Taizé - czyli o Noblu bez cienia wątpliwości
Obserwuję działalność wspólnoty ekumenicznej z Taizé od lat. Myślę, że jeśli Komitet Noblowski chciałby przyznać nagrodę, która nie będzie budzić żadnych wątpliwości, to powinien docenić działalność braci z małej francuskiej wioski.
Ostatni tydzień spędziłem w Rzymie, gdzie mogłem po raz kolejny zobaczyć, jak wiele dla przyszłości Europy, pokoju na świecie, dialogu i jedności wśród chrześcijan robią naśladowcy brata Rogera. Nie działają w sposób spektakularny, nie szukają zainteresowania mediów, a odwalają ogrom roboty u podstaw. Nigdy nie zamierzali tworzyć jakiegoś wielkiego ruchu, a jednak lgną do nich młodzi ludzie z całego świata. Dlaczego tak się dzieje? Co jest największą wartością Taizé?
Pielgrzymka Zaufania Przez Ziemię, to nie jest przypadkowa nazwa. Bracia z niezwykłą konsekwencją i cierpliwością budują zaufanie między narodami i Kościołami. Nie wykorzystują do tego wielkich pieniędzy, nie mają zaplecza instytucjonalnego. Wszystko, co robią, jest zwyczajne i przepełnione pociągającą prostotą.
Co roku, kilka miesięcy przed planowanym spotkaniem, do miasta, w którym będzie się ono odbywać, przyjeżdża kilkunastu braci i około dwudziestu wolontariuszy. Ich praca to przede wszystkim spotkania z ludźmi. Chodzą od parafii do parafii, pukają do drzwi i pytają, czy dana wspólnota zechce przyjąć pielgrzymów. Każdy z nich odbywa kilkadziesiąt takich rozmów. Dzięki temu dziesiątki tysięcy młodych pielgrzymów znajduje gościnę u rodzin. W ten sposób dochodzi do przełamywania kolejnych barier. Zwykli Włosi, Francuzi czy Niemcy, poznają Czechów, Hiszpanów i Polaków. Tak buduje się prawdziwe zaufanie. Powoli i bez fajerwerków. Już od trzydziestu pięciu lat.
Warto pamiętać, że Taizé to nie tylko zimowe spotkania w wielkich miastach. Przez cały rok do małej burgundzkiej wioski przyjeżdżają tysiące młodych, by odnowić źródła swojej wiary, zatrzymać się na chwilę, modlić się w ciszy, poznawać drugiego człowieka i szukać dróg do pełnej jedności między chrześcijanami. Nie ma na świcie drugiego takiego miejsca.
Wspólnota z Taizé często trafia pod ostrzał krytyki. Najczęściej zarzuca się jej, że promuje bezsensowny typ ekumenizmu. Powtarza się zarzut, że oczywiście, można się razem pomodlić, ale lata mijają i nic z tego nie wynika. Nie zgadzam się z takimi tezami. Modlitwa jest jedną z najważniejszych przestrzeni życia osoby wierzącej. Jasne, że wspaniale by było, gdybyśmy potrafili się zjednoczyć w pełni, dojść do porozumienia na płaszczyźnie teologicznej i instytucjonalnej. Ale skoro to się nie udaje, to wspólna modlitwa właśnie jest tym, co powinniśmy robić.
Wróćmy jeszcze do spotkania w Rzymie. Dwa obrazy, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Pierwszy, to sylwestrowa noc w hali na Fiera di Roma. Kilka tysięcy ludzi wchodzi w Nowy Rok, modląc się o pokój na świecie i o jedność wśród chrześcijan. Czy zna ktoś piękniejszy i bardziej wartościowy sposób na rozpoczęcie Nowego Roku? Drugi, to spotkanie 1 stycznia w Bazylice św. Pawła za Murami i wspólne uroczyste wyznanie Credo. Około dziesięcuy tysięcy pięknych, radosnych, młodych Polaków. Coś niesamowitego.
Na tym samym spotkaniu można było zaobserwować scenę symboliczną, która może być podsumowaniem i wyjaśnieniem fenomenu Taizé. Tego dnia w Bazylice pojawili się ważni goście. Kilku biskupów i ambasador Polski przy Watykanie. Siedzieli oni na zdobionych krzesłach, obitych eleganckim czerwonym materiałem, a gdzieś między nimi, kucający na ziemi brat Marek (jeden z polskich członków wspólnoty). Nie chodzi mi o krytykowanie kogokolwiek za to, że zajmuje eksponowane miejsce. Te siedzenia były przecież dla nich przygotowane. Chodzi o ujmującą postawę brata, dla którego naturalne jest, że skoro wszyscy zwykli uczestnicy spotkania siedzą na zimnej posadzce, to on też tak może.
Taka jest cała wspólnota z Taizé. Bracia są wśród ludzi i dla ludzi. W ten sposób buduje się zaufanie. Ja bym im przyznał Nagrodę Nobla. Ale najlepsze jest to, że oni by go z pewnością nie przyjęli, bo nie szukają żadnych zaszczytów.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.
Skomentuj artykuł