spotkania z błogosławionym papieżem, gdy był jeszcze młodym biskupem i potem, przez długie lata. Tego dnia prosiłem, żeby mi pomógł dobrze zacząć mój watykański odcinek życia. Nie wiem, czy mnie słuchał, ale wysłuchał…
Wychodzimy z Bazyliki i właśnie wtedy przestaje padać deszcz tak nagle, jak zaczął i wychodzi prawdziwe rzymskie lipcowe słońce. Przystajemy wciąż tym wszystkim oszołomieni i na pustym o tej porze watykańskim placyku nagle widzimy, że w odległości jakichś 150 m z domu św. Marty wychodzi we własnej osobie papież Franciszek! No więc zaraz po Janie Pawle II on właśnie był pierwszą osobą spotkaną na progu naszej misji. Nie mogłem oczywiście do niego podejść, najwyraźniej udawał się na jakieś spotkanie.
Już wieczorem wiedziałem na jakie. Spotkał seminarzystów oraz zakonnych nowicjuszy i nowicjuszki. "Narybek" kościelnego "personelu naziemnego", jak mawiają niektórzy. Zafascynowały mnie ich twarze. Emanowały młodością, radością, entuzjazmem i to zupełnie nie "klerykalnym". Po prostu super sympatyczni i normalni młodzi ludzie, tyle że w koloratkach i welonach - a papież nie przemawiał do nich, lecz wiódł jakąś niezwykłą gawędę. Pewnie taką jak kiedyś Wojtyła do swoich współkajakarzy. Wcześniej przygotowany tekst odłożony na bok, mocno przekroczony czas przewidziany na to wydarzenie, prałaci podenerwowani, bo łamie się nie tylko agenda, ale nawet papieska powaga zostaje jakoś naruszona. Franciszek mówi o smartfonach i najnowszych modelach samochodów, o poruszaniu się młodych "na ostrzu noża", o miłości "na próbę", o modnych strojach i lokalach. Rysuje obraz świata, jaki jest - i taki, w który ci młodzi mają go zmieniać, idąc za głosem swojego powołania. W końcówce wystąpienia pod adresem młodych planujących życie w celibacie padają słowa "Proszę, nie bądźcie «starymi pannami», «starymi kawalerami»". Nie wiem, czy ci młodzi słyszeli podobny język w czasie ich formacji, ale w widoczny sposób przemawiał do ich wyobraźni. Może dlatego byli tak szczęśliwi w Rzymie?
Najwyraźniej ta zbitka o starych pannach tkwi mocno w głowie Franciszka. Niedługo później w słynnym wywiadzie udzielonym o. Spadaro wraca do niej: "śluby zakonne nie mogą być parodią, w przeciwnym razie na przykład życie wspólnotowe staje się piekłem, a czystość stylem bycia starych panien". A ponad rok później dopowie, by nikt nie miał wątpliwości: "Radością Kościoła jest wychodzenie poza siebie, by dawać życie. Jeśli Kościół tego nie czyni (…), przypomina bardziej starą pannę niż matkę. Taki Kościół jest do niczego, to skansen".
Trzeba się przyzwyczaić do tej trudnej mowy. Pontifex najwyraźniej uważa, że duchowni muszą potrafić posługiwać się językiem nieduchownych. Że każde zamknięcie się księdza, zakonnicy czy biskupa w sobie i celebrowanie tego pozostaje w sprzeczności z ich powołaniem. Że odróżniając się (nie tylko koloratką i welonem) od innych zjadaczy chleba, muszą być zarazem ludźmi z krwi i kości, bez komfortu "osobności". Że wreszcie Kościół wypełnia swoją misję tylko wtedy, gdy jest zdolny wyjść poza mury kruchty.
W tej perspektywie warto wrócić do wypowiedzi kard. Bergoglia na posiedzeniach bezpośrednio poprzedzających konklawe. Z rękopisu kardynała udostępnionego purpuratowi z Hawany i następnie upublicznionego pochodzi takie zdanie: "Zło, które z upływem czasu występuje w instytucjach kościelnych, ma swe korzenie w byciu dla siebie punktem odniesienia, który jest rodzajem narcyzmu teologicznego". Wieść gminna niesie, że było to jedno ze zdań, które przyczyniły się do tego, aby papieżem został właśnie Bergoglio. Jeśli tak, to warto poddać głębszej refleksji starania Franciszka, by ani Kościół, ani "personel naziemny" nie byli "autoreferencyjni", czyli - mówiąc po prostu - by nie byli punktem odniesienia dla siebie samych.
Mam na koniec prośbę do Czytelników, którzy zamieszczają pod moimi tekstami komentarze. Są one dla mnie bardzo ważne, bez względu na to, czy mi się podobają, czy nie, czy są życzliwe, czy też odwrotnie - złośliwe albo nawet napastliwe (pod moim albo papieża Franciszka adresem). Prośba jest prosta: ja podpisuję moje teksty prawdziwym imieniem i nazwiskiem, a nie nickiem. Czy mógłbym prosić o wzajemność?
* * *
"W kręgu Franciszka" to nowy cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl
Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.
* * *
Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze
Skomentuj artykuł