Sztuka trafiania w czas
Na temat listów pasterskich wylano już morze atramentu i wystukano pewnie miliony liter w komputerach. Księża czytają je na ogół z dużą dawką dystansu, a wierni świeccy niejednokrotnie urządzają sobie w czasie tej lektury prywatne rozmyślanie nad usłyszanymi przed chwilą tekstami biblijnymi albo i drzemkę. Publicyści natomiast mają brzydki zwyczaj czynienia sobie z nich obiektu wybrzydzania, kpin albo rutynowych narzekań.
Powinienem więc być uodporniony. A jednak z przykrością przeczytałem połajanki, jakie urządził biskupom szef jednego z pragnących należeć do opiniotwórczych portali, gdy zapoznał się z treścią tegorocznego listu episkopatu na święto Świętej Rodziny. Nie tylko dlatego, że sugestię, aby polscy biskupi znaleźli sobie żony, uważam za głęboko nietrafioną, ale również dlatego, że poczytałem potem komentarze internautów na temat oderwania naszych hierarchów od życia.
Jeszcze bardziej przykro zrobiło mi się, gdy dosłownie tuż przed Sylwestrem od paru świeckich osób wysłuchałem sporej dozy dość cierpkich uwag na temat wspomnianego wyżej dokumentu, ze szczególnie złośliwymi docinkami dotyczącymi "przepisu na udany obiad rodzinny", jak ktoś podsumował jeden z fragmentów.
Sytuację dodatkowo skomplikował fakt, że sam podczas odczytywania wiernym omawianego listu miałem mieszane uczucia. Zwłaszcza przy tym urywku: "Dlatego potrzeba naszej troski o właściwe świętowanie niedzieli, o niepodejmowanie niekoniecznych prac, o zmianę ustawodawstwa dotyczącego handlu w niedzielę. Chrześcijańska rodzina nie powinna spędzać niedzieli w centrach handlowych na zwiedzaniu czy zakupach. Pamiętajmy, że takim zachowaniem wyrządzamy również krzywdę osobom, które muszą z tego powodu pracować w niedzielę. Prawdziwe świętowanie jest bowiem zawsze bezinteresowne i w łączności z drugimi. Jeżeli w niedzielę będziemy myśleć tylko o sobie samych, chodząc na zakupy, uciekając jedynie we własne hobby, w świat wirtualny, w nadmierne spędzanie czasu przed telewizorem czy komputerem, nie doświadczymy nigdy radości rodzinnego świętowania".
Moje mieszane uczucia były efektem nie tylko osobistych przeżyć sprzed kilku lat, gdy podczas kazania na Pasterce wywołałem głośną reakcję jednego z uczestników liturgii krótkim aluzyjnym zdaniem na temat komercjalizacji świąt i sugestią, że niektórzy najchętniej spędziliby je w hipermarkecie, a nie w rodzinnym gronie. Wierny ów rzucił w przestrzeń świątyni nie tyle obronę świętowania w sklepie, ile ocenę nieprzystawalności moich refleksji do stanu świadomości Polaków.
Bardziej jednak od tego niemiłego wydarzenia, które stało się mym udziałem, na moje odczucia przy lekturze listu episkopatu wpływało co innego. Przypomniałem sobie pewną akcję, którą w 2004 roku zainicjował portal Wiara.pl. Była to Internetowa Kampania Odmowy "W niedzielę nie chodzę do sklepu". Pomysł polegał na tym, aby nie tyle wzywać do zamykania sklepów w dni świąteczne, ile kształtować postawy wiernych katolików i w ten sposób skłonić właścicieli placówek handlowych do rezygnacji z otwierania ich poza dniami powszednimi. Chociaż akcję poparło wielu właścicieli stron internetowych i liczne parafie, nie zyskała ona oficjalnego wsparcia ze strony Kościoła katolickiego w Polsce. To było ponad osiem lat temu.
Warto przypomnieć, że duże sieci handlowe wchodząc do Polski nie od razu wprowadziły w życie uważane dzisiaj w naszym kraju za "oczywistość" handlowanie w niedziele i święta. Dość długo respektowały zastane reguły i przyzwyczajenia klientów. Bardzo ostrożnie i stopniowo, "uczyły" nas przychodzenia na zakupy także w dni świąteczne. Nie mogę się wyzbyć przekonania, że gdyby Kościół katolicki w Polsce odpowiednio wcześnie zareagował na próby przekształcania świętego dnia Pańskiego w dzień sklepowy, dzisiaj nie trzeba by było nie tylko pisać listów pasterskich z postulatami ustawowego zakazywania handlu w niedzielę, ale również nie byłyby potrzebne biskupie apele o nieco wcześniejsze zamykanie sklepów w Wigilię.
Istnieje coś takiego, jak umiejętność zabierania głosu w odpowiedniej chwili. Sztuka trafiania w odpowiedni czas. Mam wrażenie, że wciąż musimy się jej w Kościele w Polsce uczyć. Bo jak wiedzą nie tylko lekarze, im wcześniejsza interwencja, tym większe szanse całkowitego przywrócenia dobrego stanu zdrowia.
Skomentuj artykuł