Taki właśnie był nasz kardynał Franciszek

(fot. PAP/Jacek Bednarczyk)

Z Biedaczyną z Asyżu łączyło go nie tylko imię. Jak święty pochodził z kupieckiej rodziny, jak on zawstydzał pokorą i jak on poświęcił swe życie najbardziej potrzebującym. Wielu twierdzi, że także był mistykiem.

Spacerując malowniczą ulicą Wyspiańskiego w Krakowie, natrafimy pod numerem 11 na okazałą, choć dziś nieco sfatygowaną willę. To tu 20 maja 1927 roku urodził się Franciszek Macharski. Na posesji, obok domu rosną dwa dęby. To pamiątka narodzin dwóch braci: Władka i Franka. Ten pierwszy był bardzo żywy, sprawiał nawet wrażenie zawadiaki, drugi wręcz przeciwnie - najczęściej chodził zamyślony. Z biegiem lat niewiele się zmieniało.

Rodzinie Macharskich powodziło się znakomicie. Matka, Zofia z domu Pec, była krewną Albina Dunajewskiego, który pod koniec XIX w. był krakowskim biskupem. Ojciec odziedziczył kupiecki interes po wuju i jeszcze bardziej go rozwinął. Wystarczy powiedzieć, że słynna krakowska restauracja Hawełka należała przed wojną do rodu Macharskich. I to w niej ponoć Sienkiewicz wpadł na pomysł, jaki tytuł nadać jednej ze swych powieści. Kelner podał pisarzowi, który trzymał cygaro, tacę z obcinaczem i zapałkami, i powiedział: "Ogniem i mieczem, mistrzu".

Macharscy owszem, byli majętni, lubili otaczać się sztuką, ściany ich domu zdobiły piękne obrazy, ale nie żałowali pieniędzy na różne akcje charytatywne czy społeczne, między innymi na renowację zamku na Wawelu. Leopold i Zofia wychowywali czwórkę dzieci (prócz braci były jeszcze dwie siostry) w duchu pokory i otwartości, szacunku wobec innych. Do domu przychodziła guwernantka, która uczyła m.in. francuskiego, a dobrymi manierami zajmowała się bona. Z kucharką Zosią Macharscy tak bardzo się zżyli, że pochowano ją w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Rakowickim. Szacunek, którego rodzice nauczali, przejawiał się m.in. w tym, że przy stole nie wolno było grymasić, a guwernantce i bonie należało się posłuszeństwo. Wychowanie dało efekty. Siostry sercanki wspominały, że kardynał jadł wszystko, choć bardzo mało. Zastanawiały się nawet, czym metropolita żyje, skąd bierze energię.

DEON.PL POLECA

Rodzice uczyli swoje dzieci także kupieckiej oszczędności. Również skutecznie, bo skromność pozostała Franciszkowi do końca. Ks. Marek Głownia, niegdyś dyrektor ds. ekonomicznych Kurii Metropolitalnej w Krakowie, a obecnie proboszcz parafii św. św. Piotra i Pawła w Krakowie wspominał, że kiedy biskup Macharski wprowadzał się do kurii, to nie miał nawet radia. Z czasem je zakupił, ale do telewizora nie przekonał się nigdy. Kardynał nie otaczał się przepychem, a nawet zaskakiwał skromnością. Księża, którzy go znali, wspominają, że na jedno ze spotkań z kardynałem kilku proboszczów małopolskich parafii przyjechało mercedesami i bmw. Macharski zapowiedział im, że gdy następnym razem pojawią się w tak luksusowych autach, nie zostaną wpuszczeni. On sam jeździł na początku wołgą, a potem škodą.

Dzieci Macharskich otrzymały dobre wykształcenie. Franciszek uczęszczał do Szkoły Ćwiczeń przy Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim im. ks. Grzegorza Piramowicza w Krakowie. W roku 1939 ukończył szóstą klasę i zdał egzamin do Państwowego Gimnazjum im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie. W okresie okupacji kontynuował kształcenie w ramach tajnych kompletów (1939-1944), łącząc je z nauką w oficjalnie działającej Szkole Handlowej.

W maju 1945 roku zmarł Leopold Macharski, ojciec i jedyny żywiciel rodziny. Niedługo potem, również w maju, Franciszek - mimo wątłego zdrowia, co mogło być przeszkodą w uzyskaniu święceń - wstąpił do seminarium. Przyjmował go kard. Sapieha. Franciszek dość szybko odnalazł wśród seminarzystów pokrewne dusze: Karola Wojtyłę, Andrzeja Deskura i Mariana Jaworskiego. Wszyscy zostali z czasem biskupami i kardynałami. Franciszkowi święceń biskupich udzielił 6 stycznia 1979 roku Jan Paweł II, a kardynałem mianował go 30 czerwca 1979 roku.

Ta przyjacielska wspólnota między Franciszkiem a Karolem - mimo ewidentnych różnic w temperamentach (introwertyczny, nieco nieśmiały Franciszek i niezwykle dynamiczny Karol) - przeistoczyła się w swoistą wspólnotę ducha. Obaj później, jeden jako kardynał, a drugi jako papież, stali się wielkimi propagatorami kultu Bożego Miłosierdzia. To w dużej mierze dzięki kard. Macharskiemu powstało w Łagiewnikach sanktuarium, które w 2002 roku konsekrował Jan Paweł II. W programie Widziane z Franciszkańskiej kard. Franciszek mówił: "Nie umiem powiedzieć, kiedy po raz pierwszy poszedłem do Łagiewnik. Przypuszczam, że to było na początku lat sześćdziesiątych, że jeszcze wcześniej, niż zacząłem chodzić na dróżki kalwaryjskie, chodziłem do Łagiewnik, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Byłem takim nieliczonym przez nikogo pielgrzymem, niezwracającym uwagi, nie organizowałem żadnych pielgrzymek i tak udeptaliśmy tę ścieżkę". Na 25-lecie posługi biskupiej Papież napisał do kard. Franciszka: "Swoje biskupie świadectwo związałeś z przesłaniem o Bożym miłosierdziu. Jako zawołanie przyjąłeś słowa: «Jezu, ufam Tobie!». To zawierzenie miłosiernej miłości Boga też jest jakoś zakorzenione w dziejach świętego Stanisława. On wiedział, że taką właśnie miłość trzeba głosić, czynnie nieść ją potrzebującym, kiedy trzeba - w jej imię upominać, a w jej mocy wybaczać i uświęcać. Wiem, że tej świadomości nie brakuje i Tobie, a dziś rośnie ona również w kapłanach i wiernych, którzy również dzięki Twojemu staraniu mogą dziś nabywać jej u samego źródła - w łagiewnickim Sanktuarium" (cyt. za H. Wołącewicz, Kardynał Franciszek Macharski, Wydawnictwo M, Kraków 2014).

To posłanie jest chyba najlepszym streszczeniem życia Franciszka Macharskiego: "miłość, którą trzeba czynnie nieść potrzebującym". Za jego posługi w Krakowie (1979-2005) powstawały domy samotnej matki, rodzinne domy dziecka, zakłady opiekuńczo-lecznicze, poradnie psychologiczne i schroniska dla bezdomnych. W latach 80. wspierał internowanych, organizował msze za ojczyznę. Czynnie włączał się w pomoc poszkodowanym przez powodzie, ofiarom wojny w Rwandzie, uchodźcom z Czeczenii. Czy można po sobie pozostawić lepszy pomnik niż dzieła miłosierdzia?

W 2005 roku zakończył posługę metropolity krakowskiego. Gdzie mógł się udać człowiek, który tyle poświęcił dla innych? Zamieszkał u sióstr albertynek założonych przez bliskiego sercu Macharskiego Brata Alberta. Ich misję najlepiej streszcza zawołanie: "Wielką rzeczą jest człowiek" - każdy człowiek, nawet ten, który żyje na marginesie, którego inni odrzucili. Kardynałowi Franciszkowi ta postawa też była szczególnie bliska.

Swoje listy pasterskie kończył zwykle ciepłym: "Wasz Franciszek". Taki właśnie był nasz Franciszek.

Sławomir Rusin - mąż, ojciec, redaktor, z wykształcenia historyk. Uważa, że o wszystkim da się mówić/pisać "po ludzku". Lubi pracować z ludźmi, ale najlepiej odpoczywa w dzikich, leśnych ostępach. Interesuje się Wschodem (szeroko pojętym).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Taki właśnie był nasz kardynał Franciszek
Komentarze (7)
2 sierpnia 2016, 19:03
To wszystko piknie Panie wójcie. Pozwolę jednak przypomnieć, że... ...szwagrem kardynała Franciszka był nie kto inny jak Julian Polan-Haraschin:  1) morderca żołnierzy antykomunistycznego podziemia niepodległościowego po 1945 roku ( 65 wyroków śmierci), 2) kłamca i oszust (fabrykowanie lewych dyplomów na wydziale prawa UJ), 3) a na końcu konfident SB ( ostatni donos napisał na dwa tygodnie zanim się przekręcił; donosów napisal napraaawdę dużo :))) Później Macharski go nawet zabierał do Watykanu. Zresztą to on wprowadził tego bydlaka na krakowskie salooony... Wątpię aby, skądinąd poczciwy Franek, nie miał świadomości przed kim siostrunia rozkłada nogi... No, ale wicie rozumicie towarzyszu: MĄDROŚĆ ETAPU PRZEDE WSZYSTKIM!!!! :)))) Kto chce trochu się dokształcić w temacie polecam książkę Krystiana Brodackiego ,,Trzy twarze Juliana Haraschina''. Bye, bye
2 sierpnia 2016, 20:20
Kardynał sobie szwagra nie wybierał… A zamiast przytaczać życiorys kogoś innego niż Kardynał, lepiej zapoznać się z jego życiorysem. Bo jemu zarzucić nic nie można.
2 sierpnia 2016, 21:30
Hahaha... Leono droga... Kpisz czy o drogę pytasz? W Krakowie postać Haraschina była serdecznie znienawidzona przez wszystkie patriotyczne rodziny, żołnierzy podziemia i wszystkich przyzwoitych ludzi. Nie bez powodu mówiono o nim ,,krwawy Julek''. Wiesz w ogóle co to były Wojskowe Sądy Rejonowe po 45 roku?!!?!?! To były trybunały egzekucyjne na polskich patriotach i niepodległościowcach. A ten skur*@% syn działał w nim bardzo sprawnie i wykazywał się wzorową gorliwością. Leży to bydlę u nas na Rakowicach. Nawet palestra krakowska mu kwiaty przynosi. Dla III RP to symptomatyczne. Nie lubię takiego głupiego pieprzenia, że ktoś sobie czegoś nie wybierał. Nie uważam śp. kardynała za osobę upośledzoną umysłowo, więc sugerowanie, że ,,suchy Franek'' (jak go pieszczotliwie nazywaliśmy) nie mógł wyperswadować siostrze, że jej wybór jest wielce chybiony i przede wszystkim gorszący (lekko mówiąc) zakrawa na kpinę... Inna sprawa, że sam Haraschin rozpracowywał również śp. kardynała oraz Karola Wojtyłę. To tak gwoli dopowiedzenia. SB go generalnie ceniła jako szpicla.
2 sierpnia 2016, 22:15
Drogi Johnny cały czas piszesz o szwagrze i tu jeśli chodzi o szwagra masz 100% racji. Jednak nie do końca się z Tobą zgadzam, że Kardynał mógł wyperswadować siostrze jej wybór, tak to nie działa. Poza tym w tamtych czasach wiele było takich sytuacji i rodzin, w których np. jeden brat działał w AK, a drugi go zdradzał. Czy jeden działał w Solidarności a drugi był w PZPR. Ja osobiście znam wiele takich historii. Jeden drugiego barta nie potrafił przekonać do swoich poglądów. Teraz też mamy wiele podobnych historii, choćby historia dwóch barci Kurskich, którzy maja skrajnie odmienne poglądy. Czy możemy winić Jacka Kurskiego za poglądy jego brata??
3 sierpnia 2016, 09:39
Co do Kurskiego: Jacek się zachowuje prawidłowo i po prostu nie utrzymuje kontaktów ze swoim bratem - nawet w Wigilię ustawiają się tak, aby się nie spotkać w trakcie odwiedzin mamy. Postawa jak najbardziej prawidłowa.  Ale to w ogóle nie ten sam kaliber sprawy! Kardynał godząc się na wybór siostry niejako ,,wpuścił lisa do winnicy''. Haraschin już jako konfident SB donosił praktycznie na wszystko i wszystkich. Niestety to jest szerszy problem polskiego Kościoła, który nie chce się zmierzyć z przeszłością, a ta -choć generalnie ok - nie zawsze była jednak chlubna. Zresztą opór purpuratów wobec lustracji powinien dawać do myślenia.  Dzięki siostrze kardynała Haraschin wiedział praktycznie wszystko o sytuacji w Kurii Krakowskiej i okolicach. Nie wierzę, żeby do Macharskiego nie dochodziły głosy kim jest Julek! Przecież pół miasta wiedziało!  I tak oto ,,suchy Franek'' wpuścił mordercę na pokoje biskupich pałaców...
3 sierpnia 2016, 10:52
Jak napisał w swojej książce ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Ks. Macharski nie wiedział o roli szwagra, nigdy nie dopuszczał Haraschina do poufnych spraw Kościoła. A ten najbardziej donosił na kardynała Macharskiego. Druga sprawa, masz rację zło można spotkać również i w kościele. Agentura ruska chciała rozbić kościół w Polsce od zewnątrz i od wewnątrz. Nie mnie to oceniać, mam zbyt małą wiedzę na ten temat. Ze złem mierzymy się do tej pory wszędzie, nawet w kościele. Choćby przykład, z czym musiał się zmagać papież Benedykt XVI czy papież Franciszek (sprawa księdza Krzysztof Charamsa). Myślę, że jednak żyjemy naprawdę w trudnych czasach. Trzecia sprawa, wciąż chciałabym się odnieść do Twojego zdania, „że Kardynał mógł wyperswadować siostrze jej wybór”. Tak jak wspomniałam wcześniej, tak to nie działa, bo każdy z nas ma wolną wolę. Nawet choćby do siostry Kardynała przyszedł cały episkopat Polski, ba a nawet papież myślę, że nie wpłynęłoby to na jej wybór.
Grzegorz Kramer SJ
2 sierpnia 2016, 11:39
Dzięki!