Taizé - czyli o Noblu bez cienia wątpliwości

Piotr Żyłka

Obserwuję działalność wspólnoty ekumenicznej z Taizé od lat. Myślę, że jeśli Komitet Noblowski chciałby przyznać nagrodę, która nie będzie budzić żadnych wątpliwości, to powinien docenić działalność braci z małej francuskiej wioski.

Ostatni tydzień spędziłem w Rzymie, gdzie mogłem po raz kolejny zobaczyć, jak wiele dla przyszłości Europy, pokoju na świecie, dialogu i jedności wśród chrześcijan robią naśladowcy brata Rogera. Nie działają w sposób spektakularny, nie szukają zainteresowania mediów, a odwalają ogrom roboty u podstaw. Nigdy nie zamierzali tworzyć jakiegoś wielkiego ruchu, a jednak lgną do nich młodzi ludzie z całego świata. Dlaczego tak się dzieje? Co jest największą wartością Taizé?

Pielgrzymka Zaufania Przez Ziemię, to nie jest przypadkowa nazwa. Bracia z niezwykłą konsekwencją i cierpliwością budują zaufanie między narodami i Kościołami. Nie wykorzystują do tego wielkich pieniędzy, nie mają zaplecza instytucjonalnego. Wszystko, co robią, jest zwyczajne i przepełnione pociągającą prostotą.

Co roku, kilka miesięcy przed planowanym spotkaniem, do miasta, w którym będzie się ono odbywać, przyjeżdża kilkunastu braci i około dwudziestu wolontariuszy. Ich praca to przede wszystkim spotkania z ludźmi. Chodzą od parafii do parafii, pukają do drzwi i pytają, czy dana wspólnota zechce przyjąć pielgrzymów. Każdy z nich odbywa kilkadziesiąt takich rozmów. Dzięki temu dziesiątki tysięcy młodych pielgrzymów znajduje gościnę u rodzin. W ten sposób dochodzi do przełamywania kolejnych barier. Zwykli Włosi, Francuzi czy Niemcy, poznają Czechów, Hiszpanów i Polaków. Tak buduje się prawdziwe zaufanie. Powoli i bez fajerwerków. Już od trzydziestu pięciu lat.

DEON.PL POLECA

Warto pamiętać, że Taizé to nie tylko zimowe spotkania w wielkich miastach. Przez cały rok do małej burgundzkiej wioski przyjeżdżają tysiące młodych, by odnowić źródła swojej wiary, zatrzymać się na chwilę, modlić się w ciszy, poznawać drugiego człowieka i szukać dróg do pełnej jedności między chrześcijanami. Nie ma na świcie drugiego takiego miejsca.

Wspólnota z Taizé często trafia pod ostrzał krytyki. Najczęściej zarzuca się jej, że promuje bezsensowny typ ekumenizmu. Powtarza się zarzut, że oczywiście, można się razem pomodlić, ale lata mijają i nic z tego nie wynika. Nie zgadzam się z takimi tezami. Modlitwa jest jedną z najważniejszych przestrzeni życia osoby wierzącej. Jasne, że wspaniale by było, gdybyśmy potrafili się zjednoczyć w pełni, dojść do porozumienia na płaszczyźnie teologicznej i instytucjonalnej. Ale skoro to się nie udaje, to wspólna modlitwa właśnie jest tym, co powinniśmy robić.

Wróćmy jeszcze do spotkania w Rzymie. Dwa obrazy, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Pierwszy, to sylwestrowa noc w hali na Fiera di Roma. Kilka tysięcy ludzi wchodzi w Nowy Rok, modląc się o pokój na świecie i o jedność wśród chrześcijan. Czy zna ktoś piękniejszy i bardziej wartościowy sposób na rozpoczęcie Nowego Roku? Drugi, to spotkanie 1 stycznia w Bazylice św. Pawła za Murami i wspólne uroczyste wyznanie Credo. Około dziesięcuy tysięcy pięknych, radosnych, młodych Polaków. Coś niesamowitego.

Na tym samym spotkaniu można było zaobserwować scenę symboliczną, która może być podsumowaniem i wyjaśnieniem fenomenu Taizé. Tego dnia w Bazylice pojawili się ważni goście. Kilku biskupów i ambasador Polski przy Watykanie. Siedzieli oni na zdobionych krzesłach, obitych eleganckim czerwonym materiałem, a gdzieś między nimi, kucający na ziemi brat Marek (jeden z polskich członków wspólnoty). Nie chodzi mi o krytykowanie kogokolwiek za to, że zajmuje eksponowane miejsce. Te siedzenia były przecież dla nich przygotowane. Chodzi o ujmującą postawę brata, dla którego naturalne jest, że skoro wszyscy zwykli uczestnicy spotkania siedzą na zimnej posadzce, to on też tak może.

Taka jest cała wspólnota z Taizé. Bracia są wśród ludzi i dla ludzi. W ten sposób buduje się zaufanie. Ja bym im przyznał Nagrodę Nobla. Ale najlepsze jest to, że oni by go z pewnością nie przyjęli, bo nie szukają żadnych zaszczytów.

Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Taizé - czyli o Noblu bez cienia wątpliwości
Komentarze (17)
H
heniek
2 lutego 2013, 16:14
pyzlko, Tomku, nie wiem, którym głosom w Waszych głowach odpowiadacie... przeczytajcie uważnie swoje posty :) Tomku, to zabawne, że to co napisałeś, całkiem pasuje na odpowiedź Tobie :)
T
Tomek
6 stycznia 2013, 12:35
Anno, Anno, Annoo, Annooooo..... Pięknie się modlisz, ale nie bądź egoistką na modlitwie i spójrz na innych, przełam siebie, choć raz spójrz na ten świat oczyma kogoś innego, twojego brata i siostry. Przałam swoje ja i z otwartym sercem wyjdź do drugiego, a będziesz się umiała modlić z każdym, zaakceptujesz róznice, bo pokochasz i obmodlisz nawet to co Ci trudno przyjąć. 
Piotr Żyłka
6 stycznia 2013, 12:13
@Anna "Tak, ja znam: Spowiedź sakramentalna, Msza Święta dziękczynna za miniony rok i adoracja Najświętszego Sakramentu. Ale niestety, dla protestantów te perły są bez znaczenia." A teraz pokaż mi miesce / inicjatywę, która gromadzi w sylwestra 40 000 osób w tych celach :) Łatwo jest powtarzać, że my mamy wszystko, a inni to są be. A zrobić coś samemu?...
B
bartek
6 stycznia 2013, 00:01
Anno, dzięki za ten koment. Prawda wyzawala.
A
Anna
5 stycznia 2013, 23:37
Autor pisze: ... sylwestrowa noc w hali na Fiera di Roma. Kilka tysięcy ludzi wchodzi w Nowy Rok, modląc się o pokój na świecie i o jedność wśród chrześcijan. Czy zna ktoś piękniejszy i bardziej wartościowy sposób na rozpoczęcie Nowego Roku? Tak, ja znam: Spowiedź sakramentalna, Msza Święta dziękczynna za miniony rok i adoracja Najświętszego Sakramentu. Ale niestety, dla protestantów te perły są bez znaczenia.
A
Aga
5 stycznia 2013, 16:52
Jakie to miało znaczenie czy podłoga, czy łóżko, czy płyta styropianowa? Chyba najbardziej niesamowite było to, że w takim mieście, w którym jest tyle do zobaczenia, ta modlitwa zawsze była takim centrum do którego nogi same niosą, na które czeka się z niecierpliwością. Taką chwilą wytchnienia. Nie mam wątpilwości, że bracia, siostry, wolontariusze zrobili co w ich mocy, że wszystko się udało. Przecież się udało :)
MR
Maciej Roszkowski
5 stycznia 2013, 12:09
Wspólnota Taize zasługuje na Nobla. Ale czy Nobel zasługuje na wspólnotę Taize? 
Piotr Żyłka
4 stycznia 2013, 21:04
@Anna Wawrzyniak Ja też spałem w hangarze i mi to w ogóle nie przeszkadzało. To nie były wczasy, tylko pielgrzymka, więc nie rozumiem o co chodzi. @ krzysztof.pałys.op "Powinno być" - to jest kluczowe słowo :) PS: Z tego co mi wiadomo SJ-tka mi nie grozi ;)
-
-czytelniczka
4 stycznia 2013, 19:42
ważne jest kto na czym siedział ??? raczej nie ! ważne po co tam siedzieli, a cel mieli zapewne jeden ;)  :) pozdrawiam :)
A
Anna
4 stycznia 2013, 19:03
TV Trwam przeprowadziła na żywo transmisję ze spotkania z Benedykem XVI i nadal to można odsłuchać i zobaczyć na stronie Radia Maryja i TV Trwam. Widzieliśmy naturalne i piękne (bez żadnej demostrowanej skromności i prostoty) zachowania i brata Aloisa i kilkudziesięciu tysięcy młodych, w tym Polaków. Wspaniała była postawa ekumeniczna Benedykta XVI, o znanej głębokiej duchowości, i braci z Taize
K
krzysztof.pałys.op
4 stycznia 2013, 18:49
Mnie po prostu zdumiewa, zdziwienie niektórych ludzi rzeczami, które w Kościele powiny być oczywiste... Jadł ten sam posiłek co reszta osób (oklaski), ksiądz uśmiechał się do innych (doprawdy niesamowite), ściskał ręce wychodzącym ludziom z Kościoła (nagroda za odwagę). Biskup z Libanu, z którym sprawowałem mszę św. zachowywał się dokładnie w ten sposób i co ciekawe Włochów, Niemców, Libańczyków czy Francuzów to nie dziwiło, a Polacy mówili "woow!". Swoją drogą, tak samo jak owy biskup lub brat Alois, zachowywało się przecież dziesiątki polskich (i nie tylko) księży, którzy przybyli do Rzymu z młodzieżą, ale nie o licytację tu chodzi. Takim rzeczom, jak postawa przeora wspólnoty w Taize czy libańskiego biskupa, nie powinniśmy się po prostu dziwić. To powinno być normalne jak wizyta księdza po kolędzie ;) Już się nie czepiam i idę odleżeć przeziębienie. Dzięki za miłe spotkanie i rozmowę na rzymskiej ziemi. Mam nadzieję, że spotkanie z owym znajomym jezuitą nie sprawiło, że już wkrótce po nazwisku pojawi się SJ :)
Anna Wawrzyniak
4 stycznia 2013, 18:14
Do tej pory myślałam podobnie. Jeszcze przed spotkaniem w Rzymie zgodziłabym się z artykułem. Teraz mam poważne wątpliwości. Idea Taize piękna. Jednak tegoroczne spotkanie jej nie pomogło. Myślę, że znakomita część z trzech tysięcy ludzi mieszkających w hangarach może zrazić się na całe życie. Napisać taki artykuł akurat po Rzymie? Zupełnie tego nie rozumiem. Jak bardzo moje odczucia są odmienne od Pańskich...
Piotr Żyłka
4 stycznia 2013, 18:05
@Pelikan To ja napiszę tak. Oczywiście nie siedzę w głowie brata Marka, więc pewności nie mam, ale myślę, że on tego nie robił, żeby coś pokazać. On tak funkcjonuje od wielu lat, więc to pewnie odruch bezwarunkowy był :) I dodam jeszcze jedno świadectwo ze spotkania napisane przez jedną z użytkowniczek na profilu fb deona: "Znajomy Wloch opowiedzial mi, ze po dystrybucji obiadu na Circo Massimo przypadkowo usiadl na trawie obok przeora wspolnoty. Brat Alois najspokojniej w swiecie jadl to samo jedzenie w tym samym miejscu, co uczestnicy spotkania. To nie wymaga komentarza". Pozdrawiam
P
Pelikan
4 stycznia 2013, 17:29
Siedzieli oni na zdobionych krzesłach, obitych eleganckim czerwonym materiałem, a gdzieś między nimi, kucający na ziemi brat Marek (...) Chodzi o ujmującą postawę brata, dla którego naturalne jest, że skoro wszyscy zwykli uczestnicy spotkania siedzą na zimnej posadzce, to on też tak może. Lubię Piotrze Twoje teksty i podzielam religijną wrażliwość, Taize także cenię. Do tego typu zachować mam jednak ambiwalentne odczucia, jak do całej "francuskiej" ubogiej otoczki, którą spotykałem we francuskich wspólnotach (drewniane talerze "ubogie" ale droższe od zwykłych ceramicznych, miski zamiast pryszniców...). Ciekawi mnie bowiem to jak musieli się czuć owi biskupi, zaproszeni goście i ambasador Polski? W postawie brata z TZ brakuje prostoty, która polega na przyjmowaniu z wdzięcznością tego co daje nam Bóg. Wolałbym aby brat Marek usiadł jednak jak inni na krześle. To takie francuskie silenie się na to kto jest "najmniejszy" i "najskromniejszy". Matka Teresa nie robiła pokazówek siadając na ziemi kiedy przygotowano jej zaszczytne miejsce - z prostego powodu, aby nie upokarzać tych, którzy ją przyjmują. Czy była przez to mniej pokorna, a bardziej wyniosła?
:
:)
4 stycznia 2013, 17:00
Byłam kilkakrotnie w Taize - wspomnienia z tych spotkań należą do najpiękniejszych.
P
poszukująca
4 stycznia 2013, 16:26
Fenomen wspólnoty Braci z Taize jest ogromny. Miałam wiele razy okazję przebywać u źródeł na południu Francji, a także uczestniczyłam w kilku spotkaniach Pielgrzymki Zaufania. Prostota i duch modlitwy, jakie emanują ze wspólnoty jest ogromnym potencjałem pokoju dla świata roznoszonego przez pojedynczych ludzi. A chyba o to chodzi....
NW
nie ważne kto
4 stycznia 2013, 14:37
O tak, jeśli chodzi o moje zdanie, to właśnie ta prostota i skromność są bardzo pociągające. Kiedyś miałam okazję być i w Taize i na zjeździe i właśnie tą skromność w zachowaniu, wystroju i naczyniach liturgicznych bardzo zapamiętałam, bardzo to sprzyja skupieniu i modlitwie, nie mówiąc już o przepięknych kanonach.