Świat bez Boga
Zachowanie nastolatków w Londynie i innych miastach Wielkiej Brytanii, którzy ruszają w miasto, aby rabować i podpalać, nie jest z pewnością przypadkowe. Osobiste frustracje, bezrobocie nie tłumaczą rozboju i dewastacji cudzego mienia. W moim odczuciu cywilizacja zachodnia zbiera owoce antyreligijnego, liberalnego klimatu, lansowanego przede wszystkim przez "wielkich kreatorów nowej zachodniej cywilizacji" czy też młodzieżowe media. [Nie chcę tu pisać o winie rodziny i rodziców, bo tę winni rozeznać i zmierzyć oni sami].
Lewicujący francuski filozof Emmanuel Todd, który w sposób chłodny - bez emocji, opisuje śmierć Boga w kulturze zachodniej, stwierdza, że kombatanci świata bez Boga nie mają się tak naprawdę z czego cieszyć. Człowiek bowiem pozbawiony najwyższego Autorytetu - Stwórcy nie okazał się bynajmniej lepszy, a zachodnia humanistyczna kultura nie wypracowała własnego odpowiednika religii, który mógłby stać się strażnikiem moralności osobistej i społecznej. "Po śmierci religii rozpoczęła się podskórna rewolucja psychospołeczna, coś znacznie radykalniejszego od wzrostu tendencji indywidualistycznych - to powszechny rozkwit narcyzmu" - stwierdza Todd. Moglibyśmy dodać: "Bandytyzmu i szaleństwa". Teraz, po uśmierceniu Boga i religii w kulturze Zachodu, powstało pytanie: Co może zobowiązać człowieka do moralnego zachowania wobec swego bliźniego? Odpowiedź brzmi: Nic. Dosłownie nic.
Po odrzuceniu wartości moralnych i religijnych, pozostaje cynizm. "Nam wolno prawie wszystko, myśleć, mówić, a w dodatku nic nie musimy - pisał cynicznie 23 letni Mirosław Nahacz, przedwcześnie zgasła gwiazda polskiej literatury. "Nie ma żadnych idei; jak ktoś chce, może na siłę zostać harcerzykiem albo ministrantem, może odnajdzie sens i podobne duperele, nam to nie jest do niczego potrzebne. [...] Wiedzieliśmy też, że mimo wszystko jesteśmy tak samo głupi jak wszyscy, jak całe nasze rozpieszczone pokolenie, że samym gadaniem się nie wygra. Ale nie można przecież wygrywać, bo nie ma o co się bić. Zresztą to i lepiej, bo teraz nikomu by się nie chciało. [...] Nie. Nigdy nie chodziło o to, że czegoś nam brakuje, albo że ktoś wyrządził nam krzywdę, że ojciec był alkoholikiem, że kogoś tłukli w domu. Sęk w tym, że często jest iluzorycznie normalnie".
Młodego człowieka, który tak postrzega świat, należy się bać. I rzeczywiście, mieszkańcy Londynu i innych wielkich miast Wielkiej Brytanii boją się dzisiaj wychodzić na ulicę. Ale to, co zdarzyło się w Anglii, równie może dobrze zdarzyć się w Paryżu, Berlinie, Rzymie czy w Warszawie. Jak pomóc sfrustrowanej, zrozpaczonej młodzieży? Podpowiedź daje nam Hiob: W rozpaczy mieć pomoc od bliźnich, to wrócić do czci Wszechmocnego (Księga Hioba 6,14).
Skomentuj artykuł