Świecka nietolerancja
Myślę sobie czasem - przyznaję, nie bez złośliwości - że najfajniej byłoby zostać wytatuowaną i wypiercingowaną lesbijką-weganką, aktywnie walczącą o aborcję na życzenie.
Sprawa z początku września. Urzędniczka Kim Davis z amerykańskiego stanu Kentucky trafiła do więzienia, ponieważ nie chciała wydawać parom homoseksualnym licencji potwierdzających zawarcie przez nie małżeństwa.
Tymczasem w czerwcu tego roku Sąd Najwyższy USA przyznał takie prawo związkom jednopłciowym. Davis swoją decyzję - i trwanie w niej - tłumaczy względami religijnymi. Jest chrześcijanką należącą do Kościoła Apostolskiego i sygnowanie swoim nazwiskiem aktu legalizującego małżeństwo homoseksualne byłoby niezgodne z jej sumieniem.
Jednak sędzia David Bunning nie uznaje tego argumentu. W jego przekonaniu urzędniczka dopuściła się niesubordynacji wobec prawa i zostanie za kratkami - jak to wdzięcznie ujął - dopóki nie zmieni zdania (kobieta oczywiście, nie on).
Szereg podobnych historii przytaczają australijscy biskupi w kapitalnym (!) liście duszpasterskim "Don't mess with marriage" (jego tłumaczenie można znaleźć we wrześniowym miesięczniku "W drodze").
Oto kilka przykładów: "W New Jersey internetowy serwis randkowy został pozwany za to, że nie prowadził usług dla par jednej płci"; "w stanach Colorado i Oregon sądy nałożyły grzywny na cukierników, którzy - powołując się na religię lub sprzeciw sumienia - odmówili upieczenia tortów na śluby par tej samej płci"; "w Nowym Meksyku fotograf weselny został ukarany grzywną za odmowę fotografowania takiej ceremonii"; "w Illinois pozwano hotelarzy za to, że nie chcieli sprzedać pakietów na miesiąc miodowy parom jednej płci"; "w wielu stanach USA i w Anglii liczni psychologowie stracili pracę, ponieważ wspierali tradycyjne małżeństwo i rodzinę na nim opartą"; "naczelnemu rabinowi Amsterdamu i biskupowi z Hiszpanii zagrożono sądem za «mowę nienawiści». Ich jedyną winą było to, że przypominali o prawdach własnej tradycji religijnej".
Akurat powyższe przykłady mają związek z legalizacją związków homoseksualnych, ale istnieje wiele innych obszarów, na których dochodzi do napięcia, a czasem i starcia, między prawem a wolnością sumienia (choć, teoretycznie, wiele krajów Zachodu gwarantuje tę wolność swoim obywatelom w ramach prawa).
Rozmawiałam niedawno z mecenas Ruth Nordström, prezes Scandinavian Human Rights Lawyers. Jest ona pełnomocnikiem szwedzkiej położnej zwolnionej z pracy po tym, jak poinformowała kierownictwo szpitala, że ze względu na swoje sumienie nie będzie w stanie uczestniczyć w zabiegach aborcji.
Historię Ellinor Grimmark opisywały także polskie media. Sprawa jest w toku i odbija się w Szwecji szerokim echem, co ma swoje dobre strony: bo wydobywa kwestię wolności sumienia na światło dzienne i prowokuje do dyskusji; ale też i złe: bo uruchomiła swoistą nagonkę na położne, które są przepytywane w pracy ze swoich przekonań. Jeśli przyznają się do wątpliwości czy niezgody wobec asystowania przy aborcjach, tracą pracę.
Wolność sumienia jest w krajach Europy i USA coraz bardziej ograniczana. Wniosek wyssany z palca? Nie, smutna konstatacja po międzynarodowej konferencji, zorganizowanej kilka dni temu w Warszawie przez Instytut Ordo Iuris. Kiedy słuchałam wystąpień kolejnych prelegentów, przypomniało mi się spotkanie ze szwedzkim małżeństwem. Para, opisując to, w jaki sposób w ich kraju podchodzi się do chrześcijan, użyło określenia "świecka nietolerancja": "Ze względu na naszą wiarę i wynikające z niej przekonania traktuje się nas jak głupków" - powiedzieli.
Nie trzeba jednak jechać do ojczyzny Stiega Larssona, żeby tak się czuć. Żyjąc w Polsce i czytając wynurzenia wielu publicystów na temat Kościoła, też się tak czuję. I myślę sobie czasem - przyznaję, nie bez złośliwości - że najfajniej byłoby zostać wytatuowaną i wypiercingowaną lesbijką-weganką, aktywnie walczącą o aborcję na życzenie. Wtedy nie zarzucanoby mi zacofania oraz braku racjonalności, a moich argumentów nie kwitowanoby lekceważącym "twój światopogląd - twój problem".
W różnych okolicznościach, z różnych stron i różnych ust padają słowa o tym, że granicą wolności jednego człowieka jest wolność drugiego człowieka. Chrześcijanin - czy komuś się to podoba, czy nie - to też człowiek. I też ma prawo do wolności - myśli, opinii, ale i sumienia.
Anna Sosnowska - redaktor miesięcznika "W drodze", współautorka książki (razem z o. Wojciechem Ziółkiem SJ) "Zioło-lecznictwo, czyli wywary na przywary", wcześniej związana z kanałem religia.tv.
Skomentuj artykuł