Synod się nie skończył

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)

Ojcowie synodalni rozjechali się do domów. Papież otrzymał dokument końcowy, z którego będzie musiał stworzyć adhortację apostolską. To jednak wcale nie oznacza, że synod się zakończył. On teraz schodzi do naszych parafii i duszpasterstw.

Synod był obszernie relacjonowany w mediach. Oczywiście, nie obyło się bez manipulacji czy też selektywnego traktowania niektórych tematów. To jednak nie zmienia faktu, że wiele osób, świeckich i duchownych, zobaczyło, że nie brakuje wybitnych teologów i pasterzy, którzy próbują zmierzyć się (doktrynalnie i dyscyplinarnie) z kwestią obecności osób rozwiedzionych i powtórnie poślubionych (skoro używamy w teologii polskojęzycznej terminu lapsi, to niech na użytek tego felietonu żyjący w powtórnych związkach będą określeni jako risposati - po prostu krócej).

To nie są fanaberie niedouczonych! Oczywiście, nie potrafimy (i pewnie nie możemy) wykluczyć, że kierowali się również innymi motywacjami. Być może popełniają błędy, ale niewątpliwie cieszą się autorytetem. Nauczycieli i pasterzy. Nie powinno zdumiewać i to, że w dochodzeniu swoich racji powołują się przede wszystkim na nauczanie świętego Jana Pawła II (i jego adhortacji Familiaris consortio). Doskonale wiedzą, że to słowa polskiego papieża dla obrońców tradycyjnego duszpasterstwa małżeństwa i rodziny są fundamentem ich opinii.

Fakt, że synod 2015 roku był obecny w mediach, sprawia, że w naszej praktyce duszpasterskiej nie unikniemy pytania co dalej. I na to pytanie będziemy musieli znaleźć odpowiedź.

DEON.PL POLECA

Mówiąc bardzo ogólnie, wydaje się, że poszukiwanie odpowiedzi obejmuje trzy obszary.

Po pierwsze, uproszczenie procedur orzeczenia nieważności małżeństwa. Pewne kroki w tym kierunku poczynił już Ojciec Święty Franciszek. I stało się to jeszcze przed rozpoczęciem prac Synodu. Ale wciąż jest wiele do zrobienia. Na pewną bardzo istotną kwestię zwrócił uwagę kardynał Camillo Ruini, swego czasu wikariusz Ojca Świętego (Jana Pawła II i Benedykta XVI) dla Miasta Rzymu. Otóż dla ważności sakramentu potrzebna jest wiara! Włoski hierarcha, w książce opublikowanej w wigilię Synodu, zadaje zasadnicze pytanie: "Nie ulega wątpliwości, że nie brakuje dzisiaj takich, którzy, będąc ochrzczonymi, nigdy nie wierzyli i nie wierzą w Boga. Czy mogą zatem w sposób ważny zawrzeć sakramentalny związek małżeński?".

To nie jest nowe pytanie. Już wcześniej zadał je kardynał Ratzinger. W 1998 roku Kongregacja Doktryny Wiary (przewodniczył jej wtedy właśnie Panzerkardinal) opublikowała wytyczne dotyczące duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. I to właśnie w tym dziele późniejszy Benedykt XVI postuluje rozważenie kwestii, czy każde małżeństwo zawarte między ochrzczonymi ma charakter sakramentalny. Dlaczego? Ponieważ do natury sakramentu należy wiara! Co zrobić, kiedy tej wiary nie ma? Czy został zawarty sakrament, czy też byliśmy świadkami jedynie uroczystej ceremonii zaślubin?

Z tej sytuacji ewidentnej niewiary wynika druga konsekwencja. Do kogo adresujemy nasze orędzie? Synod, który w swojej pierwszej odsłonie (w 2014 roku) urzekł mnie przede wszystkim tym, że z wielką odwagą spojrzał na rzeczywistość Kościoła (i porażkę naszego duszpasterstwa w Europie Zachodniej, do której Polska należy), zmusza mnie przede wszystkim do wyznania, że orędziem miłosierdzia i zmianą dyscypliny (czy też doktryny Kościoła, jak chcą niektórzy) zainteresowani są nieliczni.

Z samego faktu, że ktoś jest risposato nic jeszcze nie wynika. Zdecydowana większość osób znajdujących się w związkach niesakramentalnych naszą wspólnotę traktuje w sposób instrumentalny: potrzebują takie czy inne zaświadczenie, chcą ochrzcić swoje dziecko lub przyprowadzić je do pierwszej komunii lub bierzmowania. Tyle. Nie prowadzą żadnego życia wspólnotowego ani duchowego. Są obcy. Taka jest większość. Piszę to jako duszpasterz. Co z nimi zrobić? Nie wiem.

Wiem jedno, że nie mogę sprzed oczu utracić tych nielicznych, którzy mimo swojej nieregularnej sytuacji wierzą. Wierzą i są w Kościele. Postrzegam jako niesprawiedliwość to, że jedyną odpowiedzią na ich pokorną obecność w Kościele (codzienna modlitwa, Eucharystia, zaangażowanie w dzieła wspólnoty i chrześcijańskie wychowanie dzieci) jest nasze "nie". Nie mogą przystępować do komunii (gotów jestem uznać, że zmiana w tym zakresie oznaczałaby przewartościowanie naszej antropologii i sakramentologii), nie mogą być rodzicami chrzestnymi, nie mogą być świadkami chrztu (przynajmniej w Polsce), nie mogą być członkami rad duszpasterskich i ekonomicznych, kontestuje się ich prawo do przyjmowania błogosławieństw w procesji komunijnej podczas Eucharystii.

To nie może być odpowiedź Kościoła! Z tym coś trzeba zrobić! Tak jak gorszy nas niewiara ochrzczonych, tak powinien nas gorszyć brak miłości ochrzczonych. Wobec naszych sióstr i braci, którzy wierzą i trwają przy wspólnocie.

I tak natrafiamy na trzeci punkt. W poszukiwaniu odpowiedzi na te wszystkie wątpliwości nie wystarczą dobre chęci. I trzeba powiedzieć - sentymentalne chęci. Dla naszych poszukiwań nie ma żadnego znaczenia wysłuchanie opowieści o dziewczynce, która podzieliła swoją hostię, aby dać ją tatusiowi, który był risposato. Niestety, takie historie sprawiają, że podejrzewamy, iż jesteśmy przedmiotem manipulacji.

A zatem co? Mam wrażenie, że rację ma ojciec Thomas Reese (a jak, jezuita), który w swoim artykule opublikowanym w "Tygodniku Powszechnym" z 25 października, mówiąc o pięciu powodach, dla których synod się nie uda(ł), powiada, że to również dlatego, że zabrakło na nim teologów.

Zabrakło. Musieliśmy wysłuchać ckliwej opowieści o dziewczynce, musieliśmy się zmierzyć z zarzutami o stronniczość niemieckiego stolika, musieliśmy się zmierzyć z zarzutami o spiskową teorię obrad synodalnych, zamiast wysłuchać tego, co do powiedzenia na temat małżeństwa ma tradycja prawosławna. I tu być może wcale nie trzeba było wzywać pomocy Cerkwi. Być może wystarczyło sięgnąć po prace włoskiego teologa księdza Basilio Petrà. Nie wiem.

Ojcowie synodalni, którzy proponowali zmianę podejścia Kościoła do risposati, uczynili krok wstecz. Na samym końcu nie domagali się już zmian, które miałyby charakter generalny, ale (idąc za radą świętego Jana Pawła II wyrażoną w Familiaris consortio nr 84) postulowali możliwość rozeznania każdej sytuacji indywidualnie. To oczywiście przenosi odpowiedzialność z biskupa na proboszcza, co oznacza dalszą decentralizację Kościoła. To najprawdopodobniej legitymizuje coś, z czym już mamy do czynienia, a do czego nie chcemy się przyznać.

Synod naprawdę zszedł do naszych parafii.

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Synod się nie skończył
Komentarze (17)
TP
Tomasz Pierzchała
2 listopada 2015, 15:59
Dla o.Błyszcza jak widać Synod się nie skończył i dalej kontynuuje  rozważania w podobnym duchu,i żeby było weselej przydaje im rangi odwagi.No cóż,jeśli odwagą nazwać nieustanne mącenie to ma niewatpliwie rację.Domniemana nieważność pierwszego małżeństwa ma być przedmiotem "głębokich" medytacji każdego wiejskiego proboszcza.Ten jednak ma na tyle zdrowego rozsądku by stwierdzić,iż jeśli pierwotnie nie wierzyli, dlaczego by  więc uznać,iż wierzą akurat teraz.Gorzej, jeśli wierzyli uprzednio i wierzą teraz.W tym przypadku to jakoby sam Kościół ma przeprowadzić rachunek sumienia czy aby dość kocha bo jeśli nie to z pewnością jest faryzejski i basta.To nic ,że przez stulecia Kościół jakoś sobie z tym radził wychowując na tej bazie wcale nie małe grono świętych.Dziś mamy bowiem nową definicję miłości, która ma zasadzać się na tolerancji dla grzechu.Jak wiadomo prawo do grzechu jest podstawowym prawem osoby ludzkiej i to,że Kościół do tej pory tego nie dostrzegł już samo w sobie prowadzi do wniosku o konieczności gruntownego rachunku Kościelnego sumienia.Konkludując wypada dziś zacząć modlić się za każdego wiejskiego proboszcza, aby chociaż jego w tym bałaganie Bóg zostawił przy zdrowych zmysłach.   
2 listopada 2015, 10:42
@jazmig: “BIBUŁA-pismo niezależne” (dawniej: “Dwutygodnik BIBUŁA”) jest pismem niezależnym wydawanym w Stanach Zjednoczonych (Baltimore-Washington, DC). Marzec 1982 – ukazał się pierwszy numer podziemnego pisma “dwutygodnik BIBUŁA”, wydawany przez studentów Politechniki Poznańskiej. 23 stycznia 2013 – zawieszenie regularnej, codziennej działalności Serwisu Informacyjnego BIBUŁY (strona internetowa pisma jest kontynuowana) Sięgasz po lektury najwyższych autorytetów ;-)
jazmig jazmig
1 listopada 2015, 18:29
[url]http://www.bibula.com/?p=83987[/url]
PC
Paweł Czarnecki
31 października 2015, 22:50
Z dużej chmury mały deszcz. Brak konkretów - szkoda Ale przynajmniej kardynałowie i biskupi się spotkali - to też ważne, może w przyszłości zaowocuje!
PC
Paweł Czarnecki
31 października 2015, 22:50
Z dużej chmury mały deszcz. Brak konkretów - szkoda Ale przynajmniej kardynałowie i biskupi się spotkali - to też ważne, może w przyszłości zaowocuje!
jazmig jazmig
30 października 2015, 15:09
1. Ślub to ślub. Jeżeli ktoś ślubuje, a jest niewierzący, to jednak ślubuje. Zatem dyskusja, czy ślub osób niewierzący jest ślubem sakramentalnym nie ma sensu. Przysięgałeś/aś wierność drugiej osobie przed Bogiem? Dotrzymuj słowa! Bóg nakazuje dotrzymywać przysiąg. 2. Wiem jedno, że nie mogę sprzed oczu utracić tych nielicznych, którzy mimo swojej nieregularnej sytuacji wierzą. Wierzą i są w Kościele. Postrzegam jako niesprawiedliwość to, że jedyną odpowiedzią na ich pokorną obecność w Kościele (codzienna modlitwa, Eucharystia, zaangażowanie w dzieła wspólnoty i chrześcijańskie wychowanie dzieci) jest nasze "nie". Nie mogą przystępować do komunii (gotów jestem uznać, że zmiana w tym zakresie oznaczałaby przewartościowanie naszej antropologii i sakramentologii), nie mogą być rodzicami chrzestnymi, nie mogą być świadkami chrztu (przynajmniej w Polsce), nie mogą być członkami rad duszpasterskich i ekonomicznych, kontestuje się ich prawo do przyjmowania błogosławieństw w procesji komunijnej podczas Eucharystii. To nie jest niesprawiedliwość, lecz skutek. Czy ktoś zmusza te rzekomo pobożne osoby do seksu? Przecież wystarczy z niego zrezygnować, a to, czego im teraz nie wolno, staje się dla nich dostępne. Ja znam małżeństwo, gdzie ciężko zachorowała żona i z tego powodu seks między nimi był niemożliwy, a oboje byli krótko po 30-tce. Czy ksiądz powie mężowi takiej żony: znajdź sobie inną na stałe, albo dorywczo, bo jakoś musisz zaspokoić swoje potrzeby seksualne? Skoro taka odpowiedź nie przyszłaby ojcu do głowy w powyższej sytuacji, to nie powienien ojciec usprawiedliwiać seksu niesakramentalnego w żadnej innej sytuacji. A jeżeli ksiądz doradzałby niewierność, to przestałby być katolickim kapłanem.
30 października 2015, 16:15
Jazmigu, ale powiedz - dlaczego Ty wraz z Kościołem miałbyś decydować o tym kto z kim i kiedy będzie uprawiał seks lub nie?
jazmig jazmig
30 października 2015, 16:50
Czytaj ze zrozumieniem, jeżeli nie potrafisz, wróc do podstawówki.
30 października 2015, 17:22
"Przecież wystarczy z niego [seksu] zrezygnować, a to, czego im teraz nie wolno, staje się dla nich dostępne." oraz "nie powienien ojciec usprawiedliwiać seksu niesakramentalnego w żadnej innej sytuacji" To Twoje słowa, więc albo Ty nie wiesz o co Ci chodzi albo nie masz argumentu, to uciekasz się do "wróc do podstawówki".
jazmig jazmig
30 października 2015, 19:48
Wróć do podstawówki, albo, jeżeli znasz jakiegoś ucznia podstawówki od 3 klasy wzwyż, to poproś go, żeby ci wytłumaczył, co ja napisałem.
30 października 2015, 23:21
Ja znam małżeństwo, gdzie ciężko zachorowała żona i z tego powodu seks między nimi był niemożliwy, a oboje byli krótko po 30-tce. W tym przypadku rezygnacja z seksu jest postawą miłości kochającego męża! Dalszy ciąg twojej wypowiedzi: Czy ksiądz powie mężowi takiej żony: znajdź sobie inną na stałe, albo dorywczo, bo jakoś musisz zaspokoić swoje potrzeby seksualne? świadczy o bardzo prymitywnym postrzeganiu przez ciebie seksu i całkowitym braku świadomości, czym jest cielesne zbliżenie w miłości... Z tego też powodu nie jesteś w stanie pojąć, że wskazywanie małżonkom niesakramentalnym życia w czystości - jako jedynej drogi "powrotu do Kościoła" - jest żądaniem heroizmu, bo  wymaga pozbawienia ich istotnego elementu miłości  pełnej.
31 października 2015, 10:45
Rozumiem. Po prostu chciałbyś, żeby inni ludzie heroicznie zrezygnowali z seksu, choć Ty nie jesteś nawet gotowy wytłumaczyć na forum dlaczego. Heroizm jak się patrzy, Jazmigu. Od siebie wymagać najpierw, nie zlecać dzieciom z podstawówki czy jeszcze komuś innemu. 
1 listopada 2015, 10:48
Czy św. Franciszek i św. Klara żywili do siebie jakąś miłość "niepełną"?
1 listopada 2015, 15:16
Franciszek i Klara byli powołani i zdolni do życia w czystości, którą to czystość WYBRALI. Ich oblubieńcem był Jezus...
jazmig jazmig
1 listopada 2015, 18:32
Skoro z seksu rezygnuje się z powodu choroby małżonka, to można również zrezygnować po to, żeby nie grzeszyć. Czyto jest takie trudne do zrozumienia? Chce ktoś przystępować do komunii św.? Niech zrezygnuje z grzechu, czyli z cudzołożnego seksu. Tyle w temacie.
jazmig jazmig
1 listopada 2015, 18:33
Każdy jest powołany do życia w czystości, jeżeli nie może żyć w sakramentalnym małżeństwie. Ich oblubieńcem jest Jezus.
1 listopada 2015, 21:23
Po pierwsze, Kościół może decydować, kogo dopuścić do Komunii, a kogo nie. Po drugie, osoby rozwiedzione żyjące w nowych związkach nie muszą z definicji znajdować się w stanie grzechu ciężkiego. I po trzecie, nawet jeśli istnieje obiektywna i trwała sprzeczność między sytuacją wiernego, a sakramentem jako znakiem wierności Boga wobec Kościoła, to przecież sakramenty nie tylko oznaczają…, ale także pomagają grzesznikom w drodze". Słowa, których wysłuchali biskupi polscy podczas 368 zebrania KEP w marcu br. nie wywołały żadzy ukamienowania "bezbożnika", który je wygłosił... Ale ty wiesz wszystko lepiej i na pewno. A kwestie seksu masz w małym paluszku. Żałujesz, że czas Starego Testamentu przeminął?